Zakwalifikowana do zabiegu. Ciąża obumarła.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (64)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 336545 |
Komentarzy: | 8446 |
Założony: | 21 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 22 lipca 2021 |
kobieta, 38 lat, Katowice
163 cm, 63.50 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Jestem po wizycie. Zarodek urósł na 9 tydzień, czyli tyle ile powinien, ale nie było słychać tętna..... Po wyjściu miałam zrobić bete (wynik jutro koło 12) i zgłosić się w czwartek na oddział.... Powtórzą USG..... Powtórka z rozrywki..... Psychicznie nie mam już siły....Dostałam 3 tygodnie nadziei, która skończyła się jeszcze większym rozczarowaniem.....
ale w domu najlepiej!
Kochani - bardzo Wam dziękuję!!! Wszystkim na raz i każdemu z osobna. Nawet nie wiecie jak miło na tej białej szpitalnej sali było poczytać, że trzymacie kciuki, że wierzycie że będzie dobrze. Że mam się nie poddawać! Nawet pojawiło się kilka komentarzy od osób, których do tej pory nie miałam okazji czytać, ale nadrobię (będę mieć teraz trochę czasu) . Właściwie znamy się tylko wirtualne, a otrzymałam od Was tyle wsparcia! Będę walczyć ile sił - nie zawiodę Was!
Ostatecznie wyszłam ze szpitala w sobotę. Teraz pozostaje mi tylko przyjmować przepisane medykamenty i cierpliwie czekać na rozwój wypadków. Na razie mam L-4 na 2 tygodnie, a po tym czasie kontrola u ginekologa. Generalny bilans pierwszego miesiąca od kiedy dowiedziałam się o ciąży? -1kg choć nie mam mdłości. Stres zrobił swoje.... i brak ćwiczeń (masa mięśniowa powoli się kurczy). Mam nadzieję, że teraz wejdę w fazę radosnego oczekiwania... choć do 12 tygodnia nikt mi niczego nie powie na 100%. Staram się myśleć pozytywnie, bo inaczej bym zwariowała. Będziemy walczyć z tym moim (jak to nazwaliście) małym Wojownikiem lub Wojowniczką
Kolejne usg pokazało, że serduszko bije szybciej, dzidziuś urósł. Czekam jeszcze na wyniki krwi - pewnie zostanę na końskich dawkach progesteronu i będę musiała odpoczywać.
Wczoraj zrobili mi 2 badania usg i na obu biło serduszko :-) Pobrali też krew na betę i mamy wzrost. Dalej niepokojący jest ten niski progesteron... Jutro mam przewidziane kolejne usg. Dostałam pewien "zapas nadziei".
Jutro mam się zgłosić do szpitala.Zrobią mi badania i jak nic się nie zmieni to dostanę tabletkę na poronienie......
Jest minimlana poprawa progesteronu (ale dalej poniżej normy) i beta rośnie (nie powalająco, ale jednak). Kontaktowałam się z lekarką i powiedziała, ze czekamy do wtorku co pokaże usg. Najważniejsze, że nie powiedziała od razu, że nic z tego nie będzie!
Nie spodziewałam się takiego wsparcia!! Jednak Vitalia jest wyjątkowym miejscem obfitującym w wyjątkowych ludzi! Jesteście fantastyczni!! (nie chcę pominąć Grześka )
Chyba macie rację - może jak przeleję te wszystkie emocje, frustracje to będzie mi lepiej. Wiem, że jest całe grono osób, które nie znosi takiego użalania się nad sobą, ale z drugiej strony nie muszą tego czytać. Ostrzegam - wpis będzie o zagrożonej ciąży.
Żeby uporządkować wszystkie fakty. Pierwszy test z bladą kreską wyszedł 19.05. i już ten fakt wskazywał na bardzo dużą obsuwę jeśli chodzi o owulację i to kiedy w tą ciążę zaszłam. Pierwszą wizytę miałam 23.05, gdzie usłyszałam, że jest baaardzo wcześnie - max 4 tydzień i musimy czekać. Ze względu na plamienie dostałam duphaston do stosowania 2xdziennie i zalecenie zrobienia bety i progesteronu. Po wynikach progesteronu na poziomie 22.5 lekarka zaleciła dawkę 3xdziennie i kolejne badanie za tydzień. Po tygodniu mój wynik to 11,5. Konsultuje wynik telefonicznie i mimo, że nie miałam plamień lekarka mówi, że ciąża jest zagrożona, ale musimy czekać. Po pierwszej wizycie miałam się zgłosić za 2 tygodnie, czyli w miniony wtorek.
Pęcherzyk ciążowy urósł, pojawiło się ciałko ciążowe i zarodek. Niestety zarodek i ciałko tak nałożyły się na siebie, że ciężko je było pomierzyć. Na tyle na ile się udało wyszło 6t0d+/- 4 dni. Pani doktor mówi, że powinna się pojawić praca serduszka, a nie było na razie nic widać ani słychać. Co do bety to powiedziała, że gdyby brać pod uwagę datę miesiączki to przyrost nie jest super, ale biorąc pod uwagę przesunięcie nie jest źle. Pani doktor powiedziała, że może się to jeszcze rozhula - że nauczyła się przez tyle lat, że medycyna naprawdę bywa nieprzewidywalna.
W związku z zaistniałą sytuacją dostałam zalecenie, żeby powtórzyć betę i progesteron (zadzwonić z wynikiem)i pokazać się znowu w kolejny wtorek na usg. Z tego wszystkiego wynika, że przesunięcie owulacji to miałam co najmniej o jakieś 2 tygodnie. Nadal mam brać duphaston 3xdziennie.
Poszperałam wczoraj w wynikach i zdjęciach z pierwszej ciąży. Przy Michalinie jak byłam pierwszy raz to pęcherzyk ciążowy był większy niż teraz przy pierwszej wizycie, a serduszko usłyszeliśmy jak na zdjęciu z usg pisało 7t. Do wczoraj żyłam nadzieją, że teraz będzie tak samo i za tydzień usłyszę, że wszystko jest ok.
Od wczorajszego wieczora znowu pojawił się podbarwiony na brązowo śluz. Dzisiaj jechałam na badania z przekonaniem, że po co mam się znowu kłuć…. że już nie mam siły, nerwów, że tracę nadzieję….. Czytałam w necie historie dziewczyn, którym się udało i to dawało mi dużo siły do walki, ale od wczoraj….. coś we mnie pękło i nie potrafię się “spiąć”. Mam dzisiaj doła na miarę Rowu Mariańskiego. Dziś wieczorem lub jutro rano będzie wynik…...
Na koniec jeszcze raz Wam dziękuję!!!!!! Nikt poza moim Mężem nie dał mi tyle wsparcia co Wy swoimi komentarzami pod poprzednim wpisem.
ps. nie wiem czy przelanie tego wszystkiego na wpis mi pomoże, ale duszenie tego w sobie też nie jest dobre…. jak mam problemy to muszę o tym gadać, gadać i analizować i gadać….
Z ciążą nie jest wszystko tak jak być powinno i muszę się uzbroić w cierpliwość co najmniej do kolejnego wtorku. Kiepsko sobie z tym radzę psychicznie i dlatego nie piszę. Myślę, że większość z Was nie chciałaby czytać takich wpisów. Proszę Was o modlitwę i trzymanie kciuków!
Odezwę się jak będę wiedziała na czym stoję.