Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20506
Komentarzy: 262
Założony: 12 sierpnia 2012
Ostatni wpis: 4 stycznia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Jilian

kobieta, 37 lat, Godów

168 cm, 81.60 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 września 2012 , Komentarze (8)

20 km na rowerku 
750 kcal spalonych ! 

Tak, to uzależnienie.
Zastanawiam się jednak, czy tylko od rowerka, czy może jednak od Skazanego na śmierć, którego uwielbiam. 
Samo oglądanie serialu mogłoby budzić poczucie winy.
A tak -  oglądam, ale przecież jeżdżę!

Ból tyłka staje się nie do zniesienia, ale ufam, że to kwestia przyzwyczajenia. 


Jak już kiedyś pisałam wykluczyłam ze swojej diety sól, cukier, słodzone napoje. 
Odstawiłam również chleb, który zastąpiłam chrupkim pieczywem.
Dla porównania:
kromka białego chleba - 90 kcal
kromka pieczywa chrupkiego - 19 - 25 kcal [ w zależności od rodzaju ]

Pieczywko takie jest równie sycące jak chleb, i o wiele smaczniejsze ! 

Poza pomiarami, nadal nie wiem, jakie efekty przynosi moja dieta. Niech ktoś mnie kopnie w tyłek / albo nie bo już wystarczająco boli/ .... Niech ktoś na mnie huknie i rozkaże poczłapać do sklepu po wagę !

19 września 2012 , Komentarze (6)

Chyba popadam w rowerkowe uzależnienie. 

Dziś naśmigałam już 10 kilosów, spalając 375 kcal. 



Wskoczyłabym chętnie znów, tylko straszliwie boli mnie kość ogonowa ;-/ próbowałam zaradzić sprawie za pomocą poduszki, ale nie pomogło... 


Czy któraś również ma podobny problem ? Doradźcie ! 

Może zamienię siodełko na żelowe.... 


19 września 2012 , Komentarze (6)

Rowerkowe szaleństwo pochłonęło mnie wczoraj bez reszty! 
Zapewne za sprawą wyników pomiarów, których wczoraj dokonałam.
Niewielki - a dla mnie ogromny sukces, zmobilizował mnie do wysiłku ;-)

Podsumowując - jeździłam wczoraj około 100 minut. 
Oglądając po raz wtóry "Skazanego na Śmierć" przebyłam 26 km! 
/ Przy okazji - macie jakieś godne polecenia seriale? Poszukuję w celu umilenia sobie moich stacjonarnych podróży na rowerku / 

W efekcie spaliłam - 957 kcal ! 
Coś wspaniałego ! ;-)

Co więcej - poza bólem kości ogonowej nie odczuwam żadnych dolegliwości! 






Ostatnimi czasy stosuję technikę cieszenia się sobą w całym trudzie odchudzania. 
Uwierzcie mi, że jest to o wiele lepsze
[ i skuteczniejsze ]
niż ciągłe obwinianie swojej osoby 
i biadolenie na własne ciałko. 
Ono jest takie, jakim sama je uczyniłaś.
Jeśli bierzesz się do roboty, starasz się i choć najmniejszymi kroczkami coś zmieniasz 
UCIESZ SIĘ SOBĄ
- bo Twoje ciało wtedy bardzo się Tobą cieszy. 


I motywacja - inspiracja: 







18 września 2012 , Komentarze (4)

Dzisiejszy pomiar / którego wyniki w poprzednim poście/ niesamowicie zmobilizowały mnie do jeszcze większej aktywności. 

Wskoczyłam zatem na rowerek stacjonarny, zapodałam Skazanego na śmierć i .... 

80 minut śmigania poskutkowało
przebyciem 21.2 kilosów,
a co za tym idzie 
spaleniem 775 kcal !!



Chcę przez to powiedzieć, iż warto cieszyć się sobą, i sukcesami - tymi najmniejszymi ! Bo one dają siłę do dalszej walki ! I to nie tylko jeśli chodzi o odchudzanie, lecz każdą sferę życia. 

Pytanie zatem do Ciebie, Droga Czytelniczko - stań w prawdzie o sobie i odpowiedz - czym możesz dziś się w sobie ucieszyć ? 
I wyzbyj się obłudy odpowiadając "niczym, jestem beznadziejna". 
Wiesz dobrze, że masz świetne cechy, małe i większe sukcesy. 
Weź to, uciesz się tym i zobacz co się stanie, kiedy będziesz działać !


18 września 2012 , Komentarze (2)

Ostatnimi czasy rzadko tu bywam. 
To za sprawą nawału zajęć, z którego jestem niesamowicie rada, gdyż

więcej roboty = więcej ruchu = więcej spalonego nadmiaru miękkich terenów


Niewątpliwie dodatkowa dawka aktywności jest jak najbardziej wskazana. 
Poza nią, katuję rowerek stacjonarny [ a raczej on mnie ] 
Ostatni wynik: 
czas: 45 min
370 kcal spalonych 
10, 1 km przejechanych. 


Sporo tańczę, krzątam się po ogródku robiąc wczesnojesienne porządki. 
Jestem również  od czasu do czasu w dobrych relacjach z brzuszkami i nożycami. 


Dziś po raz trzeci od wstąpienia na Vitalię dokonałam pomiarów. Oto wyniki:

Szyja - od 12.08 - 1 cm 
Biceps - od 3.09 - 1cm 
Biust - od 3.09  -2 cm [ w sumie od 12.08 -4 cm

Talia -  od 3.09 -1 cm

Brzuch - od 3.09 -2 cm [ w sumie -4cm!

Biodra - od 3.09 -1 cm [ w sumie -4cm!

Udo - od 3.09 -1cm 

Łydka bez zmian. 



Nie wiem, czy na taki okres czasu [ miesiąc ] włączając w to dwa weselicha na których byłam, oraz fakt iż nie dręczę się raczej dietą, a staram odżywiać racjonalnie to wynik dobry, czy słaby. 
Ja jestem zadowolona. 
W dalszym ciągu nie mam w domu wagi, więc nie wiem jak te centy przekładają się na kilogramy...


6 września 2012 , Komentarze (9)

Jestem w totalnym szoku ! 

Jeśli ktoś mnie czasem czyta, to może kojarzy, iż zachodziłam w głowę jak zmobilizować mojego faceta do odchudzania. 
Jest on bowiem owszem potężnym chłopem, wysokim,słusznej budowy, ale nie można zaprzeczyć iż powinien zrzucić co-nie-co. Ba! 20 kg! 
Mimo, iż nie widać po nim otyłości [ bo tylko brzuch ma wystający ] - od dawna "trułam" mu, aby coś z tym zrobił. 

Proponowałam wspólne odchudzanie, ćwiczenia, dietę - i nic ! 


Martwiłam się tym bardziej, ponieważ jego

Ojciec - 64 latek waży 140kg !

[ przy wzroście 192 to i tak o dużo za dużo ]. Z całego serca nie chcę, aby mój R. kiedyś tak skończył. 

Ech... niesamowity wpływ mają nawyki żywieniowe wyniesione z domu. U R. zawsze jadło się tłusto. Sosy, gęste zupy, wieprzowina, gulasze ... 
I tak oto, swojego najmłodszego synka - a mojego obecnego chłopa UPASIONO. 

Moje katorgi i próby wyperswadowania w R. czegokolwiek kończyły się kłótnią. Ale nie poddawałam się.

Mówiłam, tłumaczyłam, robiłam  niskokaloryczne obiadki usiłując mu pokazać, że zdrowo też może być smacznie. 
I co ... ? 


Wczoraj wieczorkiem R. said / niby ignorancko / 
" Wiesz co, Kotku... W sumie to

mógłbym  schudnąć.

Zacznę od ruchu. " 


Ja: ?????????????!!!!!
R:
Może będziemy razem jeździć na rowerze i robić brzuszki ? 
Ja: ?!!!!!!!!!!!





Nie mogłam wydusić z siebie słowa, kiedy ochłonęłam wycałowałam go do granic ! 
Jestem bardzo szczęśliwa ! 

5 września 2012 , Komentarze (7)

Skończyłam właśnie prace porządkujące moją biblioteczkę. 
Ku mej radości znalazłam tam mnóstwo książek o tematyce motywacyjnej, których dotychczas nie miałam okazji wchłonąć [ gdyż zapomniałam o ich istnieniu]. 

Od dziś zaczynam ;-) Będę się z Wami dzielić przy okazji, jakimś inspirującym cytatem ;-)



         Motywują mnie         seksowne kobiety, 

mające zgrabne acz kobiecie kształty. 

Dotychczas odwoływałam się w pamiętniku do

Monici Belluci 

- mojego absolutnego ideału kobiecości, urody i charakteru. 




Pojawiły się tu również Charlize Theron oraz Nicole Kidman. 


Dziś naszła mnie ochota na Tatto Theme.

Dlatego zaprezentuję koktail wytatułowanych kobitek z różnych stron świata, wraz z uzasadnieniem, dzięki czemu się tu znalazłały. 

Zapraszam również do dyskusji - tatuaże zdobią, czy szpecą ? 
Jestem osobą tolerancyjną. Mimo, iż nie posiadam dziar, to lubuję się w kolczykowaniu [ w sumie 8 sztuk ] oraz eksperymentach z włosami. 
Według mnie tatuaże - jeśli zrobione ze smakiem dodają niesamowitego seksapilu. 

Here we go!

Cóż tu komentować. Pani numer 1 ma po prostu idealny brzuszek!


Za to Pani numer 2 ....

ogólnie wygląda dobrze. 






Tutaj mamy do czynienia ze stylistką pin up girl - ostatnio moją umiłowaną. 
Dobry make up, a przede wszystkich talia osy!





Ta wydaje się mieć sporawy, acz estetycznie wyglądający tyłeczek. 



 Małe jest piękne. Oto dowód:  







Prawdopodobnie ikona seksapilu i obiekt pożądania facetów. 




Taaaki biust i taki brzuszek ? Oh, really !? 
jedną z moich obaw jest to, iż kiedy schudnę, mój biust zniknie - tak już był kiedy kilka lat temu pozbyłam się 10 kg. 





Też marzycie o zgrabnym tyłku ? 















... cóż. Po takiej dawce nic, tylko oddać się katordze ćwiczeń, co z ochotą czynię. 

5 września 2012 , Komentarze (3)

Wczorajszy wpis traktował o odstawieniu soli i cukru, co z sukcesem udało mi się uczynić.

W tym pragnę nawiązać do słodkich napojów, których spożywanie rujnuje nasze marzenia od smukłej sylwetce. 



Pepsi, Cola, Fanta, Mirinda .... 
Są to niesamowite bomby kaloryczne, co gorsze nafaszerowane na wskroś chemią.

Dotychczas miałam nawyk częstego popijania Coca Coli.

Zastąpiłam ją z sukcesem wodą z cytryną i pieprzem, zieloną lub czerwoną herbatą, gorzką kawą, bądź niesłodzonym kompotem. A czasem mlekiem. 

Nie będę Wam snuć wykładów o szkodliwości owych słodkich popijaczy, bo każda z Was zapewne zdaje sobie z niej doskonale sprawę. 
Na konie chcę jedynie przytoczyć małe foto obrazujące, ile cukru ładowane jest w moją ulubioną Colę. 



Masakra, prawda? 


Jeśli chodzi o menu, to wczoraj odkryłam, że fasolka szparagowa jest niskokaloryczna, a mam jej w ogrodzie pod dostatkiem. Wyruszyłam więc na łowy, zagotowałam ją i wcinam z przyprawami. Yummy! 

Muszę przyznać się też do grzeszku. Mój brat przytargał od swej dziołchy, której rodzice mają dwie cukiernie, wielkie pudło najrozmaitszych słodkości. Jakkolwiek wczoraj nie zwracałam na nie uwagi, tak dziś o poranku spałaszowałam słuszny kawałek cista królewskiego, oraz kilka małych rogalików. Jestem przed @ i to prawdopodobnie jest przyczyna.... 

Więcej grzechów nie pamiętam. 

4 września 2012 , Komentarze (7)

Jeśli ktoś mnie czyta, może zauważył, że lubię inspirować się pięknymi kobietami. 

Na dziś wybrałam Nicole Kidman. Wydaje mi się, że jest troszkę zbyt chuda, ale lubię ją ogólnie za charakter. 

4 września 2012 , Komentarze (4)


Jak w tytule. 

Od dwóch tygodni nie używam cukru, ani soli. 

Jestem dumna zwłaszcza z odstawienia tej drugiej przyprawy. 
Jakkolwiek z cukrem nie było problemu, ponieważ kilka lat temu przerwałam słodzenie na dobre 30 miechów, tak z solą myślałam, że będzie ciężko. 

Byłam bowiem dosłownie uzależniona od tego kryształu. Dosalałam wszystko - począwszy od zup, poprzez mięsa, kanapki z szynką, aż po kiełbaskę z grilla z ketchupem. 
Dosalałam zanim spróbowałam. 

Dosalałam sowicie. 


Często słyszałam komentarze typu: "Dziewczyno, to Cię w końcu zabije". 
Bagatelizowałam sprawę, aż w końcu wzięłam się w garść, zaczęłam ostrzejszą dietę, która wymagała ode mnie definitywne odstawienie cukru i soli. Wóź, albo przewóz - pomyślałam... 
Zimny, lub gorący - jak w biblijnej Apokalipsie. 

I udało się. ! 

Wyzbyłam się odruchu bezmyślnego solenia i słodzenia. A co najważniejsze - w końcu zasmakowałam prawdziwego, naturalnego smaku potraw. 


Rzecz jasna nie należy popadać w paranoję. Zarówno sól jak i cukier są potrzebne naszemu organizmowi. Są one jednak dostępne w rozmaitych produktach spożywczych. Więc bez obaw - ograniczając spożycie "czystego białego proszku", zapewne uczynimy sobie przysługę, a nie zaszkodzimy.