Pamiętnik odchudzania użytkownika:
am1980

kobieta, 44 lat, Wolbrom

167 cm, 87.40 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

1 listopada 2017 , Komentarze (21)

...pora przypomnieć o sobie... w pracy urwanie głowy, a w domu remont, co prawda miała być wymieniana tylko lodówka...ale za nim ją nam przywieźli okazało się, że nie wejdzie przez drzwi w kuchni, więc trzeba było wyrywać futrynę...siwym dym i kurz w każdym miejscu i każdej szafce...rzeczy z kuchni porozstawiane w każdym pokoju...jak wyrwaliśmy futrynę to wiadomo trzeba przemalować ściany...jak ściany to i sufit...przy okazji i parapet, czekamy też na dostawę nowego pieca bez którego funkcjonujemy już tydzień...na szczęście dokarmiają nas moi rodzice...piec ma być w piątek i jak dobrze pójdzie w sobotę będzie podłączony...okazało się też, że stary stół i stołki nie będą pasować do nowej aranżacji...a więc kolejny zakup stoi w pokoju i czeka na swoją kolej...już zaczyna mnie męczyć ta sytuacja, bo w pracy nie mam chwili wolnego, po pracy albo malowałam...bo sama wymalowałam wszystko...ściany i sufit i parapet, a dzisiaj nawet futrynę w wc...w przyszłym roku wymienię wszystkie drzwi w mieszkaniu i zrobimy generalny remont, ale na chwilę obecną musi wystarczyć...(wiecie jaką czuje satysfakcje, że zrobiłam to zupełnie sama) ale najbardziej denerwuje mnie ten wszechobecny bałagan i to, że cały czas coś nas blokuje żeby skończyć kuchnię na tip top...męczy mnie to i psychicznie i fizycznie...poza tym co najgorsze już od tygodnia nie ćwiczyłam...poza skakaniem po stole z wałkiem do malowania...jutro mam przymusowe wolne, ponieważ w mojej firmie nie będzie prądu, ale nawet mi to na rękę, bo w końcu zaczniemy wieszać szafki, myć okna i pomału ogarniać przestrzeń wokół siebie...źle mi z tym, nie mam miejsca, żeby ćwiczyć i chciałabym pobiegać...brakuje mi tego. Chciałabym jechać też na zakupy do Ikei żeby dokupić kilka niezbędnych drobiazgów do kuchni, ale do póki nie będzie skończona tak naprawdę nie wiem czego potrzebuję...tzn. mam już jakąś koncepcję, ale pewnie jeszcze wiele rzeczy wyjdzie w trakcie, jak choćby pólka na przyprawy, którą wczoraj zepsuł mój mąż, z drugiej strony stara i tak nie bardzo już pasowała...no dobra dość o remontach...

Zauważyłam znaczną różnice w moim samopoczuciu od kiedy łykam żelazo i kwas foliowy...mega mocny...ale czuję się naprawdę dobrze...nie jestem permanentnie zmęczona i senna, włosy mniej i wypadają i paznokcie są mocniejsze...także bardzo mnie to cieszy...czuję też różnicę kiedy biegam, mam więcej siły i jestem szybsza...także wszystko na plus...

Brakuje mi moje stałego rytmu dnia...moich stałych rytuałów...

Chciałabym nałożyć maseczka na twarz, odżywkę na włosy i poleżeć w wannie z gorącą wodą, choć na co dzień wolę prysznic niż wannę...ale nie posiadam...

W październiku przebiegłam tylko 130 km i nie ćwiczyłam nic ponad to i wstyd mi z tego powodu. Mam nadzieję, że sytuacja w listopadzie będzie zdecydowanie lepsza, choć pora roku nie sprzyja bieganiu...i nie chodzi mi o zimno czy deszcz,a raczej o to, że o 16-ej jest już ciemno i będę musiała biegać zaraz po pracy...ale kiedyś dawałam radę to dam i teraz. A więc walczę wciąż i nadal...


Znalezione obrazy dla zapytania odchudzanie wg kobiety śmieszne


17 października 2017 , Komentarze (36)

Mija czwarty tydzień od mojego powrotu z urlopu, a ja nadal nic ze sobą nie zrobiłam, a miałam takie wielkie plany na październik, z drugiej strony miesiąc jeszcze się nie skończył, więc może nie do końca mogę spisać ten miesiąc na straty. Biegam, biegam i raz jeszcze biegam...no i  niestety poza tym nic więcej nie robię i źle mi z tym. Wiem, że pora wrócić do ćwiczeń z Ewką...dobrze mi z nimi, z drugiej strony wykorzystuję pogodę, bo wiem, że za kilka tygodni, może nawet dni tak pięknie nie będzie...a jest naprawdę cudnie. Kocham taką jesień...

Podobny obraz

...u mnie jest tak ciepło, że wczoraj po południu biegałam z krótkim rękawkiem i spodenkach i było mi bardzo ciepło. Poza tym najzwyczajniej w świecie lepiej biega mi się w okresie jesienno-zimowym niż latem... w przyszłym tygodniu zamiana czasu, więc wtedy bieganie będę miała już całkiem utrudnione, więc korzystam, ale czuję, że moje ciało musi popracować siłowo, mięśnie się wyciągnąć i rozciągnąć, a bieganie mi tego nie zapewni. 

Dieta...o jejku...nie bardzo mam o czym wspominać, bo nie istnieje... ale nie, nie mam napadu obżarstwa, nie pochłaniam słodkości w nadmiarze i w ogóle się nie objadam...na szczęście nie mam z tym problemu, ale też jakoś nie przykładam się do tego...przede wszystkim nie liczę kalorii, więc chyba pora wrócić do Fitatu...

Z dobrych wieści to pokochałam zielone koktajle...szpinak, jarmuż, natka pietruszki, rukola, awokado, seler naciowy... w dowolnej kombinacji + jabłko. Po prostu kocham zielone koktajle i codziennie rano taki sobie wypijam, wręcz czuję, że moje ciało potrzebuje co rano tej dawki witamin...gorzej że mój mąż też je polubił i muszę robić podwójną porcję... tak naprawdę to cieszę się, że pije je razem ze mną, tym bardziej, że zrobił się również bardziej aktywny fizycznie, nabył kije trekingowe i jak ja sobie biegam, to on spaceruje z kijami swoim tempem. Tak naprawdę mój mąż w ciągu roku schudł 20 kg tylko i wyłącznie metodą MŻ...

Ponieważ dwa dni z rzędu biegałam i to dużo, bo po ok 13 km dzisiaj zrobiłam sobie reset, jutro mam nadzieję, że znajdę w sobie tyle siły, żeby zrobić Skalpel Wyzwanie...

Ze złych wieści...złych dla mnie...dzisiaj na łopatce znalazłam małego pieprzyka, który bardzo mnie boli. Jak powiedziałam o tym mojemu mężowi to on oczywiście na to, że pewnie ramiączko od biustonosza albo szew bluzki mnie obciera i dlatego mnie boli... Jest cudowny, ale na jedno że mnie coś boli zaraz okazuje się, że jego boli 10 razy bardziej coś tam...a więc nic mnie  nie obciera, bo jest w takim miejscu, że nic mnie nie może obcierać, a boli mnie nawet przy delikatnym dotknięciu...no nic poobserwuję go tydzień, dwa...może dłużej i najprawdopodobniej będę musiała wybrać się do dermatologa. No cóż, zawsze dużo się opalałam, w młodości nie raz uległam poparzeniom słonecznym i nie ukrywam, że trochę się boję, że mogło to się na mnie zemścić...

Będę chciała pisać częściej, choćby krótkie wpisy zamieszczać...jakoś mi tak lepiej wtedy, ja generalnie nie istnieje...nie mam kona na fejsie, twiterze i innym instagramie, jestem tylko tutaj i dobrze mi z tym...a żeby było jasne...czytam Was codziennie!!!

3 października 2017 , Komentarze (24)

Dzień drugi, waga nie znana... W pracy od 6-ej, więc nie w głowie rano było mi ważenie. Bądźmy szczerzy...o ważeniu to ja pomyślę może dopiero w sobotę...

Dieta... jeśli moje odżywianie można nazwać dietą...chyba nie...dietę stosuje się kilka tygodni, kilka miesięcy...a mnie chodzi o zmianę sposobu odżywiania, chce wyrobić sobie zdrowe nawyki żywieniowe, choć przyznać muszę, że nie jest za mną chyba aż tak źle...na pewno muszę popracować nad wielkością porcji...  Więc jeśli będę używała słowa "dieta", to raczej w kontekście żywienia ogólnie.

W zeszłym tygodniu robiłam badania okresowe... w sumie dobrze, że jest coś takiego i że nie można się od nich wymigać, bo chcący nie chcący człowiek się przebada. Choć ja należę do tej grupy ludzi, którzy badają się regularnie... Nie jestem hipochondryczką jeśli ktoś tak myśli...potrafię być naprawdę chora i chodzić z gorączką do pracy...wyjątkowy urodzaj miałam pod tym względem w tym roku...od stycznia do maja łapałam jakieś infekcje... ale wiem, co było tego przyczyną...niski poziom hemoglobiny i płytek krwi... badania zrobiłam sobie w kwietniu i w zeszłym roku i dwa lata temu też i okazuje się, że słaba ta moja krew, a wydawać by się mogło, że jem tak zdrowo i dobrze się odżywiam... już nie raz Pani doktor mówiła mi...że na razie nie ma mowy o żadnym odchudzaniu...jasne... W każdym bądź razie przepisała żelazo, mocny kwas foliowy i zaleciła jeść więcej mięsa... No zobaczymy co z tego wyniknie...dobrze odżywiony organizm jest lepiej dotleniony i ma więcej energii...a ja czasami zastanawiam się czemu jestem taka słaba i ospała i stwierdzam, że po prostu jestem leniwa i szukam wymówki. Teraz wiem, że jest to efekt anemii...no nic, będę się suplementować, a za jakieś 3 miesiące zrobię badania kontrolne. Ale przy okazji... Dziewczyny robicie regularnie cytologię i usg lub mammografię piersi??? Teraz zadanie jest o tyle ułatwione, że NFZ przysyła zaproszenia na bezpłatne badania... Korzystacie z nich??? Mnie się zdarzyło skorzystać...choć tak jak pisałam ja jestem z tych co wolą zapobiegać niż leczyć...i z podniesioną głową mogę powiedzieć, że robię cytologię regularnie... usg piersi robiłam chyba 3 lata temu...więc pewnie najwyższa pora powtórzyć badanie! Skóra mi cierpnie jak słyszę o kobietach, które mają wyciętą macicę, jajniki i nie wiadomo co jeszcze, bo najzwyczajniej w świecie nie badały się, a jak się zbadały to nie było już co leczyć. A rak szyjki macicy wykryty we wczesnym stadium jest praktycznie w 100% uleczalny... Ja rozumiem, że nie jest to nic przyjemnego rozkładać nogi przed lekarzem i że ciężko się wybrać do niego skoro nic złego tak naprawdę się nie dzieje, zwłaszcza, że większość z Was pracuje i ma dzieci, dom rodzinę i ciężko wygospodarować czas. No to odpuście jeden trening i zróbcie to cholerne badanie...bo pomyślcie... cóż z tego, że będzie szczupłe, wysportowane i w świetnej kondycji fizycznej jak gdzieś tam od środka będzie zżerał was rak??? Wiele kobiet postanawia sobie, że na każde urodziny w prezencie dla samej siebie zrobi sobie cytologię. Mnie ten pomysł się podoba, a Wy co o nim myślicie??? Liczę jednak na to, że większość z Was jest świadomymi i dbającymi o siebie kobietami badającymi się regularnie!!! 

Podobny obraz

Podobny obraz


Trening z wczorajszego dnia to tylko 12,8 km biegu...

1 października 2017 , Komentarze (27)

Dzisiaj zaczynam walkę o -5 kg do końca roku... waga na dzień dzisiejszy nie znana...z przyczyn @@@, co powoduję że czuję się źle, spuchnięta, wzdęta i w ogóle bleeee...

Aktywność na dzień dzisiejszy zerowa i nie z powodu okresu...choć to była kropka nad "i"... wczoraj z moim mężem wybraliśmy się na wycieczkę do doliny Chochołowskiej. Pogoda była cudna, zabraliśmy kije trekingowe i przeszliśmy 8 km... no i ktoś powie co to jest 8 km, a jeszcze Ci co mnie znają wiedzą, że biegam dłuższe dystanse i nie jest to dla mnie żaden wyczyn. Ale że mój mąż ma problemy z poruszaniem się...szliśmy żółwim tempem czego nienawidzę i co zawsze kończy się dla mnie bólem...tym razem mam straszny ból łydek, jakbym przebiegła maraton...tak tylko wnioskuję, bo przecież nie przebiegłam maratonu, ha... nawet półmaratonu, więc z autopsji tego nie wiem. Ale takie dreptanie w miejscu męczy mnie bardzo, mój znajomy, który kiedy mówi, że idzie na rower i od tak robi sobie 200-300 km tłumaczył mi kiedyś fachowo to zjawisko występowania bólu w takim powolnym chodzeniu, ale ja Wam tego nie powtórzę. No i dzisiaj każdy krok sprawia mi ból, choć kto wie...może jakbym to rozbiegała byłoby lepiej. Mój mąż zdziwiony bardzo...bo jak to mnie nogi bolą, przecież tyle biegam i myślał, że to dla mnie nic...no i niech sobie myśli że i dla mnie to był wysiłek, nie tylko dla niego, a wiem, że dla niego te 8 km było morderczym wysiłkiem wiec nie będę odbierać mu tej satysfakcji. 

Jutro w planach bieganie i to od razu po pracy...dzień krótki, więc w dni kiedy w panach będę miała bieganie, będę musiała zabierać obiad do pracy lub zjadać go dopiero po treningu...wyjdzie w praniu...

Plan na październik to biegać 3 razy w tygodniu + 3 razy treningi z Chodakowską...schudnąć 2 kg...

Znalezione obrazy dla zapytania początek odchudzania memy

27 września 2017 , Komentarze (29)

Powrót z urlopu nigdy nie jest łatwy, zwłaszcza jak był to fajny urlop, a mój taki właśnie był, choć wyjeżdżając na niego nie liczyłam, że będzie aż tak dobrze, a było super... Pafos...czyli Europejska stolica kultury 2017...ma do zaoferowania wiele atrakcji... Do zwiedzania mnóstwo ciekawych miejsc, autentycznych wykopalisk archeologicznych dostępnych dla turystów za darmo lub za kilka euro, choć generalnie nie jest to tanie miejsce...niestety...

...ale w zamian za to dostajemy 100% pogody słonecznej, ciepłe morze i piękne piaszczyste plaże...jedyny minus to duża wilgotność powietrza dochodząca nawet do 90% co powodowało, że odczuwalna temperatura powietrza wynosiła ok 40 st C... także ciepło dało nam w kość, ale w końcu o to chodziło.

Jeśli chodzi o moje ukochane bieganie to niestety tym razem to nie była moja bajka...nie w tym klimacie, nie w tej temperaturze, zwłaszcza że spało mi się wyjątkowo dobrze i najczęściej budziłam się w okolicach godziny 8-ej...a o tej porze słońce było już wysoko i mocno dawało o sobie znać. Tylko raz udało mi się wstać na tyle wcześnie, że o 8-ej byłam już po treningu, ale suma summarum przebiegłam tylko 40 km, czyli wychodzi, że zrobiłam 4 treningi po 10 km... lipa... W każdym bądź razie jeśli kiedykolwiek jeszcze tam wrócę, to już na pewno bez ekwipunku do biegania...urlop to urlop, myślę, że nic mi się nie stanie jak przez tydzień czy nawet dwa nie będę biegać czy nawet ćwiczyć, zwłaszcza, że moje ciało naprawdę było zmęczone i naprawdę nie miało ochoty na wysiłek fizyczny w tej temperaturze, a poza tym naprawdę dużo chodziliśmy i zwiedzaliśmy. W każdym bądź razie zaliczyłam kolejne miejsce na mojej światowej mapie biegania i tak sobie wymyśliłam, że zawsze jak będę gdzieś pierwszy raz to zabieram strój do biegania, choćby tylko po to, żeby właśnie zaliczyć kolejny punkt biegowy, ale jak już zaliczę to odpuszczam i cieszę się chwilą...

Po powrocie z urlopu nie chce mi się nic, ale to dosłownie nic. W pracy zmuszam się, żeby trzymać fason i chociaż stwarzać pozory zapracowanej, bo ja naprawdę lubię swoją pracę i lubię pracować ale ciężko mi wrócić do rzeczywistości i wdrożyć się w mój normalny tryb. Myślę, że z każdym dniem będzie lepiej... Pozostaje mi jeszcze ogarnięcie domu, więc stwierdzam, że ten tydzień poświecę na organizację przestrzeni wokół siebie, pranie prasowanie i jak to ładnie nazwała Kasia "odgruzowanie mieszkanie". 

Wczoraj trening był, ale jakoś tak słabo mi szło...To chyba tyle, miał być krótki wpis, a zrobił się całkiem długi...myślę, że ten tydzień będzie jeszcze trochę niepoukładany, ale od 1-go października walczę o 5 kg mniej do końca roku, regularne treningi i zdrowe odżywianie!!!

6 września 2017 , Komentarze (32)

...i strasznie mi zimno i tak w kółko. Pogoda jest koszmarna, chyba po prostu jeszcze nie przestawiłam się na zmianę pory roku, choć normalnie lubię jesień, ale u mnie jest od kilku dni mokro, deszczowo i strasznie zimno. Pomału zaczynam robić porządki w szafie i chować letnie ubrania, choć jeszcze przede mną urlop w ciepłych krajach, więc kilka rzeczy muszę zostawić, ale dla mnie generalnie lato się skończyło. 

To permanentne zimno powoduje, że o wiele bardziej chce mi się jeść, a nie chce mi się ćwiczyć, choć staram się nad jednym i drugim zapanować...czyli mimo wszystko ćwiczyć i mimo wszystko nie podjadać, choć to drugie wcale nie jest takie proste.

Wróciłam w końcu na swoje stanowisko pracy, co bardzo mnie cieszy, tym bardziej, że przede mną jeszcze tylko dwa dni pracy a potem dwa tygodnie urlopu z czego 12 dni na Cyprze...

Podobny obraz

...że się ciesze to chyba nikogo nie muszę przekonywać, w każdym bądź razie mam nadzieje, że szczęśliwie zalecimy i wrócimy z tego urlopu i naładujemy akumulatory na długie zimowe miesiące.

Mimo mojego zmęczenia i zniechęcenia regularnie ćwiczę, choć już nie w takiej ilości jak kilka tygodni temu...jak biegam to nie robię już nic więcej, oprócz rozciągania oczywiście po biegu, jak nie biegam to robię jakiś trening Chodakowskiej + orbitrek, odpuściłam hula hop bo ja jakoś nie widzę szczególnych efektów więc uważam, że szkoda czasu, przysiadów chwilowo też nie robię, bo przy każdym powtórzeniu słyszę jak trzeszczą mi kości, więc chyba pora najwyższa na jakoś suplementację na stawy.

Jadam trzy posiłki dziennie, nie jestem głodna i bardzo mi to odpowiada, oczywiście między posiłkami zjem czasami owoc lub wypiję zielony koktajl, którego fanką stałam się ostatnio, ale nie popadam w paranoję i nie liczę kalorii z dokładnością dwóch miejsc po przecinku...nie ciągnie mnie do słodkiego nic a nic, więc nie jem słodyczy, ale jak zjem bo coś mnie nie wiedzieć czemu podkusi to też nie rwę włosów z głowy, ale generalnie nie mam z tym problemów. Jednak staram się nie trzymać taki rzeczy w domu na wszelki wypadek, bo nauczona doświadczeniem wiem, że taki wszelki wypadek zdarzy się na pewno...

Dzisiaj w planach trening na pewno, tylko jeszcze nie wiem co, bo w dużej mierze jest to uzależnione od pogody...póki co nie pada, ale mój mąż twierdzi, że ok 17-ej zacznie, ale to się zobaczy...wczoraj Skalpel wyzwanie i 50 minut orbitrekowania:)

27 sierpnia 2017 , Komentarze (12)

Jeszcze dwa ciężkie tygodnie przede mną, choć najgorszy będzie ten najbliższy, bo to przełom miesięcy, a wtedy w pracy mam taki sajgon, że słów brak... Cały czas chodzę na 6-tą do pracy...pracuje po 9 godzin, ale te nadgodziny będę mogła sobie odebrać i to razy dwa...naprawdę czuję się bardzo zmęczona i potrzebuje urlopu jak mało kiedy a tu jeszcze dwa bite tygodnie, ale przynajmniej odpoczynek mam nadzieję, że będzie dzięki temu smakował ze zdwojoną siłą...jeszcze tylko 16 dni... 

W tym tygodniu zaliczyłam kolejny spadek...znowu się nie spodziewałam...co prawda tylko 0,5 kg, ale dzięki temu na wadze ujrzałam "6" z przodu, oj dawno nie widzianą przeze mnie w tym miejscu. Bardzo bym chciała, żeby "7" z przodu nie pojawiło się nigdy więcej, dlatego w tym tygodniu muszę mocno walczyć, tak żebym w sobotę ujrzała pewne 69 kg na wadze...czuję się świetnie...wyglądam coraz lepiej, choć mam świadomość, że mis świata to ja nigdy nie będę i nigdy nie byłam...mam nadzieje, że do urlopu uda mi zejść poniżej wagi 69 kg, ale lubię siebie i swoje ciało, które podoba mi się coraz bardziej i mojemu mężowi również, choć prawda jest taka, że jemu podobam się w każdym wydaniu...tak przynajmniej twierdzi...

Bardzo odpowiada mi jedzenie 3 posiłków...naprawdę czuję się dobrze, nie podjadam, nie mam napadów głodu, choć w moim przypadku są to raczej 2 większe posiłki, natomiast na kolację zjadam najczęściej serek wiejski lub jogurt naturalny z owocami. Zakupiłam też odżywkę białkową, którą będę suplementować sobie po treningu, od zawsze mam problem ze spożywaniem odpowiedniej ilości białka, bo ja raczej węglowodanowa dziewczyna jestem...naleśniki, racuchy, omlety, makarony, ryże i kasze to mój świat...pieczywo już nie koniecznie, bywa że tydzień, dwa nie jadam chleba i dobrze mi z tym...

A teraz aktywność z minionego tygodnia:


Poniedziałek

  • 30 min orbitrek
  • 30 min hula hop
  • 160 przysiadów
  • 2,30 min plank
  • secret

Wtorek

  • 12,7 km bieg
  • 30 min hula hop
  • 160 przysiadów
  • 2,30 min plank

60 minut body wrapping


Środa

To był dla mnie słaby dzień i mimo szczerych chęci zmęczenie wzięło górę nad moim ciałem i zrobiłam tylko...

  • 30 min hula hop

Czwartek

  • 12,8 km bieg

Piątek...

  • Reset ( u mnie piątek zawsze jest dniem resetu)

Sobota

  • 12,8 km bieg
  • 30 min hula hop
  • 180 przysiadów
  • 2,30 min plank
  • Slimfit

Niestety w tym tygodniu zaniedbałam body wrapping i masaż bańką chińską, ale wierzcie mi, że jestem wieczorami już tak zmęczona, że po treningu i wieczornej kąpieli jedyne o czym marzę to przyłożyć głowę do poduszki i zasnąć...

W tym tygodniu zamierzam jeść więcej warzyw, mniej węglowodanów, ćwiczyć od poniedziałku do czwartku i powrócić do masaży i body...mam niewiele czasu a dużo do zrobienia, wiem że już przez te dwa tygodnie zbyt wiele nie zdziałam, ale zawsze coś...

A tymczasem życzę Wam udanego tygodnia i sukcesów w odchudzaniu i realizowaniu swoich planów!!!

Podobny obraz

19 sierpnia 2017 , Komentarze (29)

Mam tak zwariowany tydzień, że zupełnie brakuje mi czasu na regularne wpisy, a ostatni wpis był w poniedziałek... jest to spowodowane tym, że w pracy jedna z pracownic tydzień temu miała wypadek i jestem zmuszona ją zastąpić, bo jako jedyna jestem w stanie dać sobie radę z jej obowiązkami...wcześniej pracowałam w tym dziale, dlatego znam się na tej pracy, ale teraz mam samodzielne stanowisko, osobne biuro i dobrze mi z tym...lubię swoją pracę i bardzo chciałabym wrócić na swoje stanowisko, ale przez najbliższe dwa tygodnie to nie nastąpi...więc czeka mnie pobudka przed 5-tą rano...praca od 6-ej do 15-ej lub dłużej...ale dam radę.

Z dobrych wieści mogę się pochwalić, że zdecydowałam się iść do szefa szefów w sprawie podwyżki. I wiecie co...rozmowa zajęła mi może 3 minuty...a szef mnie pyta ile pani chce...Byłam przygotowana na argumentowanie swoich racji, żeby uzasadnić, że zasługuję na tą podwyżkę...a mój szef...mówiłam, że mnie lubi...mówi do mnie, że jest bardzo zadowolony z mojej pracy, że nie ma do mnie żadnych zastrzeżeń od pierwszego dnia mojej pracy i że kto jak kto, ale ja zasługuję na podwyżkę. Dostałam 40%...od razu sprawę załatwił od ręki, papier podpisany...sprawa załatwiona. Nawet nie macie pojęcia jak mnie to cieszy...choć jest to raczej radość powściągliwa...jak faktycznie zacznę zarabiać te pieniądze i odkładać je (umowa wchodzi w życie 1-go września)...bo mam zamiar zacząć konkretnie oszczędzać...nawet ubrań nie mam zamiaru kupować, bo mam ich nadmiar, zwłaszcza teraz kiedy w końcu zaczęłam chudnąć...jedyne co potrzebuję to kurtka na zimę i buty na jesień i zimę. 

Ze złych wieści...to po pracy pokłóciłam się z moim mężem, co bardzo rzadko nam się zdarza...przez 6 lat małżeństwa chyba pierwszy raz tak się z nim pokłóciłam...Kasia wie o co chodzi i dziękuję jej bardzo, że mnie wysłuchała...dzisiaj wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na wątrobie, krzyknął na mnie co bardzo mi się nie spodobało, bo on w ogóle nie podnosi głosu i chyba dlatego tak mnie to poruszyło...poryczałam się...ale nie twierdzę, że go nie sprowokowałam...czasami potrafię być uciążliwa...drążę temat jak kropla skałę no i nie wytrzymał...ale jest ok...przeprosiliśmy się, pogodziliśmy się i jest ok. Nawet mąż zabrał mnie dzisiaj na zakupy, chyba w ramach zadośćuczynienia...i wiecie co dostałam...nową matę do ćwiczeń, dwie koszulki sportowe i buty do biegania...ale jestem mega szczęśliwa...on to jednak wie jak sprawić mi radość...

Kolejna sprawa to moje posiłki...3 dziennie to najlepsze co mogłam wymyślić...sprawdzają się u mnie idealnie, nie jestem głodna, nie mam ochoty podjadać i nie ciągnie mnie do słodkości. W tym tygodniu wpadły i frytki i czpisy i naleśniki...dlatego byłam pewna, że nie mam co liczyć na spadek, a dzisiaj okazało się, że spadek jest...równo -1kg...Bardzo mnie to cieszy i dostałam takiego powera do działania, że nie macie pojęcia, jeszcze tylko 0,6kg i pozbędę się nadwagi, mam nadzieję, że jest to kwestia najbliższego tygodnia, a jeśli tak to liczę że do mojego urlopu, czyli przez najbliższe 3 tygodnie schudnę co najmniej jeszcze 2 kg...czas pokaże...

A teraz aktywność...

Wtorek

  • 10 km bieganie
  • 30 min hula hop
  • 2 min plank

Dodatkowo masaż bańką chińską 2x15 minut


Środa

  • 30 min orbitrek
  • 30 min hula hop
  • 130 przysiadów
  • 2.30 min plank
  • Skalpel wyzwanie

60 minut body wrapping, czyli foliowanie ciała...


Czwartek

  • 12,8 km bieganie

Niestety w czwartek było tylko bieganie, bo coś słabo się czułam

Piątek

  • Reset


Sobota

  • 12,8 km bieganie
  • 150 przysiadów
  • 30 min hula hop
  • 2,3 min plank

W planach miałam jeszcze dzisiaj Slim Fit Chodki, ale ze względu na wyjazd na zakupy, brakło mi czasu, choć cały czas mnie korci, żeby wypróbować nową matę do ćwiczeń...na pewno zrobię to jutro...

Ćwiczenia z Chodakowską na pewno przynoszą efekty, bo mój mąż zachwyca się moimi pośladkami...dlatego będę kontynuować jej treningi i już żałuję, że podczas urlopu będę musiała z nich zrezygnować, ale po powrocie na pewno będę je kontynuować. Moje ulubione treningi to:

  • Skalpel wyzwanie
  • Secret (pilates)
  • Slim Fit
  • Skalpel 2 (z krzesłem)
  • Turbo spalanie

Znalezione obrazy dla zapytania odchudzanie tyłek śmieszne

14 sierpnia 2017 , Komentarze (22)

Oj dzisiaj zaszalałam...pobudka 5.30 jak co dzień, kiedy chodzę do pracy, ale dzisiaj miałam wolne, ale nie od treningu...Rozpoczęłam dzień od prawie 13 kilometrowego biegu...a potem zaraz po krótkim rozciąganiu:


  • 30 minut hula hop
  • 2 min plank (coraz więcej wysiłku wymaga ode mnie to ćwiczenie)
  • 110 przysiadów z gumą
  • Slim Fit (pierwszy raz ćwiczyłam ten program, ale nie żałuję...jedna z vitalijek mi go poleciła i cieszę się, że się zdecydowałam, bo dla mnie jest to mieszanka Skalpela i pilatesu...spodobał mi się ten program i na pewno zagości w moim planie ćwiczeń)


Zaczęłam ćwiczyć o 6-ej a skończyłam przed 9-tą i to wszystko na czczo i nie nie czułam się słabo i nie mówcie mi, że to nie dobrze i niezdrowo, pewnie gdybym ćwiczyła tak codziennie to faktycznie mogłabym zrobić sobie krzywdę, ale myślę, że jeden czy dwa takie treningi nie spowodują u mnie spustoszenia w organizmie, bo jutro planuję powtórkę z rozrywki. Nie ukrywam, że miałabym ochotę poleżeć w łóżku trochę dłużej, ale leżeć to ja będę na urlopie, jak osiągnę to o czym marzę, a marzę, żeby dobrze czuć się w swoim ciele. Z resztą po takim treningu poczułam ogromną satysfakcję, zwłaszcza jak patrzę na mój tyłek i brzuch...

Podobny obraz

14 sierpnia 2017 , Komentarze (15)

Czas leci nieubłaganie...mija dwa tygodnie od kiedy zaczęłam intensywnie ćwiczyć i pilnować diety i widzę pierwsze efekty. Na pewno zmniejszył mi się biust...czy to dobrze sama już nie wiem... Pasują na mnie biustonosze, które były na mnie dobre dwa lata temu, aż cud że ich nie wyrzuciłam, chyba gdzieś tam w głębi wierzyłam, że w końcu nadejdzie czas kiedy schudnę...ten czas właśnie nadchodzi. Poza tym weszłam wczoraj w spodnie, które były dobre na mnie przy wadze ok 3 kg mniejszej niż obecnie, czyli faktycznie ćwiczenia z Ewką dają efekty. Jestem mega zadowolona i te pierwsze efekty bardzo mobilizują mnie do dalszej walki o lepszą siebie...Dwa tygodnie temu zrobiłam sobie zdjęcia, a raczej mąż mi zrobił, kolejne zrobię za 4 tygodnie...bardzo ciekawa jestem czy efekty będą widoczne też gołym okiem, bo przez te cztery tygodnie mam zamiar nadal intensywnie ćwiczyć i pilnować diety, bo oprócz wysmuklenia ciała liczę jeszcze na spadek wagi...minimum 2 kg, mam nadzieję, że będzie jeszcze z 3 kg...ale to wyjdzie w praniu...

Niedzielna aktywność:

  • 30 minut hula hop
  • 1,50 min plank
  • 105 przysiadów z ciężarkami 1,5 kg
  • Skalpel 2
  • 30 minut orbitrek

A po treningu oczywiście foliowanie, czyli body wrapping...


Podobny obraz