Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (64)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 336594 |
Komentarzy: | 8446 |
Założony: | 21 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 22 lipca 2021 |
kobieta, 38 lat, Katowice
163 cm, 63.50 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Spadek jest 800 g. Nie jest powalający, ale jak na te upały, zawirowania hormonalne i drobne potknięcia chyba nie jest najgorzej. Tak czy tak ważę 64 kg…… a w maju było 61. Pora się z tym pogodzić i zaktualizować pasek... Wczoraj zrobiłam sobie zdjęcia w kostiumie kąpielowym - dramat. Mam nadzieję, że podejmowane wysiłki wkrótce przyniosą poprawę. Wczorajszy trening przy tym upale to myślałam, że mnie wykończy!
Muszę Wam napisać, że coraz bardziej podoba mi się to masowanie szczotką. Wczoraj popatrzyłam na ten mój brzuch i myślę - spory… może jego też pomasuje tą szczotką? A co mi tam - ale jak brzuch to już niewiele mi zostanie do całego ciała. To do dzieła. Na ramionach miałam takie krosteczki oporne na peelingi, szorowanie gąbką… jedno masowanie i cudownie zniknęły! Nic dziwnego, że skóra lubi to szczotkowanie. Już czuję, że zaprzyjaźnię się z moją szczotką na dłużej Biorę ją również na wyjazd.
Wczoraj mój Mąż rozbawił mnie przed snem - już dawno tak się nie uśmiałam. Zawsze mamy problem z prześcieradłem na gumce - jakiego bym nie kupiła to zawsze gdzieś go “brakuje” (mój materac jest też dość wysoki, więc to nie ułatwia sprawy). I za każdym razem sprzedający mnie zapewnia, że będzie dobre i żeby od razu brała 2, bo taka korzystna cena. Moja siostra mówi, że zawsze kupuje największe jakie tylko jest dostępne i wtedy pasuje. Ostatnio też tak się nadziałam i jak jak spojrzycie na moje łóżko to po prawej i lewej stronie materaca zrobiły się łezki z “brakującego” prześcieradła. Na co mój Mąż wczoraj mówi - “Kora - ja już wiem. Po prostu to jest prześcieradło w wersji slim-fit i nasz materac jest za gruby” Czy Wasze materace też mają za duże boczki??
Dzisiaj wyjazd do Teściów. Jesteśmy spakowani, po pracy zjemy obiad, dopakujemy ostatnie rzeczy i ruszamy. Pewnie trochę postoimy w korkach, ale to jakoś zniesiemy. Mam tylko nadzieję, że nie trafimy na jakąś burzę, wiem że w samochodzie jesteśmy bezpieczni, ale mimo wszystko przyjemność z jazdy średnia. Dołożę wszelkich starań, żeby nie przywieźć nadbagażu. Przekonamy się za tydzień. Nie chcę robić żadnych postanowień typu: “Nie zjem ciasta”, “Będę ćwiczyć” czy coś w tym stylu, bo potem tylko wywoła to we mnie frustrację, że nie udało mi się tego zrealizować.
Na ten zbliżający się weekend życzę Wam dużo słonka!!!!!
Wczoraj przeszliśmy się na drobne zakupy wieczorem i oczywiście jak przy takim upale nie skusić się na lody? Wzięłam rożka. Pewnie z 200 kcal wpadło, ale poszłam na zakupy na nogach, nie samochodem więc mały spacer był, a potem na kolację zjadłam same warzywa dla równowagi. I tak mam dziwne przeczucie, że jutro rano waga mnie znowu sfrustruje, ale w razie czego mam plan naprawczy i udoskonalający Nie poddam się! Mam niewiele czasu na poprawki - ani się obejrzę jak będzie październik!
Wczoraj potwierdziło się, że ja i Mąż mamy urlop w poniedziałek, więc spokojnie możemy odwiedzić teściów. Moja Teściowa jest przeszczęśliwa, że wnusia przyjedzie. Nie mam jakichś super relacji z Teściową - mieszkamy daleko, jest nadopiekuńcza do tego stopnia, że potrafi działać mi na nerwy… ale babcia to babcia i to ja naciskałam na Męża, żeby jechać, bo kolejna okazja będzie pewnie dopiero na święta. Zazdroszczę trochę parom, które jednych i drugich rodziców mają blisko. Nie muszą decydować u kogo spędzą święta, bo jest możliwość, żeby to jakoś podzielić, nie muszą dzielić wakacji, żeby choć na chwilę odwiedzić rodziców mieszkających daleko. Moja Teściowa też jest dosyć zaborcza i ciężko było jej zrozumieć, że chcemy jechać na wakacje na Chorwacje/Węgry, a nie do nich na 2 tygodnie. A ja chcę się oderwać od mojej codzienności i odpocząć ze swoją rodziną - Mężem, córką. Chcemy zobaczyć kawałek świata, bo wcześniej nie mieliśmy zbyt wielu możliwości. Generalnie pracujemy nad nią
Dzisiaj po pracy napadam na lidla. Ma być odzież sportowa. Chciałabym sobie kupić jakieś legginsy do ćwiczeń i może jakąś koszulkę? Przyszła pora na oddzielenie odzieży do ćwiczeń od reszty Zasłużyłam na jakiś komplecik
W pamiętniku jednej z Was przeczytałam o szczotkowaniu ciała na sucho. Zaczęłam szukać informacji w internecie - przeczytałam kilka blogów, opinii i myślę - czemu by nie?? Żeby nie “przeinwestować” kupiłam na razie szczotkę w Rossamnie za całe 12 zł i wczoraj pierwszy raz “wyszczotkowałam” nogi Nie jest to zabieg nieprzyjemny - na razie na pewno fajnie złuszczył stary naskórek przez co nogi są super gładkie. Po czasie mają być też jędrne i w ogóle cud-miód. Zobaczymy - inwestycja niewielka, więc nawet jeśli się okaże bublem to nie będzie szkoda wydanych pieniędzy. Ktoś stosuje? Możecie się podzielić jakimiś wrażeniami??
Z treningami nadal nie odpuszczam. Czuję, że mięśnie szybko sobie przypomniały o ruchu, bo już nie mam zakwasów, ale kondycja jeszcze kiepska. Cóż zrobić - ciężko pracować nad jej odbudowaniem! Zobaczymy czy piątek “pokaże” jakieś rezultaty. Długi weekend nie zapowiada się optymistycznie pod względem diety i treningów, bo wybieramy się do Teściów, ale dołożę wszelkich starań, żeby nie przesadzić i nie jęczeć Wam po powrocie
Na koniec jeszcze kilka zdjęć z urlopu. Męczę Was nimi po raz ostatni
ps. generalnie polecam Węgry i Balaton (ceny podobne jak w Polsce, odległość jak nad polskie morze, a pogoda i temperatura wody bez porównania), ale jedna rzecz mnie drażniła. Ich ignorancja jeśli chodzi naukę języka angielskiego. Nad Balatonem właściwie można się dogadać po węgiersku lub po niemiecku i to też w ograniczonym zakresie. Ok-zdawałam maturę z niemieckiego, ale nie jest tajemnicą, że lata świetlne temu i od tego czasu nie mam kontaktu z tym językiem
Udało mi się "wyszarpać" już kilka zdjęć z wakacji Poniżej krótka fotorelacja. CDN
W piątek ze względu na nieznaną mi do tej pory “fizjologiczną” stronę mojego okresu (myślę, że hormony nie wróciły jeszcze do normy) zrobiłam trening bez tupania z Martą z bloga codziennie fit. Przez te ponad 2 miesiące kiedy z nią nie ćwiczyłam naprawdę pojawiło się kilka bardzo fajnych treningów. Zgodnie z założeniem piątkowy wieczór skończył się jednym drinkiem z Mężem i sałatką z fetą. Żadnych słonych przegryzek i to uważam za mój wielki weekendowy sukces
Disiaj dzień bez treningu, ale chcę znowu umyć jakieś okno - tak wiem pogoda się popsuła przez moje sobotnie mycie, ale muszę nadrobić swój 2 miesięczny czas lenistwa.
Wchodzę na wagę a tam 100g na plusie. Myślę - jak to??!! Tak mnie to zdołowało, że myślałam, że w ogóle nie zjem śniadania…. ale przygotowałam pyszną owsiankę, więc zjadłam. Mąż mnie pociesza, że ostatnio sporo przeszłam psychicznie i fizycznie, że może to na razie kwestia hormonów (nie wspomnę, że on już stracił 0,5 kg bez żadnego wysiłku) itp.
Przyszłam do pracy, a tu…. pojawił się pierwszy okres po zabiegu. Myślę, że do następnego piątku nic nie będę wiedzieć…. postaram się dalej robić to co do tej pory i zobaczymy za tydzień.
Dzisiaj w planie kolejny trening.
Mimo problemów z chodzeniem i zakwasów przemogłam się i wczoraj zrobiłam trening dla początkujących bez kondyncji z kanału “Codziennie fit”. Były ciężkie momenty, ale wtedy działałam “nieco słabiej” i udało się ukończyć trening. O dziwo dzisiaj czuję się dużo lepiej niż wczoraj. Może moja odbudowa kondyncji nie będzie jednak taka długotrwała jak sądziłam? Sprawę ułatwił by również brak upałów, ale jak to mówią: “Jest lato - musi być gorąco!”
Jutro ważenie i zobaczymy czy od poniedziałku coś się z tą moją wagą podziało. Niby tylko 4 dni, ale jakby spadło cokolwiek to już byłabym mega szczęśliwa. Pilnuję się w tym tygodniu. Nawet nie skusiłam się na loda mimo namowy Męża i córki. Założyłam sobie, że w piątek wieczorem mam dyspensę na kieliszek wina lub jakiegoś drinka, a w niedzielę wakacyjną tradycją stały się dla nas lody, więc takie cheaty na razie u siebie dopuszczam.
Poniżej ja z Miśką u progu wakacji. Kolejne zdjęcia czekają na “obróbkę”
W sobotę wróciliśmy z urlopu, a od poniedziałku teoretycznie jestem w pracy. Teoretycznie, bo dzisiaj jeszcze załatwiałam badania kontrolne, bo moje L-4 przeciągnęło się ponad 30 dni.
Wakacje uważam za udane (postaram się niedługo wrzucić kilka fotek i co nieco napisać- Mąż cały czas przebiera i obrabia). Wróciłam opalona, trochę zdystansowana, aczkolwiek myśli o tym, że poroniłam cały czas gdzieś mi się kołaczą w głowie. Oczywiście, że nie rozpaczam, nie rwę włosów z głowy, często się uśmiecham, ale są momenty, że łzy same cisną mi się do oczu. Myślę, że może tu pomóc tylko czas i ew. kolejna szczęśliwa ciąża, ale tu także potrzeba cierpliwości. Organizm musi się zregenerować. Wczoraj byłam na wizycie i powoli wszystko wraca do normy, ale do jesieni muszę sobie dać czas.
Mam co robić. 3kg na plusie, ciało flak po ponad 2 miesiącach bez ćwiczeń. Widzę to gołym okiem, widzę po ubraniach. Na dodatek w niedzielę moja mama powiedziała, że jakiś taki brzuch mam duży… gdzie ja zawsze tyłam w udach i biodrach, a nie na brzuchu. W poniedziałek zrobiłam trening “Gymbreak - powrót do formy”. OMG nie mogę zejść po schodach, normalnie usiąść, chodzić! Jestem przerażona jak szybko zniknęło to nad czym tyle pracowałam. Ciekawe ile czasu zajmie mi teraz powrót choćby do ułamka tej “dawnej formy”. Dzisiaj zakwasy na pośladkach i udach nadal nie pozwalają mi normalnie funkcjonować, ale może chociaż zrobię jakiś trening brzucha i jakieś lekkie cardio. Zobaczymy na ile ciało pozwoli. A może Wy polecicie jakiś lekki trening do zrobienia?
Staram się też trzymać dietę. Na razie kalorii nie liczę, ale trochę uporządkowałam swoje jedzenie po wakacyjnej rozpuście. Zobaczymy w piątek czy na coś się to wszystko zdało.
Także melduję powrót i zabieram się do pracy.
W piątek wróciłam do domu. Fizycznie czuję się dobrze, a psychicznie jestem na emocjonalnej huśtawce. W piątek i sobotę swobodnie mogłam o tym rozmawiać, nie płakałam... a wczoraj miałam ochotę przeryczeć cały dzień. Mój Mąż mówi, że pewnie zeszły te wszystkie emocje i to dlatego. Dzisiaj na razie nie płaczę, ale sama nie potrafię określić jaki jest mój dzisiejszy stan psychiczny i emocjonalny. Najbardziej staram się przy Michalinie, bo nie chcę, żeby oglądała mnie w tym stanie. Wiecie co sobie ostatnio uświadomiłam? Że w tym wszystkim nawet jeden raz nie zapytałam mojego Męża jak on się czuje, jak on to znosi.... Skupiłam się tylko na sobie i swoim bólu, a pominęłam wszystkich dookoła.
Teraz wpadłam w wir porządków i przygotowań do urlopu, który rozpoczynamy w sobotę. Tym sposobem do pracy wracam dopiero ostatniego dnia lipca. Mam nadzieję, że będę już "ogarnięta". A propos "ogarnięcia" to chyba jeszcze nigdy nie jechałam taka zapuszczona na urlop. Nie ćwiczę prawie od miesiąca, na razie też jeszcze nie mogę zacząć, ale przez tydzień i tak niewiele bym osiągnęła. Moja ciało trochę się "rozlazło". Od sierpnia ruszę pełną parą!
Jeszcze raz dziękuję Wam za te wszystkie przytulasy, słowa wsparcia. Obiecuję wszem i wobec, że jeszcze wróci tu stara Kora regularnie dodająca wpisy i walcząca o lepszą wersję siebie.