Wczoraj zakupiłam wagę. Taką prostą, bez bajerów.
Wieczorkiem wyświetliło mi 75 kg.
Nawet nie jest tragicznie tylko hmm... nie wiem czy ta waga nie zaniża.
No nic, to 75 to jakiś punkt odniesienia - nie ważne tak naprawdę ile byle nie rosło.
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 39440 |
Komentarzy: | 331 |
Założony: | 28 sierpnia 2011 |
Ostatni wpis: | 15 września 2018 |
kobieta, 47 lat, Za Górą
168 cm, 84.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Wczoraj zakupiłam wagę. Taką prostą, bez bajerów.
Wieczorkiem wyświetliło mi 75 kg.
Nawet nie jest tragicznie tylko hmm... nie wiem czy ta waga nie zaniża.
No nic, to 75 to jakiś punkt odniesienia - nie ważne tak naprawdę ile byle nie rosło.
Ostatnimi czasy problem zabrania się za pisanie opracowań (w ramach doskonalenia zawodowego) urósł mi do niebotycznych rozmiarów. Zaczynam mieć poważne kłopoty z tego tytułu.
Mój opiekun porządnie się na mnie wkurzył, w dosadnych słowach wyraził swoją dezaprobatę dla mojej postawy,
Pali mi się pod nogami, a mimo to jestem jak objęta paraliżem,
Żenua. Nie potrafię sobie z tym poradzić.
Osoby otyłe są leniwe, zaniedbane, mało konsekwentne, po prostu gorsze.
Taki stereotyp, jakbyśmy się tego nie wypierali, funkcjonuje w społeczeństwie
A społeczeństwo to my.
I kółko się zamyka.
Odpoczęłam sobie porządnie w weekend, wyspałam się do woli i od razu mi lepiej.
W pracy od wczoraj mam względny spokój - w końcu jestem w stanie ogarniać na bieżąco swoje zadania, uporządkować sprawy, robić je wg planu. Od razu zwiększył się komfort psychiczny pracy.
Co do diety nadal jestem z siebie zadowolona - w weekend co prawda było sporo pysznych rzeczy do jedzenia ale nie skończyło się to obżarstwem. Szczęśliwie jestem aktualnie pozbawiona "chcicy" na słodycze, nie chce mi się, nie ciągnie mnie do nich, chwilowo mogą nie istnieć.
Od poniedziałku dietowo już zupełnie bez zarzutu. Dodatkowo dzisiaj udało mi się w końcu pojechać do pracy rowerem. Och cudne uczucie wiatru we włosach. Uwielbiam!
W sumieto stwierdzam, że niezależnie od obecnego wskazania wagi (nadal nie posiadam urządzenia do ważenia) jestem zadowolona ze swojego wyglądu.
Brzuszydło mi nie sterczy, w spodniach przyjemne luzy, ciuchami jestem w stanie zamaskować niedoskonałości. Na plażę póki co się nie wybieram, boczki mi nie przeszkadzają. Jedynie mogłabym się zmobilizować do Skalpela Chodakowskiej celem podniesienia pupy (tak, tak - przy systematycznych ćwiczeniach wyraźnie poprawia się wygląd tej części ciała; przestaje ona po prostu wisieć).
To mój pierwszy wpis po długiej przerwie. Nie pisałam ze względu na brak... Hm no właśnie czego brak - zapału, aktywności fizycznej, braku powodów do pochwalenia się
W sumie nieważne.
Od mojego nieudanego maratonu 13 kwietnia zaprzestałam biegania.
Pozostał mi rower i ogarnianie paszczy.
Rower średnio 4x w tyg po 40 min.
Jedzeniowo prowadzę się raz lepiej, raz gorzej, ostatnio widzę zdecydowaną poprawę w tej kwestii.
Na początku lipca zepsuła mi się waga, nie nabyłam kolejnej.'
W połowie sierpnia ważyłam się na wadze u znajomych i wyświetlił się wynik 76,3.
Na dzień dzisiejszy widzę po obwodach, że waga spadła mi w dół w porównaniu do tych 76 kg.
Przyczyny "zapuszczenia się"? Chciałoby się napisać: permanentny niedoczas, Ale coraz częściej łapię się na tym, że przyczyna leży z nieumiejętnością zorganizowania się, lenistwa itd.
W pracy kocioł non stop, atmosfera kiepska, w sumie coraz gorsza; .Po powrocie z pracy wisi nade mną konieczność ślęczenia nad papierzyskami i pisanie pewnych opracowań.
Piszę "wisi" bo jakoś nie mogę się do tego zabrać na 100%.
Zrobiły mi się wielkie zaległości, mam olbrzymi dyskomfort z tego tytułu.
To że ostatnio schudłam w przeciągu miesiąca to "zasługa" zapieprzu w pracy - nie mam czasu nawet na to, żeby umyć owoc do zjedzenia. Poza tym nie mam ochoty na pieczywo, wędliny, mięso. W mojej diecie królują warzywa i owoce. Słodycze w sumie też się jakieś zdarzają (lody np.) ale bez przesady.
Generalnie skurczył mi się żołądek i postaram się utrzymać ten stan.
Na koniec chciałam się jeszcze podzielić refleksją, która miała miejsce po lekturze opublikowanego listu do do redakcji GW - autorka wróciła z wakacji i w liście zawarła apel, żeby kobiety dbały o sobie; list zawierał zdanie z prostą wydawało by się "oczywistą oczywistością": łatwiej zrzucić 3 kg niż 13; autorka pisała: jeżeli czuję, że mi przybyło 2-3 kg, biorę się ostro za siebie i po 3 tyg wracam do pożądanej wagi.
Proste, prawda?
U mnie jak się okazało też działa. Pozdrawiam
Nie na żarty a właściwie nienażarta
Napiszę krótko: żrę, żrę, ciągle jestem nienażarta!
Waga wiadomo, wczoraj rano 73,9 kg.
Ogólnie mega niedoczas - nie jestem w stanie wygospodarować czasu na bieganie, ćwiczenie, wiecznie mam jakieś zaległe sprawy.
Zdecydowanie za dużo wzięłam na siebie, nie jestem w stanie temu podołać, kłóci się to z moim typem osobowości: potrzebuję chwili dla siebie, nie cierpię ogarniania tysiąca spraw na raz, nie lubię mieć poczucia, że mam olbrzymie tyły.
Dziecko się porządnie pochorowało, musimy się nieźle nagimnastykować żeby a) zapewnić mu opiekę b) ogarnąć wizyty lekarskie, badania, dietę, zorganizować czas tak żeby nie było powąznych powikłań po chorobie
Za tydzień urlop, w pracy nie wiem w co włożyć ręce;
Liczę, że na urlopie wezmę się w garść, naładuję akumulatory żeby spiąć tyłek i przejść z tego etapu życia do następnego jak najszybciej.
No i jeszcze praca - doznałam mega zawodu w pracy, czuję się zdradzona, niesprawiedliwie potraktowana i w ogóle. Powinnam się wypiąć, odpuścić ale nie potrafię - ambicja, honor, poczucie przyzwoitości czy jak to zwał nie pozwala mi na przejście nad tym do porządku dziennego. A już chyba najgorsze, że się zacięłam w udowadnianiu, że się mylili co do mojej osoby. Do tego stopnia się zawzięłam, że odbywa się to kosztem mojego życia rodzinnego i mojej praktyki zawodowej.
Bez przerwy coś bym jadła dzisiaj, nie pomagają zapychacze typu jabłko czy kalarepa.
Z aktywnością fizyczną nadal jestem na bakier; waga w sumie stabilna:71-73 kg.
Jeżeli chodzi o ciuchy to w rozmiarze 40 czuję lekkie luzy (h&m, mango)
No cóż, ogarnęło mnie lenistwo na całego. Nie biegam, nie ćwiczę, nie trzymam diety. Jedynie rower jako środek lokomocji do pracy i spacery w ramach rekreacji.
Wagowo jako tako, chociaż luzy w ciuchach coraz mniejsze.
Widzę, że łatwiej było zrzucić 16 kg niż teraz te 2-3 kg, Patrząc jak opornie idzie mi utrzymanie wagi, muszę stwierdzić na chwile obecną , że w sumie 70 kg zadowoliłaby mnie wystarczająco - uciekłabym z nadwagi (zgodnie z BMI) i czułabym się całkiem nieźle.
No i chyba na tym stanie: 70 kg, bo jakoś ten mój cel 62 kg wydaje się tak odległy, że aż nierealny.
Jakiś rok temu byłam cięższa o ok. 10 kg sadełka. To dobra wiadomość.
Zła jest taka że obecnie jestem cięższa o ok 4 kg w porównaniu z grudniem 2013 r.
Jeszcze gorsza wiadomość, jest taka że dzisiejsze wskazania wyświetlacza wagi - no comments.
Muszę wrócić do systematycznego ćwiczenia Skalpela z Chodakowską. I ogarnąć się po Wielkanocy...
Proszę o kciuki!
Kiełbaska, jajeczka mniam mniam mniam
Już nie mogę się doczekać jutrzejszego śniadania wielkanocnego. Przez okres postu nie jadłam mięsa, jajek i nie piłam kawy. Dzisiaj cały dzień spędziłam w kuchni. Mniam, będzie pysznie...