Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nikki23

kobieta, 35 lat, Miasteczko

169 cm, 59.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 lutego 2013 , Komentarze (27)

Cześć Laseczki :)

Wasze trzymacie kciuków jak zawsze pomaga - obroniłam się na 5! Niniejszym zakończyłam studia podyplomowe :)

Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia :)

[tu były zdjęcia... ale już nie ma]

Sweet focia w lustrze z narzeczonym

I tu już oblewanie ;)


Jak może widziałyście, kilka dni temu pytałam na forum o Wasze doświadczenia z roznoszeniem CV. Dzisiaj jeździłam po szkołach - 23 szkoły, 130 km :D Zostało mi jeszcze kilka na piątek, ale to już dosłownie kilka. No i cóż - wszędzie mi mówili, że na dzień dzisiejszy nikogo nie szukają. Cefałki brali, jakby co, mają dzwonić. Jeden dyrektor był przesympatyczny i był w stanie wziąć mnie do pracy od zaraz - jak jedna starszawa nauczycielka odejdzie na emeryturę (co powinna zrobić już kilka lat temu, ale nadal uczy). Musze powiedzieć, że na te 23 miejsca, prawie wszystkie osoby, z którymi rozmawiałam, były do mnie przyjaźnie nastawione - tylko w dwóch szkołach odniosłam wrażenie, że mają mnie w du... w nosie.

Duży stres, ale suma summarum sympatycznie :)


Dietowo... sinusoida. Dzień objadania, kilka dni diety, dzień objadania... Skąd ja przez 6 miesięcy brałam siłę, żeby tak ładnie schudnąć i nie napaść się ani razu?? Ale znacie mnie. Walczę. Nie poddaję się. Ja się nigdy nie poddaję.


Buźka Kochane :*

20 lutego 2013 , Komentarze (29)

... jest najzajebistszą rzeczą, jaka mnie ostatnio spotkała It feels gooooood

Wstawię zdjęcia, jeśli będę miała okazję, żeby ktoś mi cyknął ;)

 Buźka! :*

15 lutego 2013 , Komentarze (15)

Bo dowiedziałam się, że tęskniłyście za mną! Ależ to miłe uczucie, być lubianym i "tęsknionym" :))))

Ja też za Wami tęskniłam, Robaczki Wy moje :D I cały dzień spędziłam wczoraj na vit, a co!

I jednak pogadałam z narzeczonym, że on lubi, jak mu kucharzę :D W sumie ma rację, bo wtedy też humor mi się poprawia, jak coś dobre wyjdzie i myślę sobie - "ale ze mnie kuchareczka, no no" :)

I to chyba lepsze rozwiązanie - sukienkę na obronę kupię, jaką kupię, a nie będę się wyjątkowo spinać, żeby maksymalnie schudnąć w te kilka dni ;)

Buźka, Kochane! :*


14 lutego 2013 , Komentarze (20)

Cześć Laseczki!


Uff, co to była za sesja! Mój piąty rok studiowania, a chyba jeszcze takiej nie miałam :D Egzaminy na piątki i czwórki, praca dyplomowa napisana - jutro idę wydrukować, bronię się 23 lutego - trzymajcie kciuki! Jeszcze mam kilka zaliczeń i różnych rzeczy do napisania, ale już bez takiej spiny ;)


Muszę się przyznać, że wpadałam czasem na vitalię - ale wolałam niczego nie komentować, nie wypowiadać się - bo zwykle takie dyskusje przeciągają się na kilka godzin, a nie mogłam sobie na to pozwolić ;)


Moje odchudzanie.... Hm.... Wystarczy, jak powiem, że do dupy? Cały ten czas na zmianę objadałam się i dietowałam. Waga wahała się od 64,5 do 69,9, kilkakrotnie (!). Chociażby ostatnie kilka dni - pn 65,0, wt 67,3, śr 66,7, dzisiaj 65,7. Łatwo zgadnąć, że objadłam się w poniedziałek, a teraz dietkuję.


Waga to tam wsio ryba. Ale najgorsze jest to, co się dzieje w mojej głowie. Od daaaawna nie było tak, że pojawiają się we mnie myśli "nienawidzę siebie" Teraz kilka razy dziennie, zajmuję się czymkolwiek innym, i znikąd pojawia się myśl "nienawidzę siebie". Po dniach objadania zwykle się głodziłam (np. we wtorek - pół jogurtu na śniadanie, pół twarogu chudego na kolację i wszystko). Nadal nie kupiłam sukienki na obronę - bo liczę, że jeśli już się nie objem, to chociaż brzuch mi nie będzie wystawał i kupię mniejszy rozmiar sukienki.


Moja mama przepraszała mnie dziesiątki razy, także szantażując mnie emocjonalnie (ona cierpi, ona płacze). Wybaczyłam jej, ale uczucie zranienia jest we mnie nadal. Bo ja odróżniam decyzję "wybaczenia komuś" od tego, co dzieje się w naszych emocjach, i na co nie mamy wpływu.


Płakałam kilka razy, śniła mi się kilka razy. Dzisiaj też! Dzisiaj mi się śniło, że pojechałam do rodziców, i kilka razy w ciągu dnia robiłam sobie coś do jedzenia w kuchni, i za którymś razem zobaczyłam przerażony wzrok mojej mamy, i przeszło mi przez myśl "przecież obiecałaś sobie, że nie zobaczą cię objadającej się".


Powracają do mnie myśli sprzed lat, kiedy chciałam być wychudzona. I wtedy nikt nie mógłby już mnie zranić, mówiąc o mojej wadze albo moim jedzeniu.


Wczoraj na Mszy na modlitwie wiernych było coś takiego: Módlmy się, abyśmy potrafili przebaczać, a tym, którzy nas ranią, daj Boże skruchę i chęć poprawy". I wiecie o czym pomyślałam? Że moja mama naprawdę żałuje, i naprawdę mi to pokazuje, ale ja boję się, że poprawy nigdy nie będzie. Tak jakby widziałam poprawę przez 8 miesięcy, cieszyłam się, wierzyłam, że to już nigdy nie wróci... A potem się rozsypało, jak domek z kart. I teraz już nie wierzę, że będzie lepiej.


Nie chcę, żeby mama jeździła ze mną po salonach sukien ślubnych. Będę jeździć z przyjaciółkami.


Nie byłam u rodziców od 6 stycznia. Rozmawiamy czasem przez telefon. Będę musiała pojechać do nich pod koniec lutego (bo chcę w rodzinnej miejscowości porozwozić CV w różnych miejscach), ale boję się tego, i aż skręca mnie w środku na myśl o tym, że mama mnie zobaczy, a ja wcale nie jestem odchudzona.


Z narzeczonym - jest cudownie. To ten, jego chcę, mój ci on :) Cierpliwe znosił wszystkie moje sesyjne nerwy, wspiera mnie w nie-objadaniu. Przyjeżdża na weekend - najpierw pomyślałam, że zrobię pyszne, słodkie i kaloryczne muffinki z masą krówkową, na jeden obiad zapiekanka chlebowa z kiełbasą, na drugi - naleśniki na słodko. Ale jednak nie będę aż tak kucharzyć - mój kochany zrozumie, że jeśli coś zrobię, to sama się objem. Więc bez muffinek, na jeden obiad kurczak z warzywami, na drugi zapiekanka ;)


Co do zmian na vit - spoko, przyzwyczaję się :D Paseczek na górze mojego profilu daje mi 61,2 - oby taka była rzeczywistość, heh ;)


Jak Wam idzie Laseczki? Trzymajcie się :*



Edit: Rozumiem, że nie każdy lubi czytać same optymistyczne i motywujące wpisy. Ale tak się w życiu zdarza, że bywa ciężko i trzeba się wygadać. Ale usuwać z ulubionych? :D

7 stycznia 2013 , Komentarze (27)

Cześć Laseczki :)

Super mi się z Wami gada po całych dniach i nocach! Niestety... Zrobiłam rozpiskę swoich zaliczeń i się załamałam. Najwięcej mam ich w te dwa tygodnie.

Nie będę tu zaglądać, za dużo czasu mi to zjada. Wpadnę za dwa tygodnie albo w marcu - już po zakończeniu całej sesji i mojej obronie.

Dietę będę trzymać. Zawsze jest ciężko, kiedy się siedzi po nocach, ale jestem mocno zdeterminowana.

Buźka :*


6 stycznia 2013 , Komentarze (16)

Cześć Dziewczynki :)

Trzymam się! Środa i czwartek były idealne, w piątek było trochę nadprogramowego żarcia, w sobotę znowu prawie idealnie, dzisiaj znowu troszkę żarcia :/

Najgorzej było wczoraj wieczorem, po domu roznosił się zapach pieczonych bułeczek. Patrzyłam na nie z rozpaczą, ale to ja wygrałam ;)

Wróciłam do Lublina. Z jednej strony się cieszę, bo chyba już za długo siedziałam u rodziców, skoro były spięcia z moją mamą. Ale z drugiej strony mój narzeczony został w rodzinnej miejscowości, i ciężko było się rozstać po 3 tygodniach razem ;( Byle do niedzieli, przyjedzie do mnie.

Zgrałam zdjęcia z Sylwestra. Widać, że przytyłam i brzuch mi urósł. Dlaczego nie mogę się dostatecznie zmotywować, mimo tego?

Trzymajcie się Kochane :*



Toniemy nie dlatego, że się zanurzamy, lecz dlatego, że pozostajemy pod wodą. P. C.

4 stycznia 2013 , Komentarze (30)

Cześć Laseczki :)

Zważenie się po objadaniu ma w sobie coś z masochizmu. Tak jakbym chciała zobaczyć największy możliwy wynik, żeby się jeszcze bardziej zdołować. W tym przypadku - żeby widzieć szybkie spadki i umacniać motywację. Dzisiaj -0,5 kg, więc w ciągu dwóch dni - 2,2 kg. Ważę 65,3. Następne ważenie i mierzenie dopiero w środę.

Nie zaczęłam jeszcze ćwiczyć, choć wiem, że powinnam. Może chociaż dzisiaj poskaczę pół godziny przy laptopie, bo nie ma co się usprawiedliwiać brakiem czasu.

Mam nadzieję, że Wy trzymacie się dzielnie - albo powstając z upadku, albo trwając w swoich dietach :) Buźka :*


2 stycznia 2013 , Komentarze (91)

W końcu przyznam się Wam, ile ważę. Nie chciałam robić tego wcześniej, bo liczyłam, że nadprogramowe kilka kilo z obżarstwa zejdzie ze mnie w miarę szybko, ale wcale nie schodzi. Nie chciałam niszczyć mobilizacji osób, które mnie podziwiały i którym dzięki temu dobrze szło. No i było mi przede wszystkim wstyd, że moje zaburzenia powoli rujnują mój sukces. Liczę jednak, że zrozumiecie mnie. Nigdy nie pisałam, że jestem odchudzeniowym cyborgiem, a porażki zdarzają się każdemu. Moja porażka trwała 2 miesiące, ale od dzisiaj koniec. Zważyłam się i zmierzyłam. Zmieniam paseczek. Poza tym - bałam się. Mam swoich hejterów, którymi niby się nie przejmuję - a jednak każdy taki komentarz sprawia mi ogromną przykrość i chciałam odciągnąć ten moment. Dzisiaj przestaję chować głowę w piasek i staję przed Wami naga, obnażona z moich wszystkich lęków.

Więc sytuacja wagowa przedstawia się tak:

od maja do października schudłam 22 kg.

od listopada do grudnia przytyłam 8 kg.

Stan na dzisiaj: 67,5 kg.

Niby nie jest tragicznie. Jestem po dwóch dniach szału jedzeniowego, więc pierwszy kilogram poleci szybko. Nadal chodzę w swoich szczupłych dżinsach - chociaż są już opięte na brzuszku. Nie chcę się usprawiedliwiać - bo winą jest moje obżarstwo. Biorę hormony na ustabilizowanie okresu, ale gdybym się nie objadała, waga przynajmniej stałaby albo wzrosła nieznacznie, a nie tyle. Sama jestem sobie winna.

Pierwszą mobilizacją jest to, że moja mama wczoraj po raz pierwszy od 8 miesięcy skomentowała moją wagę. Kto mnie czyta regularnie ten wie, że to dla mnie trauma, która ciągnie się latami. Przez pierdolone 8 miesięcy miałam spokój i myślałam, że nasze kontakty mogą się poprawić. Ale zostałam oblana kubłem zimnej wody i teraz już nie będę się oszukiwać, że może być między nami dobrze.

Drugą mobilizacją jest to, że w lutym będę szukać sukienki na obronę, i chcę wybrać taką, która będzie mi się podobać, a nie taką, która jak najlepiej mnie zakryje.

Trzecią mobilizacją jest to, że na wiosnę będę wybierać suknię ślubną (a ślub we wrześniu). Chcę być ślicznie szczupła.



Jeśli ktoś poczuł się urażony, że tyle czasu nie podawałam prawdziwej wagi, to przepraszam. Wybaczcie. Nie chciałam źle, a wyszło do dupy.

Trzymajcie się Laseczki. Mam nadzieję, że ten Nowy Rok zaczynacie w lepszych humorach, niż ja. Wszystkiego najchudszego!

Edit: Po pierwszym dniu trzymania diety -1,7 kg, czyli jest 65,8 :) Bagaż objedzeniowy łatwo zrzucić, gorzej jeśli nabrałam już tłuszczu. Walczymy! :)

1 stycznia 2013 , Komentarze (17)

I nowa mobilizacja.

Chociaż marzenia pozostają te same.


28 grudnia 2012 , Komentarze (22)

Przez święta było dobrze z jedzeniem, objadłam się już po świętach - w czwartek i piątek. Powiedziałam o tym narzeczonemu. On mnie podprowadził do szafki z ubraniami i kazał wyciągnąć moje pamiątkowe dżinsy z 85 kg. Toż to namiot!

Nie mogę sobie pozwolić, żeby wrócić do tego stanu. Teraz niby kilogram, dwa, wzrostu wagi, a bardzo łatwo mogę nabrać 25 kg albo i więcej.

Mobilizacja pełną parą! Jedziemy, chudniemy! :)