Pamiętnik odchudzania użytkownika:
am1980

kobieta, 44 lat, Wolbrom

167 cm, 87.40 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

18 lutego 2017 , Komentarze (12)

Wpis w wielkim skrócie... Piątek jak zwykle jest szalony... Nic nadzwyczajnego się nie działo, diety nie pamiętam...poza tym oczywiście, że trzymałam się swojego rozkładu dnia i zaczynam stwierdzać, że wkurza mnie to jedzenie na godziny... ten rozkład dnia w tygodniu nijak ma się do rozkłady dnia w weekend...i wiecie co mam to w dupie...nie jestem robotem, a co ciekawsze przeczytałam ciekawy artykuł pani dietetyk, w którym opisuje czy faktycznie dla odchudzania ma to tak duże znaczenie jedzenie o konkretnych godzinach...i okazuje się, że nie... dla cukrzyków owszem, żeby uniknąć nagłych skoków insuliny, jak najbardziej, ale dla osób odchudzających się liczy się po prostu ujemny bilans kaloryczny i nie ma ma znaczenia czy zjemy to w pięciu posiłkach jak tak komuś pasuje, czy w dwóch jak tak komuś pasuje. Jak ktoś spędza dużą ilość czasu poza domem to najzwyczajniej w świecie nie jest to możliwe... albo co jeść tylko kanapki czy owoce w ciągu dnia, a gdzie jakiś ciepły posiłek... Bardzo ta teoria mi odpowiada nawet jeśli będziecie mnie za to besztać. Faktem jest, że w pierwszej połowie dnia powinniśmy zjadać większą ilość kalorii, żeby organizm miała czas strawić i wykorzystać zmagazynowaną energię...bo faktem jest, że nawet w tygodniu jak staram się trzymać wyznaczonych pór posiłków, to wcale nie jest proste, bo np. jak idę biegać to co muszę zabierać obiad do pracy, który powinnam zjeść ok. godz. 12.3... o 15.30 - 16.00 idę np. biegać, wracam po 17-ej, więc zanim coś zjem jest ok 17.30...czyli mija ok 5 godzin bez jedzenia...no i gdzie ja mam tu wrzucić jakiś posiłek... a poza tm jest jeszcze jedna kwestia... ja mogę ten obiad sobie wziąć do pracy, ale z kolei i tak muszę przygotować posiłek dla męża...ja będę jadała obiad w pracy, a on w domu...każde z osobna... nie nie, nie pasuje mi to...

I to chyba na tyle moich dylematów dietetycznych!!!

Znalezione obrazy dla zapytania dylematy dietetyczne

16 lutego 2017 , Komentarze (4)

...@ jest... więc mam nadzieje, że zacznę normalnie funkcjonować... 28 dni, czyli normalny cykl, fajnie żeby tak zostało, przynajmniej przez kolejne dwa miesiące, bo nie dopadnie mnie na urlopie...który za 58 dni!

Ale piękny dzień, kolejny z resztą no i cudowna pogoda na bieganie, choć to słoneczko powoduje, że wracam uświniona nie ludzko, bo roztapia lód a ja brnę w błocie...ale nie przeszkadza mi to, liczy się fan... Zaczynam się rozkręcać i stwierdzam, że wyrobionej kondycji tak łatwo się nie traci, naprawdę myślałam, że ciężko będzie mi się pozbierać i wrócić na właściwe tory, ale nie jest źle...

Przez to całe zamieszanie wczoraj z ta kolizją samochodową nie zrobiłam żadnych konkretnych zakupów i dzisiaj do pracy wzięłam po prostu to co było w lodówce, a za wiele nie było...

Dieta...

6.30... 1 szkl. siemienia lnianego, owsianka, a raczej mieszanka różnych płatków ( 2 łyżki przed ugotowaniem) na wodzie z suszonymi jabłkami i rodzynkami...

9.30... serek wiejski, pomidor, 2 kromki chleba żytniego (ma już chyba ze 3 dni, ale da się zjeść, a ja bardzo nie lubię wyrzucać jedzenia) z masłem, jabłko

W międzyczasie przegryzałam kilka moreli, migdałów i fig...

ok. 13.20 obiad... to samo co wczoraj...mój mąż wczoraj ze zdenerwowania nie jadł obiadu, wskutek czego jego waga w stosunku do wczorajszego dnia spadła o 1 kg, a ja wskutek tego muszę trzeci dzień z rzędu jeść kurczaka z warzywami, już trochę wychodzi mi bokami, ale tak jak pisałam nie lubię wyrzucać jedzenia... a on dzisiaj miał na obiad ziemniaczki z jajkiem sadzonym i brokułem... bardzo dietetycznie...

Na szczęście dzisiaj nie wydarzyło się nic nieprzewidzianego i spokojnie mogłam iść pobiegać, zdążyłam przed zachodem słońca, a nawet udało mi się  załapać ostanie promienie słońca...jak ja już nie mogę doczekać się wiosny...

Po powrocie do domu zjadłam kromeczkę z żółtym serem, bo leżała na stole...mąż nie zjadł na śniadanie, trochę już obeschła, ale i tak była smaczna...sama już nie wiem czy byłam głodna czy to taki odruch zjadania resztek, które później wychodzą bokami...

Standardowo przebiegłam 9,5 km...kilka minut rozciągania, prysznic, pranie biegowych ciuszków, szykowanie jedzonka na jutro, posprzątałam łazienkę i padam na pysk... Jak ja się cieszę, że jutro piątek, choć z drugiej strony przeraża mnie tempo upływającego czasu... odliczam czas od piątku do piątku...bo w końcu wolne...

ok 18...2 male kromeczki chleba żytniego z serem żółtym... dzisiaj też nie byłam na zakupach i jemy to co jest obecnie w lodówce...czasami lubię zrobić taką czystkę w lodówce...

Nic więcej dzisiaj nie robię, poza pomalowaniem paznokci...

Znalezione obrazy dla zapytania malowanie paznokci kobieta

15 lutego 2017 , Komentarze (11)

Dzisiaj coś marnie się czuję, brzuch wzdęty jak w 6 miesiącu ciąży...oj dawno mi tak nie dokuczył, ale myślę, że to wina zbliżającej się @... zbliża się od niedzieli i zbliżyć nie może, przy założeniu że przez ostanie kilka miesięcy mój cykl trwał 32 dni to powinnam dostać @ dopiero w tą niedzielę, wg cyklu 28 dniowego...jutro, ale już dawno piersi przestały mnie boleć i tak jak pisałam wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na minioną niedzielę, miałabym już z głowy @ a tu nic i sama nie wiem czego się spodziewać... coś mój organizm ostatnio szaleje. Śmieje się do męża, że może to już menopauza, a on że to niemożliwe... halo halo... dużo młodsze kobiety ode mnie przechodzą menopauzę, na ale rozumiem, że to taki defekt genetyczny, który mam nadzieję mnie nie dotyczy...przynajmniej jeszcze nie!!!

Zapowiadał się cudowny dzień...ale my to mamy szczęście... Po wyjściu z pracy mieliśmy mały incydent samochodowy, nic tak naprawdę się nie stało, no ale... Wjeżdżając z parkingu po pracy uderzyliśmy w samochód, który też cofał...no i się stuknęliśmy...łojejujeju...Zrobiłam zdjęcia i gdybyście to zobaczyły to wierzcie mi, że stwierdziłybyście jednomyślnie, że wielkich szkód nie było, ledwo błotnik delikatnie obtarty...no nie istotne...było, że nasza wina... No i się zaczęło spisywanie oświadczeń, itp... trwało to ze 40 minut. Nie wiem jak to się stało, bo przecież mój mąż patrzy w lusterka...no ale się stało. Bardzo to wszystko pokrzyżowało mi plany, mój mąż bardzo się zdenerwował, choć niepotrzebnie, bo niewarte było to wszystko jego i tak marnego zdrowia, z tego wszystkiego stwierdził, że jutro nie idzie do pracy i dobrze, niech odpoczywa. Miałam o 16-ej iść biegać, ale w tych okolicznościach stwierdziłam, że raczej nic z tego nie będzie... w domu byliśmy o 16-ej. Mój mąż stwierdził jednak, że obiadu jeść z nerwów nie będzie i żebym pobiegała sobie, więc nie oponowałam bardzo i przebiegłam 9,5 km... w między czasie zadzwonił PAN poszkodowany w kolizji, że był u mechanika i naprawę wycenił na 1500 zł... ha ha ha... Mąż powiedział, żeby ubezpieczanie pokryło koszty naprawy i dobrze. Jestem bardzo ciekawa ile faktycznie wyniesie. 

Dieta...;)

6.30... szklanka koktajlu truskawkowego na jogurcie greckim, 1 łyżeczka ziaren słonecznika

9.30...dużo mieszanki sałat, pomidor, kawałek wędliny drobiowe, oliwa, zioła

11-13... (podjadałam owoce)...jabłko, kiwi, pomarańcz, malutki niedojrzały banan...

Musiałam trochę poprzestawiać pory posiłków ze względu na zaplanowany bieg po pracy... musiałam zjeść obiad na tyle wcześniej, żeby nie obciążyć żołądka w czasie biegu, a nie chciałam też zostawiać jedzenia obiadu na wieczór, żeby z kolei nie obciążać żołądka na noc, a więc zabrałam obiadek do pracy...

ok.14...(może trochę wcześniej)... powtórka z rozrywki, czyli kurczak z warzywami + mieszanka kasz ( kiedyś kupiłam taką gotową mieszankę kasz z soczewicą i powiem Wam, że bardzo dobrze to smakuje, tylko do tej pory nie miałam kiedy jej zjeść)

W ciągu dnia ok 3l wody i dwie kawy z mlekiem 2%, aha jeszcze sok marchwiowo -bananowy..

ok 18-ej 2 małe kromki żytniego chleba z masłem i polędwicą drobiową...

A więc dzisiaj miałam dzień taki średnio udany...dlatego też moje palny upieczenia batonów musli nie zostały dzisiaj zrealizowane, może przełożę to na weekend...

Podobny obraz

14 lutego 2017 , Komentarze (13)

Ależ dzisiaj piękny, ciepły i słoneczny dzień... jak ja bym chciała mieć wolne teraz, iść na spacer, a jeszcze lepiej pobiegać... dziewczyny jak ja czuję wiosnę w kościach to nie zdajecie sobie sprawy... a może zdajecie... w przyszłym tygodniu temperatura ma być już ok +10 st... czekam na to niecierpliwie...

Dieta...

6.30...szklanka siemienia lnianego + koktajl truskawkowy na jogurcie greckim, trochę słonecznika

9.30... mieszanka sałat + 2 małe pomidory + 1/2 ogórka + 2 jajka + 3 plastry polędwicy drobiowej (oliwa, zioła)

12.30...owoce (jabłko, kiwi, banan)

15.30...kurczak z warzywami z brązowym ryżem 1/2 torebki

17.30...2 łyżki serka mascarpone (zjadłam go trochę z przymusu, żeby się nie zmarnował) kilka truskawek z cukrem wanilinowym...

Wypite ok 3 l wody, dwie kawy z mlekiem, 2 herbaty z sokiem malinowym...

Piękny był dzisiaj dzień na bieganie, ale niestety nie zaplanowałam w dniu dzisiejszym takiej oto aktywności, bo musiałbym zbierać się zaraz po powrocie do domu...nie będę się usprawiedliwiać, bo nie mam nic na swoją obronę, nadrobię jutro, już wszystko zaplanowane. Dzisiaj stwierdziłam, że nawet jak bym poszła biegać o 16-ej...to o 17-ej (przy założeniu, że będę biegać ok 1 godziny) wrócę jeszcze za dnia...

Dzisiaj znowu praktycznie całe popołudnie spędziłam w kuchni, cały czas coś gotuję, szykuję jedzenie na kolejny dzień dla mnie i dla męża. Śmieję się, że jesteśmy na diecie pudełkowej. Jedzenie mamy popakowane w pojemniczki, dla siebie nawet obiad musiałam zapakować w pojemnik, bo skoro mam biegać po pracy, to  nie dam rady zjeść po 15-ej i iść biegać...to by mogło się źle skończyć...

Mam w planach zrobić batony musli wg przepisu Annynadiecie... zbieram się już od dłuższego czasu i zawsze coś mi nie pasuje albo brakuje jakiegoś składnika, a teraz wygląda na to, że mam wszystko albo prawie wszystko, a jak nie mam to dokupię... Świetna, zdrowa przekąska w ciągu dnia lub przed bieganiem... mam nadzieję, że moje też wyjdą takie piękne...

Znalezione obrazy dla zapytania domowy baton musli

13 lutego 2017 , Komentarze (16)

To był jeden z takich dni, kiedy ciesze się, że dzięki temu, że biegałam wczoraj, dzisiaj mogę zrobić sobie wolne...od biegania...

Dieta...

6.30...1 szkl. koktajlu truskawkowego na maślance (oczywiście własnej roboty, nie pijam kupnych owocowych...ble...), 3 suszone morele, garść orzechów włoskich...

9.30... serek wiejski z warzywami...(pomidor, ogórek, czerwona papryka)

12.30...jabłko, banan, mandarynka...

15.40...gałka ziemniaków, kawałek duszonego indyka i masę surówki z kiszonej kapusty...uwielbiam!!!

18.30...2 x żytni (taki prawdziwy) 1 jajko, wędlina z indyka

W międzyczasie wypite ok 3 litrów wody, 2 kawy z mlekiem 2% i 2 szklanki gorącej wody z sokiem malinowym...(było mi w pracy bardzo zimno i musiałam jakoś się rozgrzać, a po weekendzie pokój jest bardzo wychłodzony i zanim się nagrzeje to jest południe).

Mogłam sobie zrobić wolne od biegania, bo weekend miałam bardzo aktywny...oj dawno tak się nie wyżyłam, ciesze się tym bardziej, że dzisiaj pogoda u mnie nie zachęca do aktywności na świeżym powietrzu...

Przygotowałam obiad na jutro...kurczaka z warzywami, ale nie takimi mrożonymi, bo te choć czasami korzystam to nie powalają mnie smakiem. Dla mnie są dziwne i najzwyczajniej w świecie mi nie smakują. Korzystam czasami jedynie dlatego, że można zrobić w miarę ekspresowe danie, ale te warzywa dla mnie jakieś takie bez smaku, nawet jak się je przyprawi, to ja nie mogę "znaleźć smaku"... pewnie to wszystko kwestia gustu, kto co lubi...

Z resztą całe popołudnie spędziłam w kuchni...a to obiad szykowałam po pracy, a to sprzątałam po owym obiedzie...a to gotowałam obiad na jutro...a to szykowałam jedzonko do pracy (dla mnie i dla męża...jemu odchudzanie idzie świetnie)...pranie w międzyczasie... Dla mnie już brakło czasu...nie szkodzi, miałam go dużo w weekend... Dziewczyny i tak się  zastanawiam jak WY...matki pracujące ogarniacie TO wszystko...Jestem pełna podziwu...Przecież doba dla Was musi mieć chyba ze 40 godzin...


Podobny obraz


13 lutego 2017 , Komentarze (8)

Wpis na szybko, bo w pracy...ekspresowe podsumowanie niedzieli...

Jeśli mam być szczera to nie lubię tego dnia...niedzieli znaczy się, bo gdzieś tam w tyle głowy siedzi mi już, że muszę iść do pracy w poniedziałek i nie do końca potrafię cieszyć się tym dniem... czas leci tak szybko, że nie nadążam sama za sobą... dopiero początek roku był, a tu już połowa lutego, jeszcze dwa tygodnie i marzec, a dla mnie to już wiosna, niektórzy twierdzą, że wiosna za dwa miesiące, ale gdzie tam...to już tuż tuż...

Znalezione obrazy dla zapytania wiosna

Dieta wczoraj z grubsza utrzymana, wypiłam za mało wody ale w tygodniu to nadrabiam... no i znowu pobiegane... 9,5 km to dla mnie bardzo krótki dystans, bo zawsze jak nie mam czasu a wybieram się na bieganie, to twierdzę, że 10 km to takie niezbędne minimum, ale że dopiero się rozkręcam, to może być...w słońcu i mrozie biegało się cudnie, wczoraj jeszcze mięśnie dawały o sobie znać, ale w końcu poświęciłam kilka minut na rozciąganie i dzisiaj jestem jak nowa, ale biegać już dzisiaj nie będę...przerwa i czas na rozciąganie mięśni i ćwiczenie mięśni brzucha, w końcu to już 62 dni do urlopu...więc nie mogę leniuchować.

Znalezione obrazy dla zapytania miłego poniedziałku życzę

12 lutego 2017 , Komentarze (15)

Sobota minęła i dobrze... generalnie zaliczam ten dzień do udanych. Jadłam w miarę ok, ale raczej nieregularnie i bez przejadania, wypiłam za mało wody, ale to jest mój problem jak siedzę w domu. W pracy stawiam butelkę 0,5 l na biurku i popijam... skończy się biorę kolejną, a w domu jakoś nad tym nie do końca panuję... no trudno.

Co najważniejsze udało mi się przebiec wczoraj 9,5 km...skrócona trasa, bo po długiej przerwie. Wierzcie mi, że wychodziłam na ten bieg pełna obaw...ale jestem mile zaskoczona... nie miałam zadyszki, nie piekło mnie w klatce... wiadomo...biegłam dużo wolniej, ale nie straciłam całkiem kondycji, myślę, że szybko wrócę do poprzedniej formy. Jedyny dyskomfort to oblodzone drogi, chodniki a nawet grunty...i część drogi musiałam pokonać spacerem. Poza tym pogoda była cudna, słońce i mróz -6st...było wspaniale!

Podobny obraz

11 lutego 2017 , Komentarze (21)

Czas biegnie nie miłosiernie... wpis będzie ubogi, bo i nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło w dniu wczorajszym... Dieta na plus, ze słodyczy to 3 kawałki gorzkiej czekolady... woda w ilości ok 2 litry...tylko niestety, chciałabym więcej, ale po południu byłam zabiegana, musiałam wyjść z domu, a na drogę wolę się nie nawadniać, bo wiadomo, że w najmniej sprzyjających warunkach mój pęcherz da o sobie znać, aha no i aktywność wczoraj zerowa... za to dzisiaj proszę Państwa odbędzie się mój inauguracyjny bieg w sezonie 2017... Pierwszy zaliczyłam 1-go stycznia... co prawda na termometrze w tej chwili -12st, ale myślę, że koło południa będzie dużo mniej, bo dzień zapowiada się piękny i słoneczny, nawet jeśli mroźny... przeglądnę później pamiętniki, poczytam i po komentuje... Sobota zapowiada się cudnie... w planach mam jeszcze na dzień dzisiejszy domowe SPA... dziewczyny idzie wiosna...trzeba się brać za siebie... Miłego dnia!!!

Znalezione obrazy dla zapytania miłego dnia śmieszne

10 lutego 2017 , Komentarze (6)

Wczoraj nie zamieściłam wpisu, bo zwyczajnie nie miałam czasu, ani w pracy ani w domu... a dopiero co chwaliłam się, że mam tyle luzu w pracy i że mogę posiedzieć na Vitalii...a tu masz babo placek, cały czas praktycznie byłam zajęta, ale to dobrze dniówka szybciej leci. W domu też nie bardzo miałam czas, bo po pracy szybki obiad, musiałam ogarnąć trochę mieszkanie, poodkurzać, umyć podłogi, bo miałam gości po południu... Także poza ekspresowym sprzątaniem, przy którym troszkę się namachałam, to nie zaliczyłam żadnej innej aktywności...niestety... kiedy ta cholerna zima sobie pójdzie, normalnie jest mi obojętna, ale teraz wyjątkowo blokuje mnie i moje bieganie... może w sobotę w dzień będzie znośna pogoda...prognoza w telefonie pokazuje słońce, więc nawet jak będzie mróz, oczywiście w miarę znośny, to chciałabym się przebiec 8-10 km, jeśli dam radę, bo ostatni bieg zaliczyłam 1-go stycznia. 

Dietetycznie ok, trzymam się z całych sił, nie podjadam, nie jem słodyczy i piję zawrotną ilość wody, bo nawet ok 3 litry, jeszcze żeby wiosna zawitała, to już nic do szczęścia mi nie potrzeba...no prawie nic...

Znalezione obrazy dla zapytania odchudzanie śmieszne obrazki

8 lutego 2017 , Komentarze (28)

"Sztuka kochania"... fantastyczny film, dziewczyny jeśli jeszcze któraś nie widziała, to koniecznie trzeba zobaczyć. popisowa rola Boczarskiej, świetnie zagrała, zwłaszcza, że film obfitował w erotyczne sceny... także nie ma to tamto, tylko szykować się do kina, jak nie z mężem to z koleżanką, przyjaciółką a nawet same.. jak nie zobaczycie to się nie przekonacie...

Diety trzymam się, nie podjadam, choć ochotę bym miała, nie jem słodyczy, jem więcej białka i warzyw... czy jakieś efekty są...nie wiem i do okresu nie mam zamiaru się ważyć. Nie wiem o co chodzi ale cycki bolą mnie już z tydzień albo i dłużej, a okres wychodzi na to, że powinnam mieć dopiero za tydzień. Z reszta od jakiegoś czasu wszystko mi się popieprzyło. Kiedyś miałam regularne cykle co 28 dni, od kilku miesięcy co 32 dni i nie żeby mi to przeszkadzało, ale wg tej teorii powinnam mieć okres ok 19-go lutego, no ale na litość boską ile będą mnie boleć te cycki... wychodzi na to, że ze 3 tygodnie, czyli, że nie będą mnie boleć tylko jakieś 7-10 dni w miesiącu...przecież tak się nie da żyć... nienawidzę tego. Łykałam tabletki, kropelki, które niby miały pomóc, łykałam to przez kilka miesięcy i nie dało nic. No jest jeden taki patent, który działa na nie... schudnąć...tak, przekonałam się, że jak ważę kilka kg mnie to cholery mnie nie bolą albo bolą dużo mniej, czyli nie pozostaje mi nic innego jak wziąć się mocno w garść. Dzisiaj z biegania też będą nici, sypie śnieg, a pod śniegiem lodowisko... może w sobotę, tak bardzo bym chciała w końcu się wybiegać... Właśnie, a może to też jest efekt braku ruchu, woda zatrzymuje się w organizmie, cycki zaczynają puchnąc i bolą jak cholera... bardzo to uciążliwe.

Ostatnio zauważyłam, że zaczynam się uzależniać od Vitalii... w pracy w każdej wolnej chwili śledzę wpisy i komentuje... w domu to samo. Chyba muszę wyznaczyć sobie stałą porę, w której będę tu zaglądać, komentować i uzupełniać wpisy... tak to jest dobry pomysł... ale nie realny, bo co mam robić jak jestem odrobiona w pracy...ale to tylko przez okres zimowy... pewnie od marca będę miała mniej czasu, więc i mniej będę tu zaglądać... w godzinach pracy oczywiście...

Podobny obraz