Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nikki23

kobieta, 35 lat, Miasteczko

169 cm, 59.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

Jestem jestem, daję znać, że trzymam się :) Nie mam już gorączki, jestem w miarę na chodzie, chociaż osłabiona. Kolejny dobry dzień jedzeniowy, może nawet poćwiczę lekko, o ile będę miała siły.

Buzia :*






25 kwietnia 2013 , Komentarze (13)

Cześć Laseczki :) Wczorajszy dzień był perfekt, byłam na basenie i przepłynęłam 36 długości w 45 minut :) Zarwałam tylko noc, bo zaplanowałam zanieść promotorowi konkretne podrozdziały, i pisałam prawie do rana.

A na dzisiaj uplanowałam sobie też krwiodawstwo i wstąpienie w szeregi dawców szpiku (w końcu!). Ale co się okazało? Leukocyty be, nie jest pani przypadkiem chora? I olśniło mnie - to nie od ćwiczeń bolą mnie ręce i nogi, to nie na basenie napiłam się sporo wody i stąd ciurkający katar, to nie z przepalenia boli gardło ... No i jestem chora. Szit! Taka piękna pogoda, taka motywacja do ćwiczeń, a mnie wszystko łamie i marzę tylko o położeniu się do łóżka.

Zdenerwowałam się dzisiaj :/ Już drugi raz pod rząd odmówiono mi krwiodawstwa, jeszcze raz, i baj baj, nie chcemy cię. No i doktorek narzekał, że ciężko będzie znaleźć biorcę szpiku, z takim poziomem leukocytów, co jest bardzo niebezpieczne w białaczce. No cholera, przecież to tylko teraz jestem podziębiona! Niech szukają, to będę zdrowa.

I tak z tych nerwów... a może pójdę do marketu... ale ni ni ni! Nie poszłam. Wytrzymałam kryzys dnia trzeciego, wytrzymam więcej. Poza tym, marzę teraz tylko o drzemce.

Trzymajcie się, Laseczki :* Dietowo i zdrowo :*






24 kwietnia 2013 , Komentarze (8)

Cześć Laseczki :)

Ja doskonale wiem, co działo się zwykle trzeciego dnia od zaczęcia diety. Brzuch objedzeniowy i waga spada, dżinsy się dopinają, pojawia się myśl... "Kurczę, przecież nie jestem taka gruba. A tym bardziej, że skoro schodzi ze mnie w 2 dni, to dzisiaj się objem, a po dwóch dniach trzymania diety znowu będę taka sama." I tak było prawie za każdym razem, kiedy w ciągu tego pół roku próbowałam zacząć dietę od nowa.

Dlatego dzisiaj piszę do Was z rana. Trzymajcie mnie! To ma być dobry dzień jedzeniowy, ćwiczeniowy i magisterkowy. Dzisiaj, i jutro, i każdego kolejnego dnia.

Miłego dnia, Kochane, i powodzenia też dla Was :* Buźka :*


23 kwietnia 2013 , Komentarze (16)

Cześć Laseczki :)

Na dobry początek dnia - piosenka, który chodzi mi po głowie :)









Ćwiczyć trzeba, tego nie muszę nikomu powtarzać. Ale powiedzcie mi, ćwiczycie, bo sprawia Wam to radość? Przyjemność? Czy jesteście uzależnione od tych sportowych endorfinek? Czy raczej ćwiczycie z obowiązku, bo wiecie, że powinnyście, a satysfakcja przychodzi potem? Czy znalazłyście swoją formę aktywności, która sprawia Wam przyjemność?

Zaliczyłam wczoraj porcję ćwiczeń:
-8 min. brzuch,
-60 min. stepper (ponad 4000 tupnięć, spalonych 570 kcal),
-8 min. stretch.

Taaaaaak bardzo mi się nie chciało... Ale w końcu zaczęłam, był pot, ból i zmęczenie, a potem miałam satysfakcję, że nie uległam lenistwu.

Dzisiaj czeka mnie kolejna porcja... Jak przekonać samą siebie, że to dla przyjemności, a nie konieczność? :)

W Lublinie, a nie w domu rodziców, mam ograniczone formy aktywności. Nie mam tu roweru, nie mam narzeczonego na spacery i badmintona, za to mam bardzo wąski pokój - ćwiczenie z Ewą odpada (chociaż robiłam jej programy w wakacje i byłam całkiem zadowolona). Jedyna pociecha - basen! Wybieram się na dniach. Kocham pływać, kocham wodę, ale jeden szkopuł - powinnam coś "doćwiczyć"? Bo przecież w 45 min. pływania spalę mniej kcal niż w 60 min. steppera.

Powiedzcie mi Laseczki, jakie ćwiczenia sprawiają Wam przyjemność. Czy może jednak nie tylko ja ćwiczę z obowiązku?

Buzia :*




Edit: Sama się sobie dziwię, ale właśnie nadchodzi moja pora ćwiczeń i się cieszę :) Cały dzień siedziałam nad magisterką, oczka bolą, fajnie będzie wskoczyć na stepper ;)

22 kwietnia 2013 , Komentarze (20)

Więc proszę, Vitalijki, przyjmijcie mnie znowu pod swoje skrzydła. Chcę wrócić.

Ostatnio zawalam na całej linii. Może było mi to potrzebne. Może nie, mogłam żyć nadal zdrowo. Ale nie ma co płakać na rozlanym mlekiem.

Czasem trzeba sięgnąć dna, żeby odbić się ze zdwojoną siłą.




Wiosna rozkwitła na dobre, słoneczko świeci, nabieram chęci do życia i do działania. Prawie tak jak w ubiegłym roku...

Od kwietnia do października schudłam 25,5 kg.
Od października do dziś przytyłam 12,6 kg.

Czyli połowa roboty poszła się... poszła sobie. Cały czas pamiętam, jakie to cudowne uczucie było ważyć 60 kg, nosić wąskie dżinsy i z przyjemnością łapać swoje odbicie w witrynach. Chcę do tego wrócić.

Stan na dzisiaj:
waga: 72,4 kg
tłuszcz: 30,2%
woda: 50,8%
brzuch: 95 cm
talia: 86 cm
biodra: 104 cm
udo: 60 cm
ramię: 30 cm

Niby połowa mojej pracy, mojego wysiłku... Ale z drugiej strony dobrze, że obudziłam się teraz, a nie po przytyciu całości lub całości z nadwyżką.

Spinam dupkę dietowo i magisterkowo - taki już mój charakter, że odwlekam wszystko najbardziej, jak się da, żeby przed deadlinem nadgonić obowiązki. Mam 22 strony - tylko dzięki temu, że promotor kazał na przygotowywać wcześniej referaty na seminarium. No to jeszcze z 50 stron... Półtora miesiąca. Dam radę! W związku z tym spinam się dietowo, ćwiczeniowo i magisterkowo - mogę nie zaglądać na vitalię tak często, jak bym chciała, ale z pewnością będę wpadać.

A cele odchudzaniowe... zmieścić się w szczuplejsze dżinsy - to jakieś 7 kg. I zacząć chodzić po salonach ślubnych! Już i tak jest późno, przeciągałam sprawę, bo cały czas miałam nadzieję, że schudnę chociaż trochę.
Cel długofalowy - wrócić do 60 kg lub nawet ważyć mniej. Chcę czuć się dobrze ze sobą, a nie patrzeć na siebie z obrzydzeniem i poczuciem zawodu.

Vitalijki, nie gniewajcie się na mnie, że uciekłam. Przyjmijcie mnie z powrotem, bo wracam.

Buzia :*


6 marca 2013 , Komentarze (24)

Cześć Laseczki :)

Padnięta jestem, to był zalatany dzień ;)

Jaka dzisiaj naszła mnie myśl? "Przecież nie jesteś gruba, nie musisz się odchudzać, objedz się". A co ja na to? Nie nie nie! Nie po to złapałam takiego powera, żeby poddać się po dwóch dniach! No i co ja napisałabym vitalijkom? Przecież musiałabym się przyznać. Pogłaskałyby mnie po główce, radziłyby zacząć od nowa... Ale ile razy można zaczynać?



Dzisiejsze menu:

8.00 - muesli, otręby, jogurt naturalny, jabłko

12.00 - kasza gryczana, paluszki rybne, kalafior

16.00 - pomarańcza

18.30 - serek wiejski

Dzisiejsze ćwiczenia: spacero-marsz na uczelnię i z powrotem (z obciążeniem! Laptopem. Czułam, jak mi się stopy mocniej w ziemię wbijają) ; 8 min. pupa, 55 min. stepper, 8 min. stretch.

Buzi, buzi :*

5 marca 2013 , Komentarze (22)

Cześć Laseczki :)

Trzymam się! Jakoś to słoneczko tak dobrze na mnie wpływa, aż się żyć chce :) Tęskniłam już do wiosny :)

Miałam dzisiaj jedną nerwową sytuację, po której od razu przez myśl mi przeszło: "objeść się". Szybko odgoniłam od siebie tę myśl, w końcu zaczęłam dietę na poważnie, wychodzę z ciągu, nie poddam się tak łatwo :) Poza tym wydałam większość pieniędzy, jakie mam na te dwa tygodnie, i przeżyję tylko jeśli nie wydam ich na objadanie :D

Poćwiczyłam wczoraj! Brzuszek boli, zapomniał, jak to było ćwiczyć :D Było 8 min. brzuch, 45 min. stepper i 8 min. stretch :)

Dzisiaj jedzeniowo też dobrze, i też planuję ćwiczenia :)

Znalazłam wczoraj na dysku zdjęcia, które zrobiłam sobie przy wadze 62 kg. To wcale nie tak dawno! Chcę do tego wrócić :)

Trzymajcie się Robaczki :* Spójrzcie, jak ładnie na dworze, słoneczko jeszcze świeci, cieplutko, przyjemnie :) Czas kupić nowe, wiosenne ciuchy! Oczywiście w małym rozmiarze :)



Podsumowanie dnia:

9.40 śniadanie - muesli, otręby, jogurt naturalny, jabłko

12.45 - obiad - kasza gryczana, kurczak, kalafior

16.00 - pomarańcza

19.00 - dwa jajka, warzywa z mikrofali

2 kawy, 2 czerwone herbaty :)

Ćwiczenia: na uczelnie i z powrotem na piechtę :), 8 min. ręce, 50 min. stepper, 8 min. stretch :))

4 marca 2013 , Komentarze (22)

Cześć Laseczki :)

Jestem napełniona optymizmem. Zmieniłam paseczek (oby już ostatni raz na większą wagę), ułożyłam menu w zeszycie, od dzisiaj zaczynam :) Chcę też zacząć ćwiczyć, a od przyszłego tygodnia (jak już pozamykam dwie sprawy uczelniane) - wracam na basen :)

"Nie toniemy dlatego, że się zanurzamy, ale dlatego, że zbyt długo zostajemy pod wodą".

Dziękuję Wam za wszystkie słowa otuchy. Każdy ma czasem gorsze dni (albo tygodnie i miesiące, jak w moim przypadku), ale najważniejsze to się nie poddać i wracać do walki. Walki o siebie i swoje marzenia.

Pomiary na dzień dzisiejszy (poobjadaniowe, więc początek szybko zleci):

wzrost: 169 cm
waga: 68,9 kg
tłuszcz: 27,4%
woda: 52,2%
brzuch: 91 cm
talia: 85 cm
biodra: 101 cm
udo: 58 cm
ramię: 29 cm

Cel: wytrzymać tydzień bez objadania się. Tydzień! Jednocześnie tak krótko i tak straaaasznie długo.

Trzymajcie się moje Biedroneczki :*


1 marca 2013 , Komentarze (20)

"Jak ty się odchudzałaś, to ja razem z tobą, a teraz TEŻ przytyłam".

Chcę do domu.

27 lutego 2013 , Komentarze (22)

Dwanaście Kroków Anonimowych Żarłoków

  1. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec jedzenia i że przestaliśmy kierować naszym życiem.
  2. Uwierzyliśmy, ze Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.
  3. Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga jakkolwiek go pojmujemy.
  4. Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.
  5. Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
  6. Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
  7. Zwróciliśmy się do niego w pokorze, aby usunął nasze braki.
  8. Zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
  9. Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
  10. Nadal prowadziliśmy obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnionych błędów.
  11. Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
  12. Przebudzeni duchowo w rezultacie tych kroków, staraliśmy się nieść posłanie i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

 

Czy ktoś z Was należy do grupy AŻ, albo był kiedyś chociaż na jednym mitingu?


Nie radzę sobie. Bardzo, bardzo sobie nie radzę.

Ale też bardzo się boję. Bo pójście tam oznaczałoby dla mnie ogromne poczucie wstydu, przyznanie się przed samym sobą, że jestem tak beznadziejnie słaba, że nie potrafię poradzić sobie z najprostszą czynnością życiową - jedzeniem.


Próbuję ostatni raz. Ostatni raz zawalczyć o siebie, o zdrowie, o to, aby się nie objadać.