Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 17541
Komentarzy: 142
Założony: 29 listopada 2013
Ostatni wpis: 17 maja 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
-stay-strong-

kobieta, 29 lat, Warszawa

158 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 stycznia 2014 , Komentarze (6)

WITAM PONOWNIE!

Oj poszalałam wczoraj... jajecznica, lampka wina, ciasteczko... bo czemu nie? Przecież u gości nie wypada odmawiać! Zapewne by mnie zjedli i powiesili na żyrandolu gdybym odmówiła...
No cóż, mądry człowiek po szkodzie, leżąc w nocy nawet nabrałam weny na ten wpis. ;) Postanowiłam jednak planować posiłki - w zasadzie to wypisuję mniej więcej co mam zjeść, ilościowo bo w ten sposób będę potrafiła się opanować. Idąc do lodówki będę wiedziała po co, a nie robiła sobie taki rajd z cyklu "a może to?".

SŁOWEM WSTĘPU


Nie muszę chyba klepać o tym, że odchudzamy się przede wszystkim dla siebie, prawda? W mojej poprzedniej notce napisałam dlaczego warto się odchudzać, jednak teraz chciałabym poruszyć temat oszukiwania siebie na diecie. Nie jestem aniołem, nie raz zdarzało mi się bawić się z samą sobą w psychologiczne gierki i sięgać po ciasteczko, jednak każdy ma taki czas by wreszcie się opanować.

PORA BYĆ ODPOWIEDZIALNYM

To oczywiste, że chcesz się odchudzać, inaczej by Cię tu nie było. Jednym przychodzi łatwiej, innym trudniej - zdolność opierania się pokusom to naprawdę kwestia indywidualna. Nie zasłaniajmy się jednak stwierdzeniami typu "taki mam apetyt", "zbliża się @,.więc MUSZĘ zjeść to ciastko". Wyrzuć tego typu wytłumaczenia ze swojego słownika! Wiesz co? Nie musisz. Nikt mnie jak i tobie nie każe sięgać po to ciasto, @ też nie ma własnych rączek i nie wpycha batoników do ust. Czas byś wzięła odpowiedzialność za to co robisz i przyznała szczerze "wczorajsze obżeranie to moja winna", albo "to ja się złamałam, to ja byłam słaba". KONIEC SZUKANIA USPRAWIEDLIWIEŃ. Nawet jeśli zdarzyło Ci się zaszaleć, nie zrzucaj winy na teściową, męża, chłopaka, przyjaciółkę. Miej świadomość, że to ty jesteś odpowiedzialna za to co robisz/jesz, nikt inny. Jesteś w stanie powstrzymać się od pokus, wszystko zależy od Ciebie!

Podniebienie będzie Cię za to nienawidzić, zaś ciało będzie Cię za to kochać.

STAW CZOŁA SOBIE SAMEJ


W tej notce napisałam o tym by znaleźć sobie swój własny, wewnętrzny mobilizator, głos w głowie, który zasugeruje Ci coś w stylu "rusz ten tyłek". Jak najbardziej nie namawiam do popadania w stany rozszczepienia osobowości, ale warto w zdrowy sposób się mobilizować, wejść w skórę siebie, której po prostu się udało. ;D Wyobraź sobie, że masz te swoje piękne ciało i możesz pomóc rok młodszej w sobie w zmaganiach w odchudzaniu. Zapewne wiele byś zrobiła by twoja młodsza wersja nie zaprzepaściła tego co masz.  Niestety machiny czasu nie ma, ale możesz sobie pomóc w odwrotny sposób - po prostu wpuść ją do swojej głowy ;)

Dobrym sposobem na rozliczenie się ze swoją "starszą wersją" jest zapisywanie tego co jesz. Dzięki temu będziesz miała kontrolę i realny obraz tego jak dużo, bądź mało i niezbyt zdrowo jesz. Z biegiem czasu sama zauważysz, że te ciasteczka naprawdę nie były konieczne, albo co lepiej - zobaczysz, że twoja dieta jest utrzymana, co zmobilizuje Cię do dalszej pracy. Dziennik odżywiania jest dobry, bo nawet po miesiącu wrócisz to obiadku niedzielnego z rodzinką i zauważysz różnicę, zmianę, lepsze nawyki. Notować możesz w zeszycie, kalendarzu, na Vitalii, blogu - gdziekolwiek gdzie uda Ci się wszystko zebrać w spójną całość.

BĄDŹ ZE SOBĄ SZCZERA

Jedyną osobą z którą rywalizujesz podczas odchudzania - jesteś ty. Robisz to dla siebie, ćwiczysz dla siebie. Dlaczego masz więc podrzucać sobie kłody pod nogi? Masz jasno określony cel, chcesz go osiągnąć. Dlatego właśnie chodzisz na siłownię/zumbę/inne zajęcia/ćwiczysz w domu i wydajesz na to pieniądze. Chcesz mieć piękne ciało, czuć się dobrze... więc po co sobie to wszystko komplikujesz? To jak syzyfowa praca - tu ciasto, tam siłownia. Tu się pocisz, tam obżerasz, potem masz wyrzuty sumienia i twój nastrój jest skopany. Widzisz gdzie jest błąd? Pamiętaj o swoim głównym celu i nie biegnij w dwóch kierunkach. Albo odchudzanie, albo tuczenie, nie ma bramki numer 3, ty wybierz, którą chcesz iść i która jest najlepsza dla twojego ciała, bo inaczej:




CYTATY
Na sam koniec chcę podzielić się z wami cytatami, które mnie inspirują. Zapewne spotkałyście się z nimi już gdzieś, ale myślę, że warto nawet je przypomnieć. ;)

"Ciastko - chwila przyjemności, całe życie w biodrach."

"Wygrywa tylko ten, kto ma jasno określony cel i nieodparte pragnienie, aby go osiągnąć."
"Jedz aby żyć, a nie żyj aby jeść."
"Nic nie smakuje tak dobrze jak świadomość, że chudnę."
"Nie ma brzydkich kobiet. Są tylko leniwe."



26 stycznia 2014 , Komentarze (12)

CZESĆ, SŁONECZKA!



W swoim pamiętniku nie pisałam już tak praktycznie od 1 stycznia. Wasze wpisy komentowałam, codziennie czytałam i byłam naprawdę na bieżąco, ale nie mogłam się zebrać do napisania czegokolwiek. Jak tam dieta? Owszem, utrzymana, chociaż nie będę kłamać, że nie zdarzyły mi się liczne wpadki. Podniosłam się jednak po tych swoich niepowodzeniach  i dalej wcielam w życie swój plan odchudzania. Co prawda z ćwiczeń w domu zrezygnowałam, ale na rzecz siłowni, na którą chodzę przez 5 dni w tygodniu (brak czasu jednak wygrał ;/)

JAK WAGOWO?

Z dumą muszę się pochwalić, że oto osiągnęłam swój 2 etap odchudzania: 75KG!! Czy to nie piękne? Teraz mogę z satysfakcją odhaczyć kolejny etap, prowadzący mnie do nowej sylwetki: Dodatkowym plusem jest to, że osiągnęłam go przed wyznaczonym czasem, co niesamowicie mnie cieszy. ;)

START - 85kg
PART 1 - 80kg
PART 2 - 75kg
PART 3 - 70kg (15.03)
PART 4 - 65kg (??)
PART 5 - 60kg (??)
PART 6 - 55kg (??)

NO TO DYCHA JUŻ ZA MNĄ!





CO DO PAMIĘTNIKA...

Jak najbardziej zapraszam do znajomych, dodawajcie do ulubionych, komentujcie, miło by było gdyby okazało się, że jednak ktoś jest zainteresowany tym co piszę. ;) W najbliższym czasie mam zamiar napisać serię wpisów motywacyjnych, mobilizacyjnych, związanych z psychologicznym aspektem odchudzania, akceptacją siebie, walką z negatywnymi emocjami - po prostu całym tym wewnętrznym szałem, który towarzyszy nam podczas odchudzania. Obiecuję się poprawić i pisać częściej, mam mnóstwo pomysłów na kolejne wpisy! Boję się, że będę stukać po dwa dziennie, ale chyba nie będziecie narzekać. ;) Będę pisać dla siebie, ale przede wszystkim dla was - chcę wam pomóc i wykorzystać to co nakumulowało się w mojej główce. Chcę się z wami podzielić moimi przemyśleniami, być dla was wsparciem, ponieważ gdy ja znajdowałam się w najgorszym momencie swojego życia - takiego wsparcia nie otrzymałam. Wiem jak boli depresja, doskonale zdaję sobie sprawę jak gorzko smakują łzy i wiele innych przykrych sytuacji. W późniejszym czasie wsparciem dla mnie była Demi Lovato i jej cytaty, wywiady, piosenki. Wbrew pozorom ta "Gwiazdka Disneya" (nienawidzę tego określenia, gdyż nijak się ma do jej obecnej ścieżki kariery) wiele przeżyła i przede wszystkim wiele ma do powiedzenia. Rozważam nad dodawaniem do pamiętnika rozdziałów jej książki "Bądź silna przez 365 dni w roku" z własnymi przemyśleniami, ale zobaczę czy dam radę. ;) Tak czy siak mam jeden bardzo ważny komunikat do wszystkich Vitalijek:

Jeśli choć raz się pocięłaś, chciałaś zabić, jesteś po próbie samobójczej, byłaś na głodówce, przepłakałaś cały dzień/noc i chcesz pomóc ludziom których dręczy to samo - pomagaj. Pomagaj jak cholera, nawet jeśli ty sama nie otrzymałaś nigdy żadnej pomocy. Wyjdź do ludzi, pokaż, że jesteś wsparciem. Nie pozwól by takie osoby zostawały ze swoimi problemami same, bo potem może być już za późno. Po prostu pamiętajcie o tym.


DLACZEGO CHCEMY SCHUDNĄĆ?

Odchudzanie to przedsięwzięcie długoterminowe, często zajmuje nam tygodnie, a nawet miesiące. Podczas drogi do wymarzonej sylwetki zdaje nam się w pewnym sensie zapominać dlaczego tak właściwie to robimy. Wiele dziewczyn pisze o spadku motywacji, braku ochoty do wszystkiego. W tych kilku punktach chcę wam przypomnieć dlaczego właśnie warto.

# zdrowie
Wydaje mi się, że jest to najważniejszy powód. Nadwaga i otyłość prowadzą do wielu chorób, utrudniają codzienne funkcjonowanie. Nadciśnienie, zawały, problemy ze stawami - to najczęstsze skutki uboczne nadprogramowych kilogramów i to one potrafią skutecznie zniszczyć życie. Pamiętajmy o tym, że zdrowie jest najważniejsze i nie zastąpi go wciśnięcie się w rozmiar S czy pożądliwe spojrzenie koleżanek. Odchudzajmy się przede wszystkim z myślą o naszym zdrowiu.

# pewność siebie
Nie ukrywajmy, ale w 80% przypadków brak pewności siebie jest spowodowana kompleksami. Krzywy nos, krzywe nogi, zbyt małe oczy, NADWAGA. Właśnie. To ona sprawia, że zamykamy się w sobie, myśląc, że lepiej będzie jeśli schowamy się w cień. Gdy pozbędziemy się kompleksów, lub przynajmniej jednego z nich jakim jest zbyt duża liczba na wadze - otworzymy się na świat, nawet odrobinę. Schudłam 10 kilogramów i już odczuwam pierwsze oznaki, że czuję się ze sobą coraz lepiej. Jestem pewna, że ty też nabierzesz pewności siebie, gdy uwierzysz w siebie.

# kwestia ubrań
Obecna moda jest bezlitosna. Tak, wiem - są sklepy dla puszystych, ale na rynku przeważają sklepy z ubraniami rozmiarów S, M czy L. Często podoba nam się jakiś ciuch, jednak nawet nie myślimy o jego kupnie. Dlaczego? Cena nie wchodzi tu w grę, bo przecież jak na dłoni widać, że w tę sukienkę nie wciśniemy się nawet na biodra. Gdy będziemy szczupli - będziemy w stanie ze swobodą założyć jakieś fajne i niekoniecznie drogie rzeczy. Pamiętajcie, że często im mniejszy rozmiar tym mniejsza cena ;)

# życie pełnią życia
Co ma piernik do wiatraka? Otóż czując się lepiej, wyglądając lepiej - jesteśmy w stanie na więcej. Możemy korzystać z życia garściami bez obaw, że odstajemy od innych, lub wyglądmy/czujemy się w jakikolwiek sposób gorzej. Będziemy mogli doświadczyć wszystkiego o czym dotychczas marzyliśmy. Tak naprawdę zaczniemy żyć, pozbawieni tej blokady psychicznej, którą powodowała nadwaga. .

# nic nie trwa wiecznie

Czas płynie tylko w jedną stronę, piękno, młodość nie trwa wiecznie, dlatego nie przekładajmy odchudzania na później. Zróbmy to teraz by jak najdłużej cieszyć się szczęśliwym życiem Pamiętajcie, że życie mamy tylko jedno i nie odzyskamy utraconych chwil.


1 stycznia 2014 , Komentarze (9)

NO TO MAMY 2014 ROK!



Sylwestra spędziłam z przyjaciółmi, bawiłam się świetnie, był to niemal idealny wieczór spędzony w towarzystwie osób przy których świetnie się czułam. Jadłam, piłam, bawiłam się - i wiecie co? Nie żałuję. Pierwszy raz nie żałuję żadnego wypitego drinka, przegryzionej słonej przekąski czy domowego jedzonka, które w normalnych warunkach musiałabym ograniczać. Czuję się spełniona, wybawiona i wiem, że ten rok będzie przełomowy. Zamierzam wyskoczyć ze swojego grubego pancerza, pozbyć się fałd tłuszczu i po prostu zacząć żyć, będąc osobą jaką jestem naprawdę. Mam 18 lat, ale moje dotychczasowe życie przypominało egzystencję samotnej 50-latki. Chcę wreszcie czuć się młoda!

Powód do dumy: Nie chwyciłam żadnych cukierków/ciast. 8)

POSTANOWIENIA NOWOROCZNE

# schudnąć do wagi 55kg
# częściej się uśmiechać
# żyć pełnią życia
# nie popadać w stany depresyjne
# polepszyć (i tak już dobre) relacje z rodziną i przyjaciółmi
# mniej czasu spędzać przy komputerze
# iść do pracy na wakacje i zarobić na coś fajnego
# pokochać siebie i to jak wyglądam
# uczyć się angielskiego we własnym zakresie
# nie dbać o zdanie ludzi
# zadbać o swój wygląd i rozwój intelektualny
# robić to co kocham, bez względu na to co myślą o tym inni
# nie dbać o istnienie ludzi, którzy nie wnoszą nic dobrego do mojego życia
# być jak najbardziej samodzielną, samowystarczalną, silną
# zacząć uprawiać jogę

WYZWANIA NA STYCZEŃ

# 30 dni bez napoi gazowanych.
# Trzymanie diety ;)

AKTYWNOŚĆ NA STYCZEŃ

# Spacery z psem siostry - 5 razy w tygodniu
# Siłownia 4 razy w tygodniu - 1 - 1,5h
# "Dywanówki" - 3 razy w tygodniu -  15-20 minut
# Boczki Tiffany - 3 razy w tygodniu
# Pilates - 2 razy w tygodniu - 20-30 minut

W następnym wpisie powinien pojawić się kalendarz ćwiczeń. ;)

Jedną z wielu piosenek, które mnie inspirują to piosenka Jessie J - Hero. Daje świetnego kopa, a przekaz jest jasny i świetnie zgadzający się z moimi poglądami. Zakochałam się w niej od "pierwszego słyszenia" i jest to w pewnym sensie mój hymn ;)

I'm gonna be risky
Life and soul of the party
No more stressing me out
Pulling me down
Making me feel like I'm better off lonely










MÓJ IDEAŁ - NINA DOBREV





22 grudnia 2013 , Komentarze (22)

Odnoszę wrażenie, że ostatnio zbiera mnie na wpisy, kiedy coś przeskrobię - przeskrobię oczywiście w żywnościowym tego słowa znaczeniu. Zanim jednak przejdę do tej przyjemniejszej części - muszę "pochwalić" się swoimi dzisiejszymi grzeszkami, jak robić sobie wstyd to pod publikę! Może czegoś się nauczę... ;/

- Na kolację 4 kromki chleba z jajkiem, serem i sosem czosnkowym (tak, wiem ;C)
- 3 cukierki czekoladowe z nadzieniem
- Na domiar złego to mój odgórnie ustalony dzień od ćwiczeń, więc nie mam jak tego spalić

Nie wiem dlaczego, ale NIE POTRAFIĘ trzymać diety poza domem. W domu wszystko pięknie, jem zdrowo, ograniczam kalorie, ćwiczę sobie pięknie i jestem asertywna w stosunku do Delicji czy innych przepysznych ciasteczek - a kiedy tylko zawędruję do siostry, to tracę rozum. Poważnie, ile razy tak można? Czuję się pełna (zbyt pełna), jest mi niedobrze i z chęcią pozbyłabym się tego ze swojego organizmu jak najszybciej. Nie mam niestety na to zdrowych sposobów a do szczoteczki do zębów czy innych tego typu rzeczy nawet się nie tykam. Tak jak nauczyłam się z ptasim mleczkiem "to fuj, będzie Ci zbyt słodko, przytyjesz", tak może nauczę się wreszcie nie objadać poza domem.

Nienawidzę świąt. Matko, co za tandetne i przereklamowane święta. Wiem, wiem - od nas zależy jak je spędzimy, ale widząc Mikołaje, łańcuchy i bombki święcące się jak psu jajca - mam ochotę skorzystać ze szczoteczki, poważnie. Nienawidzę dzielenia się opłatkiem i sama wersja Wigilii napawa mnie przerażeniem (żarcie, żarcie ;o). Z jednej strony przykro mi niesamowicie z powodu, że podczas świąt nie zobaczę pewnej bardzo bliskiej mi osoby kolejny raz z rzędu. Ostatnie święta razem jakie pamiętam skończyły się kłótnią. Chciałabym by tata był ze mną podczas tego "rodzinnego" czasu, ale jestem przekonana, że po raz kolejny będzie miał mnie gdzieś. Co z tego, że mam rodzinne święta u babci? All I want for Christmas is you, idealnie się sprawdza i nam sam dźwięk tej piosenki zbiera mi się na płacz. True story. Na domiar złego dostałam jeszcze zaproszenie na drugi dzień świąt do przyjaciółki i chyba jeszcze na Sylwestra. Oczywiście z góry mi zaznaczono, że nie obędzie się bez alkoholu i mam się przygotować.

TYLKO, ŻE JA NIE CHCĘ PIĆ



- Zbrzydł mi, chociaż kiedyś byłam osobą typu "pij, nie pierdziel"
- Puste kalorie lecą w tyłek. Jeśli już to lepiej chyba podtuczyć się czymś smacznym, prawda?
- Mam słabą głowę, więc możliwe, że nie zapamiętam tych dwóch imprez
- Wraz z wypitym alkoholem zacznę podjadać jak szalona
- Dieta pójdzie się j*ebać

WARTO? NIE. Dlatego zrobię wszystko by nie pić jednak tego alkoholu.

Nie mam już dzisiaj siły na żadny motywacyjny wpis, czuję się jak zbyt mocno napompowany balonik, w dodatku mi niedobrze. W najbliższym czasie postaram się dodać coś przydatnego.

ŁAMIĄCE NIUSY ŁAMIĄCE NIUSY ŁAMIĄCE NIUSY

- Jutro idę na siłownię. Chcę zobaczyć jak tam jest, jeśli mi się spodoba - wykupię karnet. ;) Tak szczerze jestem sceptycznie nastawiona do tej siłowni. Typowa osiedlówka, część damska podobno mała, można "znajomych" spotkać... ale plusem jest cena. Mieszkam w małym miasteczku i są w nim tylko dwie siłownie. Jedna super nowoczesna, ale cholernie droga, a ta w przystępnej cenie... ale no właśnie. Mam nadzieję, że się przełamię i tam pójdę. Tak czy siak, napiszę wam o tym potem ;)
- Waga pokazała dzisiaj 78,5!! Głupia jednak radość z tego, jak za kilka dni dociągnę do 80-ki przez świąteczne i dzisiejsze jedzenie...
- Zastanawiam się czy kupić przyjaciółce prezent na święta. Nigdy nie miałyśmy zwyczaju obdarowywania się, ale chciałabym jej chyba zrobić w tym roku niespodziankę. Nie mam jednak kompletnie pomysłu, weny, jedno wielkie blaaah

ŚWIENTA, ŚWIENTA. (NIE) PADA, (NIE) PADA ŚNIEEEG!



Sama świąt nie lubię, ale życzę sobie i wam jak najlepiej. Z chęcią przysłałabym wam tira pieniędzy i czego jeszcze dobrego, bo  jakoś średnio działa to całe "pomyślności", no nie? No ale tak w skrócie życzę sobie i wam:

- Motywacji. Nie straćcie wiary w siebie i w to, że jesteście piękne i w odpowiednim czasie będziecie jeszcze piękniejsze i szczupłe. Odchudzajcie się dla siebie, walczcie o piękne ciało dla własnej satysfakcji zdrowia. To, że innym opadną kopary do ziemi - to już tylko miły, efekt uboczny,
- Bądźcie samolubne. Serio. Jakkolwiek to dziwnie brzmi, ale życzę wam tego byście skupiły się na realizacji własnych marzeń, małe przymrużenie oka na szczęście obcych. Pamiętajcie by nie porzucać swoich marzeń względem innych! Wyjątkiem jest oczywiście najbliższa rodzina, ale to temat na inną notkę. Trzeba odnaleźć w sobie coś z przysłowiowej wrednej suki 8)
- Zdrowia - tego jak najwięcej, bo jak to się sypie to i cała reszta. Zdrowia waszego i waszych najbliższych, siły do ćwiczeń i jak najmniej smutnych dni.
- Udanego pożycia małżeńskiego, cudownych chwil z narzeczonym/chłopakiem. Aby mężczyźni kochali nas takie jakie jesteśmy, bez względu na cyferkę na wadze ;*
- Singielkom życzę dużo funu i mnóstwo szalonych imprez w gronie przyjacielskim. Babeczki, korzystajcie z życia, czerpcie garściami. Dlaczego? Bo możesz, jesteś królową własnego losu!
- Przemiany. Mam na myśli tą wewnętrzną i zewnętrzną. Niech kilogramy wam spadają, stajmy się pewniejsze siebie, bardziej niezależne, otwarte i asertywne. Odkryjmy w sobie silną babkę, której nie straszne pewne przeciwności losu. Bądź taką, jaką chcesz być!
- Pieniążków, dużo! Kąpieli w milionach monet, chociażby to miały być nawet groszaki ;D
-Uśmiechu na buźkach, łągodnego pracodawcy, maturzystom jak najlepszego zdania egzaminu dojrzałości (huehue, chodzę do technikum, więc ten szau czeka mnie dopiero za rok).
- Po prostu wszystkiego czego pragniecie x3

Serdecznie dziękuję za komentarze, wspieranie i wysyłam wam ogrom buzioli ;**** Sprawmy, by 2014 rok był rokiem przełomowym!



To jest moje jedno, ale solidne postanowienie noworoczne. New life ;)

18 grudnia 2013 , Komentarze (21)


"When you see my face
I hope it gives you hell <3"

Nigdy nie byłam dobra w pisaniu pamiętników, chociaż wiem, że powinnam częściej swoje emocje odkrywać. Takie pisanie bardzo pomaga się odstresować i nie będzie to wpis z cyklu "ojej, tak mi źle, jestem brzydka, fuj, let me die". Po prostu... no nie wiem, jakieś luźne spostrzeżenia, brak gifów czy tekstów typowo motywacyjnych. Trochę o mnie i moim 16 dniu diety (to już tyle? ;o )

Postanowiłam rzadziej się ważyć. Co każdy poniedziałek robię sobie check point, bo niedawno zdarzało mi się codziennie włazić na wagę i sikać z tych maleńkich spadków. Jedno ważenie na tydzień będzie wystarczające by uspokoić moją ciekawość :D

Waga ostatnio pokazała mi... 79,5!! :D SIÓDEMECZKA Z PRZODU! Tak bardzo się cieszę! Swój plan odchudzania podzieliłam na system małych kroczków, a za każdy zaliczony etap postanowiłam się nagradzać czymś fajnym. Swoją 80-tkę nagrodziłam zamówieniem z Avonu, muszę pomyśleć c będzie na mojej kochanej 75 ;D


A teraz sobie rozpiszę (w sumie dla siebie głównie) mój niezbyt daleko wybiegający plan odchudzania :D

PART 1 - 80kg
PART 2 - 75kg (14.02)|
PART 3 - 70kg (1.04)
PART 4 - 65kg (??)
PART 5 - 60kg (??)
PART 6 - 55kg (??)

Postanowiłam nie narzucać sobie zbyt restrykcyjnych terminów, by nie stresować się zbytnio, nie mieć takiej presji, a przede wszystkim - odchudzać się zdrowo. To nie sztuka schudnąć 5kg na głodówce, lepiej chudnąć powoli, a z głową i nie mieć efektu jajo. Mój główny, duży cel oscyluje na koniec wakacji tego roku, więc... mam czas i wykorzystam go jak najlepiej, jeszcze nigdy nie byłam tak zmotywowana.


Zauważyłam w sobie dobre nawyki. Jem mniej, zdrowiej, przegryzę czasami jakiegoś cukierka, albo kotleta w panierce, ale ćwiczę w domu po 1,5 - 2h aerobiku, dzięki któremu naprawdę się pocę. Nie ciągnie mnie tak do słodyczy, potrafię się opanować. Zawsze myślałam, że jestem jakiś słodyczoholikiem, jednak... dzisiaj nastąpił jakiś przełom. Przyjaciółka w szkole jadła obok mnie Grześka Toffie, a ja patrząc na tego wafelka czułam... małe obrzydzenie. Poważnie, wyobraziłam sobie jak mdląco słodkie to musi być, jak idzie w biodra. Z pewnością nie chciałabym go tknąć kijem. Podobnie było z kawą zamawianą z automatu. Przez przypadek wzięłam z cukrem i nie mogłam jej pić. Po prostu była zbyt słodka i po dwóch - trzech łykach oddałam ją przyjaciółce. Fuj. To samo mam z wszystkimi ziemniaczkami obficie polewanych tłuszczykiem itp.

Grzech jednak ciężki wczoraj był! Zjadłam 6 kostek ptasiego mleczka (kalori tak dużo, wow). Po prostu nie mogłam się opanować, bo bardzo rzadko jem tego typu słodycze. Zawsze szkoda mi na to kasy, a tym razem mamusia jak na złość coś takiego do domu ze sklepu przyniosła. Obżarłam się, miałam ogromne wyrzuty sumienia i nie było tak smaczne jak sądziłam. Po prostu mnie mdliło, nic specjalnego i już po to nie sięgnę ;) Jak się okazało, była to dla mnie mała lekcja. Za karę ćwiczyłam godzinę dłużej z pokurwioną instruktorką i po wszystkim nie miałam siły nawet się odzywać, haha :D

Wczoraj miałam mały dołek. Szczerze powiedziawszy włączyłam zamulającą muzykę i ryczałam sobie tak trochę. Prywatne sprawy dość mocno dobijają, a demony przeszłości ranią najdotkliwiej.
No ale podobno co nas nie zabije to nas wzmocni!

Generalnie to czuję się lepiej na diecie. Mam świadomość że chudnę, czuję się coraz lepiej ze swoim ciałem i zaczynam odczuwać luźność w spodniach, sweterkach, które dotychczas były opięte. Spadku kilogramów życzę i miłego wieczoru, dziewczynki!

3 grudnia 2013 , Komentarze (5)

DON'T BLESS ME FATHER FOR I HAVE SINNED

Wstyd, wstyd. Tak bardzo wstyd. Wczorajszy dzień był jednym z moich najgorszych, nauka, szkoła, relacje z przyjaciółką mnie dobiły jakby wszystko zmówiło się na mnie jednego dnia. Nie do życia zaraz po szkole poleciałam do babci - i to był chyba naczelny błąd. Mój brak asertywności w kierunku jej słów = zjedzona spora miska okraszonego makaronu z jajkiem... tak naprawdę jadłam na siłę, głównie żeby jej nie było przykro, ale swoje w biodra poszło. Poza tym poszłam jeszcze do siostry i to był mój kolejny błąd - siedziałam tam długo, ćwiczyć nie miałam kiedy a jeszcze na kolację wpieprzyłam z nią pizzę z górą własnych dodatków...



Byłam tak przygnębiona całym tym dniem, że po prostu nie myślałam już nawet o diecie. Stanęłam jednak rano na wadze i...


81kg!!!!


Wierzycie? Wiem, że na początku to tylko woda, ale jestem z siebie tak bardzo zadowolona! Tak, wiem że wczorajsza pizza i makaronik od babuni zrobią swoje w ciągu kilku kolejnych dni i znów przytyję, ale znalazłam światełko w tunelu, jednak to sunie w górę, wystarczy tylko chcieć! I właśnie chcę! To był mój jeden dzień słabości, każdy ma prawo na taki raz na jakiś czas. Rozładowałam się, jest dobrze i będę trwać dalej w diecie.

Właśnie układam swój plan nauki na grudzień (koniec semestru, yaaay... ;c ), zdrzemnę się, wezmę się za ćwiczenia, a potem się trochę pouczę, obym z wszystkim wyrobiła! :D

Jutro pewnie dam jakąś typową motywującą/treściwą notkę, w której będzie mniej prywaty, typu "NO SCHUDŁAM, WEŹ ZROZUM" :D Tak się cieszę... jej :D Każdy kilogram tak bardzo cieszy!




Powodzenia w diecie i ćwiczeniach, miłego dnia ;**


1 grudnia 2013 , Komentarze (8)




Każda kobieta ma w sobie dwa wewnętrzne "ja". Jedno dobre, drugie bardziej złe, które ujawnia się w pewnych dość kryzysowych momentach. W niektórych są lepiej, bądź bardziej schowane, ale w każdym z nas to jest. I nie powinnyśmy tego z siebie wypierać.
Każdy ma prawo do chwili dla siebie, odpoczęcia od faceta/natrętnych znajomych, przeznaczenie odrobinę czasu TYLKO DLA SIEBIE. Żadnych telefonów, żadnych trosk o innych - zróbcie coś dla siebie! Lećcie na basen, do kosmetyczki, zróbcie sobie nową fryzurę, albo zorganizujcie spotkanie z przyjaciółką/siostrą/kuzynką, które sprawi, że zaczniecie się na nowo uśmiechać.
Dobre nastawienie to postawa! Musicie cieszyć się swoim życiem, a dieta ma być tylko dobrym dodatkiem! Nigdy nie zmuszajmy się do ćwiczeń, bo w szybkim tempie odpuścicie.
Bo w końcu kto chce robić coś czego nienawidzi?
Sama nie jestem typem, który lubi ćwiczyć, taka jest prawda. Patrząc na te wszystkie nużące i mozolne ćwiczenia:



Czemu nie ćwiczyć w inny sposób? Taniec - moim zdaniem to jest idealna alternatywa. Zumba, czy inne typowo latynoskie wygibasy, układy choreograficzne, typowe programy taneczne nastawione na schudnięcie - i to wszystko w zaciszu domowym! Spocimy się, zmęczymy, ale przede wszystkim będziemy się dobrze bawić i podbudujemy swoją samoocenę (w jednych ćwiczeniach były zawarte nawet kuszące zarzucanie włosami, więc no xDD). Uważam, że to genialny sposób na aktywność fizyczną, tym bardziej w zimę - a nie każdego stać na karnety na siłowni, bądźmy szczere. Jeśli przetrwamy dłużej niż miesiąc na tych ćwiczeniach, wyrobimy kondycję i wejdziemy w tzw nawyk codziennego ćwiczenia - wtedy możemy przejść na całą Mel, Tiffany czy Laczkową ;D



Chce Ci się najeść, aż nie będziesz mieć siły wstać? Mam na to jedną odpowiedź:



Laska, po to odmawiałaś sobie tylu rzeczy, by teraz tak łatwo się poddać? Błagam Cię, trzeba być twardym, a nie miękkim. Słuchaj się Damona, bo on zawsze ma rację - tylko często nikt go nie słucha. Limit na żarcie wyczerpałyśmy już dawno. Zresztą... chyba nie jesteśmy aż tak zdesperowane, by naszym całym życiem było jedzenie, no nie?
TAK, wiem. Czasami nawet ten uroczy pan z gifu powyżej nie podziała i czujemy się tak, widząc żarełko u mamci/na imprezie:



Tańcz, rozmawiaj, bądź ponad to! W końcu wszystkie po to tu jesteśmy - by osiągnąć wymarzoną sylwetkę i cieszyć się życiem. Wierz mi - twoja przyszła wersja będzie Ci niesamowicie wdzięczna! I tak w ten sposób przeszłam do sedna wpisu, od którego miałam zacząć, ale cóż... te gify zbyt łatwo pomagają mi opisywać niektóre sytuacje. :D

Odnajdź swoją wewnętrzną "ja"!

Wyobraź sobie siebie za rok. Ze świetną sylwetką, uśmiechem na twarzy... może nawet jest jakiś nowy pan jest u twego boku? Wyobraź sobie jak świetnie czułabyś się ze swoim ciałem, jak bajeczne rzeczy mogłabyś nosić. Spróbuj zobrazować sobie jak psychicznie byłabyś silna w tak szczupłym ciele... i jak bardzo dałabyś mobilizującego kopa swojemu teraźniejszemu "ja". Zapewne spojrzałabyś na nią z politowaniem, kiwając głową i nie mogąc zrozumieć czemu nie zaczęłaś wcześniej, dlaczego "obie" nie możecie cieszyć się świetnym ciałem? Pewnie nakrzyczałabyś na nią by wzięła się do roboty i nie zaprzepaściła tego co masz teraz. Zmusiłabyś ją do ćwiczeń - nie ma, że boli! Z każdym ciastkiem patrzyłabyś na nią mniej więcej w ten sposób:



Wbrew pozorom mi to pomaga! Poważnie. Wyobraź sobie jak bogata w roczne doświadczenia odchudzania jest ta "ty" z roku później. Więc zaufaj jej, ona wie co mówi! Może być nawet twoim osobistym mobilizatorem - w końcu ona zna Cię najlepiej, jest czymś w rodzaju starszej siostry. ;)

Nadal chce Ci się jeść? Bądź przez chwilę swoją "starszą siostrą", zabierz grzeszki z pola widzenia i powiedz obecnej sobie:



Wszystkie chcemy być pożądane, nie mów, że nie. Taka nasza kobieca natura, chcemy być tym unikatem za którym będą oglądać się najlepsi faceci:



30 listopada 2013 , Komentarze (9)

Chcę schudnąć. To pierwszy, a zarazem podstawowy cel jaki powinnam "powiedzieć" głośno. Od dziecka byłam grubaskiem i przez całe życie myślałam, że taka moja natura, nie mam dla kogo się starać i tak właściwie ta paczka chipsów to świetne zakończenie dnia przy jakimś ulubionym filmie. Tak wegetowałam długi czas.
Pewnego dnia (po raz kolejny) coś doszło mi do głowy, że pora wziąć się za siebie. Szczerze powiedziawszy zaczynałam (zaczynam?) popadać w depresję, były nawet momenty kiedy myślałam o samobójstwie. Myślałam, że jestem brzydka, gruba, nikt mnie nie chce, tak naprawdę nie jestem warta by być ważną dla kogokolwiek. Nie obchodziła mnie świetna rodzina, idealna przyjaciółka czy nawet to, że mam dopiero 18 lat i wszystko przede mną. Dużo myślałam o samobójstwie, najczęściej nocami ryczałam i użalałam się nad sobą.



Zrozumiałam w końcu, że tak nie może być. Chcę być ładna? Muszę się o to postarać, inaczej nic samo nie przyjdzie! Moje wewnętrzne, antagonistyczne "ja" mówiło mi:



Dokładnie tak czuła się ta wewnętrzna ja, która powstała z popiołów. Chciałam ruszyć tyłek, nabrałam motywacji (schudłam kiedyś do 72kg, niby nie jest to świetna waga, ale w porównaniu do tego...
No cóż, masakra!
Tak czy inaczej, postanowiłam zacząć pracować nad sobą. Dla siebie. Dla żadnego dennego faceta, tylko po prostu dla siebie. By być pewną siebie, seksowną dziewczyną, którą czuję się w głębi duszy. Jedna rzecz jakiej mi brakuje do pewności siebie to właśnie odpowiednia waga i prawidłowa samoocena. Nie mam zastrzeżeń do swojej twarzy, dręczą mnie tylko kilogramy.
Otrząsnęłam się z tego dołka, przynajmniej tak mi się wydaje i z dumą mogę powiedzieć:



Zawsze spadałam na cztery łapy i dążyłam do różnych celów, naprawdę je osiągając. Wystarczyło tylko to bym naprawdę chciała i stawałam się mistrzem w pewnych ukochanych dziedzinach. Czemu mam nie być mistrzem ćwiczeń i za kilka miesięcy nie czuć się świetnie w swoim ciele? Pfff, musiałabym nie nazywać się Iksińska by się poddać.
O dziwo dużą podporą stała się dla mnie postać serialowa. Jak zapewne widzicie jest to Katherine Pierce, grana przez Ninę Dobrev w serialu The Vampire Diaries. Mimo iż jest to postać fikcyjna, podziwiam jej siłę i tak naprawdę jej siła daje mi kopa w dupę i mówi "ty nie możesz? zrób [im] na złość". Być może ktoś uznałby mnie za świrniętą na budowaniu pierwszych szczebelek motywacji na postaci z serialu, ale lepsze to niż siedzenie i płacz, prawda? Marzę o tym by mieć piękne ciało i mówić sobie przed lustrem:



Chcę dobrze czuć się w swoim ciele i być wreszcie prawdziwą osobą, nie tym workiem tłuszczu, który boi się żyć przez zbędne kilogramy. Możliwe, że mnie to zmieni, ale mam dosyć udawania, bycia "tą dobrą" i uszczęśliwiania całego świata na siłę. Chcę wreszcie skupić się na sobie, żyć dla siebie i martwić się o siebie. Jedyną cenną wartością są dla mnie moi przyjaciele i moja rodzina. Tak naprawdę całą resztę świata mogę odstawić na półkę.



Kilka dni temu zaczęłam dietę, zgubiłam już 2,5 kg (ważyłam się co prawda prawie tydzień temu) i cieszę się z tego mojego sukcesu, chociaż to zapewne tylko woda. Ćwiczę, jem 5 posiłków dziennie, zdrowo się odżywiam (nie głoduję się, uznałam, że lepiej jeść zdrowo niż przerwać dietę po 2 tygodniach z powodu zniszczenia organizmu). Wolę dojść do celu wolniej, ale skuteczniej i z radością żegnać kolejne kilogramy.



Moja depresja nie brała się też tylko z powodów czysto estetycznych. Ponad trzy lata temu zmarła mi młodsza siostrzyczka (w wieku 4 mscy) i to mnie niesamowicie załamało. Była dla mnie całym światem - istotką, na którą przelałam całą swoją miłość, centrum wszystkiego. Z każdym takim dołem myślałam również o tym i cała machina tylko się nakręcała.



Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w diecie, jestem dzielną osóbką i spróbuję na nowo o siebie zawalczyć. Nie mam pojęcia czy ktoś nawet będzie czytał moje wpisy, ale będę pisać dla siebie (bo to kocham, że hoho). Zapewne wylądują tu później jakieś obrazki motywacyjne, cytaty i inne różne przemyślenia. Zapewne nie zabraknie tu gifów i wlepek z Niną Dobrev, która jest moim kobiecym ideałem, poważnie.
Tak czy siak - wam wszystkim życzę mnóstwo silnej woli i jeszcze więcej motywacji. Aby nam się udało i przestały żyć w cieniu społeczeństwa!
I mam też coś dla tych smutnych Vitalijek, które trapią pewne nawet sprawy nie dotyczące diet:



Na każdego przychodzi czas by być szczęśliwy. Może to właśnie mój?