Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

jestem zwyczajną kobietą, która już ma dość swojego ciała. W ciąży przytyłam 23 kg Wróciłam do swojej wagi sprzed ciąży po ok 2 latach. Niestety przytyłam i to znacznie, co okropnie mi przeszkadza, dlatego mam zamiar zrobić porządek ze swoim ciałem. nie tylko zgubić kg i cm ale również efektywnie wyrzeźbić ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11441
Komentarzy: 205
Założony: 18 marca 2013
Ostatni wpis: 14 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aa5iek

kobieta, 39 lat, Szczecin

168 cm, 72.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 maja 2015 , Komentarze (2)

Jest masakra. Chodzę zmęczona, niedospana i przez to strasznie nerwowa. Wszystko mnie denerwuje i zaczęłam być nieuprzejma dla ludzi. Więcej palę, dużo więcej. Nic nie ćwiczę, nie biegam i zajadam się słodyczami i czym popadnie. Nie mam na nic czasu. To ta praca. Jest ponad moje siły. 

Teraz chcę się pocieszyć, bo od czerwca mam pracowniczy karnet BenefitSport. Chcę poprosić szefa, a raczej poinformować go o tym, że w przyszłym miesiącu już nie chcę tylu służb. Szczególnie na posterunkach, bo po prostu fizycznie nie podołam.

Małam ćwiczyć z moją bratową, ale ja po dobie ledwo mam siłę dojechać do domu, nie daję rady się zmusić na wyjście pobiegać.

Na wagę boję się stanąć... Ale obiecałam sobie, że z tym karnetem zwojuję świat fitnessu i siłowni :D W końcu szkoda by było by się marnował, prawda?

Zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka, która mieszka w Francji i powiedziała, że jej szef powiedział, że na 80% jest na tak z moim zastępstwem za przyjaciółkę. Ale na 100% będę wiedzieć w połowie czerwca, czy jadę tam w sierpniu, czy w połowie września.

Tak bardzo się nastawiłam na ten wyjazd... Oby się udało!!!

11 maja 2015 , Komentarze (2)

Miałam iść pobiegać wczoraj i nie poszłam oczywiście, bo za dużo o tym myślałam. W sobotę zaczęłam mój maraton dwutygodniowy pracy doba na dobę. Dziś też w pracy siedzę... Jutro już pójdę pobiegać, bo w tygodniu umawiam się z moją bratową, a w weekend nie mam z kim :( 

Wczoraj miałam iść z moją psiapsiułą do strefy welness. Dobrze, że do niej napisałam sms czy to jeszcze aktualne, bo bym stała i czekała nie wiadomo ile czasu. Okazało się, że ją obudziłam, bo nałykała się proszków przeciwbólowych gdyż @ dostała. Nie, no super, że mnie w ogóle poinformowała... ehh kobiety ;)

Mam świetną wiadomość... Mój Tom się zgodził na mój wyjazd do Francji, oczywiście w celu zarobkowym, na 2,5 miesiąca. Myślałam, że się nie zgodzi, a tu taka niespodzianka. W zeszłym roku miałam jechać na 6 tygodni i kategorycznie mi zakazał, dlatego byłam święcie przekonana, że i w tym roku powie stanowcze nie. Wyjazd w sierpniu. Troszkę się obawiam rozmowy z moim szefem, bo tu u nas strasznie brakuje ludzi do pracy i walimy ponad 300h w miesiącu, ale mam umowę zlecenie, więc nic mnie tu nie trzyma. Tylko wolę go uprzedzić wcześniej, bo po powrocie chcę tu do pracy wrócić.

Cieszę się na ten wyjazd :D:D:D Mam tylko nadzieję, że dojdzie do skutku, bo jak wiadomo, zawsze coś się może po drodze wydarzyć, co zmieni mi plany.

Jednak jestem dobrej myśli ;)

9 maja 2015 , Komentarze (12)

Wczoraj grzech za grzechem... 

Wczoraj byłam umówiona na wieczór do mojej psiapsiuły na winko i potem na balety. Oczywiście ochlałam się wina bardzo zachłannie i zagryzłam pyszną bagietką maczaną w oleju z suszonymi pomidorami, czosnkiem i bazylią. Zeżarłam chyba 4 cukieraski "Fresh&Fruity. Potem w klubie jeszcze drink Jin&tonic, no i co? I Asia się schlała. A dziś się do roboty spóźniłam, bo nie ogarnęłam budzika :/ Na szczęście dziś dość luźny dzień, to nikt mnie za to spóźnienie nie skatował ;) Ale bałam się kontroli alkomatem na wejściu, na szczęście nikt nie wpadł na ten genialny pomysł. Mamy w robocie taką zasadę, że sami podchodzimy się badać na wejściu, bo taka specyfika pracy z bronią. Miałam pewne obawy, czy już cały % ze mnie wyparował, bo dość późno wróciłam do domu, ale wolałam w robocie się nie wychylać. Teraz sobie siedzę na posterunku i ogarniam zaległości w Waszych pamiętnikach. Niestety nie zawsze mam możliwość wziąć lapka do pracy, w której ostatnio spędzam ogromną ilość godzin, a w telefonie mi się internet skończył (jedyna 4GB). Jak ja to zrobiłam w ciągu tygodnia, to nie wiem. Teraz się muszę męczyć bez neta :(

Boszszsz jaki chaotyczny ten wpis, ale jestem niedospana i jeszcze nieogarnięta i nie wiem co plotę ;p

Mam nadzieję, że nie zniechęcę Was do siebie tym wpisem (^_^)

AHHHHHH i najważniejsze!!! Ostatnio poprawiłam swój czas w moim truchtaniu :D

5km przetruchtałam w 37min a chcę zejść do 30min ;)

6 maja 2015 , Komentarze (2)

Nie wiem jak pogodzić pracę z resztą życia... W pracy spędzam dużo za dużo czasu...  Na dzień dzisiejszy mój grafik przedstawia już... UWAGA! UWAGA! 348h!!! To już jest prawie połowa miesiąca, a jeszcze półtorej godziny do pracy dojeżdżam :( Jak żyć panie premierze? Jak żyć? Praca w ochronie to naprawdę genialny pomysł jak się nie chce mieć życia prywatnego. A gdzie jeszcze ćwiczenia? Dieta? Hmmm chyba już nie mam czasu ani siły stać przy garach... Wku*@#a mnie to. Ale z drugiej strony zarabiam właśnie na nasz urlop. Znaczy jest już opłacony, ale można by było troszkę zaszaleć ;)

Przetrwam to jakimś cudem, przecież już tak pracowałam, kilka lat temu i było spoko ;)

2 maja 2015 , Komentarze (16)

Ehh dlaczego naukowcy i ci wszyscy znawcy tak bardzo utrudniają nam życie? Szczerze mówiąc wolała bym zamienić proporcje... sukces=70% treningu i 30% dieta :D

Jakoś trudniej mi się skupić na prawidłowej diecie, gdzie zajadam się sałatkami i jadam baaardzo regularnie. To już łatwiej zmobilizować się do treningów (^_^)

ahh ta dieta... Staram się i w końcu wygram, albo...

Miłej i dietetycznej MAJÓWKI przepełnionej ruchem i wszelaką aktywnością :*

30 kwietnia 2015 , Komentarze (6)

Bieganie... teraz jest takie modne. Wszyscy biegają. Gdzie nie spojrzeć tam biegacze... Wychodzę z domu i tylko biegaczy widzę, wchodzę na fejsa, wszyscy już po bieganiu i chwalą się wynikami. Widać tę pasję wszędzie. 

A jak to jest ze mną? Chciała bym biegać... Biegać, a nie truchtać! jak to jest w moim przypadku. Ale jak tylko zwiększę tempo, to zaraz brakuje tchu. Lubię truchtać, lubię to uczucie gdy już jestem po i się rozciągam. Jestem z siebie dumna, że ruszyłam dupsko i wyszłam spędzić aktywnie czas. Ale... no właśnie, zawsze jest jakieś ale. Za każdym razem staczam walkę ze sobą, żeby jednak wyjść pobiegać. Mimo iż mam świadomość tego, że to lubię, to najgorszy jest ten pierwszy krok- przebrać się w dres i wyjść. Zaraz po tym jest już spoko. Najgorsze jest to podjęcie decyzji "IDĘ".

Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. Ostatnio chodzę ciągle zmęczona. Praca na doby mnie pomału wykańcza. Szczególnie jak mam `doba na dobę,' albo doba, nocka, wolne, doba. Po prostu brak siły niweluje mój zapał. Tylko jak już wyjdę pobiegać, to nabieram energii. Szkoda, że mój organizm tego nie zapamiętuje na tyle, by tym bardziej mi się chciało wyjść.

Teraz będę miała trochę większą motywację, bo będę się umawiała z moją bratową na "siłownie pod chmurką", która jest mniej więcej w połowie drogi naszych domów. To będzie świetny pretekst, by wyjść troszkę potruchtać. Na spotkanie truchcikiem, potem mały trening i z powrotem truchtem :D Oby tylko dotrzymała słowa, że będziemy się spotykać minimum 3 razy w tygodniu. Było by super!

ZNALEZIONE NA treningbiegacza.pl

DLACZEGO NIE POWINIENEŚ REZYGNOWAĆ Z BIEGANIA - SZEŚĆ POWODÓW:

1.Nie mógłbyś używać Endomondo, a Twój kumpel straciłby fajnego rywala w biegowej aplikacji.
2.Twoje buty do biegania byłyby smutne gdybyś nie zabierał ich na trening.
3.Ciastki nie obchodziłyby się już z Tobą tak bezkarnie, tym samym straciłbyś najlepszego kumpla z piekarni - pączka z lukrem.
4.Odebrałbyś sobie tony endorfin, dzięki którym codzienność jest lepsza, szczęśliwsza i nabiera pozytywnych barw.
5. Co byś robił, grał w szachy? To byłby największy szach mat.
6. Po prostu nie przestawaj biec - bieganie to szczęście, które tworzysz sobie zupełnie sam. TWÓJ SZCZĘŚLIWY ŚWIAT.

29 kwietnia 2015 , Komentarze (8)

Nooo MASAKRA!!!

Ile ja słodkości dzisiaj pochłonęłam... 4 cukierki marcepanowe w czekoladzie, dwa kawałki ciasta, Pawełka i snickersa.

Jak ja mam z takim podejściem uzyskać "jakąś" figurę do lata? 

Jakąś osiągnę... będę większa niż zamarzałam. Miałam potrzebę się tu wyżalić. Może wirtualnie skopiecie mi dupsko, bo sobie zasłużyłam :(

Obiecuję poprawę i bieganie co drugi dzień ;)

11 kwietnia 2015 , Komentarze (1)

Udało mi się przeżyć jakoś te trzy dni na wodzie z cytryną. Oczywiście pierwszy dzień bez zachwiania. W drugi dodatkowo zjadłam w sumie dwa grejpfruty i maleńką mandarynke. Trzeciego dnia dodatkowo wypiłam dwie kawki i zjadłam trochę wędzonej makreli na kolację. Koniec detoxu, czas rozpocząć dietkę. Postanowiłam po raz kolejny spróbować z dietą south beach. Jakoś mnie najbardziej przekonuje. Ale jeszcze ani razu nie udało mi się przejść pierwszej fazy. Tym razem dołącza do mnie mój Tom :D Razem będzie nam łatwiej. Oby tym razem się udało, bo do lata coraz bliżej ;)

6 kwietnia 2015 , Komentarze (17)

Wkurzam się, jak co roku, bo świąt nie lubię. Z biegiem czasu coraz bardziej, a w tym roku w pełni świadomie. Zmądrzałam i przestałam wierzyć w te brednie o Bogu, Jezusie i ich przygodach. Może niektórych tym urażę, ale piszę co czuję. Uważam, że gdybyśmy nie byli tak wychowani, to raczej niewiele osób w życiu dorosłym uwierzyło by w te opowiadania o gościu chodzącym po wodzie i zamienianiu różnych rzeczy w żarcie... No halo??? W tych czasach też mamy wielu psycholi, co to się za proroków podają i też w to wierzycie?

Nie ganiam nikogo za to. Każdy ma swoją wiarę i szanuję to.

Wracając do tematu... Świąt nie obchodzę. Na szczęście miałam możliwość bezkarnie uciec z domu, by nie brać udziału w tej farsie. Moja rodzinka wierząca nie praktykująca. Mój chłop też nie jest wierzący, ale Święta uwielbia. Całą sobotę spędził w kuchni... ok niech będzie. Ale to też mi się nigdy nie podobało. Moja mamuśka zawsze się narobiła w kuchni i jak te zapachy się unosiły, to aż się głodniało i zasuwało do kuchni, by coś skubnąć. Zazwyczaj dostawało się szmatą po łapach "bo to jest na święta!" Kosmiczne ilości żarcia, kto to zje? Marnowało się jedzenie i taki urok świąt. Nakupuje się, nagotuje się i się nawyrzuca. Jedyny plus, to porządki :D

Ostatnia historyjka. Rozmawiałam sobie z bratową i mówiłam, że się cieszę ze służby w święta. Spytała czemu? Odpowiedziałam, że skoro jestem niewierząca, to czemu miała bym obchodzić święta? Spytała: Dla rodziny? Dla dziecka?

Zawołałam moją córcię i spytałam, czy wierzy w Boga, Pokręciła głową przecząco. A w Jezusa? -spytałam. "nie" odpowiedziała. Powiedziałam, że może wracać się bawić. 

Bratowej powiedziałam, że skoro sama w to nie wierzę, to dlaczego mam ściemniać dziecku? To, że mnie tak wychowano, nie znaczy, że ja muszę popełnić ten sam błąd. Będzie dorosła, to sama zadecyduje, czy wierzy w to wszystko, czy nie. Ja nie będę jej wpierać żadnej wiary...

Ale się uzewnętrzniłam...

Teraz mogę zostać potępiona w komentarzach ;)

PoZdRaWiAm

3 kwietnia 2015 , Komentarze (1)

Dzisiaj umówiłam się z moją przyjaciółką na lunch i kawusię (no i oczywiście ploteczki). Zabrała mnie do nowo otwartej restauracji indyjskiej. Rewelacja!!! Uwielbiam tę kuchnię. Jadłam (slina) (a raczej lepszym określeniem będzie żarłam/opychałam się) kurczaka tikka masala z ryżem. Obłędne. Oczywiście zeżarłam wszystko i dobrze, że jakoś się opanowałam by nie wylizać talerza :p Oczywiście po takim obfitym posiłku ledwo wstałam od stołu, nie mówiąc już jakie miałam problemy z toczeniem się naprzód... :PP

Dlaczego zawsze (ZAWSZE!!!) gdy ja już postanawiam coś ze sobą robić, to mam takie pokusy dookoła?

Ale na pocieszenie napiszę, że z moją przyjaciółką postanowiłyśmy, że po świętach robimy sobie taki mały detox i bierzemy się wspólnie za siebie dietkowo. Będziemy się razem wspierać. Cel do lata schuść jakieś 5-8kg :DTo chyba nie jast jakiś mocno wygórowany i nieosiągalny cel, prawda?(mysli)