Faktycznie jestem na diecie od ponad 2 tygodni, dziennik prowadziłam na innym blogu jednak czułam się troszkę osamotniona i postanowiłam znaleźć miejsce dla ludzi takich jak ja. No więc jestem :)
Na początek - założenia mojej diety (zwanej garstkową):
1. ok 5 posiłków dziennie, co 2,5-3 godziny
2. porcja posiłku wielkości mojej garści - mniej więcej 250 ml lub gram - odmierzam sobie w odpowiednio dobranej filiżance
3. unikanie nieodpowiednich produktów: białe pieczywo, biały cukier, słodycze, wszelkich gotowych pokarmów typu zupki, fixy, nasyconego tłuszczu - zwierzęcego i w gotowych produktach, dużej ilości soli....
4. obowiązkowo w posiłkach muszą się znajdować: pełnoziarniste pieczywo, razowy makaron, ryż naturalny, dobry nienasycony tłuszcz z ryb, oliwy i oleju roślinnego, duże ilości warzyw, nabiał w wersji light
5. ogromne ilości wody niegazowanej, ewentualnie ziołowe herbatki - bez cukru!
6. bez szaleństwa - jeśli zdarzy się mała wpadka z fast foodem na mieście niech przynajmniej będzie mały, a zaraz po tym grzechu zapominam o nim i dalej żyję swoim garstkowym rytmem :)
7. nie oczekuję fajerwerków - wg założeń powinnam tracić 1 kg tygodniowo, więc 4 miesięcznie jak łatwo policzyć.
Przez pierwsze 3 dni tej diety waga spadła mi z prawie 83 kg do 80,4 i tę wartość przyjmowałam za wyjściową. Po kolejnych 14 dniach dziś na wadze było poniżej 79 kg, jednak na nowy początek będę dla siebie ostra - przyjęłam na potrzebę tego pamiętnika dokładnie 79 kg.
Po tym czasie już mam lekko skurczony żołądek i cierpię jak głodująca święta między posiłkami, zszedł ze mnie nadmiar wody trzymany przez sól i nie śnią mi się po nocach lody czekoladowe. Wiem też, że ciężko mi czasem w pracy odmówić sobie kawy z łyżeczka cukru (słodzik tak nie pobudza do życia niestety), a wieczorami przy spotkaniach z ludziami nie mogę odmówić sobie piwka - choć w takich przypadkach raczej nie jadam ostatniego posiłku (przy piwku nie ma miejsca na jedzenie).
Nie zaczęłam też jeszcze ćwiczyć - jestem w trakcie małego remontu mieszkania przed przeprowadzką w nowe miejsce i praca fizyczna z tym związania tak daje mi w kość, że nie mam siły już na żadne skakanie dodatkowe.
Kończy się właśnie długi weekend majowy, pełen grillowych imprez, urodzinowych tortów, słodkich win i dużej ilości piwa.
W świetle tego co powyżej strata 1,5 kg w 2 tygodnie napawa mnie optymizmem. Może niektórzy mają większe wymagania a dla mnie najważniejsze jest to, że wskazówka idzie w dół :)
Postaram się pisać codziennie co jem, zaczynając od dziś:
I śniadanie (11:00 - ale jest niedziela...) mała porcja jajecznicy ze szczypiorkiem i mała kromka pełnoziarnistej bułeczki
II śniadanie - chłodnik z cukinii, ogórka, rzodkiewki, ziół i jogurtu naturalnego.
obiad - będzie tortilla z pełnoziarnistym plackiem, grillowanym kurczakiem i mnóstwem warzyw oraz sosem jogurtowo-ziołowym (ale jestem głodna...)
kolacja - cóż... będzie późno, a ja nie będę już głodna, więc pewnie piwko na dobry sen i tyle.
Wiem, że nie dotrzymuję co najmniej kilku zasad mojej diety, ale obiecałam sobie nie szaleć, żeby nie doprowadzić do wariacji siebie i przy okazji mojego dzielnego męża, który dla mnie zrezygnował z ziemniaków i słodyczy.
I to jest właśnie mój nowy początek - w wielu znaczeniach tego wyrażenia.
Mam nadzieje, że znajdę tu towarzyszki od trzymania wzajemnie za siebie kciuków i motywacji do wytrwania :)