Wstałam wcześnie jak na sobotę. Nawet chętnie. Od rana zabrałam się za przepisywanie haiku do tomiku. Później przygotowałam śniadanie i zrobiłam sobie kawę z syropem z koniczyny. Koniczyna czerwona jest dobra dla kobiet w okresie klimakterium. Ja co prawda problemów z tym nie mam żadnych, ale pić nie zaszkodzi. Dieta wczoraj była zachowana, ale znowu zjadłam ogórki kiszone więc waga wzrosła, bo napuchłam. Menu na dziś: jogurt do picia, schab pieczony w piekarniku w ziołach 15 dkg, sałata z odrobiną śmietany i piórkami cebuli, duże jabłko, chleb chrupki z rzodkiewką i ogórkiem. Kalorie podbiję pepsi, którą Krzysiek kupił wczoraj, a której nie potrafie się oprzeć choć wiem, że to zdrowe nie jest. W przyszłym tygodniu już będzie mineralna. Muszę kupić nową sokowirówkę to bym sobie robiła sok z marchwi i jabłek. Nie mam też blendera. Mam już dietę z Vitalii.
Dziś po południu Krzysiek idzie już do pracy. Dniówkę będzie miał ciężką jak zawsze w sobotę. Pewnie wróci zmęczony i wściekły. Jak to dobrze, że ja nie muszę do pracy chodzić. Wolę pracę dorywczą i w domu nawet jeśli pieniędzy jest mniej. Nie muszę za to domowych pieleszy opuszczać i nie denerwuję się.
Po południu będę miała oczywiście trochę ruchu o ile pogoda pozwoli. Mam zamiar iść plewić w porzeczkach czarnych, które w zeszłym roku rozmnożyłam i wyściółkować bób. Porzeczki rosną choć tak duże jeszcze nie są jakbym chciała i przez to często trzeba obok plewić, żeby słońce dochodziło...