Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie jestem sobą w tym ciele. Kocham życie, kocham wyglądać pięknie i czuć się dobrze. Oto moja motywacja.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 12400
Komentarzy: 317
Założony: 31 lipca 2013
Ostatni wpis: 29 października 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Niebieski_Wafelek

kobieta, 38 lat, Częstochowa

163 cm, 80.50 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do sylwestra 75 kg :)

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 sierpnia 2013 , Komentarze (9)

Kolejny dobry powód do tego, aby zmienić swój styl życia?
No pewnie!

Dlaczego tak bardzo motywują nas zdjęcia szczupłych ( i grubych też!) osób pijących wodę, gryzących jabłko? Bo wyglądają sexy, podświadomie wiemy że to osoby ZADBANE.



Czy równie pozytywnie oddziałuje na nas widok kogoś objadającego się chipsami czy kebabem? Bez względu na figurę, aczkolwiek wiadomo - najgorszy jest widok tłuścioszka który jeszcze się opycha, nawet jeśli to obraz nas samych...
Zawsze podążając do pracy z butelką wody w ręku lub robiąc zakupy na targu i wrzucając do wiklinowego koszyczka kolorowe owoce i warzywa czuję się sexy, pomimo rozmiaru 44/46... A gdy kupuję czekoladę, chipsy, pizzę? Czuję poczucie winy (jeszcze zanim je zjem) i chowam je pospiesznie do reklamówki aby tylko nikt nie zauważył jaki ze mnie prosiak...



Zazwyczaj nie jem na mieście sama, a wśród znajomych jem bardzo poprawnie ( w knajpie zamawiam zawsze sałatkę albo naleśnika z warzywami itp.), jaka to obłuda...
A co najgorsze - ja uwielbiam takie właśnie jedzenie, dlaczego więc obżeram się tym co mi szkodzi???
Nie wyobrażam sobie abym objadała się hamburgerem i frytkami i gdyby obok miał przejść na przykład ktoś z moich znajomych sprzed kilku lat albo pierwsza miłość... Masakra.
A gdyby ktoś nakrył mnie na jedzeniu sałatki - super, zero kompleksów nawet z takim wyglądem jak teraz.
A co jest w tym wszystkim najdziwniejsze - gdy jem sexownie (zdrowo) uwielbiam ładnie, kolorowo się ubrać, spryskać ulubionymi perfumami, zrobić sobie modną fryzurkę. Do obżarstwa wręcz przeciwnie - nie opłaca się... Kryje się w kącie taka żałosna i brzydka i wpierdalam. Hehe gdy piszę to tu, to wydaje mi się to takie śmieszne. Ale to śmiech przez łzy.
Podsumowując: Jedząc sexy jestem zdrowsza, wyglądam ładniej, jestem zadbana.
Wniosek: Jedz sexy. Zawsze. Bądź najbardziej sexy właśnie przed sobą, nie tylko przed innymi...




Śniadanie:
Płatki z mlekiem
ok. 280kcal

II Śniadanie:
Jogurt Milko Czekoladowy, Banan
ok. 340kcal

Obiad:
Kasza gryczana z łyżeczką O.R papryką i pieczarkami
ok. 300kcal

Podwieczorek:
Nektarynki, Danio Light Waniliowy, Borówki amerykańskie
ok. 180kcal

Kolacja:
Dwie grzanki z wędliną, serem i pomidorem, borówki amerykańskie
ok. 350kcal

I niestety garść chipsów - nie mogłam się powstrzymać! ok. 200 kcal

Dzień:
ok. 1650kcal

3 sierpnia 2013 , Komentarze (1)

Ale takie bardzo pozytywne.
Mam świetną koleżankę w pracy, która bardzo mądrze mówi i świetnie mnie rozumie a przy tym porządnie przestawia mi priorytety.
Jest wyjątkowo "normalną" dziewczyną, nie zadziera nosa, jest pełna życia, nie ma w niej nawet krzty zawiści a przy tym ma niesamowitą siłę charakteru.
Zawsze, gdy coś mnie dołuję, gdy narzekam dostaję od niej obuchem w głowę i tym samym wracam do równowagi psychicznej, wychodzę z pracy z uśmiechem na ustach i nową motywacją ;)
Z jednym się jednak nie możemy do końca zgodzić :)
Ale to dość długa historia, będę o tym w przyszłości pisać ale nie dziś, jest już bardzo późno a ja dzisiaj jestem po 12 godzinach w pracy, jutro czeka mnie kolejne 10h.
Także szybciutko menu i do łóżeczka ;)


Śniadanie:
Płatki z mlekiem
ok. 280kcal

II Śniadanie:
Serek Twarogowy Straciatella, Banan
ok. 330kcal

Obiad:
Kasza gryczana z łyżeczką O.R papryką i pieczarkami
ok. 300kcal

Podwieczorek:
Nektarynki
ok. 150kcal

Kolacja:
Serek wiejski
ok. 180kcal

Dzień:
ok. 1240kcal

Trochę mało kcal, ale w taki upalny dzień jak dziś nie chce się jeść...


2 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

Nie odkryję Ameryki twierdząc, że najlepsze rezultaty w odchudzaniu osiąga się stosując równocześnie dietę i ćwiczenia....
Z dietą problemów nie mam, podczas wcześniejszych prób w odchudzaniu nauczyłam się zdrowo i optymalnie odżywiać, wystarczy jedynie podążać konsekwentnie tą drogą.
Jeśli chodzi o ruch, no cóż, drzemie we mnie leniuszek.
Co prawda zawsze podczas odchudzania stosowałam się do zaleceń: bardzo długie spacery, codzienny aerobik, ćwiczenia w domu, basen. Teraz bardzo chwalę sobie wspólne długie spacery z mężem i granie godzinami w ping ponga, podczas którego o dziwo można wylać sporo potu.

Ostatnio porzuciłam regularne uczęszczanie na fitness, który bardzo lubiłam. Główną przyczyną było noszenie ze sobą bardzo ciężkiej torby. Zawsze po fitnessie brałam prysznic, bo nie wyobrażam sobie przejścia nawet tego kulometru do domu będąc spoconą i brudną. W związku z tym tachałam ze sobą każdorazowo w tą i z powrotem dwa ręczniki, klapki, kosmetyki pod prysznic i do makijażu, bieliznę na zmianę, ciuchy na fitness, adidasy, wodę itp. Dramat. Już nie chodzi o sam fakt, można by było potraktować to jako rozgrzewkę przed fitnessem i dodatkowy wysiłek fizyczny - co jest na plus. Niestety, raz że kręgosłup zaczął mi się dawać we znaki to było to demotywacją dla mnie do ruszenia się do klubu. Zaczęłam wymyślać sama przed sobą głupie wymówki, wizualizując sobie tą ciężką trasę. Ponadto bardzo męczące było codzienne wypakowywanie tego wszystkiego, pranie, suszenie... Wkurzało mnie też, że zabierało mi to tyle czasu w ciągu dnia. Dużo pracuję, zajmuję się domem, mam swoje hobby a każdy kolejny dzień miał zbyt krotka dobę. Do tego wyjście do klubu zabierało mi zawsze ok. 2,5h co rozwalało mi plan dnia :(
Dlatego tez postanowiłam zmienić taktykę i zamiast tracić czas i pieniadze na kluby, postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu :)
Zainspirowała mnie do tego książka "Perfekcyjna Pani Domu" (wersja brytyjska), która trafiła w moje ręce. Anthea Turner napisała w niej coś oczywistego, rozwiązała tym samym mój problem. Podczas sprzątania spalamy setki kalorii, ćwiczymy wszystkie partie mięśni, robimy to bezpłatnie i nie musimy ruszać się z domu a dodatkowym bonusem jest pięknie utrzymany dom :)
Czy to nie brzmi wspaniale?

Nigdy nie byłam pedantką, nie przepadałam za sprzątaniem, ale chciałabym aby moje mieszkanie zawsze wyglądało idealnie. Chciałabym nie musieć upychać porozrzucanych ciuchów na naprędce do szafy, gdy niespodziewany gośc puka do drzwi i nie przykrywać tony nieumytych naczyń dużą miską :)
Zawsze podziwiałam takie prawdziwe gospodynie domowe, umiejętnie ogarniające swoje obowiązki. Pomógłby mi to w organizacji swojego dnia a po za tym, jako to przyjemność siedziec w wysprzątanym domu! Mam przepiękne, wyremontowane mieszkanie więc sama przyjemność jest dbanie o nie :)
A więc mój plan wprowadziłam w życie.

I oto:
 - Jednego dnia pomyłam okna, uprałam i powiesiłam firanki, umyłam parapety i odświeżyła kwiaty, wyprałam i wyprasowałam pościel, odświeżyłam materac, przewietrzyłam kołdry
- Drugiego poodkurzałam meble i podłogi, umyłam podłogi i wszystkie lustra w domu
- Trzeciego dnia odbyło się generalne sprzątanie łazienki i ubikacji, umycie szyn w szafach przesuwnych
- Czwarty dzień to mycie wszystkich drzwi, sprzątanie kuchni z porządkowaniem i segregowaniem wszystkich przypraw, pojemniczków itp., wielkie pranie, wieczorem prasowanie

W szafach i szafkach na szczęście pilnuję porządku na co dzień, w zeszłym tygodniu posegregowałam też dokumenty (moja zmora) i pilnuję aby odkładać wszystko od razu na miejsce (mój mąż jest bardzo porządnicki  więc i on jest jak najbardziej za). Wprowadziłam tez w życie opróżnianie zmywarki zaraz po umyciu i wkładanie do niej od razu każdego brudnego naczynia (wcześniej robiła to dopiero gdy uzbierała się jakaś większa sterta w zlewie).
Na tyle pozwoliły mi wolne od pracy dni. Myślę, że zrobiłam sporo i chociaż moje mieszkanie nigdy nie przypominało chlewu, to zamiast sprzątać specjalnie na  przyjście gości np. chcę mieć je posprzątane zawsze, na co dzień. W
Moim postanowieniem jest codzienne sprzątanie, naturalnie w mniejszych dawkach niż w minionym tygodniu, bo to nie wokół sprzątania ma  się kręcić moje życie :) 
A więc np. jednego dnia odkurzyć i umyc podłogi, innego umycie luster i drzwi, kolejnego umycie łazienki i ubikacji itp. Codziennie coś.
Ku chwale mojemu domu i mojej sylwetki ;)


Poniżej wklejam tabelę przykładowych czynności domowych i ilości spalanych kalorii:

Gotowanie 105 kcal
Mycie okien 240 kcal
Mycie podłogi 250 kcal
Odkurzanie 150 kcal
Pranie ręczne 150 kcal
Prasowanie 144 kcal
Ścieranie kurzy 240 kcal
Sprzątanie łazienki 240 kcal
Sprzątanie pokoju 180 kcal
Szorowanie podłóg 426 kcal
Zamiatanie podłogi 100 kcal
Zmywanie 75 kcal
Zmywanie naczyń 144 kcal



1 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

Jest coś we mnie z małego dziecka. Może to tez cecha typowej kobiety? :) A może po prostu ludzka...
Lubię się nagradzać za to, co zrobię dobrze, w końcu jestem słaba a to mnie mocno motywuje.
Czy jest w tym coś złego? Nie sądzę :)
Jaki mam system - to proste - uwielbiam piękne łaszki i każdorazowo gdy przeglądam szmatkowe nowości żal mi, że nie mogę ich nosić.
Brak rozmiaru albo fason typowy dla szczuplaków oznacza, że jeżeli w ogóle uda mi się wbić w wymarzona sukienkę to wyglądam karykaturalnie a z pewnością nie sexy...
Moje schowki uginają się pod tonami przepięknych, supermodnych, często nowych (z metkami!) szmatek, które skradły moje serducho ale zostały zakupione w rozmiarze 38-40. Cześć z nich nosiłam w czasach, gdy udało mi się schudnąć do 67kg i jak łatwo się domyślić, czułam się wtedy (i wyglądałam) wspaniale!
Chociaż rozsądek (i mąż) spowodowały usunięcie większej części (sprzedanie, oddanie, wyrzucenie) i zamianę na rozmiar, który obecnie noszę (44/46) to nie potrafiłam rozstać się z prawdziwymi perełkami, które udało mi się nieraz wyszukać.
Oto moja nagroda - moja marchewka.
 Noszenie ich i wyglądanie w nich dobrze jest moim marzeniem.
Często wyobrażam sobie siebie w przepięknych kolorowych sukienkach, obcisłych spodniach i dopasowanych bluzeczkach. Chciałabym w nich dobrze się czuć, robić wrażenie, podobać się i widzieć na twarzy mojego J. ten wzrok... Te myśli napędzają mnie do walki. To bardzo pozytywne. Staram się widzieć swoją nagrodę w każdej chwili, gdy pojawia się pokusa.
I to działa.
Przepiękne cudeńka, którymi nagrodzę się za wyznaczone cele:

Jeżeli do 1 października osiągnę wagę 80kg pozwolę sobie na zakup:






Jeśli do Sylwestra osiągnę wagę 65kg trafi do mnie:






Śniadanie:
Płatki z mlekiem
ok. 280kcal

II Śniadanie:
Serek Twarogowy Straciatella, Banan
ok. 330kcal

Przekąska:
Nektarynka, Kanapka
ok. 180 kcal

Obiad:
Ryż z kurczakiem i warzywami po chińsku
ok. 430kcal

Podwieczorek:
Sok Pomarańczowy, Nektarynka
ok. 200kcal

Kolacja:
Kanapka z jajkiem i warzywami
ok. 220kcal

Dzień:
ok. 1640kcal



31 lipca 2013 , Komentarze (4)

To nie wyścigi. Nie tym razem.
Nie zamierzam się spieszyć.
Mogę chudnąc ślimaczym tempem przez następne 5 lat.
Lepsze to niż zmarnować kolejne 5 lat na chudnięcie i tycie na przemian.
A jeśli uda się zrobić to w rok - tym lepiej, jednak nic na siłę...

Śniadanie:
Serek Twarogowy Straciatella, Banan
ok. 330kcal

II Śniadanie:
Plaster Twarogu, Nektarynka, Kilka Winogron, Kawa z Mlekiem
ok. 270kcal

Obiad:
Szaszłyki Drobiowo-Warzywne
ok. 400kcal

Podwieczorek:
Sok Pomarańczowy, Nektarynka
ok. 200kcal

Kolacja:
Jajecznica, Kanapka
ok. 350kcal

Dzień:
ok. 1550kcal