Powiem Wam, że miałam najgorszy z możliwych urlopów. Był to urlop pod znakiem stresów, związanych z ojcem, i babcią, która zaskoczyła nas wszystkich i dostała sobie udaru ;) Na szczęście z babcią wszystko dobrze, rozdmuchali niedokrwienie i po 3 dniach wyszła ze szpitala. Co nie zmienia faktu, że jeździłam albo do Ojca do ośrodka, albo do mojego szpitala do babci... pogoda w tym urlopie też nie była zbyt spoko, deszcze, deszcze i deszcze, dopiero od czwartku zaczęło się wypogadzać.
W piątek ( oczywiście po wizycie u ojca 50 km nie w tą stronę) pojechaliśmy do Konina do koleżanki. Sprzedaliśmy dzieci, wynajęliśmy hotel, żeby chociaż te 3 dni jakoś odpocząć. Oczywiście wydałam tyle kasy, że miałabym spokojnie z tydzień wakacji za to... ale już nie chcieliśmy sobie niczego żałować.. tyle naszego. W sobotę był spływ, mega nudny bo po Warcie... ale 22 km machania, z super ekipą.
NO i teraz do rzeczy- dietowo poległam na całej linii, ilość alkoholu jaką wypiłam przez ten tydzień i chrupek, pizz, frytek, żelków, i koletów w panierce...i pysznej coli z prawdziwym cukrem, a nie light...
Ogólnie poddałam się, postanowiłam iść do dietetyka, uznałam, że jak alkoholik sama sobie z tym moim uzależnieniem od jedzenia nie poradzę. Zamiast poszerzać karnet o crossfit zainwestuję w profesjonalistę. Jak tylko dostanę nr, to zadzwonię żeby dowiedzieć się co i jak. Mam nadzieję, że finansowo to ogarnę- w końcu zaczynam nową pracę dodatkową... i to co dorobię to mogę wydać jak chcę.