Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Powrót na Vitalię po kilku latach. Zmieniona, z innym podejściem. Chcę stosować NVC I Mindfulness w drodze do zdrowia z miłością i akceptacją mojego ciała.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 45768
Komentarzy: 1243
Założony: 3 lutego 2013
Ostatni wpis: 4 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Onigiri

kobieta, 33 lat,

173 cm, 111.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku dwie cyfry :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 grudnia 2014 , Komentarze (11)

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

L. w pociągu. Prawdopodobnie będziemy bez kontaktu najbliższe kilka tygodni.
Pojechał dzisiaj, zdążyliśmy posiedzieć na Skypie, smsować i jeszcze do mnie zadzwonił.
A ja już umieram z tęsknoty.

Siedzę, przeglądam te zdjęcia z wakacji.
Jak Bóg pozwoli to jeszcze 63 dni.

Wiecie, niewielu znam egoistów takich rozmiarów co ja. Jestem jedną z większych egoistek, egocentryczek i wszystko ego-co-tam-wymyślono. Na zdjęciach ZAWSZE szukam najpierw siebie.
A teraz? Wrzucam zdjęcie, na którym się sobie nie podobam, tylko dlatego, że On wyszedł prawie tak idealnie jak ja go widzę.
Czyżby to miłość?

No oczywiście, cóżby innego ;)

8 grudnia 2014 , Komentarze (2)

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

Wczoraj nie wyszły ćwiczenia, Czas się przyłożyć, bo już zakwasy się nie pojawiały ostatnio.
Ciężki czas. Ciężka noc. Koszmary, obudziłam się z krzykiem.
Znaczy czas jest ciężki, bo straszne są huśtawki. Raz wspaniale raz - przeciwnie.
Teraz nawet nie jest tak źle patrząc na to jak bywało. Ale koszmar był. Zatem stres jest.

Trochę mi brakuje energii.. To ten weekend, muszę połazić na uczelnię i mi przejdzie. Już jestem po pierwszych zajęciach, teraz okno, ale już czuję, że mi trochę lepiej.
Cóż. Samotność to nie dla mnie. Czekam aż L. przyjedzie i nie będę musiała się snuć po kątach nie wiedząc co ze sobą zrobić. Trochę się boję, że za jakiś czas on się będzie tak snuł, kiedy mnie zawali kolejny semestr po jego przyjeździe, dotąd jak już byliśmy razem to ciągle nierozłączni, a tak?

Ech. Potrzebuję go tu, bo serio energia mi ucieka.
Jeszcze, jak Bóg pozwoli, 64 dni.

6 grudnia 2014 , Skomentuj

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

Nie jest źle. Nawet z jedzonkiem nie było tragedii. Nie idealnie, ale da się przeżyć.
Studia, studia, studia..
A od kilku dni czuję kolejną falę zakochania :D
W głowie tylko L. :)

5 grudnia 2014 , Skomentuj

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

Michałki mnie zabiły.
Bez siłki, ale wyzwanie wykonane. Zakwasy przeszły, ale mięśnie czują się zmęczone w trakcie ćwiczeń.

3 grudnia 2014 , Komentarze (5)

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

Dzisiaj krótko.
Wczoraj nie poćwiczyłam bo 1) beznadziejnie ułożyłam sobie wieczór, 2) zakwasy by nie pozwoliły. Dzisiaj też były na tyle mocne, że zastanawiałam się czy to dobry pomysł, ale strzeliłam 15 minut z Tami, zobaczymy czy będę jutro umierać.
Atakują mnie Michałki. Pomocyyyy!!

2 grudnia 2014 , Komentarze (7)

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

Jeszcze dzisiaj nie ćwiczyłam, ale będę :D

Soł.. w związku z wyzwaniem, będę tutaj częściej. Szykujcie się na typowo pamiętnikowe wpisy, bo brak mi miejsca na takie właśnie "wygadywanie" się :D

Dzisiaj siłki nie było, bo trochę mi się nie chciało, ale widzę, że bardzo dobrze zrobiłam, bo spałabym za mało, a kaszel w nocy wrócił. Wszyscy szykujemy się na wielki powrót L. (który swoją drogą okazał się dzisiaj ponownie troskliwością, opiekuńczością i w ogóle tym jak mu zależy, a ja bezmyślnie zapomniałam włączyć dzwonek po zajęciach w telefonie i tak mu zafundowałam godzinkę niepokoju.. ech, biedny jest ze mną czasami).

Rano miałam fatalny nastrój, strasznie się cieszyłam, że mogłam spędzić przedpołudnie z ojcem, bo ostatnio ciągle sama i sama, to chociaż dzisiaj coś. I tak jak myślałam - zrobiło się trochę lepiej. Potem na zajęcia..
..wiecie co dziewczyny?
Jeszcze rok temu pójście na uczelnie wiązało się dla mnie ze stresem pod niebiosa.
Dzisiaj to dla mnie miejsce w którym najbardziej psychicznie odpoczywam.
Większość harówki wykonuję w domu.
Jak solidnie "przyharuję" to na uczelni zbieram tylko laury.
A jeszcze nowi znajomi coraz bardziej przypadają mi do gustu.
A dzisiaj to już w ogóle. Niby nie mam jakiejś wielkiej potrzeby bycia superkumpelą wszystkich i zawsze (a kiedyś miałam takie aspiracje - wyrosłam :D), jak dryfuję samotnie to nie jest mi źle, bo swoje stałe grono mam gdzie indziej, więc w gruncie rzeczy nie czuję się sama, to jednak nie ma co ukrywać - jestem zwierzęciem społecznym i to baaaaardzo :D:D:D Także każda dodatkowa pogadana osoba, kimkolwiek by nie była dodaje mi energii.
Kiedyś myślałam, że jestem introwertykiem. Potem odkryłam, że jestem nieśmiałym ekstrawertykiem. Odkrycie przełomowe, zwłaszcza, jak zaczęłam wychodzić z nieśmiałości - łoho! Nju lajf!

I dzisiaj nawet pan prodziekan mnie zaczepił jak się wylegiwałam na pufie. Pośmiał się ze mnie jak to już długo studiuję i że musi mnie w tym roku przypilnować, żebym nie zawaliła więcej :D Nie były to złośliwe żarty, sympatyczny bardzo :D

Ale fakt faktem - jakbym nie zmieniała kierunku, nie brała dziekanek to bym już była na magisterskich. Ale fajnie jest znać więcej prowadzących. Wcześniej myślałam, że to będzie wstyd nie do przejścia, ale spora część z nich dobrze mnie zapamiętała. Paru się nawet zdziwiło - jak to, PANI powtarza???

Aż chciałoby się wykrzyknąć "Jeszcze wam wszystkim pokażę!", ale.. co mnie to, do cholery, obchodzi? :D Ja chcę studiować i już :) W końcu wróciłam do tego co mnie zafascynowało. W końcu rozróżniam co jest ciekawe, a co nudne. W końcu zaczynam widzieć, w którą stronę inwestować, co rozwijać, a co odpuszczać, bo - nie oszukujmy się - nie na wszystko warto poświęcać czas. Nie mamy go tak wiele. A żyć też trzeba :)

Jeszcze z takich "faktów o mnie", o których nie wiedziałyście, a fajnie się pochwalić :) Kiedyś byłam uzależniona od gier komputerowych. Wszelakich. Ale najbardziej mnie pochłaniały MMO. To był taki pożeracz czasu, nic wartościowego, a przysysało na godziiiiiiny. Od paru miesięcy nie gram w nic! :D Nawet nie tracę czasu na przysłowiowego pasjansa. Znalazłam inne sposoby relaksu (tak jak pisanie pamiętnika na Vitalii :D:D:D), które nie uzależniają i są znacznie sensowniejsze. I na naukę mam czas. I na przesiadywanie z L. na Skajpie, bo usychamy z tęsknoty. I na odwiedziny rodziców. I na życie duchowe. I na czytanie. I na naukę języków. I na grę na gitarze. Tylko znajomych mi się zaniedbuje ostatnio, ale Ci moi znajomi to są tacy, że wiecie - ostatnio zaprosiłam do siebie dziewczyny, próbujemy ustalić czas: "coooo? tylko 4 godziny???" :D No to już trudniej coś wygospodarować :D

Zmierzam w dobrym kierunku. Choć czasem jak stres to ciągle reaguję nieco nieadekwatnie (nadmierną paniką), ale i to ogarnę. Kierunek trzymam. Jest git. A jak nie jest to będzie.

1 grudnia 2014 , Komentarze (7)

Wiecie co..
Przyszłam pomarudzić, bo ja taka głupia jestem.
Bo mogę milion razy mówić do siebie, że zaburzenia odżywiania to nie przelewki, że ja po prostu NIE MOGĘ "przechodzić na dietę", że mam po prostu zwyczajnie jeść zdrowo a nie myśleć o tym ile mogę schudnąć jak cośtam.
Ale nie. Powiem sobie, a potem zapomnę.
I tak kurde powstało "kilo w 3 dni"
I teraz jest już dwa kilo więcej.
Dodatkowo wpadło parę stresów i co? Najpierw mniej zdrowo, potem SŁODYCZE, a na końcu miałam półtora dnia jedzenia kompulsywnego. Może i nie do nieprzytomności, ale zdecydowanie już potrafię rozpoznać kiedy jem z głodu a kiedy z emocji.

Także tego.
Stresowa sytuacja trochę zażegnana. Czas myśleć o sobie poważnie, a nie w kategorii "se schudnę do sylwestra milion kilo".
Jak jest jedzeniowo?
Dzisiaj pierwszy dzień bez śmieci w jedzeniu.
Wczorajszy dzień akceptejbyl.
Problemem jest sól, która mi się strasznie wkradła w żarcie, trzeba będzie pomału odstawiać.

Zatem z powrotem - nie dieta, tylko normalnie jem jak człowiek.

Dopadła mnie jeszcze jedna załamka.
Zrobiłam sobie zdjęcia porównawcze w bieliźnie z wagą początkową. Ogólnie w niekorzystnym świetle i tak dalej, więc wiem, że ukazują najgorszą prawdę a nawet trochę więcej, ale jak tak sobie patrzę na dziewczyny z podobną wagą.. Kurde no, nie da się ukryć - nie wyglądam dobrze. Ja wiem, że nie ma co oczekiwać cudów, kiedy się startowało z 128kg, ale tyle czasu się cieszyłam z tego jak wyglądam porównując do kiedyś, że jak się spróbowałam porównać do dziewczyn startujących z wagi, którą mam teraz to.. em no.. wiecie. :P

Może kiedyś wrzucę tu te bieliźniane, ale prawdopodobnie za kilkanaście-dziesiąt kilo jak już będę mogła powiedzieć, że jest na tyle dobrze, że nie ma się co wstydzić tego co było.

Sukcesem niewątpliwym jest brak joja. Waga mi się waha nieustannie w okolicach 92kg +/- 1.5kg gdzieś od sierpnia. Jest to jakaś stabilizacja. Jak pomyślę o tych latach w których tylko tyłam i tyłam.. No to mam radochę.

I co teraz skoro:
-diety nie mogę
-nadchodzi zima
-wkradły się kompulsy, więc wzmożona czujność?

I tak przechodzimy do tematu postu.
Coś, co zawsze chciałam, nigdy nie dawałam rady, a nic się nie stanie jak spróbuję, nie zrobi mi to 'kuku' jak nieudana dieta.
Ćwiczenia!

Konkretnie plan jest taki, że regularniejsza siłka, ale to nie jest elementem wyzwania, to akurat element codzienności, jak zdrowe żarcie. (byłam w środę i pt-pn, czyli na razie jakoś idzie)

Wyzwaniem będzie - niezależnie od tego, czy w danym dniu była siłka, czy jej nie było - ćwiczenie brzucha.
Nie jakieś wyczynowe - bardziej celem jest wyćwiczenie systematyczności, nawyku, umiejętności przełamania tego, że "się mi nie chceeeee" .
A więc - piątek, świątek czy cokolwiek, przez grudzień dzień w dzień malutkie ćwiczonka. Tami na ABS lub Tiff na talię lub obie. Jak dobry dzień to jeszcze dorzucam Tiff na pupkę.

I chcę pisać częściej. Bo to jednak pomaga.
Zwłaszcza, że się zmagam teraz z wejściem na dobre tory.

24 listopada 2014 , Komentarze (2)

Chyba wy też tak macie, że najbardziej lgniecie do pamiętników dziewczyn na vitalii, które są w podobnej sytuacji wagowej. Najlepiej jeszcze wagowo/wzrostowej. A już w ogóle idealnie jak wagowo/wzrostowo/wiekowej. Wiadomo - czyta się więcej. Fajnie się czyta jeszcze jakieś duże sukcesy dla zmotywowania i czasem ktoś po prostu fajnie pisze.

Ale wracając do pierwszego punktu - podobnej wagi. Dla mnie to zawsze było ważne, bo przyszłam tu z wagą 128kg i trudno mi się było jakość utożsamić z dziewczynami, które walczyły ze swoim 75. A teraz.. zauważyłam, że to jest dla mnie świetny wskaźnik jak nowa waga "przyjęła" mi się emocjonalnie.

Podczas swojego życia w wiecznej otyłości miałam różne fazy. I akceptacji i nienawiści, mnóstwa stanów pośrednich i tak dalej.
Bywało tak, że każde słowo "gruba" i podobne sprawiało, że się spinałam. Nawet jak ktoś mówił o grubej książce. Serio serio.
Bywało tak, że każdy śmiech, który usłyszałam za sobą, obok siebie był w mojej głowie śmiechem ze mnie. Serio serio.
W fazie akceptacji, prawdopodobnie bywały jakieś skrajnie pozytywne nastroje, ale bez przesady. Zwykle było tak, że - no, jestem gruba - i co Ci do tego? :P Ale miałam poczucie (zresztą słuszne), że odstaję od normy. I to bardzo. Ale zwykle o tym nie myślałam.
Około 95kg poczułam, że przestałam tak strasznie odstawać. Dalej jestem gruba - fakt. Ale jakoś tak.. No wiecie, nie ekstremalnie. Nie czuję spięcia jak czyjś wzrok się na mnie dłużej zatrzyma. I nie wyczekuję tego. Muszę wam powiedzieć, że to duża ulga.
Kiedy zaczęłam znowu chodzić na uczelnię - po drodze mam budynek, w którym bardzo dobrze się można przejrzeć. I wiecie co? Myślę, że do swojego nowego odbicia przyzwyczaiłam się dopiero w tym miesiącu. Wcześniej byłam zdziwiona - jak to? Przecież jakby więcej miało być (kojarzy mi się to ze zdziwieniem w lustrze jakie miałam przez jakiś czas, kiedy w czasach szkolnych ścięłam włosy z długich na dość krótkie). Także przyzwyczajanie się do nowej mnie nadal w procesie.

A teraz jeszcze raz wracamy do pamiętników. Znowu jest to zdziwienie jak przeglądam nowe. Że przecież powinno mi być bliżej do kogoś z wagą, powiedzmy 87, niż do 104. A w głowie ciągle bywa bliżej 100 niż cokolwiek poniżej 90.
Czyli wygląda na to, że 90tka jest kolejnym moim progiem mentalnym.
I to jakim. Jak teraz sobie pomyślałam, że może w końcu niedługo zobaczę 8 na wadze to tak mi puls przyśpieszył, że ja cie :D

No i powoli przerzucam się na to, żeby korzystać z tych pamiętników z mniejszymi wagami - inna waga, inne problemy. Mniej ograniczeń w ruchu, inne tempo chudnięcia, inne żywienie.

A wy?
Jak się czujecie chudnąc?

20 listopada 2014 , Komentarze (1)

Dziękuję wam wszystkim, za ostatnie komentarze, bardzo motywujące.
Niestety nie miałam siły odpisywać, rozłożyło mnie choróbsko.
Przez chorowanie, kilka solidnych stresów i urodziny na pewno solidnie przytyłam. Nie wiem ile ważę dzisiaj, ale strzelam, że będzie jutro powyżej 92.

Mówi się trudno i trzeba płynąć dalej.
A mianowicie - nadszedł czas na porządki.
Dostałam zwolnienie lekarskie na odchorowanie, także dzisiaj i jutro bez uczelni. Dzisiaj 3/4 dnia przespałam. Ale ten weekend to widzę, że będzie świetna okazja na odrobienie zaległości we wszystkim co możliwe. A przynajmniej na rozpoczęcie.

Jedna z was wypisała sobie powody, dla których chce schudnąć.
Przyszło mi do głowy, że to świetny moment na reaktywację tych powodów u mnie. Pamiętam jak pisałam, że między innymi chcę bez trudu zakładać nogę na nogę, móc wsadzić kolana pod brodę i naciągnąć sweter i takie tam. Większość się udała, a schudnąć chcę dalej, więccc.. czas na aktualizację. Tylko tym razem powody będą nie tylko redukcji wagi, ale dodatkowo jeszcze ogólnego zdrowego trybu życia (jedzenie+aktywność fizyczna).

->chcę osiągnąć swoje marzenie (65kg)
->chcę być wyraźnie atrakcyjniejsza dla L.
->chcę żeby L. mnie mógł spokojnie nosić na rękach :D
->chcę mniej obawiać się o swoje zdrowie
->chcę swobodnie biegać
->chcę wchodzić na samą górę na moim wydziale bez najmniejszej zadyszki
->chcę mieć mnóstwo energii i wstawać z uśmiechem
->chcę mieć lepszą koncentrację i zdrowszy sen
->chcę być bardziej odporna, zarówno na przeziębienia jak i na stresy
->chcę mieć piękne i zadbane ciało
->chcę się jeszcze bardziej cieszyć ze swojego odbicia w lustrze
->chcę być bardziej pewna siebie i samoświadoma
->chcę wreszcie przestać się musieć zajmować tym co muszę, tym co powinnam i w końcu więcej uwagi poświęcić tym, których kocham
->chcę skupić się na tym, co jest naprawdę ważne, żeby ani wygląd, ani złe nawyki mi w tym nie przeszkadzały

Bo wiecie jak trudno jest znaleźć listę powodów dla samego "dlaczego warto schudnąć" po tym jak już się jest po takiej długiej połowie? Zwłaszcza w tym moim etapie pogardy dla wyglądu zewnętrznego jaki przechodzę (ja wiem, że to tymczasowe, trochę czuję się jak w okresie buntu, niczym z serii tych nastolatek, które parskają na te inne grupki wystylizowanych dziuń :P spoko loko, przejdzie).
Za to jeśli chodzi o zdrowy tryb życia to naprawdę poznałam pierwsze smaczki i serio serio - chcę tak na stałe. Jeszcze mnóstwo złych nawyków, jeszcze te dobre nieutrwalone. Ale teraz będę nad tym pracowała.

Trzymajcie kciuki, wciąż jestem żądna motywacji, chociaż chora i nie mam siły odpisywać ani wam komentować, ale czytam..

18 listopada 2014 , Komentarze (4)

No to właśnie to się dzieje, jeżeli ktoś zapomina, że ma zaburzenia odżywiania i "przejście na dietę" nawet na trzy dni będzie zawsze miało odwrotny efekt ;)
Ale dzięki, że wierzyłyście :D

Dajmy spokój na chwile dietowaniu.

Dzisiaj na laborkach z przedmiotu spektroskopocośtam (łotewer..) Pan Doktor mówił jakie to urządzenia dostajemy na uczelnię.
I że niektóre mają opisane guziole po angielsku i je jeszcze się da zrozumieć.
A niektóre mają opisane guziole po polsku. I tu już czasem pojawiają się pewne problemy.
Bo wiecie. To taki polski tłumaczony z amerykańskiego przez amerykanów.
I tak na naszej wspaniałej GDSzynce mamy na guziolu uruchamiającym napis "Uciekaj".
Lałam się dobre pół laborek z tego. Potem jeszcze kolejne pół godziny z rodzicami jak im to opowiadałam.
Po prostu jakby maszyna ostrzegała - weź mnie wciśnij, a potem zwiewaj zanim cię jakiś profesor nie dorwie, że mnie ruszyłaś.
Profeska.

I teraz mam do was takie pytanie..
Bo wiecie, noszę się z tym, żeby otworzyć sobie bloga. Ale nie takiego prywatnego, chaotycznego i nonszalanckiego jak tutaj. Chociaż pewnie też by taki był, ale konkretnie różnica byłaby zasadnicza. Byłby tematyczny (ta, tu też jest tematycznie, w końcu to strona o odchudzaniu) i zależało by mi na tym, żeby ktoś go czytał (no bo tutaj oczywiście w ogóleeee mi nie zależy.. ani troszkę ^^'). Także same widzicie. Zupełnie co innego (och, powiało sarkazmem).
Wiecie w świecie netu coraz popularniejsze staje się bycie "nerdem". Tworzy nam się coraz większa subkultura, przenika do szkół, uczelni i tak dalej. Bycie nerdem robi się 'cool', ale kiedyś było to elitarne grono nołlajfów z wielkimi mózgami. Teraz ludzie lubią się w tym obracać, ale nie wchodzić już tak super-hiper głęboko w naukę. Za to rzucenie kilkoma faktami wśród znajomych, tekstem o kocie Schrodingera - no łał, bystrzak ze mnie.
I tak chciałabym uderzyć w tych ludzi jako grupę docelową. Pisać o nauce, ale nie do końca naukowym językiem. Wyciągać ciekawostki, wyjaśniać pewne rzeczy w sposób ciekawy, śmieszny i prosty. Ale zastanawia mnie.. Na ile można by znaleźć odbiorców w środowisku poza tą nową subkulturą.
I po tym "króciutkim" wstępie pojawia się owo pytanie, o którym wspomniałam wcześniej..
Czy chciałoby się wam coś takiego czytać?
Czy w necie sięgacie tylko po konkretne dziedziny, które lubicie, czy jak jest coś napisane w sposób przystępny i zabawny to mogłoby was przyciągnąć na dłużej - nawet jeżeli to fizyka?

Zauważyłam, że wśród moich znajomych nienaukowców spopularyzował się bardzo serwis ted.com - niby naukowe, a jakoś ich przyciąga. Rozbudza zainteresowania, ciekawi i bawi.

A jak wy macie? Czy jak wiecie, że coś jest "naukowe" (cudzysłów, bo to tylko background, teksty nie byłyby w istocie naukowe, chociaż na okołonaukowe tematy) to was odrzuca, czy niekoniecznie?