Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dokładnie 27 stycznia 2010 rzuciłam palenie po 25 latach kopcenia półtorej paczki dziennie. Z niewiadomych powodów (a może jednak kłamię) im dłużej nie paliłam tym waga moja była coraz większa. Dziś zbędny tłuszczowy balast wynosi już 24 kg. Dość tego!! Mam nadzieję, głęboko w to wierzę, że Vitalia doda mi motywacji. Zrobię to z wami, razem raźniej.....

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4188
Komentarzy: 72
Założony: 24 stycznia 2013
Ostatni wpis: 1 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
gocanna

kobieta, 56 lat, Warszawa

178 cm, 66.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 lutego 2013 , Komentarze (7)

Dziś popłynęłam........mleko w tubce, 4 paczki sezamków i 150 g chałwy pistacjowej. Czuję się jak najgorsza szmata.

30 stycznia 2013 , Komentarze (4)

Najpierw posypali z nieba kartkami z zeszytu...no może przesadzam, z notesiku, a teraz  noc wystukuje na parapecie sekundy odmierzające czas do wiosny. Oczywiście z tą wiosną to pośpieszyłam sie nieco, bo zima pewnie jeszcze nie raz najeży czuprynę mroźnymi kolcami, ale co tam, pomarzyć sobie zawsze wolno.
Dziś druga odsłona owsianki była i niestety okazało się, że Majce nie smakuje i wczoraj też nie smakowała tylko "nie chciałam Ci robić przykrości". Och, to mamy klasyczny zonk bo nie mogę karmić moich dzieci płatkami z cukru na śniadanie. No nic, będziemy się dalej kanapkować, wszak ja całe dzieciństwo i młodość jechałam na kanapkach i żyję.
Na obiad dziś były placki ziemniaczane wedle Ewy Wachowicz, tzn miały w składzie majeranek i zółty ser, reszta tradycyjnie. Qrde, placki ziemniaczane to nie jest dobra potrawa na odchudzanie, prawda?
Na 2 śniadanie i podwieczorek po garści czerwonych winogron a na kolację sałatka z warzyw z moim nowym, odkrywczym sosem winegret, w którym zamiast octu był sok z pomarańczy świeżo wyciśnięty. Ten winegret był odlotowo pyszny i muszę wam go tu zacytowac za Piotrem Henschke i jego doskonałą książką kucharską "W malinowym chruśniaku":

- 1/4 szklanki oliwy z oliwek
- 1/4 szklanki soku owocowego (pomarańcze, jabłka, śliwki, żurawiny, wiśnie - u mnie tym razem pomarańczowy)
- 1 łyżeczka bazylii
- 1/2 łyżeczki tymianku (nie miałam tymianku wiec dałam zioła prowansalskie)
- 1 łyżeczka musztardy ziarnistej
- sól i pieprz do smaku
 U Piotra to tyle, ale ja dodałam jeszcze kilka kropel octu balsamicznego bo jednak troszkę kwasku za mało było. Powiadam wam, to był winegret prima sort!!



28 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Zima odpuściła i na Warszawę spadła mgła otulając ciszą wieczór. Poszłam do pracy w pancernej puchówce i myślałam, że ugotuję się żywcem. Jeszcze wczoraj było na termometrze -15 stopni a dziś patrzę, temperatura ledwo poniżej zera się usadziła. Ponoć ma być jeszcze cieplej. Szkoda, bo lubię jak jest tak dużo śniegu, nie widać wtedy brudu miasta.

Dwa dni temu, pisząc notkę o poznawaniu się, w zasadzie nic szczególnego o sobie nie napisałam. Przypuszczam, że 90% osób piszących na Vitalii ma taką, lub bardzo podobną historię. Nie ja pierwsza i nie ostatnia przytyłam po rozstaniu z nikotyną. No, ale przecież nie o to chodzi by pochwalić się jakimiś nietuzinkowymi problemami, nawet chyba niekoniecznie chcę Wam opowiadać o tym jak to jest być "ryczącą czterdziestką". Trochę może jednak Was pozabawiam swoimi odlotami, ponieważ są one związane również z dietą i odżywianiem a takie tematy są tu, jak myślę, oczekiwane i mile widziane.

6 lat temu pojawiła się w moim życiu nowa pasja i nowa muzyka. Zakochałam się w djembe i Afryce Zachodniej. Zaczęłam grać na bębnach i zgłębiać wiedzę na temat Czarnego Lądu. Zapragnęłam zmienić diametralnie swoje życie, swój wygląd, przewartościować priorytety, jednym słowem zaszaleć. Doskonale wpisałam się w model "kryzysu wieku średniego". Najpierw ogoliłam głowę na łyso bo dość już miałam farbowania przedwczesnej siwizny raz na trzy tygodnie. Niedługo potem walnęłam sobie tatuaż na pół pleców i już prawie byłam z siebie zadowolona :-)
Wyglądało to tak :



Założyłam też czarne glany i koleżanki mojej córki zaczęły się mnie bać. Sąsiadki natomiast, zaniepokojone moją przemianą, pytały czy przypadkiem nie mam raka. Rodzina dla odmiany uznała, że mi odbiło i zaczęła traktować z radosną pobłażliwością.
Dni spędzałam na siłowni zrzucając resztki pociążowej nadwagi, które zalegały mi na brzuchu od dobrych pięciu lat i rzeźbiąc coraz bardziej umięśnione ciało a wieczorami biegłam grać na bębnach. To był trudny czas dla moich najbliższych i dziś, patrząc na moje poczynania w tamtym okresie, chylę czoła nad ich cierpliwością. Mój cudowny mąż z pewnością zostanie żywcem wzięty do nieba jak już nadejdzie jego czas ( oby nie nadszedł nigdy a już na pewno nie przede mną)
Po dwóch latach zmagań z trudną rytmiką zachodnioafrykańską zostawiłam moją rodzinę na pastwę KFC i pojechałam na miesiąc do Gwinei. Tam odrosły mi włosy i spodobało mi się nie być już łysą. Ponieważ jedzenie afrykańskie zupełnie nie przypadło mi do gustu przez miesiąc odżywiałam się głównie orzeszkami ziemnymi i coca-colą, co skutkowało zrzuceniem ostatnich 7 kg nadwagi. Wróciłam z Czarnego Lądu z wagą idealną oraz białą, nową czuprynką. Moje kręcone włosy szybko zmieniły się w szopę a'la ciotka z Reichu, wiec nie chcąc ich już obcinać udałam się do pewnej czarodziejki z szydełkiem w ręku i uczyniłam ze swojej głowy minę morską.
Wyglądało to tak:



Potem już tylko moje dredziątka nabierały mocy i długości. Dziś, po 3,5 roku sięgają mi do połowy pleców a ludzie mówią, że to niemożliwe by włosy rosły tak szybko. Niech rosną byle nie wypadły od tego mojego odchudzania.
Ok, opowieści o sobie na dziś zakończę.

Jako, że odchudzam się dzień pierwszy warto wymienić co poza owsianką dziś jadłam. Śniadanie starczyło mi naprawdę na długo i nie wyobrażałam sobie bym mogła przed 16.00 cokolwiek zjeść. Na obiad był pozostały z wczoraj makaron z cukinią zapiekany w sosie z orzeszków ziemnych i musztardy, posypany obficie żółtym serem. Wiem, ten ser to zbrodnia, ale musiałam...kocham żółty ser i niełatwo mi przyjdzie z niego zrezygnować.
Talerz kluchów starczył mi znowu na bardzo długo więc o 22.00, po powrocie ze Strefy Rytmu, wsunęłam tylko garść czerwonych winogron. I to by było na tyle. Oczywiście odżywianie się trzy razy dziennie nie może mieć miejsca. Trzeba to zmienić. Zobaczymy co się da zrobić jutro.

Aha, nadmienić muszę, z wielkim żalem, że dziś żadnej aktywności fizycznej nie zaznałam :-(

28 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Tytuł wpisu musi tak brzmieć! Zamiast "dzień pierwszy" czy "ruszamy z bloków startowych" lub też "za rok będę szczupła" nazywa się właśnie OWSIANKA.
Przymierzałam się do niej bez mała od roku próbując rozwiać znad głowy czarne chmury obrzydzenia z czasów przedszkolnych. U Gosi na Sopatowcu, gdzie gościmy czasem na warsztatach bębniarskich nie mogłam jakoś się skusić. Dopiero w Kawkowie, zamknęłam oczy i włożyłam do ust pierwszą łyżkę od 40 lat. Nie była ani rozmamlana ani mdła! Wyraźnie wyczuwalne płatki owsiane, dużo pestek, orzechów, jakieś suszki. Pomyślałam sobie "to jest smaczne!" choć sama własnym myślom i kubkom smakowym nie wierzyłam :-)
Kolejnym zadaniem było przeniesienie tego smaku do domowej miski. Z braku wiary w swoje umiejętności wydawało mi się to sztuką niewykonalną i zahaczało o dział fantastyki. Aż do dziś. Zrobiłam ją, a do tego kazałam zjeść też młodszej córce Majce. Córka opory miała ogromne bo wspomnienia z przedszkola świeższe. Na szczęście jest jeszcze na tyle młoda, że nie mogła odmówić. Zjadłyśmy obie, ZE SMAKIEM. Milowy krok ku zdrowemu odżywianiu wykonany. Precz kanapki i płatki z mlekiem! Witaj witamino B, witajcie zdrowe mikroelementy i krzepiąca energio ciepłego śniadania!

Moja owsianka robi się tak:

Składniki (na dwie osoby)

-pół litra wrzątku
-suszone owoce, garść (mogą być każde dowolne, ale u mnie 2 daktyle i garść żurawiny tym razem)
-pestki i orzechy, 3 czubate łyżki (różne ulubione, ja akurat miałam słonecznik, orzechy włoskie i wiórki kokosowe)
-świeży owoc (gruszka, jabłko, banan, śliwka itp, u mnie tym razem jabłko)
-płatki owsiane górskie, szklanka (u mnie firmy Sante)
-mleko roślinne lub inne, tyle by ustalić ulubioną gęstość produktu docelowego, ale równie dobrze nie trzeba wcale jak ktoś lubi taką ze stojącą łyżką (u mnie była to niecała szklanka)

Wykonanie:

Daktyle kroję drobno usunąwszy uprzednio pestkę. Kroję też suszone owoce bo nie lubię napęczniałych w całości. Wrzucam to do garnuszka z wrzątkiem. Po chwili dodaję pestki i orzechy, po kolejnej chwili szklankę płatków i świeży owoc pokrojony w kostkę. Gotuję jeszcze chwilę i wystarczy.  Owsianka burząca wszelkie stereotypy gotowa. Teraz tylko dolewam podgrzane mleko i zjadam ze smakiem, naprawdę....

Ok, idę sobie, wieczorem jeszcze popiszę

24 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Dokładnie trzy lata temu JABŁUSZKOWO pomogło mi pozbyć się nałogu tytoniowego. Rok później zaczęłam szukać jakiegoś portalu, który zabije we mnie inny nałóg - słodyczowy. Bezskutecznie, ze słodyczy nikt leczyć nie chce. Tyłam sobie zatem radośnie aż do dziś. Różnica na wadze wyniosła ni mniej, ni więcej jak 22,4 kg.
Nie mogę biegać, nie mogę chodzić po górach, nie mogę wyskrobać sobie pięt ani obciąć paznokci. Nie mam się w co ubrać. Bolą mnie nogi, kręgosłup, drętwieją ręce. Jestem INWALIDĄ!!!!
Chciałabym tańczyć afro, ćwiczyć jogę ashtangę, móc maszerować po górach z plecakiem przez 8 godzin, ale moje inwalidztwo mi na to nie pozwala. Mam jednak ten komfort, że mogę się tego balastu pozbyć. Mogę zacząć właśnie dziś, mogę powołać Was, anonimowi czytelnicy portalu Vitalia na świadków mojej przemiany. Pokażę wam siebie trzy lata temu, dziś i za rok. Mam nadzieję, że miedzy fotką sprzed trzech lat a tą zrobioną za rok różnica będzie tylko we fryzurze i kolorze włosów.

Dziś już nie chce mi się dalej pisać. Może jutro, opowiem Wam o mnie więcej, bo nie jestem taką sobie zwyczajną czterdziestoczterolatką.



Tak wyglądałam jako palaczka 30 papierosów dziennie z 25-letnim stażem. Waga - 72 kg




Tak wyglądałam rok temu kiedy pomyślałam sobie, że może warto by zacząć się odchudzać. Od tamtej pory waga podrosła już tylko o 1,5 kg,najprawdopodobniej dlatego, że w kwietniu 2012 przestałam jeść mięso. Słodycze niestety mięsem nie są :-)