Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kropecka

kobieta, 41 lat,

158 cm, 52.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 czerwca 2022 , Komentarze (7)

Hejka,

Pytacie mnie w komentarzach jak wygląda moja obecna dieta i plan treningowy rozpisany przez trenera. Postaram się trochę to opisać, ale ostrzegam, że będzie długo :)

Jeśli chodzi o dietę, to tak jak pisałam w poprzednim wpisie, zmienia się ona z tygodnia na tydzień w zależności od postępów (lub ich braku). Generalnie baza jest ta sama, ale jak np zwiększamy redukcję, to w posiłku mam odjęty np tłuszcz, albo węglowodany, żeby zmniejszyć kaloryczność.

Dieta składa się z 4 posiłków dziennie, osobno rozpisana na dni treningowe i nietreningowe (w treningowe mam więcej kcal). 

Gdy zakupiłam u trenera usługę dostałam do wypełnienia ankietę, oprócz podania wzrostu, aktualnej wagi i trybu życia miałam za zadanie z podanej dość długiej listy przykładowych posiłków określić, które z nich smakowałyby mi a które nie. Dzięki temu w diecie dostałam propozycje posiłkow, które nie zawierają składnikow nie smakujących mi. 

Poczatkowo dieta zakładała 1800 kcal w dni nietreningowe i 2000 kcal w treningowe, ale z czasem została zmodyfikowana aby podwyższyć deficyt kaloryczny, z uwagi na to, że waga zatrzymała się w miejscu.

Obecnie mam 1415 kcal w dni nietreningowe i 1818 kcal w treningowe. Potem kaloryczność będzie stopniowo zwiększana. 

Zalety tej diety:

  • posiłki mogę jeść w dowolnej kolejności (za wyjątkiem posiłku potreningowego, który w dni treningowe powinnam jeść jak sama nazwa wskazuje po treningu :))
  • pora jedzenia posiłków jest dowolna, nie ma znaczenia czy dany posiłek zjem o 5 rano czy o 22 wieczorem. Sama decyduję kiedy jestem głodna i kiedy mam czas na zjedzenie
  • posiłki są mega szybkie do przygotowania
  • na każdy posiłek mam przygotowane 3 różne propozycje dań z dokładnym rozpisaniem makr i kaloryczności. Mogę też na podstawie podanych danych skomponować sobie sama posiłek z jedynym zastrzeżeniem, żeby makra się zgadzały i nie były przemieszane. Ponieważ ja lubię rutynę, to z tych propozycji praktycznie upatrzyłam sobie po 1 posiłku i systematycznie go przygotowuję, ale jak ktoś lubi rożnorodność to może zmieniać sobie codziennie
  • proponowane dania są bardzo szybkie i mało skomplikowane w przygotowaniu. Zależało mi na tym, bo nie mam dużo czasu na ich przygotowanie i nie jestem też wybitną kucharką. Z czasem udoskonalam swoje dania tak, żeby mi bardziej smakowały :)
  • praktycznie wszystkie produkty mogę bez problemu kupić w jednym sklepie (ja zakupy robię zwykle w Lidlu lub Biedrze, jedynie platki ryżowe muszę kupowac w innym markecie, bo w tych nie ma)
  • Mam rozpiskę zamienników danego składnika, więc jeśli w przepisie mam makaron a w danym dniu mam ochotę np na ziemniaki, to widzę dokładnie co mogę zamienić na co i w jakich ilościach

Produkty, z których zrezygnowałam

Przechodząc na tę dietę bałam się, że nie dam rady zrezygnować z produktow, których używałam do tej pory na codzień. Jednak przyszło mi to zadziwiająco łatwo i teraz mi ich nie brakuje:

  • masło - w mojej diecie obecnie go nie ma. Są natomiast inne tłuszcze, typu oliwa, olej kokosowy czy masło orzechowe. Jeśli mam na posiłek kanapki, to zwykle zamiast masła kładę twaróg i go dobrze przyprawiam, przez co nie odczuwam braku masła.
  • żółty ser - zastąpiony chudym twarogiem albo serem mozarella w zalewie (do tostów)
  • mleko 3.2% - do tej pory zawsze stosowałam mleko pełnotłuste, obecnie zarówno do kawy jak i do pozostałych dań używam mleka 0.5% i nie czuję większej różnicy :)
  • pieczywo pszenne - zastąpione pełnoziarnistym. Kupuję takie, które mi smakuje i nie czuję pociągu do bułek pszennych, które do tej pory jadłam
  • cukier - tutaj nastąpiła duża zmiana. Zamiast używania tradycyjnego cukru przeszłam na jego zamienniki, zawierające 0 lub minimalną ilość kcal. Przez kilka tygodni używałam erytrytolu, ponieważ nie zawiera żadnych kcal, ake ostatnio moim hitem stał się ten oto produkt, który kupuję w sklepie ze zdrową żywnością. Jest genialny, w przeciwieństwie do erytrytolu nie ma gorzkiego posmaku i naprawdę niewielka ilość potrafi posłodzić mi kawę, herbatę albo słodkie dania.

Produkty, które na codzień są mi potrzebne do przygotowywania posiłków:

  • Twaróg chudy - ja kupuję w Lidlu. Kupuję go hurtowo, bo potrzebny jest do wielu posiłków z diety :)
  • Skyr naturalny - też sporo go schodzi :)
  • Mozarella w zalewie - do tostów
  • Chuda wędlina - ja kupuję polędwicę sopocką, bo to jedyna wędlina jaką lubię
  • Warzywa - takie jak lubicie, ja kupuję paprykę, pomidora, ogórka, ogórki kiszone i małosolne, mix sałat i cebulę i czasami kukurydzę z puszki do tortilli
  • Mleko 0.5% - do koktajli i kawy
  • Owoce: banany, truskawki
  • Płatki ryżowe/jaglane/owsiane - ja z reguły używam ryżowych
  • Śmietanka 30% do koktajlu potreningowego
  • Odżywka białkowa lub izolat - ja zwykle kupuję na siłowni, smak dowolny :)
  • Jajka
  • Masło orzechowe
  • Oliwa i olej kokosowy
  • Wiórki kokosowe i płatki migdałów
  • Pierś z kurczaka
  • Placki tortilli pełnoziarniste
  • Chleb tostowy pełnoziarnisty oraz pieczywo pełnoziarniste (ja kupuję albo chleb "pełne ziarno" z Biedronki albo taką płaską kwadratową bułkę w Lidlu :))
  • Przyprawy: sól, pieprz, cynamon, przyprawa do twarogu, przyprawa do kurczaka
  • Jogurt natualny
  • Ketchup Kotlin 60% mniej kalorii
  • Kakao

Napoje:

  • woda - staram się jej pić więcej, nie zawsze mi to wychodzi :)
  • kawa, herbata
  • napoje typu "zero" - lepiej nie pić jak się nie musi, ale ja np co jakiś czas piję energetyka albo colę (do drinka w weekend).

Mój przykładowy jadłospis na dzień nietreningowy:

Śniadanie:

Uwielbiam i zwykle sobie robię placuszki twarogowe z masłem orzechowym i do tego kawa z mlekiem

Czas przygotowania: 5 min

Kcal: 334 B: 32g W: 8g T: 20g 

Składniki:

- twaróg chudy - 50g

- odżywka (izolat białkowy) - 10g

- jajko całe - 1 szt

- masło orzechowe - 30g

Przygotowanie:

Twaróg, odżywkę i jajko blenduję w blenderze na gładką masę. Żeby były słodsze dosypuję szczyptę tego pyłku, o którym pisałam wcześniej. Nagrzewam patelnię i wylewam na nią masę tworząc 3 małe placuszki. Zarumieniam z jednej i drugiej strony, zdejmuję z patelni i na talerz nakładam łyżeczkę masła orzechowego. 

Początkowo jak zobaczyłam ten przepis i ilość masy na ciasto byłam przekonana, że takie placuszki starczą mi na pół godziny i będę dalej głodna. Ale o dziwo po tym posiłku bez problemu wytrzymuję 3 godziny a czasem nawet więcej (w zależności czy mam zajęty dzień).

II śniadanie

W przepisie są kanapki z serkiem na słodko, ale ponieważ ja nie lubię kanapek na słodko, a nie chciało mi się pisać do trenera o zmianę dania, to zrobiłam swoją wersję tego posiłku, zachowując kaloryczność. Ja ją nieco przekraczam, bo bułka, której używam ma około 100g a przepis mówi o 60g pieczywa, ale trudno :)

Czas przygotowania: 5 minut

Kcal: 282 kcal B: 30g W: 41g T: 1g

Składniki:

- Pieczywy pełnoziarniste - 60g

- Twaróg chudy - 50g

- Skyr - 50g

- Odżywka białkowa - 10g

- Truskawki - 100g

Przygotowanie:

Z pierwotnego przepisu na słodkie kanapki rozdzieliłam to na dwa mini posiłki, które jem w tym samym czasie. Najpierw robię sobie bułkę z twarogiem, czyli biorę 50g twarogu i 10g skyru, dodaje cebulę, przyprawę do twarogu, sól i kładę na bułkę. Na wierzch dodaję ogórka. Następnie robię sobie mini deserek i mieszam pozostałą ilość skury (40g) z odżywką białkową i do polewam tym słodkim sosem truskawki. 


Posiłek 3

Nie nazwę tego obiadem, bo przy poprzedniej wersji miałam tutaj ziemniaki z kurczakiem i warzywami a obecnie po zmniejszeniu kaloryczności dostałam te same posiłki co na danie numer 1. Żeby się jednak nie powtarzać, to zwykle na 3 danie przygotowuję 2 albo 3 wariant czyli albo pastę jajeczną z twarogiem i warzywami albo sałatkę z makrelą. Podam może przepis na pastę jajeczną :)

Czas przygotowania: 5-10 minut

Kcal: 347 B: 30g W: 12g T: 20g

Składniki:

- jajka - 2 szt

- ser twarogowy chudy - 50g

- awokado - 55g

- chuda wędlina - 25g

- warzywa - 200g

Przygotowanie:

Ostatnio przygotowalam to w nieco innej formie. Zrobiłam sobie 2 jajka na miękko. Twaróg wymieszałam z 10g oliwy (zamiast awokado) i plasterkiem pokrojonej w kosteczkę polędwicy. Do tego oczywiście 200 g warzyw, czyli ogórki małosolne, paseczki żółtej papryki i pomidorki koktajlowe. 

Jeśi chcę przygotować pastę to jajka gotuję na twardo i blenduję je po przyprawieniu na gładką masę. Można dodać do niej np cebuli itp, jak kto lubi. Gdy jajka zblendowałam z twarogiem to ta pasta mi trochę zbyt rozlazła wyszła, dlatego teraz twaróg jem osobno i jajka osobno :) 


Kolacja

Mój ulubiony posiłek z całego nietreningowego dnia, czyli tosty z poledwicą i mozarellą :)

Czas przygotowania: 10 minut

Kcal: 435 B: 30g W: 44g T: 15g

Składniki:

- chleb tostowy pełnoziarnisty - 75g (wychodzą 3 kromki)

- wędlina (u mnie polędwica sopocka) - 3 plasterki - 50g

- mozarella w zalewie - 65g (ja biorę połowę opakowania)

- warzywa - 200g

Przygotowanie:

Na kromki chleba tostowego kładę polędwicę, pokrojony w plasterki chleb tostowy. Do tego kroję w kosteczę cebulę i posypuję nią kanapki. Dodaję też na wierzch bazylię albo świeżą albo suszoną, sól i pieprz. Kanapki wsadzam do mikrofali z opcją grillowania/zapiekania i grzeję aż się zarumieni i ser się rozpuści.

Na tosty dodaję sałatę, ogórka i pomidora. Dodatkowo obok mam jeszcze ogórki małosolne/kiszone i paprykę, ale jak kto woli. Do kolacji robię sobie kawę z mlekiem. 


To by było na tyle jeśli chodzi o dzień nietreningowy. Generalnie W diecie jest jeszcze kilka innych posiłkow do wyboru, ale ja sobie upatrzyłam te konkretne. Jutro wstawię screena z dokładną rozpiską.

Dodatkowo, jak jestem w Poznaniu, to zaraz niedaleko mojego mieszkania jest cudowna kawiarnia: Fit Cake, w którym można znaleźć pyszne ciasta bez dodatku cukru. Zawsze tam zaglądam i zamiast np 3 posiłku kupuję sobie pyszne ciasto z kawą. Dzisiaj pewnie też tam zajrzę to Wam pokażę :) Ciasta te mają podaną rozpiskę odnośnie kcal i makr, więc wybieram zawsze te, które mniej więcej pasują do posiłku z diety, który pomijam,

Jutro opiszę Wam dietę na dzień treningowy i powiem conieco o samym treningu :)

W razie pytań, służę pomocą :)

29 czerwca 2022 , Komentarze (6)

Hej,

W komentarzu do poprzedniego wpisu dostałam pytanie, jaki trenig obecnie stosuję, czy korzystam z trenera itp, więc mając chwilkę odpowiadam :)

W 2019 roku, krótko przed rozstaniem z mężem nawiązałam współpracę z trenerką personalną - Kasią. Trenowałam u niej 2 x w tygodniu powoli widząc efekty. To, że ją poznałam to było jakieś zrządzenie losu, ponieważ po rozstaniu dała mi ona mega wsparcie i mogę powiedzieć, że stała się moim powiernikiem i przyjaciółką. Niestety trudne emocjonalnie momenty oraz początek pandemii i lockdown, a także ciąża Kasi spowodowały, że zaprzestałam u niej trenować.

Potem w czasie pandemii praktycznie nic nie robiłam, co niestety odbiło się na mojej sylwetce. Z czasem zaczęło mi to przeszkadzać i po zdjęciu obostrzeń przełamałam się i poszłam na siłownię. Było to pod koniec poprzedniego roku jakoś. Początkowo chodziłam tam 1-2 razy w tygodniu, w zależności od czasu i chęci. Nie miałam sprecyzowanego planu treningowego, sama na podstawie wcześniejszych ćwiczeń z Kasią ustaliłam sobie, które ćwiczenia najbardziej lubiłam i starałam się je powtarzać. Efekt jednak nie był jakiś super, może niewielkie ujędniernie, ale waga nadal praktycznie nie s

padała i poziom tkanki tłuczczowej był spory. Nie mieściłam się w żadne ciuchy sprzed 3 lat, więc wrzuciłam je do wielkiego wora i schowałam na "lepsze czasy". 

Oczywiście nie miałam takiej prawdziwej motywacji, dużo niefajnych rzeczy działo się w moim życiu co dawało mi świetne wymówki, dlaczego nic ze sobą nie robię. Do tego tłumaczyłam sobie, że wiek nie ten i to na pewno przez to nic mi nie idzie :) Stopniowo jednak zaczęłam wkręcać się w siłownię i pojawiałam się w niej coraz częściej. Pomagało  mi to w tęsknocie za moim partnerem a także w czasie gdy się widzieliśmy we wspólnym spędzaniu czasu, o czym pisałam w poprzednim wpisie.

Pod koniec kwietnia stwierdziłam, że to trochę słabe, że mimo że spędzam na siłowni sporo czasu to efeky są mierne i że skoro i tak poświęcam temu czas, to może powinnam się za to lepiej zabrać. Akurat jakoś na FB czy IG pojawiło mi się ogłoszenie zdalnego trenera personalnego z dużą ilością polubień, który za stałą kwotę miesięczną u

stala plan treningowy i rozpisuje dietę pomagając dojść swoim podopiecznym do celu.

Pomyślałam, że spróbuję i zobaczę, czy to zadziała. Dokładnie 11 maja dostałam rozpiskę z dietą i treningiem na siłowni i przystąpiłam do pracy "na poważnie" :) Co prawda trener nie towarzyszy mi przy ćwiczeniach, ale dla mnie to dobre wyjście, ponieważ mam nienormowany czas pracy i na siłownię wybieram się wtedy, kiedy akurat mi pasuje, więc umawianie się na treningi z drugą osobą byłoby dla mnie kłopotliwe.

Ćwiczę 4 razy w tygodniu, czyli co drugi dzień.

Co tydzień wysyłam mu raport ze swoich postępów wraz ze zdjęciami sylwetki a on na tej podstawie modyfikuje mi dietę lub trening. 

Pomiary wyjściowe w dn. 11.05 to było 

Waga: 56.3 kg, 

Ramię: 24 cm

Pas: 70 cm

Udo: 54 cm


W dniu dzisiejszym, 29.06.2022, czyli 1.5 miesiąca później:

Waga: 53.4 kg (- 2.9 kg)

Ramię 23 cm (- 1 cm)

Pas: 64 cm (- 6 cm)

Udo: 51.5 cm (- 2.5 cm)

Miałam chwilę zwątpienia, gdy waga poszła w jednym tygodniu w górę i trener obniżył mi liczbę kalorii, ale ostatecznie jestem bardzo zadowolona z efektu. Planuję jeszcze schudnąć z 1.5-2 kg, chociaż już teraz jestem zadowolona z tego co widzę w lustrze :)

Jeśli chodzi o mój trening to składa się on z 10 minutowej rozgrzewki na orbitreku, następnie 3 supersety, każdy po 3 ćwiczenia na każdą partię ciała powtarzane x 3 i po ćwiczeniach siłowych jeszcze 15 minut aerobów i 5 minut interwału na rowerku (można wybrać dowolnie, ale ja biegać nie lubię, więc wolę rowerek :)) Łącznie wychodzi 1.5h co drugi dzień.

Moje dzisiejsze selfie z kibelka na siłowni, żeby nie było za dużo tekstu :)


Jak chcecie więcej informacji dawajcie znać w komentarzach :)

28 czerwca 2022 , Komentarze (5)

Hejka,

Dzisiaj dalszy ciąg rozmyślań o tym, co daje mi siłownia i regularna aktywność, oprócz oczywiście zmiany w wyglądzie. 

Osoby, które czytały mije poprzednie wpisy wiedzą zapewne, że po odejściu mojego męża w krótkim czasie poznałam najcudowniejszego człowieka na świecie. Za niecały tydzień minie nam 3 lata od poznania. 

Zwiazek ten oprócz cudownych momentów przynosił mi również te ciężkie. Z uwagi na to, że z różnych względów jest to związek na odległość, to dominującym uczuciem, które towarzyszyło mi na codzień w mijajacych latach była przeraźliwa tesknota, taka która nie raz powodowała wieczorami płacz do poduszki. Moje życie toczyło się od weekendu do weekendu, a dni pomiędzy wydawaly się wiecznością. 

To się jednak mocno zmieniło, odkąd zaczęłam regularnie chodzić na siłownię. Dzięki niej czas w tygodniu mija mi dużo szybciej i przyjemniej a satysfakcja z tego, że robię coś tylko dla siebie powoduje, że w weekendy gdy się spotykamy jest jeszcze cudowniej. 

Kolejnym plusem jest to, że wyjscie na siłownię (często połączone z basenem i saunami) stało się również naszym pomysłem na wspólne spędzanie czasu. To jest naprawdę super, że oboje czerpiemy radość z możliwości wspólnego wyjścia i ćwiczenia, a wspieranie się razem w dążeniu do osiągnięcia celów cementuje nasz zwiazek. 

Poniżej jedno z naszych wspólnych siłkowych zdjęć zrobione kilka miesięcy temu 😊


27 czerwca 2022 , Komentarze (11)

Hej,

Dzisiejszy wpis z kategorii tych refleksyjnych. Osoby, które kojarzą mnie sprzed lat wiedzą, że nawet jeśli podejmowałam jakieś aktywności, to zawsze stroniłam od siłowni i cięższych ćwiczeń, nigdy nie mogłam zrozumieć zjawiska uwalniania się endorfin i tego niby poczucia radości po wysiłku. 

Gdy mój świat się zawalił, idąc po kolei: rozstanie z mężem po 18 latach, nowotwór mojego ukochanego partnera i próba samobójcza mojego syna, poczułam całkowitą utratę kontroli nad moim życiem. Dni mijały, ja się trzymałam na zewnątrz ok, ale w środku byłam po prostu przerażona każdym kolejnym dniem i tym co mi przyniesie. Dodatkowo zaniedbałam się fizycznie co powodowalo u mnie dodatkowe lęki i niepewność. 

Korzystam z terapii, żeby lepiej sobie radzić, ale zauważyłam, że odkąd się przełamałam, poszłam na siłkę i zaczęłam o siebie dbać, czuje się lepiej. Poczułam te endorfiny, poczułam też, że odzyskuję kontrolę nad swoim życiem, że przynajmniej w obszarach na które mam wpływ dbam o siebie i nie odpuszczam. Zmniejsza to mój lęk przed nadchodzącym dniem i powoduje, że czuję się dumna z siebie. To dla mnie najlepszy motywator 🙂

Życzę Wam wszystkim znalezienia w sobie takiej wewnetrznej motywacji i siły, każdy z nas ją ma, tylko czasami nie umiemy jej wydobyć . 





23 czerwca 2022 , Komentarze (12)

Hej,

Wstałam dzisiaj przed 5 rano, ostatnio budzę się tak wcześnie i nie mogę zasnac. Korzystajac z czasu poszlam na silke od rana, zeby skonczyc dzisiaj pracę wcześniej i zdążyć na zakonczenie szkoly mojego mlodszego syna. 

Koniec podstawowki, kiedy to zlecialo, niedawno go urodziłam a teraz chodzę z nim na silownie i mogę o wszystkim pogadać 🙂 Nie wiem w co się ubrać, wymyślilam taki stroj i chyba go zostawię, nie mam sily na kombinowanie. Co myślicie? 


A tu, żeby nie było ze sciemniam, zdjęcie z synem na silce 😉




21 czerwca 2022 , Komentarze (15)

Hej!

Chciałabym bardzo podziękować za Wasze miłe komentarze pod moim ostatnim postem. 

Ja dzisiaj już po treningu. Waga cały czas mi się waha w granicach 54-54.7. Dostałam @ więc pewnie dlatego znowu wzrost. 

Pod moim ostatnim postem na forum, w którym porównywałam siebie z ta sama waga sprzed 10 lat bez ćwiczeń i obecnie znalazło się kilka komentarzy o tym, że obecnie utracilam talię. Wydaje mi się, że może zdjęcie było zrobione z takiej perspektywy, bo talia nadal u mnie występuje. Na dowód zdjęcie z dzisiaj 😉

Wiem, że każdy ma inny gust i nie wszystkim podobaja się wysportowane sylwetki. Ja jednak mimo że waga prawie nie spada czuje się coraz lepiej, może to te endorfiny 😉

Ten pamiętnik ma dla mnie duża wartosc, od 10 lat do niego wracam i często przeglądam sobie poprzednie wpisy, żeby zobaczyć jak moje życie się zmienia na przestrzeni lat. I wiecie czego się nauczyłam? Że nawet nie zdajemy sobie sprawy jak silne jesteśmy i jak wiele potrafimy przetrwac. Mimo ciężkich ostatnich lat nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne. Mam najcudowniejszego partnera na świecie i cudownych synow i to jest dla mnie najwazniejsze. 

Na koniec jeszcze zdjęcie pleców, bo też mi się coraz bardziej podobają 🙂



17 czerwca 2022 , Komentarze (10)

Hej,

Po moim ostatnim powrocie miałam pisać na bieżąco, ale niestety nie wyszło. Miałam dużo tematów na głowie i jakoś brak nastroju do pisania.

Od lutego zmieniło się trochę. 3 tygodnie temu ukończyłam studia podyplomowe na kierunku "Coaching". Rozpoczęłam już pracę z moimi pierwszymi klientami i coraz bardziej mnie to nakręca :)

Jeśli chodzi o dietę i ćwiczenia, to wzięłam się za siebie, bo mimo że chodziłam na siłownię, to efekty były cały czas niewielkie. W maju wykupiłam dietę i plan treningowy i wzięłam się za siebie. Mimo, że waga nie spada jakoś super, to i tak jestem zadowolona  tego co widzę. Zdjęcie sprzed chwili, sorki za niewyjściowe tło, ale to mieszkanie jest cały czas w remoncie.

Jeśli chodzi o sytuację z chłopakami, to starszy syn nadal zmaga się z chorobą. Niestety nie zaliczył klasy i będzie ją powtarzał, ale to nie jest teraz najważniejsze. Ja chodzę na terapię i udaje mi się znaleźć większy dystans do tego wszystkiego.

Pozdrawiam i życzę udanego, gorącego weekendu :)

1 lutego 2022 , Komentarze (14)

Hej,

Jak zawsze dzisiejszy poranek spędziłam na siłowni. Daje mi to kopa na resztę dnia i pozwala zmniejszyć tęsknotę za M. Zbliża mi się @ więc czuję się napuchnięta :( Zamówiłam sobie ostatnio nowy kostium kąpielowy. Przyszedł dzisiaj, przymierzyłam i średnio mi się spodobało jak w nim wyglądam :/ No cóż, poczekam jeszcze aż skończy mi się @, może wtedy zmienię zdanie :)


A teraz dalszy ciąg wpisu o tym, jak mój syn po próbie samobójczej trafił do szpitala psychiatrycznego.

Oddział młodzieżowy w szpitalu psychiatrycznym, do którego trafił mój syn był przepełniony. Dlatego już od wejścia miał powiedziane, że jego łóżko i rzeczy będą znajdowały się na korytarzu. Nie muszę chyba mówić, że dodatkowo go to wkurzyło i zniechęciło do pobytu tam.

Po pierwszej nocy pojechałam do niego w odwiedziny oraz zawieźć mu potrzebne ciuchy i jedzenie. W szpitalu obowiązują duże restrykcje, ciuchy nie mogą mieć żadnych sznurków ani metalowych części, tak więc zarówno buty jak i spodnie musiały mieć wszystko wyjęte. Dzieci nie mogą używać telefonów komórkowych. Jedzenie musi być fabrycznie zapakowane a opakowania nie mogą przekraczać 150g.

Był poirytowany, nadal zły na mnie, że go tam zawiozłam, ale w miarę spokojny. Okazało się, że na 31 dzieci na oddziale pracuje jedynie 2 lekarzy, którzy przyjeżdżają 2 razy w tygodniu. W międzyczasie dzieci praktycznie są pozostawione same sobie. Tak więc przez pierwszy tydzień jego pobytu na oddziale praktycznie nie miał żadnej konsultacji psychiatrycznej ani psychologicznej. Był to dodatkowo okres świąteczny (1 listopada), więc tym bardziej nic się nie działo. 

Syn szybko jednak zaprzyjaźnił się z innymi dzieciakami z oddziału. Niestety historie z jakimi te dzieci trafiają do szpitala czasami przyprawiają o ciarki na plecach. 90% z nich się samookalecza, dzieci przywiązywane są pasami do łóżka lub przebywają w izolatce w momencie napadów autodestrukcyjnych. 

Szpital nie ma oddzielnego pokoju odwiedzin, więc w momencie kiedy przychodziłam na wizytę, siedzieliśmy na jadalni na której kręciły się również dzieciaki z oddziału. Zaobserwowałam wtedy jak bardzo wrażliwe i otwarte są te dzieci. 

Możliwość odwiedzin miałam przez pierwsze 2-3 dni, potem z uwagi na sytuację covidową oddział został zamknięty a odwiedziny zakazane. W tym czasie też mój młodszy syn złapał covida, co dodatkowo mnie zdołowało.

Jedyny kontakt jaki mogłam utrzymywać z synem to był telefon, na który można było zadzwonić w określonych godzinach. Były dni, w których nie dało się tam dodzwonić. Wszystkie nasze rozmowy z reguły sprowadzały się do pytania syna kiedy będzie mógł stamtąd wyjść. Po niecałych 2 tygodniach wprowadzono mu leki, które bierze do dnia dzisiejszego. On twierdzi, że nie widzi żadnego ich działania, ani na plus ani na minus. 

Konsultację z psychiatrą jako matka miałam tylko raz, telefonicznie. Po niecałym miesiącu zapadła decyzja o wypisaniu syna do domu. W dzień wypisu stawiliśmy się na konsultacji z panią doktor wspólnie z byłym mężem. Powiedziała, że u syna nie zdiagnozowano żadnej choroby psychicznej a jedynie epizod depresyjny. Od razu dostaliśmy skierowanie na terapię dla syna, terapię rodzinną oraz na dalsze leczenie psychiatryczne,

Po wyjściu ze szpitala czułam się trochę zagubiona, nie wiedziałam co dalej, jak mam z nim postępować, rozmawiać, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Po kilku dniach wrócił do szkoły. Pani wychowawczyni zapewniała, żeby nie przejmował się tym, że ma zaległości i złe oceny, że jak wróci to powoli wyjdzie na prostą, będzie nadrabiał kartami pracy itp. Ta, jasne. Pierwszego dnia po powrocie klasa dostała do napisania sprawdzian z j. polskiego, z którego oczywiście złapał od razu kolejną 1. Byłam zła, zastanawiałam się w jaki sposób ma go to zmotywować do czegokolwiek.

Ale nie to było najgorsze. Okazało się, że mój syn w czasie pobytu w szpitalu zakochał się w jednej dziewczynie. Nie byłaby to zła informacja gdyby nie to, że po około tygodniu od jego wyjścia i ich wspólnego spotykania się, dziewczyna ta trafiła z powrotem do szpitala po raz szósty! Myślałam, że serce mi pęknie, jak wyobraziłam sobie co może mój syn czuć w takim momencie. Byłam przekonana, że ta sytuacja i ogólnie ich relacja raczej nie pomoże mu w dojściu do zdrowia. Nie myliłam się. 

Dziewczyna przebywa w tym szpitalu już 2 miesiące. W tym czasie mój syn dzwoni do niej codziennie (chociaż jego próby losowo są odrzucane i czasami ma przekazywane, że ponieważ nie jest nikim z rodziny to nie może z nią rozmawiać). Jeździł też do niej kawał drogi, żeby porozmawiać z nią przez okno. Naprawdę daje jej mnóstwo wsparcia, co zważywszy na jego własny stan jest dodatkowym obciążeniem emocjonalnym. 

Niestety, mimo terapii, mimo mnóstwa rozmów widzę, że jego stan każdego dnia się zmienia. Wczorajszy dzień był znowu przytłaczający dla mnie, mimo tego, że staram się pozytywnie podchodzić do wszystkiego. Spojrzałam w dziennik elektroniczny i okazało się, że mimo tego, że codziennie rano budzę go do szkoły, mimo tego, że ma zdalne nauczanie, to ostatni tydzień znowu zawalił. Chodził na 1-2 lekcje a z pozostałych uciekał. Przeprowadziłam z nim kolejną dłuugą rozmowę, z której nic nie wynika. On nie widzi sensu w niczym, nie myśli o przyszłości, jest przekonany, że nic w życiu mu się nie uda.

Po długiej rozmowie wyciągnęłam od niego informację, że doszły do niego słuchy, że ta jego ukochana go zdradza w tym szpitalu. Nie wnikam czy to prawda czy nie, wiem jednak, że to co się obecnie dzieje ma ogromny wpływ na jego psychikę i totalnie hamuje jego proces leczenia. Niestety nie mam na to żadnego rozwiązania, mogę jedynie się temu przypatrywać, zapewniać go, że w każdej chwili jestem dla niego i liczyć na cud i na to, że odzyska wiarę w siebie i marzenia. 

To tyle jeśli chodzi o moją opowieść związaną z synem. W kolejnym wpisie zajmę się milszymi tematami, czyli co działo się ze mną jeśli chodzi o moją sferę zawodową i szkolną :)

Jeszcze raz dziękuję za ogromne wsparcie z Waszej strony. Pisanie o tym pozwala mi w jakiś sposób odreagować złe emocje, tak więc jesteście dla mnie poniekąd terapeutkami :)

31 stycznia 2022 , Komentarze (32)

Hej,

Dzisiaj rano zaliczyłam siłownię. Od razu lepiej się poczułam. Zmierzyłam się też, chociaż tych wymiarów bardzo się bałam. Wygląda to tak:

Biust: 88

Talia: 63

Brzuch: 68

Biodra: 90

Uda: 51

Łydki: 31

Źle nie jest, ale może być lepiej, szczególnie jeśli chodzi o uda. Biodra urosły, ale ćwiczę też sporo na pośladki i są nieco większe niż kiedyś :)


A tymczasem kontynuuję relację związaną z chorobą mojego syna.

Tak jak już pisałam w poprzednim wpisie, pierwszą naszą reakcją na próbę samobójczą mojego syna było zawiezienie go na izbę przyjęć najbliższego szpitala psychiatrycznego. Wsadziliśmy go w auto i pojechaliśmy.

Pamiętam wszystko jak przez mgłę, bo byłam w takim szoku, że ciężko mi było się skupić. Czekając na wejście do gabinetu byłam świadkiem zdarzenia, które na długo zapadnie mi w pamięć.

W gabinecie siedziała matka z może 9-10 letnią dziewczynką. Początkowo nic nie było słychać, pewnie standardowy wywiad. Dziecko było spokojne. W pewnym momencie usłyszeliśmy, że pani lekarka mówi, że dziecko będzie musiało zostać na oddziale. Dziewczynka początkowo cicho zaczęła mówić, że ona nie chce, że chce zostać z mamą. Z każdą chwilą była coraz bardziej zdenerwowana, aż w końcu zaczęła dość głośno płakać. Kilka minut później z gabinetu wyprowadziło ją dwóch sanitariuszy, taką kruchą, w koszulce nocnej, bosą. Dziewczynka wyrywała się i krzyczała, musieli złapać ją za ręce i nogi żeby ją utrzymać. 

Krzyczała do idącej za nią zapłakanej matki "nienawidzę Cię, że mnie tu zostawiasz". Do tej pory jak o tym myślę, to łzy napływają mi do oczu. 

W końcu po około 1-2 godzinach czekania, późnym wieczorem weszliśmy do gabinetu. Zaczał się standardowy wywiad lekarski, na którym syn potwierdził swoje myśli samobójcze i to, że trwają one już jakiś czas. Ponieważ połknął tabletki, to standardową procedurą było skierowanie go do normalnego szpitala na obserwację. Nie przyjęli nas więc tego dnia. Syn karetką został zabrany do drugiego szpitala, my pojechaliśmy tam za nim. 

Na izbie spędziliśmy kolejne kilka godzin zanim nas przyjęli. Ostatecznie zrobili synowi test na covida, położyli go w sali obserwacyjnej i kazali dowiadywać się następnego dnia co dalej.

Nie pamiętam tej nocy, prawdopodobnie większość przepłakałam. Rano obudziłam się, spakowałam kilka rzeczy dla syna i pojechałam go odwiedzić. Rozmawiałam z jego lekarką, która stwierdziła, że czekają na wyniki jego badań, jak tylko przyjdą i będą OK to go wypiszą. Jednocześnie warunkiem, żebym mogła tam z nim siedzieć było zrobienie przeze mnie testu na covida. Zgodziłam się i zostałam wpuszczona do sali, na której leżał.

Siedzieliśmy tam wiele godzin, nikt nas o niczym nie informował, po czym wieczorem okazało się, że zmieniła się lekarka, która stwierdziła, że mimo dobrych wyników ona go zostawia na kolejną noc w szpitalu. Mi nie pozwolili wyjść, stwierdzając, ze jak wyjdę to już mnie do niego ponownie nie wpuszczą.  Nie miałam przy sobie nic, ani na przebranie, ani do jedzenia. Położyli nas na oddziale patologii noworodków (Sic!). W jednej malutkiej salce leżała matka z nowonarodzoną córeczką, ojciec z 2-3 letnią dziewczynką i ja z moim 15-letnim synem, który jeszcze wczoraj chciał odebrać sobie życie.

Gdy zasnął a ja patrzyłam na niego, takiego bezbronnego, wymęczonego, zrezygnowanego, leżącego w tym łóżku, w głowie przewijały mi się wszystkie obrazy, od jego narodzin, pierwszych kroków, tego jak bardzo staraliśmy się o dziecko i jaka byłam szczęśliwa jak zobaczyłam 2 kreski na teście. Płacz, ból głowy, zmęczenie, przerażenie, to pamiętam z tamtego momentu. Jedyne o czym marzyłam to obudzić się, żeby okazało się, że to wszystko było złym snem.

Rano, po nieprzespanej nocy (spałam skulona na krześle dostawionym przy szpitalnym łóżku) otrzymaliśmy informację o tym, że nas wypiszą. Jednak kierownik tego oddziału chciała przeprowadzić z nami rozmowę. Zgodziłam się, chociaż gdybym wiedziała w jakim kierunku ona się potoczy, to pewnie bym zrezygnowała.

Usiedliśmy w pokoju w obecności tej lekarki (starsza kobieta) oraz dwóch młodych uczących się lekarzy. Bez żadnej wstępnej rozmowy z synem ani ze mną pani doktor przeszła do rzeczy, oznajmiając mi, że ona uważa, że tak naprawdę to co zrobił mój syn to moja wina i wskazuje to na zaniedbanie rodzicielskie z mojej strony. Wstrząsnęło mną to, moja i tak niska pewność siebie legła w tym momencie w gruzach, wpadłam w histerię. Na moje pytanie po czym ona tak wnioskuje stwierdziła, że wie to z doświadczenia, poznała to po wieku mojego syna i po lekach jakie połknął (połknął to co znalazł w apteczce, czyli Ibuprom, jakieś witaminy, probiotyki, coś na przeziębienie). Postraszyła dodatkowo, że jeśli sytuacja się powtórzy ona to zgłosi do sądu i będę mieć nad sobą kuratora. 

Wyszłam stamtąd zdruzgotana, bo tak naprawdę od samego początku tego zdarzenia czułam się winna, że nie zauważyłam niczego wcześniej, że nie ochroniłam mojego dziecka. Ale to dobiło mnie całkowicie, jeszcze długi czas po tym zdarzeniu musiałam to przepracowywać na swojej terapii.

Wyszliśmy i prosto z jednego szpitala pojechaliśmy z powrotem na izbę przyjęć do psychiatryka. Tym razem, oczywiście po kilku godzinach czekania został przyjęty. Wymęczony po poprzednim szpitalu nie był już jednak tak dobrze nastawiony do wizji zamknięcia go w kolejnym. O ile w dniu zdarzenia prosił mnie o pomoc i zawiezienie go do szpitala, o tyle tego dnia zaczął już mówić, że chcemy go tam zamknąć jak w więzieniu, że gdyby nam na nim zależało, to byśmy tego nie robili itp. Sytuacja podobna do tej z małą dziewczynką z początku wpisu, tylko na "dojrzalszym" poziomie. 

Nie uległam, byłam przekonana, że na tamten moment to najlepsze co możemy zrobić dla niego. Dziś już takiej pewności nie mam, ale o tym będę pisała w kolejnym wpisie. 

Chciałabym Wam jednocześnie podziękować za słowa wsparcia jakie od Was otrzymuję. To dla mnie dużo znaczy, jesteście kochane!


30 stycznia 2022 , Komentarze (34)

Hej,

Koniec weekendu, a więc powrót od mojego M. do domu. Weekend spędzony aktywnie, choć nie widzieliśmy się za dużo :( Wczorajsze "combo" udane :) Zaliczyliśmy siłownię, basen i sauny :)

Jestem strasznie podjarana, bo mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy i które od roku powoli remontujemy zaczyna przypominać miejsce, w którym można mieszkać :) Oto kawałek kuchni, w której dzisiaj zawisły obrazki :) 

Po chorobie nowotworowej, w kwietniu 2021 r. M. wrócił do pracy na etacie i zaistniała konieczność znalezienia sobie jakiegoś miejsca do mieszkania. Dotychczasowo wynajmowane mieszkanie było zbyt drogie, abyśmy byli w stanie ponosić jego koszty. M. znalazł jednak ogłoszenie o starym mieszkaniu w kamienicy, dostępnym za odstępne, w którym można mieszkać wiele lat, robić remonty a jednocześnie czynsz do właściciela jest niewielki (750 zł miesięcznie). Gdy weszłam do  tego miejsca po raz pierwszy chciało mi się płakać. Było tam okropnie i praktycznie wszystko do zrobienia od zera. Powoli jednak, małym kosztem i własną pracą próbujemu zrobić z niego miejsce, w którym spędzimy nasze wspólne lata :)


A teraz pora na dalszą część mojej historii.

Dzisiejszy wpis będzie dotyczył ciężkiego dla mnie tematu, czyli nieudanej (na szczęście) próby samobójczej i depresji mojego 15-letniego syna. 

Po rozstaniu z mężem najbardziej bałam się tego, jak zniosą to moi synowie. Mieli wtedy 13 i 11 lat, czyli wchodzili pomału w wiek dojrzewania. Bałam się konsekwencji tego wszystkiego. Jednocześnie od samego początku założylam sobie, że moje dzieci nie będą nigdy częścią jakichkolwiek przepychanek i nieporozumień między mną i moim byłym mężem. Rozstaliśmy się więc we względnej zgodzie, bez problemu ustaliliśmy podział opieki nad nimi oraz wszystkie kwestie organizacyjne. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

Chłopaki też całkiem dobrze to wszystko znieśli. Z wiekiem zaczęli się robić coraz bardziej kontaktowi i otwarci. Starszy syn, dotychczas mocno zamknięty w sobie wydawał się zadowolony i coraz bardziej dojrzały i otwarty. No właśnie, wydawał się, bo prawda okazała się inna.

Bez problemu skończył 8 klasę, mimo tych wszystkich perturbacji związanych z pandemią, zdalnym nauczaniem itp. udało mu się zdać egzamin i dostać do wybranej szkoły średniej. Dodatkowo odnosił duże sukcesy sportowe. Podstawówka, do której chodzili chłopcy to szkoła sportowa. Okazało się, że starszy syn ma predyspozycje do szybkich biegów na krótkich dystansach. Zaczął wyjeżdzać na obozy sportowe, intensywnie trenować. We wrześniu 2021 wystartował na Mistrzostwach Polski juniorów w biegu na 100 m. Byłam z niego mega dumna (nadal jestem).

W pewnym momencie jego motywacja do trenowania jednak upadła, zaczął opuszczać treningi, na co reagował jego trener. Na jednym ze wspólnych spotkań stwierdził, że chce jednak trenować i zobowiązał się do systematycznego uczęszczania na zajęcia. Kupił sobie nawet profesjonalne buty do biegania za uzbierane pieniądze. Po tygodniu jednak przyszedł i powiedział, że jednak nie chce już trenować. Uszanowałam jego decyzję, nie chciałam wywierać na niego presji, chociaż było mi trochę smutno, że marnuje swój potencjał.

Od września poszedł też do nowej szkoły. Wychodził do niej codziennie rano, wracał po kilku godzinach, zapytany jak było w szkole opowiadał że dobrze, że podobają mu się przedmioty itp. Nie miałam powodu do niepokoju, nie chciałam go też kontrolować i sprawdzać. Jednak w połowie października zauważyłam, że szybciej pojawia się w domu, twierdząc, że było mniej lekcji, albo w ogóle nie było lekcji. Zaczęłam prosić go o podanie dostępu do dziennika elektronicznego, ale twierdził że zgubił gdzieś hasło. Obiecał odzyskać je u swojej nauczycielki, ale ciągle z tym zwlekał i miał jakieś wymówki.

Dokładnie 25 października wróciłam do domu z zakupów i od kosmetyczki około godziny 12:00 i zastałam go w domu. Widziałam, że się speszył na mój widok, zapytałam go czemu nie jest w szkole i znowu stwierdził, że miał mniej lekcji. Tym razem zażadałam kategorycznie wglądu do dziennika, udało mi się odzyskać zapomniane hasło i zalogowałam się tam... To co zobaczyłam spowodowało, że opadła mi szczęka.

Okazało się, że syn praktycznie nie chodzi do szkoły od połowy września a w międzyczasie złapał praktycznie same jedynki z każdego przedmiotu. Poczułam się strasznie oszukana przez niego, mega się zdenerwowałam i popłakałam z bezsilności. Powiedziałam mu, że się na nim zawiodłam i z płaczem poszłam do swojego pokoju, żeby jakoś się uspokoić.

On w tym czasie zszedł na dół do salonu, tam siedział, coś robił. Ja w końcu ochłonęłam i chciałam zejść na dół pogadać z nim. Minęliśmy się na schodach, unikał mojego wzroku. Po zejściu zobaczyłam na blacie w kuchni coś, co mnie przeraziło. Puste opakowania po lekach. Szybko pobiegłam na górę pytając co takiego zrobił, a on z płaczem zaczął krzyczeć, że mnie przeprasza, że połknął leki, że już nie chce żyć. Zapytałam co wziął i zaczął z kieszeni wyjmować kolejne puste opakowania. Ogarnęła mnie panika, pierwsze o czym pomyślałam, to żeby zadzwonić do mojego M., który jest ratownikiem i zapytać co robić. 

M. kazał nam szybko wywołać wymioty, pić duży płynów i wymiotować. Syn zastosował się do tego, wypił 3 butelki wody i wymiotował kilkukrotnie. W tym czasie zadzwoniłam po byłego męża, żeby natychmiast przyjechał bo nie wiem co robić.

Czekając na przyjazd ex męża zaczęłam rozmawiać z synem, chyba tak naprawdę szczerze pierwszy raz od dawna. Powiedział mi, że myśli samobójcze ma już od dawna, że nie chciał mi nic mówić, żeby mnie nie martwić, że on nie wierzy w to, że się zmieni, że zawiódł nas wszystkich. Okazało się też, że w czasie, w którym niby chodził do szkoły, tak naprawdę wychodził jedynie do ogrodu i chował się za drzewem z tyłu działki. Tyle godzin, dzień w dzień, przy złej pogodzie on tam po prostu siedział. Do tej pory mam ciarki jak sobie o tym przypomnę.

Gdy ex przyjechał  postanowiliśmy zawieżć syna na izbę przyjęć do szpitala psychiatrycznego. To jedyne co nam w tamtym momencie przyszło do głowy. On też nas błagał, żebyśmy mu mogli, bo on już nie daje rady.

Dalszy ciąg w kolejnym wpisie, ten i tak już jest za długi.