Pamiętnik odchudzania użytkownika:
am1980

kobieta, 44 lat, Wolbrom

167 cm, 87.40 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

3 lutego 2016 , Komentarze (37)

Chciałam bardzo podziękować wszystkim, którzy wczoraj skomentowali mój wpis o ciąży. Bardzo dziękuję raz jeszcze, jeśli komuś osobiście nie podziękowałam, to bardzo przepraszam, ale starałam się odpisać na wszystkie komentarze.

Dużo otuchy dodają słowa szczególnie mam, które w ciąży miały podobne rozterki jak moje. Ale muszę coś wyjaśnić, a mianowicie skąd u mnie taka nadmierna panika. Nie wynika ona tylko z tego, że się boje o zdrowie swojego dziecka, jak każda normalna matka, co jest wydaje mi się normalnym objawem. W moim przypadku problem polega na tym, że wynik różyczki wyszedł mi źle, tzn. nieznacznie podniesione przeciwciała iGg, co by mogło oznaczać, że chorowała albo obecnie choruje na różyczkę, a chyba nie muszę nikomu wyjaśniać czym to grozi w tak wczesnej ciąży. Mój ginekolog stwierdził, że skoro byłam szczepiona, to powinno być ok. Ale dostałam skierowanie do poradni chorób zakaźnych, tam lekarz też mnie uspokoił i stwierdził, że on by raczej nie panikował, tak samo wczoraj lekarz w poradni patologii ciąży powiedział, że wydaje się mało prawdopodobne, żebym była chora na różyczkę, ale wykluczyć tego nie można, np. z powodu niskiej odporności mimo szczepienia można zachorować. Zastanawiam się też gdzie mogłabym mieć kontakt z kimś od kogo bym się mogła zarazić różyczką. W każdym bądź razie muszę powtórzyć badania, dzisiaj zrobiłam to na własną rękę w innym laboratorium, ale i tak muszę zrobić je jeszcze raz tam gdzie robiłam je pierwszy raz, żeby można je było porównać, ponadto musiałam wykonać awidność przeciwciał iGg, a na wynik tego badania czeka się dwa tygodnie...o zgrozo!!!

Poza tym będąc dzisiaj u lekarza po skierowanie na badanie pielęgniarka powiedziała mi, że jeszcze jednej pacjentce wyszły bardzo wysokie przeciwciała, ale ona jest z innego miasta. Poza tym mówi, że z tego laboratorium często wychodzą podwyższone przeciwciała, a potem okazuje się, że wszystko jest w porządku. niby dużo przemawia na moją korzyść, ale z drugiej strony musicie zrozumieć, że tak naprawdę jak nie zobaczę czarno na białym, że wszystko jest dobrze, to żadna siła mnie nie uspokoi.

A może któraś z Was miała podobny przypadek albo zetknęła się z czymś podobnym. Trudno mi też uwierzyć w aż taki zbieg okoliczności, że akurat teraz zachorowałam na różyczkę, jak zaszłam w ciąże, oczywiście pomijam już fakt, że nie mam żadnych objawów i w ostatnim czasie nie miałam żadnych objawów różyczki, ale na internecie wyczytałam, że ta choroba może też przebiegać bezobjawowo. Nie chce nawet myśleć co będzie jak te badania się potwierdzą... Robi mi słabo na samą myśl o tym.... 

2 lutego 2016 , Komentarze (93)

...ale tylko na kilka miesięcy. Może zacznę od początku. Potwierdzam, jestem w ciąży... 8 tydzień i z tego co już się zdążyłam zorientować, to nie ja jedna tu zaciążyłam. Na początku byłam przerażona, nie macie pojęcia jak bardzo, aż wstyd mi przed samą sobą, że takie okropne myśli przychodziły mi do głowy, ale zrzucam to wszystko na karb szoku, stresu i szalejących hormonów... jedno wiem na pewno, nigdy nie zrobiłabym krzywdy mojemu nienarodzonemu dziecku. Po 3 dniach jak już emocje mi trochę opadły zaczęłam się cieszyć, moja rozpacz z powodu ciąży zamieniła się w strach o zdrowie mojego maleństwa, do tego stopnia, że mój mąż powiedział, że odłączy internet, bo ciągle tylko wyszukiwałam informacji co może się mojemu dziecku przydarzyć i wydarzyć, a że jak jeszcze nie wiedziałam o ciąży to łyknęłam 4 tabletki ibupromu, bo tak bardzo mnie brzuch bolał. Gdybym tylko wiedziała o moim maleństwie, mogłabym się zwijać z bólu a żadna siła by mnie nie zmusiła do zażycia tego świństwa. W sobotę zaprosiliśmy moich rodziców i teściów i mój kochany mąż oświadczył, że nasza rodzinka się powiększy. Reakcja moich rodziców, szczególnie mojej mamusi bezcenna. Na początku niedowierzanie, radość, łzy szczęścia, szok, nawet nie wiem jak to opisać. Nie spodziewali się takiej informacji to jest pewne. Moja mamusia zachwycona, bo w końcu będzie miała zajęcie, w końcu w domu będzie wesoło. To już wiem, że na pewno z radością zajmie się maluchem, już planuje co, gdzie i jak. Teściowie są bardziej powściągliwi w okazywaniu uczuć, ale też się cieszą, zwłaszcza, że to ich pierwszy wnuk. Ale moi rodzice oszaleli ze szczęścia, co prawda mają dwie wnuczki, ale rzadko je widują i wiadomo, takie dzieci nie czują więzi z dziadkami, natomiast moje będzie od początku bawione przez dziadków. Oddałabym wszystko co mam za zdrowie mojego maluszka, wiem, że to już zakrawa na paranoje, ale cóż taka jestem i tak bardzo się boję. Kochane czytam Was, nawet jeśli nie zawsze komentuje, staram się zdrowo jeść, unikać słodyczy, co prawda trochę gorzej z aktywnością fizyczną, ale to dlatego, ze bardzo źle sypiam, budzę się 2-3 w nocy i jedyne o czym marzę po powrocie po pracy, to położyć się spać. Nie mam zwyczajnie sił na ćwiczenia, ale mam nadzieję, że jak trochę opanuje swoje emocje i pogoda się poprawi to ruszam z kijami, zdecydowałam, że biegać nie będę, choć na początku taki miałam zamiar.

No nic to, póki co kończę, choć na pewno się nieraz odezwę, ale mam skierowanie do poradni patologii ciąży więc muszę się zbierać.

Mam nadzieję, że będzie 3mać za mnie i malucha kciuki!!!

9 stycznia 2016 , Komentarze (27)

Ciasteczka, ciasta, cukierki, czekoladki – słodkości… któż z Nas ich nie lubi? Sięgamy po słodkie aby umilić sobie dzień, poprawić humoru i … z przyzwyczajenia. Cukier jest produktem pozbawionym witamin i składników odżywczych. Co więcej, organizm trawiąc cukier, pobiera te brakujące składniki ze swoich zasobów. W ten sposób tracimy np. duże ilości witamin z grupy B, co zakłóca pracę układu nerwowego i sprzyja depresji. Wszystkie łakocie zawierają cukry proste, które szybko przenikają do krwi, dając błyskawiczne uczucie sytości. Niestety, na krótko, gdyż wystrzał insuliny następuje gwałtownie i równie szybko opada, powodując ponownie burczenie w brzuchu (poziom glukozy we krwi opada tak szybko i zdecydowanie że głód powraca ze zdwojoną siłą). Natomiast produkty, z których cukier wchłania się wolno (np. warzywa, pieczywo pełnoziarniste), nie powodują gwałtownego wyskoku insuliny, stabilizują poziom glukozy we krwi - dzięki czemu dają     uczucie sytości na długo.


Wady cukru:

- mnóstwo kalorii

- nie zawierają prawie żadnych składników odżywczych (białka, witamin i minerałów)

- próchnica/osłabia szkliwo zębów

- pogorszenie stanu cery

- nadwaga/otyłość

- cellulit

- większe ryzyko zachorowań

- wywołuje depresje

- chce się po nich więcej jeść

- zaparcia

- problemy z układem pokarmowym

Czym możemy zastąpić cukier? Przede wszystkim zadbajmy o dobrze zbilansowaną dietę. Zamieńmy słodycze na owoce. Kiedy mamy dużą ochotę na zjedzenie czegoś słodkiego, to sięgnijmy po jabłko. Dobrą alternatywą jest jedzenie orzechów. Są one bogate w składniki odżywcze, zawierają dobre tłuszcze i są niezbędne w stanach dużego wysiłku umysłowego. Należy jeść 5 razy dziennie, główne posiłki i dwie niewielkie przekąski. Pamiętaj że trzy podstawowe dania nie mogą być obfite i zbytnio sycące. Ważne by rozplanować pokarmy tak, by nigdy między jednym a drugim posiłkiem nie być głodnym. Uchroni cię to przed napadami głodu i sięganiem po słodycze.


Oczywiście „małe co nieco” od czasu do czasu nikomu nie zaszkodzi. Pamiętajmy jednak o zachowaniu umiaru.




6 stycznia 2016 , Komentarze (19)

Kochane, jutro startujemy. Rzuciłam wyzwanie "30 dni bez słodyczy"! Na chwilę obecną jest nas już 131 osób. Wierzcie mi nie liczyłam na taki odzew, ale bardzo się cieszę, choć sama boję się porażki, byłby straszny wstyd. Jeśli ktoś jeszcze ma ochotę to zapraszam serdecznie, im nas więcej tym lepiej... w grupie zawsze raźniej!

O TAKICH SMAKOŁYKACH NA 30 DNI MUSIMY ZAPOMNIEĆ!!!

4 stycznia 2016 , Komentarze (12)

...odliczanie trwa. To nie był dobry dzień... powrót do pracy i od razu jakoś tak źle mi się spało, wyjątkowo szybko jednak wyrobiłam się, pewnie dzięki temu, że wczoraj wieczorem naszykowałam sobie wszystko co było mi potrzebne na dzisiejszy dzień. Pomijam fakt, że dzisiaj u mnie bardzo zimno, rano jak wychodziłam -19 st, dobrze że bezwietrznie, bo w przeciwnym razie chyba bym zamarzła zanim bym doszła do pracy, no i na miejscu okazało się, że nie jest wcale lepiej...koszmar, biuro było tak wyziębione, że przez cały dzień mimo tego, że grzejnik grzał 8 godzin na full było 12 st, siedziałam w grubym polarze, z nałożoną grubą chustą zimową i jeszcze najchętniej nałożyłabym czapkę i rękawiczki. No nic przetrwałam, w domu co prawda cieplutko ale tak przemarzłam, że do tej pory jest mi zimno, rozgrzewam się dietetyczną zupką pomidorową...ale pomaga tylko chwilowo...

No i w związku z tym całe popołudnie do dupy, żadnych ćwiczeń dzisiaj nie było i już nie będzie, trudno, dietetycznie nie było źle, zjadłam tylko jedną czekoladką i to tylko dlatego, że chciałam sprawdzić czy nie są zepsute, bo dość długo były zakamuflowane i dzisiaj przez przypadek się odnalazły...z resztą jak jest mi zimno, to mam wrażenie, że zjadłabym konia z kopytami... a dzisiaj nawet spoko, co prawda zimno mi bardzo, ale żeby apetyty mi nadmierny doskwierał to na szczęście nie. Z zabiegów pielęgnacyjnych na dzień dzisiejszy to chyba demakijaż, szybki prysznic i pod pierzynkę. Najzwyczajniej to nie jest mój dzień. Przypominam, że wyzwanie 30 dni bez słodyczy startuje 7-go stycznia. Jestem w szoku ile osób się już przyłączyło... super, bardzo mnie to cieszy, bo można się motywować, wspierać i razem walczyć, mam nadzieję, ze podołamy. Jeśli ktoś jeszcze ma ochotę zapraszam do przyłączenia się... mam nadzieję, że podołam, bo jak nie to będzie straszny wstyd, że poległam...

3 stycznia 2016 , Komentarze (5)

... tyle zostało mi do wakacji (oczywiście zakładam, że dożyję i że nic nieprzewidzianego się nie wydarzy). Mróz u mnie ogromny -18 st, wiec już wiem, że nie pobiegam, bo za nim temperatura wzrośnie, to słońce zacznie zachodzić i znowu zacznie robić się zimno. W takim razie pora przeprosić się z orbitrekiem, wskoczę na godzinkę, lepsze to niż nic, choć mam świadomość, że to nie to samo co bieganie...... ale zawsze jakiś ruch, a więc kończę pić kawkę i wskakuję na orbiego... Dziewczyny rzuciłam wyzwanie "30 dni bez słodyczy" może ktoś chce się dołączyć i spróbować. Jestem zaskoczona, bo przyłączyło się już wiele osób,a jako założycielka będę czuła presję, że muszę dawać dobry przykład... wyzwanie startuje 7-go stycznia, bo 6-go jeszcze jedno święto i zdaje sobie sprawę, że znów jacyś goście mogą się pojawić a z nimi pokusy... bardzo chciałabym wytrwać, bo mam też nadzieję, że przyniesie to dobre rezultaty i że będą też widoczne efekty...bardzo na to liczę.

Godzinka orbitreka zaliczona, wszelkiego rodzaju maski na głowie były, balsamowanie ciała i biustu jak najbardziej, depilacja nóg też, inne części ciała były wydepilowane wcześniej... dzisiejszy dzień bez makijażu, wczorajszy z resztą też... jeśli wiem, ze nie będę wychodzić z domu i że do mnie nikt nie przyjdzie to staram się oszczędzać twarz i rezygnuje z makijażu choć wiem, ze wcale dobrze nie wyglądam nieumalowana... mam to jednak gdzieś, włosów też nie obciążałam już żadnymi żelami, piankami ani lakierami, zmyłam lakier z paznokci, wtarłam w nie odżywczą oliwkę,a później nałożę jeszcze odżywkę, muszę dać im troszkę oddychnąć od tych moich lakierów do paznokoci, bo normalnie to zmywam jeden i maluje drugim.

Obiadek się gotuje, ja dopijam drugą już kawę i na takim leniuchowaniu zejdzie mi cały dzień. Spałam długo, a ciągle czuję się senna, właśnie chyba przez to rozespanie,mam już dość tego świętowania i rozregulowania normalnego trybu życia. Jutro powrót do pracy, co robić... kiedyś uwielbiałam moją pracę, teraz jej nienawidzę, ale dobrze, że w ogóle jest. Od kiedy pozmieniały się władze to terror a nie zakład pracy, zero szacunku do pracownika, szczególnie do tych którzy pracują długie lata, przychodzą młode szczyle, nic wartościowego nie wnoszą a są uważani za nie wiadomo kogo. Chyba byłoby mi wszystko jedno, gdyby nie fakt, że te zmiany wpłynęły znacząco na zmniejszenie mojej pensji i chyba tak naprawdę to mnie najbardziej złości. Pracowałam w tej firmie na kilku stanowiskach i w kilku działach i zawsze jak były braki kadrowe to byłam w stanie zastąpić innych, kiedy miałam inną panią dyrektor, to zawsze w takiej sytuacji mnie wynagradzała dodatkową premią, a teraz tamta zrezygnowała, dyrektorem marketingu została córka właściciela... mało przyjemna osoba i swoją pracę zaczęła od zabrania wszystkim premii, więc tak od roku mam gołą pensję, czyli ok 700 zł miesięcznie mniej, dla mnie to kupa pieniędzy, szczególnie jak się przeliczy to w skali roku. Zbieram się za szukanie nowej pracy, ale to też nie jest wcale takie łatwe, zaletą obecnej jest na pewno, że mam blisko (10-15 minut piechotką), więc nie tracę dodatkowo czasu i pieniędzy na dojazd. Mają gorzej i żyją. Pożyjemy zobaczymy!!!

Miłej niedzieli!!!

2 stycznia 2016 , Komentarze (9)

Dokładnie tyle zostało mi do wylotu na Teneryfę. Co roku mój kochany mąż organizuje nam super wakacje w ciepłych miejscach, choć teraz to i Polska jest wyjątkowo ciepła, jednak mimo wszystko nie ma tak pięknych plaż jak za granicą i tak czystej wody w morzu. A koszt kto wie, czy nie porównywalny... z resztą dla mnie wakacje to czas takiego relaksu, że ja się zupełnie wyłączam na ten czas i resetuje całkowicie. Dlatego już odliczam dni, tak na prawdę to odliczam je od dnia zakupu biletów lotniczych... było ich ok 220, dzisiaj tylko 165... CUDOWNIE!!!

W związku z powyższym postanowiłam, że wprowadzę plan odnowy biologicznej... chodzi mi o szczególne dbanie o siebie i swoje ciało... choć i tak stwierdzam, że dzięki regularnym ćwiczeniom, jak na 36 lat jestem w naprawdę dobrym stanie. Owszem mam rozstępy, ale jedynie na wewnętrznej stronie ud, ale poza tym mogłabym stwierdzić, że lubię swoje ciało i dobrze mi z nim. Cellulit pewnie też jest, ale odkąd biegam naprawdę stan mojej skóry i ciała znacznie się poprawił. Staram się też pić dużo wody ok 2l dziennie, czasami nawet więcej, bo tak naprawdę piję tylko wodę i kawę bez której żyć nie mogę. Zgubne dla mnie są słodycze, nie żebym się objadała, bo nie... ale czasami mam nieodpartą ochotę na małe co nieco, szczególnie do kawki... I tak sobie myślę, czy nie postawić sobie celu... 30 dni bez słodyczy... nie od dziś, ale od poniedziałku... nie od dziś bo już zjadłam kawałek ciasta, z drugiej strony nie lubię podejmować wyzwań, którym z góry wiem, że nie podołam, a z trzeciej strony nie jest to też wyzwanie niemożliwe do zrealizowania. Nie biegałam dzisiaj i już biegać nie będę...mróz -11 st i wiatr, to nawet jak na mnie ekstremalne warunki, ale za to wczoraj zaliczyłam bieg noworoczny 15,6 km. Niewielki mróz -4 st, słoneczko, było cudnie!!! Nastawiłam się psychicznie na dzisiejszy bieg, ale nie ma co szaleć, może jutro będzie lepiej... byłoby super, gdyby udawało mi się biegać chociaż co drugi dzień. Zapowiadają ocieplenie więc mam nadzieję, że aura będzie mi nadal sprzyjać... W sierpniu kiedy zaczynałam moją przygodę z bieganiem zakładałam, że będę biegać do połowy listopada, a tu biegałam do końca roku, a grudzień był chyba najlepszym moim miesiącem jeśli chodzi o bieg. Kondycja na dobrym poziomie, sama jestem zaskoczona, na początku byłam w stanie przebiec kilka minut bez zatrzymywania, a 24-go grudnia przebiegłam 15,7 km bez zatrzymywania, zajęło mi to dokładnie 1,30 godz. I to jak na razie jest mój osobisty rekord. W grudniu przebiegłam w sumie 220 km, co jest moim kolejnym rekordem, domyślam się, że nie jestem mistrzem świata w bieganiu, ale jak dla mnie to osobiste mistrzostwo świata.

Co do mojego planu odnowy biologicznej, czyli 165 dni intensywnego dbania o swoje ciało to:

1. Raz w tygodniu peeling całego ciała i twarzy, a następnie maseczka na twarz.

2. Codzienne balsamowanie ciała (akurat w tym punkcie nie mam sobie nic do zarzucenia bo codziennie się smaruje i nie ma że boli)

3. Codzienne stosowanie preparatu ujędrniającego do biustu (kiedyś miałam taki nawyk, teraz mogłoby być lepiej, ale że zamierzam schudnąć 5 kg to wiadomo, biust odczuje to najszybciej)

4. Raz w tygodniu maska na włosy.

5. Codzienne kremowanie stóp (dzisiaj to różnie wygląda, mimo, że już krem postawiłam na szafce przy łóżku, żeby sięgać po niego przed snem, tak w ogóle to muszę wyjątkowo zadbać o moje stopy, ponieważ od kiedy biegam są wyjątkowo obciążone, szczególnie moje paznokcie ucierpiały i już wiem, że latem będę musiała zrobić paznokcie żelowe, żeby ładnie prezentować stopy i paznokcie we wszystkich możliwych kolorach, bo  ja jestem fanką lakierów do paznokci i kolorowych paznokci i u stóp i u dłoni, a latem wygląda to szczególnie ładnie)

6. DIETA, DIETA I RAZ JESZCZE DIETA (właśnie tak, przyznaję się bez bicia... i nie chodzi o to, że się obżeram kompulsywnie, ale muszę ją lepiej skomponować, muszę popracować nad regularnością posiłków i urozmaiceniem... więcej białka i warzyw, mniej węglowodanów)

7. Regularna aktywność fizyczna, minimum 3-4 razy w tygodniu ( no i tutaj nie ma problemu, choć od kiedy zaczęłam biegać ciężko mi zmusić się do ćwiczeń w domu, zwyczajnie nie sprawiają mi przyjemności, kiedyś potrafiłam ćwiczyć w domu 7 razy w tygodniu, biegnie sprawia że czuję się wolna, oczyszczam swój umysł i ciało, podczas biegu regeneruję się całkowicie i na chwilę obecną nie znalazłam sportu, który by mi zastąpił bieganie i dał taką samą frajdę)

8. Raz w tygodniu BODY WRAPPING (to zabieg polegający na owinięciu ciała folią, które wcześniej zostało posmarowane odpowiednim preparatem ujędrniającym lub wyszczuplającym. Podczas zabiegu należy owinąć folią całe ciało, albo tylko poszczególne jego elementy np. brzuch, uda, sprawia, że skóra jest jędrna i napięta, oczyszcza skórę z toksyn, pobudza metabolizm, likwiduje cellulit, itp., itd. i tak ok 40 minut, efekty podobno widać po ok 10-15 zabiegach)

9. Zadbać o swój styl i garderobę.

10. Wprowadzić w życie 9 wcześniejszych punktów.

Jak macie jeszcze jakieś pomysły co mogłabym ze sobą zrobić, to jestem otwarta na wszelkie sugestie.

Od dnia dzisiejszego począwszy będę odliczała dni do mojego urlopu i zdawała sprawozdanie z moich postępów!!!

29 grudnia 2015 , Komentarze (18)

Właśnie tak!!! W końcu zepnę się w sobie i schudnę, nie potrzebuję schudnąć dużo, ok 5kg... niby tak mało,a jednak tak dużo. Wiem, większość z Was powie, że to bzdura schudnąć 5 kg i pewnie macie rację, a ja nie potrafię...nawet jak już idzie mi całkiem dobrze, to tak się tym zachłysnę każdym straconym kg, że zaczynam sobie folgować. Ale wierzcie mi, że kiedyś tak nie było... kiedyś jak chciałam schudnąć wystarczyło troszkę mniej jeść, troszkę poćwiczyć i kg same leciały... a teraz to mordęga, ciągła huśtawka... co troszkę schudnę, to za chwilę kg wracają... próbowałam już chyba wszystkiego, ale chyba wiem na czym polega problem... nie umiem trzymać się ścisłej diety, kiedyś to nie był problem, ale dzisiaj z wiekiem chyba nie do końca umiem odmawiać sobie przyjemności jaką jest jedzenie... Natomiast zakochałam się w aktywności fizycznej i wiem, że ma dla mnie i mojego ciała zbawienny wpływ... gdyby nie moja miłość do biegania, pewnie miałabym 10 kg do zrzucenia... fakt dzisiaj odpuściłam, bo strasznie zimno, ale chyba bardziej dlatego, że czuję się zmęczona, ale za to wczoraj przebiegłam 15,7 km i kocham ten stan, nawet jak resztkami sił pokonuje ostanie metry...

Nie chcę robić noworocznych postanowień, bo każdego roku moje jedyne postanowienie to schudnąć 5 kg... wszystko inne w zasięgu ręki... zrobić prawo jazdy, nauczyć się pływać, czy języka obcego... a jednak nic nie robię aby zrealizować moje postanowienia... nie zapisałam się na naukę pływania, kurs prawa jazdy, nie podjęłam też nauki języków obcych, aha mam jeszcze jedno postanowienie noworoczne... zacząć oszczędzać, czyt. wydawać mniej pieniędzy na kosmetyki i ubrania... A i jeszcze jedno... częściej tu zaglądać... no nie źle napisałam, zaglądam tu codziennie, wierzcie mi lub nie... ale może codziennie pisać, choćby kilka słów, może to mi pomoże...