Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po wielu perypetiach związanych z odchudzaniem ktoś rzucił w mojej obecności hasło: dieta przyspieszająca metabolizm. Zaczęłam czytać i z dnia na dzień padła decyzja. Jak się okazało: zbawienna. Na diecie jestem już jakiś czas, waga leci, a ja w końcu czuję, że mogę wyglądać tak, jak w wieku dwudziestu paru lat.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 49624
Komentarzy: 670
Założony: 20 września 2014
Ostatni wpis: 28 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aniab2205

kobieta, 41 lat, Tomaszów Mazowiecki

164 cm, 57.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 grudnia 2015 , Skomentuj

Korciło mnie, aby dzisiejsze pomiary odłożyć na później, bo przecież waga stanęła, to co się tam może zmienić. Niewiele, ale coś tam się jednak zmieniło. Ubyło mnie trochę w biuście. Jest z czego, więc no stres. Narzekać może co najwyżej mąż. A tak na poważnie, waga może w miejscu, ale ja się znacznie lepiej czuję i po spodniach widać już spory luz. Przydałby się pasek, bo co chwila je podciągam. Wyglądam jak takie przedszkolne maluchy. Co chwilę podciąganie, a uparte spodnie i tak lecą w dół. Satysfakcja jest jak koleżanki z pracy tęsknie popatrują na mój obiad i przestały rzucać żarciki typu: może jednak poczęstujesz się ciasteczkiem. Nie, nie, nie, pięknie dziękuję. Nie będzie ktoś mną usprawiedliwiał swojego podjadania i uspokajał własnego sumienia, które przecież dobrze wie, że ciastko to nie jest to, co powinno się jeść na obiad.

Na dzisiejsze śniadanie, zamiast płatków owsianych wybrałam jaglane. Trochę delikatniejsze, ale smakowo nie preferowałabym którychkolwiek. Zamierzam też zrobić w moim dzisiejszym menu mały misz masz. Zamiast obiadu będzie druga przekąska, a obiad przesunę na 16. Będę poza domem, a obiad mam w planach taki, że straciłby na smaku, dyby był zimny. Kupiłam w Lidlu pstrągi. Mają teraz promocję na ryby. Mój mąż uwielbia zapiekane w folii pstrągi, więc... Dla mnie to też będzie miła odmiana po kurczaku i tuńczyku. Postaram się zrobić potem fotkę. Mmmm, już mi ślinka cieknie:)

Skoro już przy mężu jestem, kolejny raz podpatruje moją kolację i prosi ładnie: zrób mi też jakąś zieleninkę:) Szok. Tym większy, że wczoraj wieczorem już nic nie podjadał. A wieczorem lubi coś przekąsić.

3 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Po piątkowym wyskoku (nieplanowany tłuszcz i jedzenie po 19) waga najpierw się zatrzymała, potem skoczyła 30 dag, a teraz spadła o 40 dag. Zero stresu. Na dietę nastawiłam się długofalowo, więc nie załamuję rąk. Cel jest bardziej realny niż dotychczas, więc walczę dalej. Czy można to nazwać walką? Dieta przyjemna, jem smaczne rzeczy, najadam się, ćwiczę, kiedy mam czas. Czym tu się więc stresować? Każda dieta mogłaby być taka przyjemna.

Rozmawiałam dziś z przyjaciółką, która ma bardzo dużą nadwagę. Zasugerowałam, by się przyłączyła. Zaśmiała się i zbagatelizowała. Co poradzić? Jeszcze nie dojrzała do tego wyzwania. Może kiedyś? Każdy musi znaleźć swój moment.

W tym tygodniu w 3 fazie, zamiast brązowego ryżu ugotowałam do obiadu pęczak. Pyszny, ale ciężko się po nim czułam. Możliwe, że zadziałało tak też mięso wołowe. W kolejnym tygodniu sprawdzę. Zobaczymy co z tego wyjdzie. 

Zrobiłam kolejne zakupy uzupełniające kuchnię o dodatki typu: ocet balsamiczny, olej sezamowy. Poprzedni humus zrobiłam bez tego oleju. Nie był tragiczny, dobrze to wiedzieć, gdyby zdarzyły się biedniejsze czasy;) Jakie to szczęście, że nie muszę orzechów kupować. Ciocia zaopatrzyła mnie w dwie reklamówki orzechów włoskich. Wielki buziak dl niej:)

29 listopada 2015 , Skomentuj

 W piątek miałam imprezę, która była wielką niewiadomą i wyzwaniem. Na wszelki wypadek zabrałam ze sobą sałatkę z tuńczykiem, ale nie było tak źle, żeby po nią sięgać. Piątek był dla mnie pierwszym dniem pierwszej fazy, więc mogłam jeść owoce. Sięgnęłam więc po świeżego ananasa. Przy kolacji podano różne mięsa i całe szczęście była wśród nich pieczona roladka z piersi z kurczaka, faszerowana szpinakiem. Odkroiłam tylko panierkę. Spokojnie się tym najadłam. Po jakimś czasie, mimo że w pierwszym dniu tłuszcze są zabronione, sięgnęłam po sałatkę z granatem polaną vinegretem. Była przepyszna. Zjadłam jej tylko trochę, więc bez wyrzutów sumienia. Wypiłam też dużo gorącej wody z cytryną, kiedy inni serwowali sobie kawkę. Najlepsze w tej imprezie było jednak to, że wytańczyłam się za wszystkie czasy, automatycznie zaliczając pierwszofazowy, bardzo intensywny trening cardio. Co z wagą? Stanęła w miejscu, ale się tym nie martwię. Ruszy w dół, jestem o tym przekonana:)

27 listopada 2015 , Skomentuj

  Dzisiaj wypicie ponad 2 litrów wody poszło dużo łatwiej. Sięganie po szklankę z wodą wchodzi w nawyk. Organizm szybko się do tego przyzwyczaja. 

Jutro wyzwanie, impreza, na której będzie niezdrowe jedzenie i procenty. Tych ostatnich nie trudno będzie się wyrzec, będę kierowcą. Ale co do jedzenie już nie jestem tego taka pewna. Nie mam pojęcia jaki charakter będzie mieć poczęstunek. Zamierzam przez cały dzień jeść wg jadłospisu, zobaczymy co przyniesie wieczór.

Jutro pomiary. Dzisiaj waga spadła o 40 dag. Strasznie jestem ciekawa wymiarów.

25 listopada 2015 , Skomentuj

 Czas leci mi tak szybko, że przestaję myśleć o tym, że jestem na diecie. Planuję posiłki, staram się kontrolować ilość wypitej w ciągu dnia wody i tak jakoś w krew mi to wszystko weszło. Po wpadce z marchewką, o zgrozo, gotowaną, więc o największym indeksie glikemicznym, bardziej zwracam uwagę na wybierane produkty. Tego samego dnia miałam też potężny stresior i waga zareagowała lekkim podskokiem- 30 dag, ale jednak. Dzisiaj znów spadek, więc miłe zaskoczenie, bo to 2 dzień na fazie 3., a poprzednio w tej fazie moje ciało się stabilizowało, a nie chudło. Przyznaję, to daje dużego kopa.  

Znów zabrakło mi motywacji do ćwiczeń siłowych. Jutro ostatni dzień 3. fazy. Może chociaż na ćwiczenia rozciągająco- rozluźniające znajdę chwilę czasu.

Mała uwaga na temat picia wody: wydawało mi się, że wypijam te 2 litry dziennie, ale postanowiłam sprawdzić. Kupiłam litrową butelkę mineralnej i teraz co dzień rano napełniam ją wodą z pięciolitrówki i zabieram do pracy. Staram się ją tam opróżnić, ale łatwo nie jest. Drugą próbuję wypić w domu. Tu się właśnie sprawa wydała. Nie wypijałam tych dwóch litrów. Piłam dużo, ale nie aż tyle. Wg wymagań Pomroy, przy mojej wadze powinnam wypijać 2,5 l dziennie. Tutaj dałam więc plamę, ale staram się to nadrobić. Efekt jest taki, że między posiłkami nie czuję się już taka głodna.

22 listopada 2015 , Skomentuj

  Na śniadanie rukola z papryką i łososiem, doprawiona pieprzem, octem winnym i sokiem z cytryny. Nawet smaczne. Szykując sobie obiad, tj. Zupę z fasolką, selerem, pietruszką i czosnkiem, marchewką. No i tutaj zonk, bo dopiero potem sprawdziłam, czy ta pietruszka i marchewka mogą się w tej zupie znaleźć. O pietruszce ani słowa, a marchewka dozwolona jest tylko w pierwszej i drugiej fazie. Dzisiaj ją zjadłam, niewiele, więc nie ronię łez. Jutro wyjmę ją z zupy i zjem kolejnego dnia. Znalazłam informację, że zabronione są zwykłe ziemniaki, kukurydza, ale o marchewce nigdzie nic, więc potraktowałam ją jako warzywo dozwolone, a tu zaskoczenie. Doinformowałam się, również, że spośród wszystkich sałat nie wolno w tej diecie wybierać lodowej. Ciekawa jestem czemu. To akurat moja ulubiona. Roszponkę też lubię, ale ile w kółko można wybierać ten sam produkt. Wizualnie działa zniechęcająco do jedzenia. 

Na liście dozwolonych produktów jest kilka nieścisłości. Słodkie ziemniaki, czyli pataty, czy też bataty są na niej ilościowo ograniczone, a niedawno Pomroy ogłosiła, że jednak można je jeść w każdej fazie bez ograniczeń. Hmm, może co do marchewki też zmieni zdanie. We wstępie jest informacja, że fasolę można jeść pół szklanki we wszystkich fazach. W tabeli, że tylko w 1. i 3. W rozpisce na kolejne fazy, w pierwszej zaleca się jeść świeżą i suszoną bazylię, w tabeli już nie. Można dostać zawrotu głowy. Są to niby niewielkie różnice, ale mimo wszystko stresujące, a stresu podczas diety zaleca się przecież unikać.

Nie powinnam, ale ważę się codziennie, żeby podpatrzeć jak mój organizm reaguje na kolejne fazy. Dziś było 10 dag mniej, zawsze coś. Cieszę się z tych małych kroczków. 

W piątek mamy imprezę, z której nie dam rady się wymigać. Zastanawiam się jak przetrwam ten wieczór. Narazie udawało mi się unikać wszelkich pokus, a właściwie walczyć z nimi. Np. dzisiaj upiekłam mężowi ciasto z czekoladą, a na obiad miał klasycznego schaboszczaka. On ma to szczęście, że nigdy nie musiał walczyć z nadwagą. Jakoś przetrwałam. Byłam też u mamy, a tam na stole wafelki pryncypałki. Kocham, ale cóż. Mina pt. Jestem twarda, nie dam się. No i jakoś wcale tak strasznie tego nie przeżyłam.  Klasycznej herbatki też odmówiłam, mama w szoku i z pytaniem, czy się czasem nie obraziłam, że nic nie chcę. 

21 listopada 2015 , Skomentuj

Przyznaję się bez bicia, że celowo nie robiłam pomiarów wczoraj, w pierwszym dniu cyklu, bo byłam cała nabrzmiała i obolała. Dzisiejsza waga z rana to 73.2 Znów ruszyła w dół po pierwszym dniu 1. fazy. Tak coś czuję, że właśnie pierwsze 4 dni będą zbijały wagę, a kolejne 3 będą ją stabilizowały. To dobrze, chciałabym zrzucać w miarę szybko, ale też i zdrowo. 

Zaskoczeniem były dla mnie pomiary. W niektórych miejscach niemal mnie nie ubyło, ale w innych widzę znaczną różnicę. Szyja i brzuch po 2 cm, piersi-3 cm, uda-4 cm i sukces w talii, bo aż 5 cm. Przy tym ostatnim 3 razy się mierzyłam, bo myślałam, że źle złapałam miarkę, czy coś. Szok i duża motywacja:)

20 listopada 2015 , Skomentuj

Rano na śniadanie znów była owsianka z jabłkiem. Uprażyłam jabłko z cynamonem, dodałam odrobinę wody i wsypałam pół szklanki płatków. Sycące. Po tych białkowo- humusowych śniadaniach strasznie mi się za tą owsianką zatęskniło. Podobnie jak za owocami. W pracy zjadłam 3 mandarynki, ogórek i rzodkiewki na drugie śniadanie, a na obiad kapusta z kurczakiem. Zjadłam jej dużo mniej niż tydzień temu. Po prostu nie dałam rady więcej, zwłaszcza, że do tego był jeszcze owoc. Podwieczorek to też owoc. Zjadłam dużą gruszkę i nie miałam już na nic więcej ochoty, więc nie dojadałam warzywami. Na blacie kuchni czeka już sałatka z tuńczykiem. Odpędzam od niej męża, bo mu właśnie ten tuńczyk zapachniał. Poprzednie wydanie tej sałatki robiłam z samą musztardą. Tym razem zrobiłam miks musztardy, ogórka i czosnku z octem balsamicznym, jak robiła to Ewa, właścicielka szybkiejprzemiany. Ewo, ten smak jest genialny i dziwię się sobie, że mi się wtedy nie chciało spróbować. 

Zaskakuje mnie to, że na diecie można odnaleźć nowe smaki, fakt, zazwyczaj w tej pogoni nie ma już czasu na delektowanie się posiłkiem, na smakowanie, cieszenie się tym, co się przygotowało. Warto jednak ten schemat przełamać. Wydawało mi się, że przygotowanie posiłków będzie zbyt czasochłonne, nawet jak na mnie, tę, która lubi spędzać czas przy garach. A jednak nie. Jak już mam porobione wg listy zakupy, wszystko pod ręką, to to naprawdę jest chwila. Wieczorem zazwyczaj szykuję sobie produkty, a rano, kiedy ja spędzam czas w łazience na kuchni już coś bulgocze lub skwierczy. Tylko tę kapustę płukałam kilka razy, żeby nie była kwaśna, no i gotowałam ją do miękkości, jak lubię.

Co na wadze? W miejscu stoi, ale u mnie to nie jest dziwne, okres mi się zaczął, a to raczej czas przybierania na wadze, więc trzeba się cieszyć, że przynajmniej w górę nie idzie.

A to dzisiejsza kolacja:

19 listopada 2015 , Skomentuj

 Jutro zaczynam nowy tydzień diety, drugi z kolei, a przede mną w sumie jeszcze 3. Ten pierwszy minął lepiej niż się spodziewałam, tylko strasznie mam ochotę na kakao albo inkę na mleku. Oddałabym słodycze za możliwość napicia się kubeczka kakao. To mój rytuał na takie paskudne dni, a tu kicha i przez to spadek energii mnie dopadł. Nie żebym straciła ochotę na samą dietę, tylko gorszy dzień odnotowuję. A myśląc o jutrze, cieszę się,że znów będę mogła zjeść owsiankę i owoce, które są dla mnie najlepszym śniadaniem i przekąską.

Moim dzisiejszym odkryciem był gotowany słodki ziemniak, czyli batat, czy też patat, jak kto woli. Słodziutkie, szybko się gotują, bardzo sycą i jeśli wierzyć Pomroy, można je jeść w dowolnej ilości. Do tego stwierdzenia jakoś ostrożnie podchodzę. Gdzieś mi tam jednak krąży po głowie myśl, że to przecież ziemniak. 

Dzisiejszy podwieczorek to zdecydowanie za mało. Dojadałam pestki dyni warzywami. A kolacja cudnie wyglądała. Sałatki zjadłam jeszcze drugie tyle. Zrobiłam fotę, można podejrzeć. Tylko należy mi wybaczyć kiepską jakość zdjęcia, bo aparat kiepski.

18 listopada 2015 , Skomentuj

  Podoba mi się ten 3 etap, kocham sałatki z vinegretem, więc mogę się nimi zajadać. Na śniadanie zjadłam dużego ogórka z 2 łyżkami humusu, na drugie kilka rzodkiewek, paprykę czerwoną i kilka orzechów ziemnych i pistacjowych bez soli. Takie akurat miałam, a rzut okiem na stan konta przyniósł odmowną odpowiedź na propozycję kupienia nerkowca, jak to było u Ewy. Zwłaszcza, że teraz co drugi dzień kupuję ogórki i paprykę, które też tanie nie są poza sezonem. 

Obiad był odgrzewany w pracy. Zazdrosne spojrzenie koleżanki podziałało motywująco. Można się najeść zdrowo? Można. Nie tylko najeść, a wręcz napchać. Zalecane brokuły miały być posypane podprażoną cebulką i wędliną. Dorzuciłam do tego pieczarki. Zawsze mnie syciły, są uważane za warzywa, więc nie ma na nie ograniczeń, no więc czemu nie? Smak był bogatszy. 

Podwieczorek miał się składać z selera naciowego i humusu, ale ja dołożyłam sobie jeszcze ogórka. Do wieczornej kolacji- sałatki dorzuciłam za to rzodkiewkę i zamiast szpinaku wzięłam sałatę lodową. Wymieszaną oczywiście z roszponką. Nie posoliłam, bo musztarda, przyprawa do sałatek bez soli i wzmacniaczy smaku oraz pieprz w  zupełności rekompensują mi brak soli.

Co do relaksu, pogoda nie sprzyja spacerom, na ćwiczenia nie było czasu, ale za to mąż zrobił mi półgodzinny masaż pleców z rozgrzewającym olejkiem do masażu z Ziajki. Kupiłam go 2 lata temu, jest nie do zdarcia, mimo że często się nawzajem masujemy. Mała podpowiedź, na necie jest sporo o technikach masażu relaksacyjnego. Nawet jeśli robimy to nie do końca fachowo, to i tak relaks i frajda są niesamowite. Dzisiaj relaksuję się przed kominkiem. Na leniwo, wiem, ale dzisiejszy dzień był... Szkoda gadać. 

Ps. Rano waga pokazała 10 dag mniej. Niedużo,ale jednak. Prawdę mówiąc spodziewałam się tego. Nie wiadomo czemu, miałam takie pesymistyczne myśli.