Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Powrót na Vitalię po kilku latach. Zmieniona, z innym podejściem. Chcę stosować NVC I Mindfulness w drodze do zdrowia z miłością i akceptacją mojego ciała.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 46338
Komentarzy: 1243
Założony: 3 lutego 2013
Ostatni wpis: 4 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Onigiri

kobieta, 33 lat,

173 cm, 111.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku dwie cyfry :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 lutego 2015 , Komentarze (16)

Ta, głupie pytanie.
No bo pewnie, że to ja.

Hm.. A może nie takie głupie?
Bo czy rzeczywiście jestem tą samą osobą co wtedy?

W każdym razie - przyszłam się zmotywować.
Aktualny tryb życia chudnięciu nie sprzyja. Przeciwnie.
I stresy. I to stresy jedzące a nie głodzące. Głupio no, co zrobię.

Popatrzmy na zmianę po dwóch latach.


Wtedy i teraz.
Nawet dokładnie teraz.
W gruncie rzeczy również dokładnie wtedy.

Jakby mnie ktoś pytał, czy to schudnięcie robi różnicę powiem bez cienia wątpliwości, że robi.
Nie wiedziałam jak wielką tylko i wyłącznie dlatego, że nie wiedziałam, że to możliwe.

Teraz mam taki głupi etap. Pół roku zastoju. No, nie typowego zastoju, który się zdarza w diecie. Po prostu brak konkretnych wysiłków, żeby dalej chudnąć.Takie tylko pseudowysiłki. A jak większe wysiłki dietowe to zaburzenia wracają. To co muszę to się ruszać. Szczerze mówiąc ja sama upatruję problem w zimie, bo dużo łatwiej zwlec się z wyra na siłkę, kiedy nie mam takiego skoku temperaturowego, ale czy moje dywagacje są słuszne okaże się wiosną.
Ćwiczę w domu, ale bardzo nieambitnie.

Ale jak patrzę na tego typu zdjęcia to chce mi się bardziej.
Chyba muszę na nie częściej patrzyć.
Powiesić na lodówce?
Hm!
Nie myślałam o tym wcześniej, ale.. Może to jest opcja?

12 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Uspokajanie emocji w trakcie. Przyszły inne objawy, tego, że pojawia się pewien problem, ale strasznie się cieszę, że widzę i że umiem reagować.
I chyba jednym z problemów jest to, co się powtarzało co roku - sesja i zima.
Na szczęście, dzięki wsparciu L. jestem milion razy bardziej przygotowana na ten czas niż było rok, czy dwa temu.

Jednocześnie mierzę się z innymi ogólnożyciowymi problemami, ale to już mniejsza. Nie mam ochoty dzisiaj na kompletny ekshibicjonizm emocjonalny w Internecie. Wyobraźcie sobie, że nawet zamknęłam pamiętnik (przynajmniej na razie) na obcych i tylko znajomi mają dostęp, więc jeśli to czytasz możesz czuć się zaszczycona (ha, ha, ha).

Myślę sobie o tym wyzwaniu książkowym. Tak bym chciała czytać, ale jakoś jak mam czas to zamiast po książkę sięgać to buszuję w necie. Zły nawyk. Coś tam podczytuję, ale niewiele.

Kończę już "Nano", znalazłam sobie książkę wydaną w roku mojego urodzenia. Zajrzałam na sam koniec, żeby zobaczyć mniej więcej co mnie tam czeka w środku, bo to kolejny poradnik. I zamiast standardowego "Spisu treści" znalazłam "Analityczny schemat zawartości książki". Już czuję, że będę czytać z uśmiechem :D Nie wiem na ile szczerym, a na ile ironicznym, bo nie wiem, co kierowało kimś, kto tak nazwał spis treści, ale tak czy inaczej - będzie zabawnie.

10 stycznia 2015 , Komentarze (8)

W dniu dzisiejszym miałam atak kompulsywnego obżarstwa.
Że się tak niezbyt grzecznie zapytam - łot de fak?
Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam, chociaż bywały podjazdy w ostatnich stresach, ale.. Coś takiego?
Oczywiście połączony z jakimiś potwornymi wyrzutami sumienia i tak dalej.

A teraz tak racjonalnie.
Próbowałam zanalizować skąd się wziął, czemu się przypałętał.
Kurde no. Wiem czemu.
L. przyjeżdża dokładnie za miesiąc i jedyna myśl w głowie to to, żeby go zaskoczyć, żeby schudnąć trochę, że w ogóle jestem za gruba i tak dalej.
I wpadłam, cholera, w tę samą pułapkę co zawsze.
Wpadłam na pomysł 7dniowej dietki oczyszczającej.
Skończyło się tłustymi frytkami w wielkiej ilości.
I oczywiście dożarciem wszystkiego co się tylko nawinęło.

Cóż. Bęc w główkę.
NIE ODCHUDZAM SIĘ NA JEGO PRZYJAZD.
NIE STOSUJĘ DIET.
NIE WPADAM W PUŁAPKĘ WYRZUTÓW SUMIENIA.

A co robię?
Jem NORMALNIE.
Wracam do ćwiczeń.
Koniec.

Jestem wściekła.
Bo mimo, że wiem, że ja nie mogę tak myśleć ani strzelać jakimikolwiek dietami, nawet pod pretekstem "oczyszczenia" to i tak zawsze próbuję.
O tyle dobrze, że się w miarę szybko orientuję co się dzieje.

Ale serio. Emocjonalnie mi z tym okropnie. I nawet nie wiecie jak mi wstyd pisać ten post. Nie przez wpadkę jako wpadkę. Głupio mi, że te emocje takie zawichrowane wciąż.
Piszę tylko i wyłącznie z jednego powodu.
Bo wiem, że ktoś może kiedyś mieć ten problem i akurat będzie czytać.
I zobaczy, że mimo, że są niewielkie nawroty to z takich zaburzeń się wychodzi.
Wiem jak wiele pamiętników mi pomogło, więc nie będę milczeć.

7 stycznia 2015 , Komentarze (8)

Nie umim schuść. No nie umim.

Awrrr.
Głodna jestem w tym miesiącu po owulacji jak nie wiem. Będzie bolał @, oj będzie.
Dzisiaj na angielskim zyskałam troszeczkę motywacji. Poprawiłam się znacznie na kolejnym teście. Na stomatologii przeprowadziłam z kolegą mini-dyskusję na temat "fizyka klasyczna vs. fizyka kwantowa". Mózg ożywiony.
L. na trzy dni pojechał na kurs.
A ja właśnie prawie się uczę.
Tylko dawno nie pisałam, a zrobiło się takie popularne wyzwanie książkowe z obrazka, że też mi się zechciało, a właśnie dokończyłam jedną książkę, nie mam gdzie tego umieścić to umieszczę tutaj :P

No a tak z dietowych.. Ćwiczę Callanetics. Co dwa dni mniej więcej. Spróbuję w piątek wrócić na siłkę, ale nie wiem jak tam kolanko pójdzie - obaczym.

33 dni..

To takie niewiarygodnie, że, jeśli Bóg pozwoli, za jakieś dwa miechy będę mężatką.

1 stycznia 2015 , Komentarze (16)

To już 200 notek za nami.
W lutym miną nam 2 latka na Vitalii.

Tymczasem, kołysząc się do głośnej muzyki, piszę wam podsumowanie 2014 roku.

W tym roku:
-przekonałam się i doświadczyłam, że Bóg jest wierny swoim obietnicom
-moja Miłość mnie nie zawiodła
-spędziłam wakacje z L.
-zaręczyłam się
-schudłam 19kg (dla porównania - w 2013 schudłam 17kg)
-wróciłam na uczelnię i pokochałam naukę z powrotem
-przeżywałam chwile grozy, zwątpienia, rezygnacji, słabości, ale ze wszystkiego z Bożą pomocą wychodziłam
-zamknęłam mnóstwo starych rozdziałów i pozbyłam się wielu nagromadzonych pozostałości
-zmieniłam tryb życia i nie mam już żadnych problemów ze spaniem w nocy
-odkryłam jak bycie kochaną i otrzymywanie wsparcia jest dla mnie niezbędne i jak nie umiem bez tego funkcjonować - za to z porządną dawką miłości mogę przenosić góry :)

To był dobry rok.
Pełen śmiechu i łez.
Pełen strachu i spokoju.
Po prostu - PEŁEN.

Jeszcze 39 dni oczekiwania i L. będzie w Polsce.
Mam nadzieję, że ten Sylwester to już ostatni, w którym nie mogłam go pocałować.

31 grudnia 2014 , Komentarze (36)

Ech, dziewczyny.
Stagnacja, lenistwo, masa roboty przede mną.
Ja wiem, że Sylwester ale i tak bez L. nie świętuje. U niego Nowy Rok będzie 4,5h wcześniej to może posiedzimy na Skypie (a może nie?) i pójdę spać.

Ale czekam na ten Nowy Rok.
Mój fizyczny, zeszytowy dziennik duchowy się kończy.
Tutaj kolejna notka w nowym roku będzie taka okrągła, bo dwusetna.
Coś jest na rzeczy.

Dzisiaj komponowałam zdjęcia, żeby wrzucić na grupę, to wam też udostępnię, bo porównanie z bardzo aktualnymi (sprzed dwóch, bodajże, dni).



Ten tył to mnie samą powala :D

Świętujcie grzecznie, nie witajcie Nowego Roku z kacem - bo po co?
Lepiej go przywitać bolącymi stopami, po całej nocy tańcowania.

22 grudnia 2014 , Komentarze (5)

Wiecie, myślałam, że największą ekscytacją w moim procesie odchudzania będzie wyjście z trzycyfrówki. Że dwucyfrówka to jest to.
Pomyłka.
Milion razy bardziej przeżywam przejście z otyłości wg BMI do nadwagi.
Kupiłam sobie w końcu nowe ciuchy.
Po raz pierwszy wyszłam z przymierzalni z uśmiechem, bo szacowałam swój tyłek na rozmiar 46, wzięłam dwie pary 44 z myślą - może jakoś się wbiję. I tylko one nie były za duże. Bluzki już z góry wzięłam 44.

Ciuchy kupiłam w moim ostatnim guście - nic szałowego, jakaś koszula w kratę, bluza z kapturem, ale uwielbiam ostatnio tak wyglądać. Zwłaszcza, że L. przyjeżdża za dwa miechy (niecałe!! OMG!!), więc typową kobiecą atrakcyjność zostawiam dla niego. 

Po ostatnich stresach waga spadła. Cieszę się, że spadła, nie cieszę się w jaki sposób, bo praktycznie to były prawie dwa dni głodówki kalorycznej. Trochę dojadłam już sensowniej wczoraj. Nawet białko się pojawiło, z czym mam często problem.

Patrząc w lustro i myśląc o tym, że niedługo wyjdę z otyłości, wzruszyłam się. Od razu wyśmiałam siebie samą, bo przypomniały mi się te wszystkie idiotyczne amerykańskie reality show, gdzie ludzie płaczą, bo schudli. Ale ta myśl, że z otyłością (bo nadwagą to znacznie dłużej) zmagam się od drugiej klasy gimnazjum.. Czyli mniej więcej trzecią część mojego życia.. No kurde, to ściska w krtani.

17 grudnia 2014 , Komentarze (2)

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

To wyzwanie idzie mi lepiej niż każde dotąd :D
Ale.. jak widać. Nie jest pięknie :P

A wiecie co jest piękne?
Potwierdzone - L. będzie w lutym. Tylko jakieś wypadki losowe mogłyby cośtam tego, ale to już zupełnie Bogu zostawiam. To co się najbardziej martwiliśmy - dzisiaj wyjaśnione.

Także Walentynki spędzimy razem <3

Wracając do ciałka.
Brzuszek mi się poprawia po ćwiczeniach. Oczywiście dalej oponiasto-galaretowaty wielki glut, ale.. No coś tam jakby ruszyło. W każdym razie wygląda na to, że warto go ćwiczyć. Już myślę o wyzwaniu na styczeń, ale obczaimy. Na razie wracam do prawidłowych posiłków. Powoli strasznie, ale wracam.

14 grudnia 2014 , Komentarze (4)

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

Poćwiczone.
5 minut rowerek.
10 minut z Tiff fat burning na plecki
15 minut z Tami na brzuch
10 minut z Mel B na plecy i klatkę

Kurczę, wyszło tego więcej niż się spodziewałam.
Wiecie co.. Kiedyś najsłabsze mięśnie miałam w ramionach. Teraz moim słabym punktem jest tyłek i wszystko okołotyłkowe (trochę uda, bardzo biodra, trochę dolne partie pleców) oraz plecy, co odkryłam też dzisiaj ćwicząc z Mel. Same ćwiczenia są dla mnie spoko, ponieważ nikt mi nie każe zaczynać od razu z butelkami :D Ale gdybym miała już jakieś wziąć.. Oj, kruchutko.

Spodziewam się wzrostu wagi jutro.
Ogólnie czuję się z dupy trochę. Dobrze, że przynajmniej nie zawalam dnia, bo byłoby bardzo depresyjnie jutro. I rodzicom pomogłam, poćwiczyłam, posiedziałam nad statystyką i spektroskopią, nie ma źle. Ale takie stresy mam jutro, że.. Ech.
A tu jeszcze waga mi dopingala (nie ma co się dziwić, po tym ile żrem, cóż - pesio).
A tu jeszcze nie mam się w co ubrać i nie mam kiedy pójść kupić nowe rzeczy.
Za to L. ma nastrój do wspierania i kochania mnie. Mieliśmy nie mieć kontaktu - nie ma takiej opcji. Boziu, ja nie chcę wiedzieć ile on wydaje na te telefony.

Jeszcze jedna rzecz mnie wkurzyła. Bo to co najgorzej u mnie wygląda to jak zwykle brzuch. No normalnie jakby nie do ruszenia. Doczytałam dokładniej jak zmodyfikować dietę, bo już mi się zapomniało po ostatnim miesiącu olewania sprawy. I co robić. I kurka.. Ten cholerny stres. On we mnie tłucze przede wszystkim, jak sądzę. Przydałyby mi się jakieś techniki na ogarnięcie stresu. I chyba wydłużę sobie godziny snu nocnego. Bo wiem, że jak śpię odpowiednio długo to chce mi się wstawać - i wcale nie jest tak, że spałabym do oporu. A teraz zawsze - dobra, jeszcze chwilę, może trochę później wstanę, może cośtam. A wiem, że raz tak wyszło, że poszłam spać z dwie godziny wcześniej i potem rano pełna energii. No to może serio tyle potrzebuję i już, nie ma co się kłócić z organizmem?

Trzeba wypróbować.

13 grudnia 2014 , Komentarze (6)

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31

Jestem zmęczona.
Dość pozytywnie, ale czuję to.
Zmęczona fizycznie, ale nie psychicznie (wow, nowość!).

Zbieram się zbieram do skoku wprzód.
L. mnie motywował dzisiaj chyba z godzinę na różne możliwe sposoby.
Więc poćwiczyłam więcej.

Dziwne mięśnie mi się zaczynają robić. I w ogóle ciało nie jest takie jak to bym sobie marzyła. Nie ćwiczę tak jak powinnam, żrem śmieci. Nie ma co się dziwić.

L. powiedział mi, że mam problem z systematycznością. Jak wiemy, Ameryka została odkryta. Ale jakoś tak zawsze dotąd było, że tylko on mógł mi pomóc mówieniem jeszcze raz tego, co wiem od dawna. Zobaczymy jak to wyjdzie tym razem.

Złota rada?
"Nie słuchaj leniwych myśli."

I wiecie co.. te mięśnie mnie niepokoją. Są za duże na moje oczekiwania. A skóra luźna. Patrzcie na to skrzydełko..

Wrrrm jeszcze to nie oddaje rzeczywistości.
1 - wyprostowana luźno
2 - luźna zgięta
3 - spięta zgięta

I na fotce to wygląda kurde dobrze z tym mięśniem.
Ale tak na żywo.. No nie podoba mi się.

No i ostatnie. Znowu moje ciało rzuca mi negatywną motywację. Znowu czuję się grubo. Czyli znowu czas coś ze sobą zrobić. Problem w tym, że grubo i nieatrakcyjnie. Rozwiązanie? Już znam. Zakupy. Mam za duże ciuchy. Niektóre troszkę, niektóre bardzo. Dzisiaj zobaczyłam jak mi jedne spodnie wiszą na tyłku. W dużym lustrze odwiedzając rodziców. Więcej ich nie włożę :P

Do dzieła!