Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem kobietą sukcesu, choć czasami chce mi się płakać, choć nie zawsze mam pieniądze, choć nie zawsze wyglądam pięknie, choć nie zawsze jest miło i przyjemnie. Bo bycie kobietą to zobowiązanie na całe życie ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4832
Komentarzy: 109
Założony: 8 października 2013
Ostatni wpis: 2 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
thewonder

kobieta, 35 lat, Rydułtowy

167 cm, 97.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 stycznia 2015 , Komentarze (1)

I jest!

1,9 kg w dół od poniedziałku. Wtorkowo-środowy przewrót brzuszny zapewne się do tego przyczynił, ale myślę, że sumienny pierwszy dzień diety i ostre nawadnianie wczoraj też się do tego ,przepowiadam do przyszłego tygodnia spadek jeszcze jakieś 1,5 kg trzymając się diety a następne tygodnie ograniczą się do 0,5 kg tygodniowo, ale nie zawsze musi być z górki.

W weekend z górki też zapewne nie będzie, bo jutro wybieramy się z mym do znajomych wieczorkiem na whisky (olaboga!) a w niedzielę urodzinki cioteczki...jak przetrwać?! Jak żyć?! ;)

29 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Dzień 1

Zaczęłam a to chyba najważniejszy krok do sukcesu. Było smacznie i nie chodziłam głodna, minimalnie zmodyfikowałam przepisy pod to co miałam w lodówce zgodnie z przelicznikami kcal. 

Co najważniejsze: jestem na TAK ! Czuję się świetnie, chce mi się przygotowywać posiłki i wszystkie jest świetnie rozplanowane. Będzie sukces, czuję to :) Aż się nie mogę doczekać, co będzie za miesiąc.

Życzę wszystkim, również sobie, takiego nastawienia do diety każdego dnia, jak ja mam dzisiaj :)

28 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Brzuszne nie-wiadomo-co...

Wczoraj pod koniec pracy zaczęły mi się jakieś rewelacje żołądkowo-brzuszno-wszelakie. Wieczór spędziłam między pozycją embrionalną a półsiedzącą, gdy było lepiej. Totalna masakra. Zbierało mnie na wymioty a z drugiej strony zatkało mnie w każdy możliwy sposób. Nie mam pojęcia na co tak zareagowałam, ale nie polecam. Nad ranem powiedzmy było znośnie i poszłam do pracy, ale zjedzenie suchej bułki z jogurtem przez cały dzień i to w bólach będzie mi jeszcze długo kazało błogosławić każdy objaw dobrego apetytu. A miałam sobie jeszcze dzisiaj popuścić wodzy przed jutrzejszą dietą :P

W sumie może nawet lepiej, będzie łatwiej zacząć czwartkowe dietowanie :)

Trzymajcie kciuki!

26 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Więc!

Jako że przelew za dietę vitalii doszedł i ustawiłam wszelkie parametry, jakież było moje zdziwienie, że rozpiskę dopiero na czwartek dostanę w środę... Jak łatwo się domyśleć, przewrót w mojej głowie postanowił od razu ów fakt wykorzystać i zapanowała pełna anarchia żywnościowa. Może i sałatka do obiadu całkiem zdrowo się prezentowała, ale już czekolada Malaga raczej to master of diet się nie zalicza, nie wspominając już o kasztankowej uczcie u mamusi podczas, gdy opowiadałam, jak to wykupiłam plan diety... A Jak polać to jeszcze colą, którą właśnie popijam, bo otwarta 3 dzień zalegała w lodówie... Pierwszy tydzień będę zbijać to, co mi przez te 3 dni przybędzie :P Ale co mi tam, moje szatańskie sumienie podpowiada, że będę tak żałować, że od czwartku będę wzorową vitalijką :) A tak poza tym, to już się nie mogę doczekać! Ciekawość mnie zżera. Zadaniowość tego przedsięwzięcia jara mnie niezmiernie, challenge accepted ;)

Mam nadzieję, że Wam dopisują równie dobre samopoczucia jak mnie a waga pikuje ostro w dół!

;)

25 stycznia 2015 , Komentarze (3)

Witaj/cie ;)

Właśnie coś mną natchnęło, że w sumie wiosna za pasem, że w sumie za jakiś rok może ciąża, że po prostu nawet jem już te sałatki, że mieszkam z nim, że wszystko zależy ode mnie i że czas na zmiany w odżywianiu ! Swoją drogą kilaż też niczego sobie się nazbierał, więc chyba wypada znów coś ze sobą zrobić. A wiek już ponoć mądrzejszy, więc może czas na ostateczne starcie dla zdrowia i urody, młodości i dojrzewania, planów, marzeń i dla lata 2015 :)

Więc...choć zdania nie zaczyna się od więc...więc zrobiłam przelew na dietę vitalii a co tam. Mój powiedział tylko:

- Jak się będziesz do tego stosować, to sobie zamów.

Więc...jutro może przyjdzie plan diety, czy co to tam mają w zanadrzu i czas ruszyć tyłek ku słońcu..bo już któryś sezon bez nowego bikini chodzę ;)

Czas START!

8 października 2013 , Skomentuj

9 dzień
8.30   2 kiwi
11.00 płatki z mlekiem
13.00 4 skrzydełka z kurczaka, serek homogenizowany
17.20 rosół, serek homogenizowany


Dzień, przynajmniej do południa, całkiem aktywny. Wstałam o 8, ogarnęłam się i pojechałam z Nutellą do weta. Teraz pomyłam podłogi w mieszkaniu i przedpokoju, całkiem niezła gimnastyka, tym bardziej, że mop musiałam wykręcać ręcznie. Za chwilę pojadę do sklepu po towar a potem obiadek. Dziś chief Agata serwuje rosół oraz gotowane skrzydełka z kurczaka. Może zachce mi się upiec bakłażana, ale chyba zostawię go na jutro.

Wspomnę tylko, że powoli widzę efekty diety. Oponka po bokach sklęsła, czyli woda już poszła sobie papa. W sobotę na urodzinach miałam na sobie spodnie, w których jeszcze nigdzie nie byłam, bo guzik za bardzo cisnął. Fakt, że pod koniec imprezy go odpięłam, bo tak się napchałam, ale nienajedzona czułam się w nich bardzo wygodnie. Oczywiście słodycze i chleb dalej nie ruszone. W tym tygodniu już chyba zabiorę od rodziców wagę, bo przerażenia już aż takiego nie powinno być. Mam nadzieję, bo jakoś ta waga zawsze najbardziej boli, nawet jak już są efekty. Zobaczymy.

8 października 2013 , Skomentuj

6 dzień
6.00   danonek mały
7-11   wafle ryżowe 391kcal
13.00 sałata z pomidorem, ogórkiem i serem feta
14.00 2 miseczki kremu z brokułów
16.00 danonek
19.00 urodziny (top secret) :P

7 dzień
9.15   2 jajka sadzone, danonek
12.00 kawałek karczku, kapusta zasmażana, ziemniaki, warzywa
14.30 1,5 brzoskwini i syrop z puszki, serek homogenizowany (dużo), trochę sałatki

8 dzień
9.30   jogurt kokosowo-pomarańczowy Poirot
12.00 zupa-krem
14.00 mięso z gulaszu
17.00 1,5 brzoskwini z syropem
18.30 trochę sałatki
21.00 danonek

8 października 2013 , Skomentuj

4 dzień

9.00   serek wiejski z łyżeczką miodu, 1/4 jajka na twardo
12.30 omlet z 2 jajek z i 1 małym pomidorem i koperkiem, jogurt z musem truskawkowym
15.00 3 matijasy + surówka
          ponad 2 szkl. wywaru z lnu
18.00 sałatka z sałaty, pomidora, ogórka i sera feta 12%


Mam wrażenie, choćbym ciągle jadła, ale przynajmniej jem mniej więcej co 3 godziny i zapycham się warzywami.


5 dzień

7.00   płatki z mlekiem
10.00 serek homogenizowany 230kcal
17.00 ziemniaki z cebulką
18.30 3 matijasy

Dzisiejsze 0 C sprawia, że odechciewa się wszystkiego. O dziwo, jedzenie nie należy do kategorii wszystko. Zjadłabym z nudów, na poprawę humoru albo tak  po prostu, bo jestem głodna. Mała porcja płatków to jest coś, co potrafi mnie oszukać na godzinę...i właśnie godzina minęła. Jest kawa, już chłodna, ale jeszcze bez lodu. Koczowanie w obwoźnej chłodni to genialny sposób na pozbawienie energii na kolejne parę godzin. Zajęcia, które normalnie wkurzają, teraz wydają się ratunkiem od zastoju w tym mrozie. Początek października, halloween pewnie będzie już w śniegu.

Koniec marudzenia. Żeby efekt był widoczny, dieta musi trwać jakieś 2-3 miesiące, 6 tygodni to absolutne minimum, żeby coś oprócz wody spadło i nie tak łatwo wróciło. Cała zabawa polega na tym, żeby doprowadzić się do stanu poniżej zeszłorocznego sylwestra. Jeżeli dobrze pamiętam, ważyłam wtedy jakieś 4-5 kg mnie niż teraz, bo już i tak się wypasłam. Nie zmienia to jednak faktu, że Radka zdobyłam właśnie wtedy. A kiecki, którą miałam wtedy na sobie, na pewno bym teraz nie włożyła. Za krótka, za dekolciasta, za duży brzuch pomimo baskinki. Głupie 4-5 kg a już człowiek nie potrafi olać fałdki więcej.

W sumie do góry poszło jakieś 7-8 kg od czerwca 2012, kiedy przestałam palić. Waga rosła na tyle wolno, że wydawało się, że rzucenie palenia nie miało znaczenia. A miało i to spore. Ale nie żałuję, ponad 9 lat trucia się to i tak za dużo. A skoro udało mi się rzucić nałóg, który planowałam mieć do końca życia, to dodaje siły do walki z innymi "wiatrakami", bo jednak da się z nimi wygrać.

Ten pamiętnik bardzo mi pomaga. Mimo że nie jem bardzo mało, nie chwytam się tego, co sobie zakazałam, bo wiem, że będę to musiała tutaj zapisać i będzie mi głupio przed samą sobą.

Zastanawiam się, co sobie zrobić na obiad. Chyba dobrym pomysłem będzie zupa-krem z brokułów. Będę miała na 2 dni. Jutro jakoś dam radę na tych urodzinach a w niedzielę jedziemy na wystawę psów do Rybnika, to wymyślę coś w miarę zdrowego na mieście, choć będzie ciężko. Najwyżej zamiast tortilli zjem jakieś kurczaczki w Mc'u, świętą nie jestem haha :P Zobaczę, może uda się jakoś ominąć weekendowe pokusy.

...................................................

Z brokułowej nici, nie było czasu. Z głodu wszamałam ziemniaki u mamy, bo nic innego niełączmego nie było. Przed chwilą 3 matijasy i to by było na tyle, bo już przed 19, więc już przeboleję do rana. Zatkam się herbatą, ale najpierw jeszcze jest praca do zrobienia. Dzisiaj naturalnie zostało odjęte to, co nadrobię jutro :)

8 października 2013 , Skomentuj

2 dzień (1.10.2013)
8.30   płatki z mlekiem
11.00 serek wiejski z łyżeczką miodu
13.30 jogurt z musem brzoskwiniowym
15.30 grochówka wegetariańska x2 (obżarstwo)
17.00 wywar z lnu ok. 300ml
18.30 kawałki kurczaka, sałatka z białej kapusty

3 dzień
6.30   płatki z mlekiem
9.30   jogurt pitny 210kcal
12.00 grochówka wegetariańska mała 1x
12.15 banan
16.30 jajecznica 3 jajka + barszcz z torebki
19.00 kurczak(mały kawałek) + surówka (dużo)

"Pójdzie jak z płatka" chciałoby się powiedzieć. Tyle, że byłaby to prawda jeszcze 3 lata temu, ale teraz gdy mój organizm jest przyzwyczajony do kurczaka, sałatek, jogurtów etc., diabeł tkwi w szczegółach.

Pierwszy szczegół: słodycze. Główny winny, bo to coś, czego nie sposób sobie odmówić. Choc i tak od jakiegoś czasu jem mniej słodkości, bo odkąd się wyprowadziłam 3 miesiące temu, nie mam ich po prostu na stanie. Pojedyncze sztuki kupuję dla Radka albo jak się ktoś zapowiada, ake wtedy im mniej tym lepiej, bo wieczorem wchłaniamy każdą pozostałą ilość. Gorzej u rodziców, mania naleśników i nutellowa złośliwość taty życia nie ułatwiają, ale i u nich też słodyczy jest mniej niż kiedyś, odkąd to ja jestem "głową rodziny". Tak więc słodycze bolą, ale jak ich nie kupię to da się je ominąć. Następna impreza urodzinowa dopiero w listopadzie. Przynajmniej taka, gdzie piecze babcia albo ciocia. Impreza czeka mnie w sobotę u kumpla, ale jak pojadę autem (Radek się ucieszy), to szkoda mi będzie zmarnować dietę ciastem czy pieczywem. Natomiast owoce, sałatki i mięcha bez ograniczeń, znam się za dobrze, żeby się nie złamać na coś, muszę być wypchana czymś zdrowszym i mieć co przeżuwać całą imprezę haha :)

Przyznaję, że trudniejszy będzie do wyeliminowania problemator praca. Nie jest prostym się nie złamać, kiedy masz zakład wędliniarski. Co gorsza jeżdżę sama i sprzedaję wędliny z samochodu obwoźnego, kwestia oszczędności kilku stów miesięcznie na pracowniku. Latem dałoby się to przeskoczyć, wożąc sobie owoce, jogurty itd., ale teraz gdy temp. coraz bardziej spada, niespecjalnie uśmiecha mi się jedzenie mrożonek a warunki raczej niedostosowane do grzania czegokolwiek. Nawet owsianka "z tytki" zalewana wrzątkiem w końcu się znudzi. Ale bułki, nawet z ziarnem, odpadają. Zjem jedną, to zjem i drugą, a z czym jak nie z pasztetem itp. Póki raz nie ruszę chłodni, jestem bezpieczna :P

Póki co siedzę w pracy i się nie złamałam. Za godzinę (9.30) machnę jogurt pitny, koło 12 zgrzeję sobie szybko resztę wegetariańskiej grochówki z przepisu na blogu "Psychodietetyka z czerwienią na ustach" a potem jadę do rodziców po Nutellę, bo dzisiaj wet będzie jej oko wycinał niestety. Kłótnia o psy była jak u rozwodzących się rodziców, ale brudną robotę muszę załatwić jak zwykle ja. Nie narzekam, bo takie rzeczy załatwiam lepiej i tak że psiaki się mniej stresują, ale sam fakt jest irytujący.
Tak więc do 15 minimum mam spokój z jedzeniem a potem machnę kurczaka z surówką...znowu.

Na razie się nie ważyłam, żeby się nie przerazić. Waga celowo została u rodziców. Za to się pomierzyłam. Jak zejdzie pierwsza tura wody 1-2 tygodnie, to się zważę. Musi się udać, kiedyś się dało, to teraz też się da :)