Przede wszystkim dziękuję Wam za wszystkie gratulacje!!! Po moim Mężu jesteście pierwszymi osobami, które się dowiadują.
Dzisiaj rano powtórzyłam test. Raczej już nie powinnam mieć wątpliwości, ale cały czas gdzieś tam w głowie wydaje mi się to takie nieralne! Że to już - to dziecko nie dało nam się o siebie “wystarać” Zdecydowanie. Jutro mam zaplanowaną wizytę u lekarza, więc może dowiem się coś więcej. Tak naprawdę na razie ciężko mi ocenić tydzień ciąży, bo na mój gust musiało być jakieś spore przesunięcie. Może usg już coś pokaże. Wczoraj cały dzień wszystko mi wypadało z rąk, a mój Mąż mówi: “Kora nie rób drugiego testu - na bank jesteś w ciąży”. Potem powiedział coś śmiesznego i zaczęłam się śmiać, dostałam ataku śmiechu na co mój Mąż: “Kora teraz zacznij płakać to już na 200% jesteś w ciąży” i co? I zanim skończył to mówić ja zalałam się łzami. Taką zmienność miałam w pierwszej ciąży. Śmiech i zaraz łzy.
Po piątkowym pozytywnym teście ustaliliśmy z Mężem, że normalnie jadę na integrację, ale uważam na siebie - przecież nikt nie może mnie do niczego zmusić i nie piją alkoholu. Na co dzień jestem osobą aktywną, więc takie lekkie wejścia pod górkę czy coś w tym stylu nie powinno być dla mojego organizmu zaskoczeniem. Zresztą w pierwszej ciąży długo byłam aktywna i “normalnie” żyłam, że uznaliśmy, że jeśli mamy mieć to dziecko to będziemy je mieć. A jeśli to jeszcze nie jest nasz czas to nawet leżenie plackiem nie pomoże. Jestem na tyle odpowiedzialna, że jeśli tylko coś by mnie zaniepokoiło to od razu bym odpuściła. Generalnie impreza było bardzo fajna - miałam okazję spróbować kilku nowych rzeczy i już wiem, że wspinaczka na ściankę jest nie dla mnie. Nie weszłam nawet do połowy. Nie wiem czy ⅓ chociaż była. Off-road był taki jak i 2 lata temu, więc mnie nie zaskoczyło. Mega atrakcją był zjazd na tyrolce - nie było to jakieś duże wzniesienie, ale było naprawdę super. Wszystko było zorganizowane bezpiecznie z pełną asekuracją. Pewnie myślicie, że jestem nieodpowiedzialna, ale w mojej drużynie była dziewczyna, która niedawno miała “podwieszaną” nerkę i też bez problemu dała radę. Zresztą tak sobie myślę, że organizatorzy zdawali sobie sprawę, że zabierają ludzi pracujących w biurze, więc z kondycją im raczej nie po drodze.
Wieczorem się wytańczyłam i przed 3 poszłam spać. Plamienia nie wróciły, bóli nie było - wszystko jest ok. No może trochę bardziej zaczynają się odzywać mdłości. Jedno jest pewne - moje drugie dziecko będzie pewnie lubiło imprezy i ekstremalne doznania Co do alkoholu to tak to było zorganizowane, że nikt nawet nie zauważył, że nie piję Jak będę mieć jakieś zdjęcia to pokażę Wam co nieco.
Naprawdę cieszę się, że pojechałam, bo teraz przede mną czas dużej troski o samą siebie. Teraz już będzie grzecznie i choćby lekarz kazał mi leżeć plackiem to tak zrobię bez marudzenia. Nawet dzisiaj już planuję trening dla kobiet w ciąży, a nie codziennie fit, pop sugar czy sztangę. Ze sztangą zaprzyjaźnia się teraz mój Mąż. W ogóle na wyjazd wzięłam takie cienkie, letnie spodnie, których nie nosiłam ponad rok i mimo tego, że ważę więcej to są luźniejsze niż w zeszłym roku. Chyba jednak jakichś mięśni mi tam przybyło od tej sztangi.
Najlepsza była moja córka po moim powrocie - tuli się, całuje mnie i mówi:
-“Mamo prezent dla Ciebie!”
- “Jaki prezent?”
Na to wtrąca się Mąż - “Oj cicho Michalina!”
A Misia: “Fartuszek”
Wybuchnęłam śmiechem i mówię - “No to w takim razie skoro już wiem, to możecie dać mi wcześniej mój prezent”
I tym sposobem zostałam “Super mamą”