Pamiętnik odchudzania użytkownika:
am1980

kobieta, 44 lat, Wolbrom

167 cm, 87.40 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

9 marca 2017 , Komentarze (17)

Nie miałam wczoraj czasu na wpis, więc na szybko muszę zrelacjonować wczorajszy dzień... w pracy młyn i to taki na maksa...jesteśmy w trakcie przenoszenia mojego biura razem z magazynem i przez to jest straszny bałagan i zamieszanie. No i nawet w sobotę będę musiała przyjść do pracy, ale płatne z góry do ręki i fajnie, bo chciałabym zainwestować w jakieś ciuszki sportowe, nie muszą być z najwyższej półki, ale przydałoby się trochę odświeżyć garderobę sportową, zwłaszcza na biegi, wiadomo w domu mogę sobie kicać w byle czym, ale jak idę biegać to pasowałaby chociaż z grubsza wyglądać po  ludzku. tak w ogóle to temat ten zapoczątkowała wczoraj Annanadiecie, która wrzuciła linka do strony Lidla z gazetką, w której mają być stroje i buty biegowe...temat bardzo mnie zainteresował, zaczęłam przeglądać gazetkę...coś bym sobie wybrała, tylko, że jak znam życie...po południu nie będzie już nic sensownego, ale spytałam męża czy byśmy pojechali, bo u mnie nie ma Lidla...oczywiście on nie widzi problemu, zwłaszcza jeśli chodzi o artykuły biegowe...ale zaczął szperać i okazało się, że w Intersporcie są super promocje na artykuły biegowe dla kobiet, właśnie na Dzień Kobiet...i tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką nowych butów do biegania sprezentowanych przez męża...i mimo, że dzień Kobiet mnie nie rusza...to oczywiście prezenty przyjmuję, szczególnie takie...

Znalezione obrazy dla zapytania nike revolution 3 damskie

 ...są piękne... dużo ładniejsze, bardziej jaskrawe niż na zdjęciu...no cudne!!!

Ale Annanadiecie też stała się szczęśliwą posiadaczką nowych butów do biegania...kupiła naprawdę wypasione adidasy...gdyby tylko były w moim rozmiarze...może jeszcze trafi się jakaś super promocja...

Wczorajszy dzień był na pełnych obrotach, ale udało mi się pobiegać...czas lepszy o 1 minutę, było jeszcze lepiej, ale telefon wyjątkowo mnie rozpraszał...

Po biegu obowiązkowe rozciąganie, trochę pobolewał mnie wczoraj lewy pośladek, ale po rozciąganiu nie ma śladu z bólu, szybki prysznic i znowu telefon...co robisz, bo trzeba w domu pomóc bigos gotować...a przecież u mnie w domu gotuje się jak dla batalionu wojska...no i poszłam i kroiłam a to kiełbasę, a to pieczarki, a to kapustę siekałam i tak moje wolne popołudnie poszło sobie do lasu... nie szkodzi, kiedyś to rodzice dla nas się poświęcali,a teraz role trochę się odwracają.

Dieta trzymana na najwyższym poziomie, ale szkoda czasu na pisanie co zjadałam...było ok...

Moje nowe butki będą musiały jeszcze poczekać na inaugurację...z powodu pogody, ale jak wiosna rozkwitnie na dobre, ależ to będzie przyjemność...

7 marca 2017 , Komentarze (18)

Tak w ogóle to okazuje się, że nie ma takiego słowa jak "pobiegane''...bo podkreśla mi je na czerwono...ha ha ha...zwał jak zwał...ale przebiegłam prawie 10 km w czasie 1h 8 min... słabo, oj bardzo słabo, ale myślę, że po tygodniu wrócę do formy...więc mocno trzeba popracować nad kondycją...

Cudowne uczucie móc się w końcu wyżyć...po biegu obowiązkowe rozciąganie, które doceniam od niedawna...czuję się naprawdę świetnie po takim biegu, bardzo mi tego brakowało...tylko ta pogoda taka niepewna, że naprawdę ciężko coś zaplanować z dnia na dzień, co prawda jutro powinnam zrobić sobie wolna, ale jeśli tylko pogoda dopisze to idę biegać, muszę się w końcu rozruszać, a później zacznę wplatać również inne treningi:D

Dieta...

Rano na czczo piję od jakiegoś czasu ciepłą wodę z cytryną, później siemię lniane z pyłkiem pszczeli..to jest codziennie...

6.30.. 3 łyżki jogurtu greckiego z rodzynkami i amarantusem ekspandowanym...

7.00...kawa z mlekiem 2%

9.30...2 łyżeczki nasion chia z mlekiem kokosowym, banan, jogurt grecki i amarantus ekspandowany...pomarańcza...

11.00... małe jabłko i kawa z mlekiem 2%

13.30...makaron razowy z tuńczykiem i fasolka szparagowa z sezamem...

Przed biegiem zjadłam herbatnika, 2 krakersy z masłem orzechowym domowej roboty i 2 daktyle...

O 16-ej wybrałam się na bieg...

ok. 17.40...1 x razowiec z jajkiem i kawałkiem grilowanego indyka, mały kubeczek koktajlu na maślance naturalnej z bananem i truskawkami...

...to tyle z jedzenia na dzień dzisiejszy...muszę jeszcze przygotować jedzonko na jutro...

Zastanawiam się nad zakupem odżywki białkowej dla sportowców, do picia po treningu, kiedyś już miałam do czynienia, jest dobrym sposobem na uzupełnienie białka i regenerację mięśni po wysiłku, no i może zastąpić posiłek po treningowy...

Znalezione obrazy dla zapytania białko

7 marca 2017 , Komentarze (6)


Prawdę powiedziawszy to nie mam nic sensownego do napisania...dietę trzymałam, ale nie biegałam...a to wszystko przez pogodę...od rana padał deszcz, z resztą nie byłam mentalnie i logistycznie przygotowana do biegania, tzn. chodzi o zjedzenie obiadu...jak go zjem ok. 15.30...to mogłabym iść biegać najwcześniej ok 17-ej...trochę późno, więc postanowiłam odłożyć bieganie do jutra i przygotować się do tego odpowiednio. A więc przygotowałam sobie obiad do zabrania i odgrzania w pracy...makaron razowy z tuńczykiem i fasolka szparagową z odrobiną oleju lnianego i sezamu białego i czarnego...jak zjem ok. 14-ej to o 16-ej spokojnie mogę iść pobiegać, jeszcze zdążę nakarmić męża. Miałam zamiar poćwiczyć, ale mąż wyciągnął mnie na zakupy...nie chciałam jechać z nim za nic na świcie, bo wiedziałam, że prędko nie wrócimy, stracę masę cennego czasu,a w efekcie moje plany treningowe pójdą sobie w las...no i nie pomyliłam się nic a nic...bo mało, że na nieistotnych zakupach straciłam ok godziny, to okazało się w domu, że nie zabrałam jednej rzeczy z kasy...najpierw wiadomo szukam w domu, czy nie wyjęłam i nie położyłam nie wiadomo gdzie i nie pamiętam..szukam w torebce, czy tam czasem nie włożyłam, przeszukałam, wyrzuciłam wszystko i dalej nic...no więc jedziemy z powrotem i ku mojej radości mój zaginiony produkt czekał na mnie przy kasie. Pani ekspedientka była na tyle miła, że go odłożyła, a nawet powiedziała, że wybiegła za nami, ale nas już nie było... no i miałam już dość tego wszystkiego... zwłaszcza, że jeszcze musiała, przygotować resztę jedzenia i dla mnie i dla męża na jutro...bo nie wiem czy wiecie, ale mój mąż też się odchudza...z tym, że on może pochwalić się niezłymi efektami w przeciwieństwie do mnie;((szloch):<

5 marca 2017 , Komentarze (14)

No właśnie...kto zna odpowiedź na to pytanie? Wiadomo nie od dziś, że najlepsze jedzonko jest zawsze u rodziców...ten smak domowego jedzenia, które zna się z dzieciństwa, jest po prostu jedyny w swoim rodzaju...

A ja mieszkam bardzo blisko rodziców, bo dzieli nas tylko jeden blok...Ma to swoje zalety, ale i wady, choć raczej jest więcej zalet. Co jest wadą...a no to, że jak nie mogą sobie z czymś poradzić, jeśli chodzi o współczesną technikę, to wiadomo, że zadzwonią do mnie...ale teraz jak tak się głębiej nad tym zastanawiam, to stwierdzam, że wcale mi to nie przeszkadza, choć zdarza się, że kilka razy tygodniu odbieram telefon, że jest problem do rozwiązania i albo ja albo mój mąż musimy iść sprawdzić co się stało. Jednak tak naprawdę to cieszę się, że są blisko i mogę mieć oko na nich. Wiadomo, nie młodnieją i z czasem mogą wymagać pomocy i opieki, a ja jestem bardzo związana z rodzicami, kocham ich bardzo i nie wyobrażam sobie, że nie mogłabym się nimi opiekować na starość, że mieszkają daleko i są zdani sami na siebie...Ja mam co prawda dwóch starszych  braci, ale oni mieszkają 25 km od rodziców, a poza tym wiecie...synowa czy syn nigdy nie zajmie się tak rodzicami jak córka...

Ale jest jedna zdecydowana wada bliskiego mieszkania z rodzicami... a mianowicie to, że rodzice nie pozwolą Ci schudną, zgłodnieć, nie pozwolą Ci wyjść z domu jeśli najpierw Cię nie nakarmią albo nie obdarują wałówką na kilka najbliższych dni... i tak np. w piątek po pracy i po obiedzie poszłam do rodziców, a tam co...racuchy z jabłkami...3 malutkie, ale jednak...jeszcze nie zdążyłam się rozebrać, a oni już...choć siadaj, jedz...no i zjadłam, bo rodzicom się nie odmawia, a ile radości im to sprawia jak mogą mnie nakarmić... dzisiaj też obiadek od rodziców...rosołek z makaronem...ja bardzo rzadko gotuję, dlatego z chęcią zjadam, kluski śląskie z pieczenią z wołowiny i ćwikłą...no czegóż chcieć więcej, wszystko pyszne i w ilości na dwa dni. Ja nie gotuję takich smakołyków, bo raz, że nie mam talentu, a po drugie to takie mało dietetyczne... Jednak jaki to luksus, że nie muszę gotować obiadu i to przez dwa dni z rzędu... A takie obiadki od rodziców bardzo często się zdarzają...no i jak ich nie kochać!!!

http://pobierak.jeja.pl/images/3/4/d/153261_ale-sie-nazarlam.jpg

5 marca 2017 , Komentarze (2)

Wiosna, wiosna i raz jeszcze wiosna...a ja w domu siedzę... ale widzę i czuję różnicę w poprawie zdrowia, zdecydowanie mniej kaszlę i mogę normalnie spać...teraz żałuję, że nie poszłam wcześniej do lekarza, już dawno byłabym zdrowa i mogła pobiegać...a tak muszę weekend przesiedzieć jeszcze w domu, żeby doleczyć się dobrze...

No cóż, w weekendy moja dieta nie ma nic wspólnego z dietą...nie jem ani dietetycznie (co nie znaczy, że dużo) ani regularnie...staram się pić więcej wody, ale i tak nigdy nie dojdę do takiej ilości jak w tygodniu, czyli ok 3 litry... nie ważne, odwodniona nie jestem, a zauważyłam kiedyś, że zaczęły mi drżeć powieki, nie bardzo wiedziałam z czym to powiązać, a zdaję sobie sprawę, że może to być oznaka braku magnezu w organizmie i dopiero wtedy skojarzyłam, że u mnie może to być właśnie efekt wypijania dużej ilości wody, do tego dwie kawy i tym oto sposobem można wypłukać magnez... Jak biegam to zawsze po powrocie piję suplementy magnezowe, bo wiadomo, że wraz z potem tracę dużo cennych mikroelementów... a że ostatnio nie biegam, to gdzieś mi to umknęło...oczywiście już nadrabiam braki i jest ok...

A więc sobota spędzona leniwie i przyjemnie w domu...

Podobny obraz

3 marca 2017 , Komentarze (17)

Kochane jesteście!!!!!!!!! Posłuchałam Was i poszłam posłusznie do lekarza... nastraszyłyście mnie, że może z tego wyniknąć tylko coś gorszego...bezgorączkowe zapalenie oskrzeli a nawet płuc... i bardzo każdej z Was dziękuję za wpisy, mimo, że nie odpisywałam na komentarze, ale w pracy kolorowy zawrót głowy... W środę wieczorem tak mnie kaszel męczył, że aż poryczałam się z bezsilności...średnio miłe uczycie... Ale będę żyć, coś tam na oskrzelach, ale to jeszcze nie zapalenie, dostałam antybiotyk na 3 dni, syrop, wspomagam się też domowymi sposobami, prawdę powiedziawszy poprawy nie widzę póki co...kaszel nasila się szczególnie wieczorem albo jak kładę się spać...nie wiem jak ten mój kochany mąż ze mną wytrzymuje i może przy mnie spać...ale przyznaję z ręką na sercu, że chciałam spać w innym pokoju, żeby on się mógł wyspać, ale nie chciał się za nic zgodzić... widzę jednak, że faktycznie mu to nie przeszkadza, bo śpi jak zabity...

Grzechów dietetycznych nie pamiętam z dnia wczorajszego, a raczej takowych nie było, aktywności fizycznej też nie było, ale to zrozumiałe w zaistniałej sytuacji, co oczywiście, nie znaczy, że czuję się z tym dobrze, bo czuję się fatalnie z tego powodu...Trudno, mam nadzieje, że jeszcze tylko kilka dni takiej bez aktywności przede mną... Nie będę już wyliczać co zjadłam w dniu wczorajszym, ale było ok... Także kolejny wpis będzie z piątku...3majcie się ciepło...

Znalezione obrazy dla zapytania odchudzanie demotywatory

1 marca 2017 , Komentarze (11)

Nosz kurwa mać!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! koszmar jakiś...przepraszam za przekleństwo, ale jestem tak wkurzona, że sobie nie wyobrażacie...kaszel mnie wykończy, tak mnie męczy, że już zaczynam się posikiwać...tak wstyd się przyznać, bo to raczej przypadłość pań w starszym wieku, ale chciałam Wam uzmysłowić skale mojego kaszlu...jest nie do zniesienia, a mózg kołacze mi się w czaszce jak makówka... Piję herbatę z czarnego bzu, syrop z cebul a teraz jeszcze leki z kodeiną...nie chce mi się patrzeć na nazwę leku, ale podobno ma pomóc. A wiecie dlaczego jestem tak wkurzona jeszcze na maksa...nie tylko dlatego, że najzwyczajniej w świecie jest to bardzo nieprzyjemne i męczące, ale chyba głównie dlatego, że czekałam na marzec jak na zbawienie, normalnie odliczałam dni, bo co by się nie działo, to byłam przekonana, że zima odpuści i będę mogła wrócić na dobre do biegania. Czas leci, a ja w czarnej dupie i jeśli już...teraz...zaraz....nie zacznie mi się poprawiać, to nie zacznę biegać jeszcze z tydzień...przy dobrych wiatrach...A nie czuję nawet najmniejszej poprawy...nic, a nic... Dobra wystarczy tego marudzenia...

Dieta...

6.30...siemię lniane, woda z miodem (nie miałam żadnego pomysłu co zjeść, więc nie zjadłam nic...)

9.30... surówka z selera i jabłka z dodatkiem orzechów włoskich i rodzynek i jogurtu naturalnego...jabłko

11.30... kawa z mlekiem 2%, 3 kostki gorzkiej czekolady...

Gdzieś między 11...a 13...zjadłam banana i jabłko, godzin nie pilnowałam...

15.30...warzywa z kurczakiem...

I zjadłam jeszcze 2 malutkie kromeczki z miodem...bardzo m i się chciało i nie mogłam się oprzeć i trochę bakalii...typu słonecznik, orzechy laskowe, morela suszona i daktyle...

Dużo  piję wody, 2 kawy dziennie i herbatki ziołowe...

Podobny obraz

Bardzo się boję, że w moim przypadku ta weryfikacja będzie bezlitosna... co można w miesiąc zrobić ze sobą, skoro do mojego wyjazdu zostało 45 dni, czyli 1,5 miesiąca...a ja nadal chora...jestem załamana(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)(szloch)