Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kropecka

kobieta, 41 lat,

158 cm, 52.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 stycznia 2022 , Komentarze (15)

Hej,

Korzystając z wolnego czasu kontynuuję swoją opowieść :) Mój M. ma dzisiaj dyżur w pracy, wraca wieczorem i dopiero wtedy wybieramy się na nasze ulubione "combo", czyli 1 godzinka na siłowni, potem basen i termy a na końcu saunowanie :) Stało się to ostatnio naszym małym rytuałem i jak tylko spotykamy się w weekendy to przynajmniej 1 dzień poświęcamy na taką aktywność :) Uwielbiam to!

Wracając do historii, oto ciąg dalszy...

Gdy usłyszałam diagnozę, że mój M. ma nowotór złośliwy zrobiło mi się słabo. Jak to? Przecież dopiero się odnaleźliśmy, całe życie na niego czekałam a teraz coś tak potwornego ma mi go odebrać? Jednocześnie próbowałam zachować zimną krew i sprawiać przed nim wrażenie, że jestem przekonana, że wyjdzie z tego i będzie wszystko dobrze. Nawet siliłam się na drobne żarty w stylu "przynajmniej włosy nie wypadną Ci w czasie chemii, bo już jesteś łysy". Nie, nie byłam wcale przekonana, że będzie OK. W głębi serca byłam totalnie przerażona, gdy go nie było płakałam w poduszkę, nie mogłam myśleć o niczym innym. W głowie mi się nie mieściło, że zdrowy, potężny, aktywny mężczyzna nosi w sobie coś takiego, co może go zabić w przeciągu krótkiego czasu. 

Dodatkowo M. zakomunikował mi stanowczo, że jeśli jego terapia nie przyniesie skutku przy pierwszym podejściu to on się podda i nie będzie walczył, że chce korzystać z życia do ostatniej chwili a nie spędzić czas na wyniszczającym leczeniu. Chciałam uszanować jego decyzję a jednocześnie moje serce mówiło mi, że muszę walczyć o niego do końca, choćby nie wiem co. 

Jeśli chodzi o leczenie to miało ono odbywać się w miejscowości, w której mój M. pracował dotychczas (jako ratownik medyczny miał do tego szpitala lepszy dostęp, co w czasie pandemii było dość ważne). Była to radioterapia (chemia w przypadku tego nowotworu nie pomaga). Na naświetlania miał stawiać się codziennie rano w swoim szpitalu. Oznaczało to, że nie może już dłużej ze mną mieszkać i musi z powrotem przeprowadzić się do miejscowości, w której pracował. Wynajęliśmy wspólnie mieszkanie i tak zaczęła się nasza droga do wyleczenia. Kosztowało mnie to sporo wysiłku zarówno emocjonalnego, finansowego (utrzymanie dwóch miejsc, mojego domu i wynajętego mieszkania) jak i takiego czysto organizacyjnego. Musiałam pogodzić życie w moim dotychczasowym domu, opiekę nad moimi dziećmi, pracę na nocną zmianę (o mojej pracy opowiem w kolejnych wpisach) oraz w miarę jak najczęstsze przyjazdy do jego miejscowości, aby się nim opiekować i go wspierać.

Leczenie zaczęło się w lutym 2021 r. i miało potrwać 6 tygodni, czyli jakoś do połowy marca. Ten okres wspominam dość mgliście, cały czas byłam w rozjazdach, wykończona dodatkowo nockami, których nie miałam kiedy odespać. Waga oczywiście w tym czasie rosła z uwagi na totalnie rozregulowany tryb życia. M. z dnia na dzień czuł się coraz gorzej, pierwsze dni były spoko, nie odczuwał żadnych negatywnych skutków naświetleń, później jednak zaczęło go boleć, ślinianka przestała pracować, więc przełykanie pokarmów sprawiało mu problemy, dodatkowo miał poparzenia na twarzy. Jego nastrój był fatalny, mój nie lepszy.

Terapia zakończyła się w marcu 2021. Byliśmy w tym czasie już mega zmęczeni wszystkim. Na całe szczęście (odpukać), badania po terapii wskazały dobre wyniki. Brak śladu nowotworu w miejscu leczenia, brak przerzutów, dobre wyniki krwi itp. To, że los oszczędził mu wycieńczającego, wielomiesięcznego leczenia to dla mnie cud, bo wiem, że on po pierwszej serii by się poddał. Chyba ktoś jednak wysłuchał moich modlitw i błagań. Do dnia dzisiejszego badania wychodzą "czyste", mam nadzieję, że ta wstrętna choroba już nigdy nie powróci.

Dodatkowo w czasie robienia rezonansu magnetycznego okazało się, że mój M. ma ogromną torbiel w mózgu wypełnioną płynem. Ta torbiel zajmuje prawie całą lewą półkulę, przez co jego mózg musiał się zmieścić w tej drugiej. Nie wpłynęło to dotychczas na jego funkcjonowanie, gdyby nie badanie nawet by o tym nie wiedział. Lekarze stwierdzili, że nie warto z tym nic robić a ja do dnia dzisiejszego czasami rzucę mu tekst "ty półgłówku" ;)

Informacja o raku spowodowała, że musieliśmy ponownie przeorganizować nasze życie, również po leczeniu. Ponieważ M. dotychczas pracował na kontrakcie, oznaczało to, że praktycznie pozostanie bez środków do życia jak będzie musiał skorzystać ze zwolnienia lekarskiego w czasie leczenia. Tutaj naprzeciw wyszła mu jego przełożona, która zaproponowała zamianę kontraktu na umowę o pracę, dzięki czemu będzie miał wynagrodzenie chorobowe. Ta zmiana oznaczała jednak, że po powrocie do pracy nie mógł już sobie ustawiać grafikow wg. własnego uznania, a co za tym idzie nie mógł wrócić z powrotem do mieszkania ze mną w moim domu, bo jego grafiki są rozłożone na cały tydzień. Moje marzenie o wspólnym zamieszkaniu nie spełniło się a tęsknota związana z rozłąką towarzyszy mi do dnia dzisiejszego i stanowi jeden z ważniejszych probemów, nad którymi staram się pracować. 

To tyle na dzisiaj, reszta w kolejnym wpisie :) 

28 stycznia 2022 , Komentarze (21)

Heja,

W pierwszej kolejności chciałabym Wam mega podziękować dziewczyny za ciepłe przyjęcie "z powrotem". Bardzo miło wrócić na stare śmieci i usłyszeć tyle pozytywnych słów :) Prosiłyście o streszczenie,co się działo ze mną przez ostatnie lata, więc postaram się to trochę opisać, jednocześnie wracam do opisywania i pokazywania aktualnych efektów w dążeniu do zdrowej i zadbanej sylwetki (trochę przestawiło mi się myślenie, przestałam być aż taką perfekcjonistką jak kilka lat temu ;)) Ostrzegam, że będzie długo :)

Część 1 - uczucia, związek :)

Na Vitalię przestałam zaglądać w momencie, gdy moje życie obróciło się o 180 stopni. Dotychczas poukładane, wręcz książkowe (długoletni mąż, dzieci, budowa domu, dobra praca itp) legło w gruzach z chwilą, gdy mój już ex mąż zakomunikował mi, że nie czuje się ze mną szczęśliwy i że ode mnie odchodzi (po 18 współnych latach). Przyznam, że był to dla mnie ogromny szok, zaczęliśmy być razem jak mieliśmy po 17 lat. Szok związany z "utratą" całego dotychczasowego dorosłego życia, połączony z poczuciem winy co do moich synów (to nie tak miało być, mieli wychowywać się w pełnej rodzinie) był ogromny. 

Jednocześnie jedną z pierwszych moich reakcji na nagłe pozostanie samą była myśl, że zawsze ciekawiło mnie o co chodzi w tych aplikacjach randkowych (Badoo, Tinder, Sympatia). Będąc w związku nigdy nie pokusiłam się o ich sprawdzanie, bo i po co? Zostając sama mogłam z czystym sumieniem zaspokoić swoją ciekawość i jedcześnie spróbować oderwać swoje myśli od tego, co będzie ze mną dalej. NIe planowałam żadnego nowego związku, nawet nie za bardzo miałam ochotę na randkowanie. No ale plany planami a rzeczywistość swoje. Tak więc po 4 dniach od rozstania (4 dniach po 18 latach wspólnych, czujecie?) zaczęłam rozmawiać z pewnym mężczyzną. Nie wiem co to było, o co chodzi, ale wszystko się zgadzało, mieliśmy podobne doświadczenia w życiu, podobne poczucie humoru, lubiliśmy te same książki, muzykę itp. To było niesamowite, jakbym spotkała drugą wersję siebie ale w postaci mężczyzny. Zaczęłam mu się zwierzać, codziennie z nim rozmawiać telefonicznie i co tu dużo mówić wpadłam po uszy. Wiem, że możecie to uznać za absurd, bo ja tego człowieka nawet na oczy nie widziałam, ale jak dzwonił albo pisał to czułam ciarki na całym ciele. W tamtym czasie jego wsparcie spowodowało, że cierpienie związane z rozstaniem z mężem praktycznie od razu wyparowało. Jedynym problemem było to, że mieszkaliśmy w dwóch różnych miastach oddalonych od siebie o 200 km.

No ale nic nie może być takie łatwe i przyjemne jak się na początku wydaje. Doszło do naszego pierwszego spotkania (na Woodstocku). Moje wszelkie nadzieje i uczucia zostały wystawione na ciężką próbę, gdy mój znajomy po spędzonym wspólnie dniu zaczął się wycofywać, tłumacząc to tym, że jednak po ostatnim swoim rozstaniu nie jest jeszcze gotowy na nic nowego. Serce mi pękło. Dwukrotne odrzucenie w ciągu jednego miesiąca (tak to wtedy traktowałam, nie umiałam sobie racjonalnie wytłumaczyć, że nowy mężczyzna był dla mnie praktycznie obcą osobą) rozwaliło mnie totalnie. Zaczęłam totalnie chudnąć, nie spałam, nie jadłam, generalnie totalna katastrofa. Próbowałam wyrzucić go sobie z głowy, co było o tyle trudne że nadal utrzymywaliśmy kontakt, tylko że typowo koleżeński. Postanowiłam żyć dalej, umawiać się na randki z innymi (teraz wiem, że powinnam dać sobie więcej czasu na samotność, żeby nauczyć się doceniać samą siebie). 

W momencie gdy zaczęłam umawiać się z innymi, mój "kolega" nagle zaproponował spotkanie. Nie umiałam odmówić, chociaż lęk, niepewność i wszystkie złe uczucia we mnie krążyły. Spotkaliśmy się i tak zaczęła się nasza wspólna przygoda, która trwa do dzisiaj. Nie było łatwo, on również na terapii musiał przepracować sobie swoje trumy, ja starałam się go wspierać, chociaż wielokrotnie uruchamiało to we mnie uczucia strachu przed odrzuceniem, przed byciem niekochaną itp. Dużo opisywania, więc pominę pewne szczegóły. Ponieważ mieszkaliśmy w różnych miejscowościach, ja ze względu na dzieci i pracę nie mogłam się przenieść do niego a on ze względu na swoją pracę nie za bardzo miał możliwość zamieszkać u mnie, to nasz związek był (i nadal jest) tzw. związkiem na odległość. Przyjeżdżaliśmy do siebie w każdej wolnej chwili (głównie w weekendy) i powoli budowaliśmy naszą relację. 

W międzyczasie, w sierpniu 2020 wzięłam rozwód (bardzo szybko i bezproblemowo z obu stron). 

Po roku wspólnego spotykania się postanowiliśmy zamieszkać razem w moim domu. Wiązało się to z pewnym przeorganizowaniem jego zobowiązań zawodowych, ale byliśmy dobrej myśli. Przeprowadził się do mnie we wrześniu 2020 r. nadal większość czasu spędzając poza domem (jego praca wiąże się z dyżurami, czasami kilka dni pod rząd, dodatkowo ma dzieci z poprzedniego małżeństwa, które również odwiedza w ich rodzinnej miejscowości oddalonej ode mnie o 500 km). 

W okolicach października mój partner wyczuł u siebie guzka pod lewym uchem. Ponieważ ma dostęp do opieki medycznej z racji wykonywanego zawodu, to dość szybko to zbadał i została podjęta decyzja o zabiegu usunięcia. Lekarze zapewniali, że w 99% te guzki są łagodne, ale że warto je usunąć, żeby nie rosły bardziej i nie przeszkadzały. W listopadzie była operacja, wycięty guzek poszedł do badania histopatologicznego. Niedługo przed świętami, w grudniu 2020 r. mój partner kończąc dyżur w pracy odebrał swoje wyniki i skonsultował je z lekarzem. Pamiętam do dzisiaj jak wrócił rano przerażony i zapłakany, bo okazało się, że ten guzek wcale nie był łagodny.

Moje życie po raz kolejny legło w gruzach...

To narazie tyle, resztę opiszę w kolejnym poście, żeby Was nie zanudzić.

A to dzisiejsze zdjęcia po porannym treningu. Jestem z siebie dumna, że potrafię się zebrać i zmotywować rano mimo takiej okropnej pogody na zewnątrz. Obecnie chciałabym zmniejszyć objętość swoich ud, bo nie wchodzę w żadne stare spodnie :)

Pozdrawiam i do niedługiego usłyszenia :)

27 stycznia 2022 , Komentarze (42)

Heja :)

Nie było mnie tu wieki, ostatni wpis w lipcu 2019 roku czyli zaraz po tym jak moje nowe życie się zaczęło :) W międzyczasie wydarzyło się milion rzeczy, zarówno tych cudownych, poznałam najcudowniejszego człowieka na świecie, dostałam awans w pracy. studia podyplomowe na kierunku "Coaching itp.) jak i naprawdę przerażających (próba samobójcza mojego nastoletniego syna, nowotwór mojego partnera). Wagowo u mnie było różnie, po dość sporym wychudzeniu związanym z przejściem rozstania doszłam znowu do wagi, która mnie męczyła i powodowała niską samoocenę - 56 kg. Od listopada wzięłam się za siebie, zaczęłam chodzić na siłownię, zmotywowałam się trochę i jest lepiej. Obecnie 53.5 kg, ale jak na razie jestem z siebie zadowolona, tym bardziej, że mam już rocznikowo 39 lat, więc cudów nie ma co oczekiwać ;) No i co to by był za wpis bez fotki, więc wrzucam i pozdrawiam wszystkich, którzy tu zajrzeli :)

21 lipca 2019 , Komentarze (27)

Hej,

Minęły 3 tygodnie od rozstania a ja już całkiem nieźle się ogarnęłam. To zasługa bliskich mi osób, które wspierały mnie w trudnych chwilach. 

Teraz zaczynam myśleć o sobie. Wyciągnęłam ostatnio z szafy moje sukienki, których od dawna nie nosiłam. Chyba do nich wrócę 

Z rozpędu kupiłam sobie jeszcze jedną :)

Na treningi chodzę regularnie. Moja trenerka to cudowna osoba, można powiedzieć że zaprzyjaźniłyśmy się. Mega mi pomogła w ostatnich dniach ogarnąć się psychicznie.

A dzisiaj taka piękna pogoda, że poszłam się opalać. Po ostatniej wyprawie na kajaki mam tak beznadziejnie opalone nogi, że przed wakacjami muszę to jakoś wyrównać :)

6 lipca 2019 , Komentarze (34)

Jak już pewnie cześć z Was czytała na forum, w ostatnia niedzielę moje dotychczasowe życie leglo w gruzach. Po 18 latach związku mój mąż zakomunikowal mi, że już mnie nie kocha, nie jest ze mną szczęśliwy i odchodzi. Nie będę pisać przez co przechodziłam przez ostatnie dni i jak bardzo boli świadomość, że osoba, która była dla Ciebie najważniejsza na świecie (oprócz dzieci) nagle staje się Twoim wrogiem.

Otrzymałam od wielu osób mega wsparcie, dzięki temu łatwiej mi to wszystko ogarnąć, ale nie wiem ile zajmie mi pogodzenie się z tą nową rzeczywistością. To wszystko wydaje się nierealne, jak koszmar senny.

W kilka dni, mimo normalnego jedzenia schudłam 1,5 kg i to chyba jedyny plus tej sytuacji. Dzisiaj wracają dzieci z wakacji, trzeba im o rozstaniu powiedzieć... Serce mi pęka na samą myśl...

10 czerwca 2019 , Komentarze (10)

Heja,

Melduję się po prawie 2 miesiącach od ostatniego wpisu. Jeśli chodzi o formę, to muszę powiedzieć że jestem zadowolona. Dzięki treningom i odpowiedniej diecie w tamtym tygodniu ujrzałam na wadze 51,2 kg! Teraz jest pewnie więcej, bo w weekendy zawsze waga mi rośnie. 

Dodatkowo pomiary na wadze ze składem ciała wskazały  spadek tłuszczu i wzrost masy mięśniowej. Cieszy  mnie to, dzięki temu odzyskuję większą pewność siebie :)

Pozostała mi jeszcze walka z trądzikiem, czekam na 1-szy dzień cyklu, żebym mogła rozpocząć branie tabletek przepisanych przez mojego gina. Mam nadzieję, że poskutkują.

Dzisiaj wzięłam wolne w pracy i spędziłam 5 godzin u fryzjera :o Zrobiłam sobie keratynowe prostowanie włosów. Chodziło to za mną od dawna i wreszcie się przełamałam. Generalnie chciałam móc przestać codziennie używać prostownicy i niszczyć swoje włosy. Poniżej efekt przed i po. Narazie jestem zadowolona, zobaczymy za kilka dni, kiedy będę mogła je umyć i wysuszyć w warunkach domowych :) Zdjęcia dzielą 3 dni. 

Przed (po wyprostowaniu prostownicą)

Po:

28 kwietnia 2019 , Komentarze (4)

Hej, 

Jestem coraz bardziej zadowolona z efektów ćwiczeń i jedzenia. Co prawda waga nie spadła jakoś wyjątkowo, wczoraj zobaczyłam 53,2 ale i tak mam wrażenie, że zaczęłam coś widzieć :) Zostały mi jeszcze 2 dni diety pudełkowej. Od maja zaczynam sama gotować jako że stałam się szczęśliwą posiadaczką Lidlowej wersji Thermomixa i przygotowanie posiłków zaczęło mi przynosić frajdę :)

13 kwietnia 2019 , Komentarze (3)

Hej,

Jakiś czas nie pisałam, bo nie było co. Mimo ćwiczeń waga rosła, 2 tygodnie temu stanęła na poziomie 55,5 kg co powodowało moje rozdrażnienie i demotywację. Postanowiłam spróbować z dietą pudełkową. Wybrałam 1500 kcal - 5 posiłków dziennie. Pierwszego tygodnia schudłam 1,5 kg, natomiast jedzenie było bardzo słabe, dlatego w ostatnim tygodniu zmieniłam firmę. Zmiana okazała się strzałem w dziesiątkę, jedzenie pyszne, zdrowe i takie, po którym nie czuję się głodna a jednocześnie chudnę średnio 200-300 g dziennie. Obecnie dzisiaj rano na wadze zobaczyłam 53,4 kg. Jeszcze z 2 kg i będzie idealnie :)

Mój jadłospis w tym tygodniu wyglądał następująco:

Poniedziałek:

Ś: Pasta z jajka z chrzanem i koperkiem + 2 kromki chleba żytniego

II Ś: Koktajl truskawkowo-pomarańczowy

O: Pieczeń z indyka w sosie pieczarkowo-cukiniowym z kaszą bulgur

P: Humus z buraka  marchewka

K:  Łosoś pieczony na szpinaku z pomidorem i kukurydzą oraz sosem jogurtowym

Wtorek:

Ś: Owsianka pomarańczowo-kokosowa z musem mango, borówką, kiwi i granatem

II Ś: Brokuł z mozzarellą, suszonym pomidorem i prażonym słonecznikiem

O: Ciecierzyca curry z ryżem jaśminowym

P: Krem z pomidora z czarnuszką

K: Tuńczyk na szpinaku z pomidorem, ogórkiem i sosem jogurtowym

Środa:

Ś: Omlet z brokułem i szynką

II Ś: Świeże truskawki z orzechami nerkowca

O: Risotto z groszkiem i cukinią oraz marchewką, kurczak z pepperonatą

P: Brownie z batata z orzechami oraz sos mango

K: Lasagne ze szpinakiem, pomidorami i serem lazur

Czwartek:

Ś: Twaróg z rzodkiewką, szczypiorkiem, pomidorkiem + 2 kanapki z chleba żytniego

II Ś: Sałatka z gruszki, ogórka, granatu i świeżej bazylii

O: Wołowina po chłopsku z kaszą pęczak

P: Budyń jaglany kakaowo-bananowo-kokosoy

K: Gniocchi z pieczarkami i polędwiczkami wieprzowymi

Piątek:

Ś: Pasta z jajka z rzodkiewką + 2 kromki chleba żytniego

II Ś: Koktajl truskawkowo-malinowo-pomarańczowy

O: Tofu w warzywach smażonych z komosą ryżową

P: Humus ze szpinakiem, kalarepą i marchewką

K: Kuskus z fasolą szparagową, kurczakiem S-V, sosem jogurtowym z mango

Jedzenie dostarczone codziennie rano do mojej pracy. Już się nie mogę doczekać kolejnego tygodnia :)

Jeśli chodzi o moje zdrowie to odebrałam ostatnio badania krwi. Robiłam morfologię i badania hormonów. Anemia zatrzymała się i na razie hemoglobina jest nieco poniżej normy. Natomiast mam bardzo niski poziom progesteronu co może uzasadniać zarówno moje krwawienia międzymiesiączkowe i trądzik. Muszę iść do lekarza aby przepisał mi tabletki. 

16 marca 2019 , Komentarze (13)

Hej, postanowiłam napisać aktualizację, ponieważ powoli zaczynam zauważać efekty moich ćwiczeń. Mimo, że waga nadal nie spadła jakoś wyjątkowo (waha się w granicach 53,7 - 54,5), to dzięki ćwiczeniom moje ciało wygląda lepiej. No i przyzwyczaiłam się do nich, jak ich nie ma to czuję się jakoś dziwnie.

Zabiegi lipolizy na brzuch raczej niewiele mi dały, bolały za to bardzo. Tak więc wracam do tradycyjnych metod :) Diety praktycznie nie trzymam zbyt wielkiej, ale nie chcę znowu popaść w manię cięcia kalorii, bo nie wyszło mi to ostatnio za dobrze. Zresztą ciągle zmagam się z powracającą anemią, a zdrowie ważniejsze.

W pracy dużo się dzieje, w domu też. Rodzina nam się powiększyła o dwóch nowych członków, tak więc nie mam się ostatnio jak nudzić. Jestem wręcz zmęczona tempem życia i z chęcią bym sobie odpoczęła.

Zdjęcie "chłopaków" już w sumie nieaktualne, bo sprzed miesiąca. Dużo podrośli od tego czasu.

I ja z dzisiaj. Pierwszy dzień @, więc nienajlepszy czas na robienie zdjęć, ale w tygodniu nie ma kiedy..

7 grudnia 2018 , Komentarze (8)

Hej,

Znowu dawno nie pisałam, ale na razie w sumie nie mam się czym pochwalić. Mimo regularnych treningów personalnych od 17 października, udało mi się schudnąć jedynie 1,5 kg (obecnie waga wskazuje 54,5 - 54,8). Poszło z tłuszczu trochę, mięśni nie przybywa :/ 

W międzyczasie w listopadzie brałam przez 10 dni mocny antybiotyk na bakterię Helicobacter, co spowodowało, że spadków żadnych nie miałam. Zobaczymy, może teraz się coś w końcu ruszy. 

Dodatkowo zdecydowałam się na zakup pakietu 3 zabiegów lipolizy iniekcyjnej na dolną partię brzucha. Mam tam od zawsze irytująco wystającą oponkę, która nie chce za żadne skarby zejść. Poczytałam trochę o tym zabiegu i zdecydowałam się spróbować. Wczoraj miałam pierwszy zabieg, dzisiaj brzuch mi spuchł i jest obolały. Czekam na pierwsze efekty, jeśli będą, wrzucę porównanie. 

Po raz kolejny w tym roku zmieniłam pracę, a raczej wróciłam do poprzedniej. W poniedziałek zaczęłam, więc już pierwszy tydzień za mną. Cieszę się ze zmiany, ale jestem zmęczona tym rokiem. Za dużo stresu i nerwów. Liczę na to, że 2019 będzie spokojniejszy.