Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

"Ciężko mi walczyć ze sobą i swoimi słabościami, szybko się poddaję i czuję, że tym razem też mi się nie uda...chyba jestem pesymistycznym, malkontentem." - Tak było ale zawzięłam się i staram się z całych sił utrzymywać dietę, raz wychodzi lepiej, raz gorzej (gorzej w weekendy ;)) Chcę schudnąć, dla siebie, dla swojego zdrowia, dla normalnych ubrań i dla lepszego samopoczucia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13136
Komentarzy: 242
Założony: 29 grudnia 2013
Ostatni wpis: 11 grudnia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
SeasonsOfLove

kobieta, 38 lat, Lublin

170 cm, 119.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 października 2014 , Skomentuj

Ostatnio strasznie mi się popsuł humor, nie wiem, nie rozumiem co się dzieje. Wszystko, dosłownie wszystko mnie denerwuje i nie, nie jest to zespół napięcia przedmiesiączkowego. Sama nie wiem może za dużo stresów ostatnio, nerwów, ale w zasadzie nic tak bardzo stresującego się w moim życiu nie dzieje. Może chodzi o ten remont kuchni, że boję się żeby wszystko było dobrze, żeby tak ogromne pieniądze jakie w nią włożyliśmy nie poszły na marne. Może to przesilenie jesienne. Najbardziej wkurza mnie czas kiedy jestem w pracy i mam dni kiedy akurat mam przestój i nie mam co robić, całe 8 godzin mega nudy a wskazówka od zegara ani drgnie jak zaczarowana i 10 minut wydaje się godziną, a najgorsze są myśli typu "ile rzeczy bym w tym czasie zrobiła w domu", to chyba najbardziej mnie frustruje bo właśnie mam taki przestój w pracy, co miesiąc mam około tygodnia takiej nudy, czasem 1,5 tygodnia i naprawdę nie mówcie, że zazdrościcie, jeden dzień nudy jest ok ale tydzień to już lekka przesada, ale cóż taką mam pracę, potem za to się w zakrętach nie wyrabiam :)

W sobotę kupiliśmy zlewozmywak do kuchni - ogólnie nie polecam Praktikera, obsługa to jakaś masakra łaskę robią, że są, a jak chcesz ich pomocy to zwyczajnie uciekają, nikt nie wie ile dany produkt ma gwarancji!!! Masakra!!! Wcześniej byliśmy w Leroy i zupełnie co innego mimo, że nic nie kupiliśmy to obsługa przesympatyczna i zawsze chętna do pomocy. Może Wy macie inne doświadczenia ale my z mężem uwielbiamy Leroy pod tym względem, że zawsze jest ktoś kto doradzi i pomoże i przede wszystkim nie ucieka i nie robi łaski.

W piątek zamówiliśmy już meble do kuchni wybraliśmy fronty, blaty, uchwyty za jakieś 4-5 tygodni powinniśmy juz mieć meble.

Wczoraj zamówiliśmy pozostałe AGD, a dziś przyjeżdża moja lodówka marzeń, moja upatrzona, cholernie droga i cholernie wielka, ale zakochałam się w niej i nie było przeproś. Oczywiście mogłam a nawet powinnam kupić tańszą, ale raz się żyje a marzenia trzeba spełniać :) Oto moje cudo:

W kolorze beżowym, będzie pasowała do całości wystroju kuchni bo kuchnie będziemy mieli w beżach i brązach, w ogóle ślicznie będzie i już doczekać się nie mogę - o i już mam lepszy humor :)

Dietki się trzymam, przynajmniej staram się trzymać, poza wczorajszym małym odstępstwem w postaci obiadku u teściowej ale cóż poradzić teściowej się nie odmawia :)

16 października 2014 , Komentarze (1)

Dziękuję Wam za wsparcie i komentarze, uskrzydliły :)

Dziś pierwszy dzień diety, pierwsze już grzechy - czy Wy też macie problem z koleżankami w pracy? Nie chcę im się chwalić, że się odchudzam dopóki nie zacznę widzieć efektów. Boję się, że znów mi nie wyjdzie, że znów się złamie a one znów będą mogły mnie za plecami obgadywać, że znów mi się nie udało. Więc im się nie chwalę, ale 1 dzień diety i akurat imieniny księgowej - ciasto - i weź k.r.a odmów księgowej...i wpatrzonym w Ciebie oczom...dobra jeden nadprogramowy kawałek, nie jestem z tego dumna, nie tłumaczę siebie, nie oczekuję zrozumienia, po prostu szczerze piszę, że grzech był.

Apropo pracy też macie takie koleżanki, że jak przyniesiecie do pracy coś innego niż kanapki to nie omieszkają tego w jakiś sposób skomentować? "ooooo dziś sałatka? odchudzasz się?", "a co ty dziś jesz? a chciało ci się coś takiego robić? a czemu dziś nie kanapki? a czemu to czemu tamto?" TEMU!!!! KURNA!!! Aż strach przynosić jedzenie, wszystko zauważą, wszystko skomentują, a ja staram się być na to odporna, uda mi się ale musiałam się wygadać.

Jutro mam urlop jedziemy zamawić szafki hurrrra, moja kuchnia marzeń zbliża się do mnie co raz większymi krokami :)

A za 2 godzinki jadę do fryzjera w końcu, nareszcie zetnę te długaśne, okropniaste już włosy i może namówię męża na pofarbowanie mi włosków na jakiś nowy kolorek.

Co do diety (poza tym ciastem księgowej), jest super, nie mogę się doczekać kolejnych posiłków i to nie z głodu, nie, nie.Zawzięłam się czuję, że to jest ten moment, ten czas kiedy w końcu mi się uda. Nie muszę, a nawet nie chcę być wieszakiem, lachonem. Chcę być szczuplejsza, zdrowsza i nawet z lekką odrobinką tłuszczyku tu i tam, w ramach zrowego rozsądku. Uwierzcie mi dziewczyny dojrzali mężczyźni w większości nie oglądają się za wieszakami, jak to mówią "facet nie pies na kości nie leci" :) a co najważniejsze mąż by mnie zostawił gdybym była za chuda, więc wszystko w ramach rozsądku. No właśnie mąż, obiecał mnie wspierać i mam nadzieję, że sam również zacznie brać przykład ze mnie i będziemy chudli razem bo mężuś ma daszek dla ptaszka baaa daach bym powiedziała, sie powodzi ptaszkowi :) Dobra bo zejdę na tematy... :)

Lecę zrobić obiad dla mej połowencji, a pźniej obiecany mi spacer i fryzjer. Wieczorkiem jeszcze do Was zajrzę, a póki co wciążenergia mnie rozpiera :)

Aaa zapomniałabym, przepraszam za literówki, błedy braki spacji i inne.Laptop mi padł piszę z tableta i ciężko tu wyłapać wszystkie błędy

EDIT:

Z włosów długości za łopatki z tyłu mam włosy do karku z przodu do brody, mąż przywyknąć nie może mówi, że to nie jego Gosia, że inna Gosia, ale wciąż ładna Gosia, piękna Gosia :) 

Lubię męża :D

15 października 2014 , Komentarze (4)

Nie schudłam do wesela, mąż nie przeniósł mnie przez próg (bo nie dałby rady), nie osiągnąłem swojego celu i odniosłam swoistą porażkę...ale...

No właśnie zawsze jest jakieś ale, i ja dzisiejszy wpis zacznę od moich ale...

...ślub i wesele udały się na 100%, byłam i wciąż jestem mega szczęśliwa

....mimo mojej otyłości nie wyglądałam aż tak źle i miałam swoją suknię marzeń, w której wyglądałam przepięknie, a mój mąż był i nadal jest mną zachwycony,

...pod presją czasu, ślubu i wesela z masą stresów przedślubnych powodowanych przez nasze rodziny nie dawałam rady skupić się na odchudzaniu, wręcz przeciwnie myśl o tym, że muszę schudnąć by jakoś wyglądać mnie demotywowała, dostawałam frustracji, depresji, załamań nerwowych i wszelkiego innego badziewia, za którym się ciągnęło odchudzanie na siłę, aż pewnego dnia dałam sobie po prostu spokój.

Stwierdziłam "trudno, jestem jaka jestem, zapuściłam się przez tyle lat, nie zrobię nic na siłę, muszę się pogodzić z myślą, że będę grubą panną młodą" i tak też się stało pogodziłam się z tym było mi nieco żal i przykro ale życie idzie do przodu jeszcze będę miała swoją szansę. Wesele przeżyliśmy, wszystko udało się tak jak chcieliśmy, czekamy jeszcze na film by przeżyć wszystko jeszcze raz, powoli na spokojnie.

A ja po dwóch miesiącach od ślubu ochłonęłam, zaczynam układać swoje życie na nowo, czuję, ze potrzebuję wielu zmian i czuję, że to jest właśnie najlepszy czas na ich wprowadzanie.

Wykupiłam dietę vitalii - bo wiem, że sama nie dam rady komponować w miarę niskokalorycznych posiłków i muszę mieć nad sobą tzw., swoistego "bata", znam siebie i wiem, że gdybym sama starała się coś zmienić to kończyłoby się to stwierdzeniami typu "a jeden cukierek mi nie zaszkodzi, a jedna czekoladka nic się nie stanie, a jak dziś zjem schabowego z ziemniakami polanymi skwarkami to przecież nic złego raz na jakiś czas można" tyle, że u mnie ten raz na jakiś czas byłby codziennie. Dlatego zdecydowałam się na wykupienie diety, już raz mi się z vitalią udało (dopóki się nie złamałam ale to inna i długa historia), uda mi się i teraz. Zwłaszcza, ze mam dużo siły i energii na to by zacząć te moje zmiany. 

Za kilka tygodni powinnam już gotować w swojej nowej, pięknej kuchni marzeń to dla mnie dodatkowa motywacja i już się nie mogę doczekać kiedy ugotuję swój pierwszy obiad w swojej kuchni :)

Marzenia się spełniają uwierzcie mi, z czasem wszystko się wali, życie nie układa się tak jakbyśmy tego chcieli, ale po jakimś czasie dostrzegamy, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, że po burzy wychodzi słońce i że naprawdę można być szczęśliwym i powoli realizować swoje plany i marzenia. Wiadomo, że życie bywa przewrotne dziś czujesz, że masz wszystko, jesteś szczęśliwa, pełna życia i energii a jutro możesz wszystko stracić, nawet za godzinę los może postawić na Twojej drodze coś co na długi czas sprawi, że nie będzie wokół Ciebie ani odrobiny szczęścia. Dlatego trzeba łapać chwile, żyć pełnią życia, cieszyć się z najmniejszych drobnostek bo na to składa się życie, które szybko przemija.

Ja na dzień dzisiejszy jestem prze szczęśliwa i pełna energii i bardzo ale to bardzo chcę znów schudnąć. Dla siebie, dla swojego zdrowia, po to by się nie męczyć zakładaniem skarpetek, by po dni sprzątania w domu nie bolał mnie kręgosłup, żebym w końcu mogła kupić to co chcę i co mi się podoba, żebym te piękne fatałaszki, które leżą na strychu i czekają na swój wielki powrót mogły w końcu wrócić do mojej garderoby, żeby mój mąż patrzył na mnie jeszcze bardziej pożądliwym wzrokiem, żeby w końcu mógł mnie przenieść przez próg chociażby na naszą 1 rocznicę ślubu :) wierzę, że to wszystko osiągnę, musi mi się udać i koniec kropka.

Czas zmian w moim życiu, ogromnych zmian.

Jutro idę do fryzjera i tu też długo wyczekiwana zmiana fryzury po zapuszczaniu włosów na ślub, w końcu będę wyglądała w miarę jak człowiek :)

Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłego dnia :*

Gosia

30 stycznia 2014 , Skomentuj

Dziś dostałam @ boli mnie brzuch tak mocno, że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować, w ogóle nie potrafię się skupić na pracy, czytam i nie wiem co czytam, okropnie mnie boli brzuch. Muszę jakoś wytrwać do końca dnia, za wiele dziś nie zrobię, dobrze, że podgoniłam z pracą wcześniej, zawsze muszę tak robić jak czuję, że zbliża się @.
Dietę trzymam, ale na wagę nie wchodzę bo nie ma teraz sensu.
Dziś odbieram samochód od mechanika, cieszę się bo bez samochodu jak bez ręki, dobrze, że M tak potrafi zorganizować sobie pracę by mnie przywieźć i odebrać bo do mojej pracy nie mam żadnego dobrego połączenia, żeby być na czas.
W domu mam taki rozpierdziel, że się patrzeć nie mogę ale za nic nie mogę znaleźć czasu na cokolwiek, w poniedziałek po pracy byliśmy na zakupach, później wzięłam się za obiad i zeszło do 22, we wtorek byliśmy na urodzinach i mojej siostry ciotecznej i tu mogę się pochwalić bo nie tknęłam ani jednego kawałka ciastka i ani jednego cukierka. Wczoraj byłam u fryzjera a potem znów na zakupy tym razem nie spożywcze tylko papiernicze do torebek na słodycze dla gości weselnych. A dziś pewnie jak wrócę to pójdę spać z tym bólem nie dam rady nic zrobić, ból i ogólne osłabienie organizmu, zawroty głowy i ogólnie nie do życia, ale jutro już będzie o niebo lepiej, więc przeżyję dziś i będę żyła dalej ;)

Najbardziej cieszę się z tego, że udaje mi się trzymać dietę, że nie łamię się, oglądałam ostatnio moje zdjęcia z poprzedniego odchudzania i załamałam się, że znów tak się zapuściłam a już taka byłam szczupła tak się dobrze czułam ze sobą, a później wprowadził się brat z żoną i dziećmi i zaczęły się  codziennie pizza, kebab, gyros, frytki (oni ciągle to jedzą a są szczupli jak patyki) ślina mi ciekła strumieniami i się złamałam, do tego zaczęłam pracę na kuchni i weź nie jedz pracując na kuchni, później jeszcze gorzej bo z kuchni trafiłam do biura i tu już całkiem masakra siedzisz 8h i jesz wracasz do domu i nie masz czasu na ruch, nie chce się zwyczajnie się zasiedzisz, apogeum wszystkiego było poznanie mojego M, który też ma swój brzuszek, który kocha mnie taką jaka jestem i nigdy mi nie powiedział, że przytyłam, wręcz przeciwnie z każdym kg ja mu się podobałam bardziej, wiem, że szaleje na moim punkcie więc nie czułam presji, że muszę mu się podobać wręcz przeciwne oboje lubimy jeść i oboje tyjemy.
Trzeba było powiedzieć sobie stop, brat się dzięki Bogu już wyprowadził, w pracy zmieniam nawyki żywieniowe, powiedziałam wszystkim, że się odchudzam do wesela i nikt się o nic nie czepia, choć wiem, że za plecami gadają na pewno ale to żadna przeszkoda. Na mojego M. krzyczę jak częstuje mnie czymś słodkim bo on się zapomina ale wspiera mnie bardzo mocno, chwali często i cieszy się z moich sukcesów, ostatnio rzucił mi tekstem, "że czuć już na brzuchu 3kg mniej" (hahaha akurat) ale cieszę się, że mam w nim wsparcie :)

Miałam się pochwalić winietkami ale nie mam czasu ich sfotografować postaram się zrobić to dziś a w przyszłym tygodniu idziemy z druhną rozglądać się za sukienką. Ostatnio żyję tylko weselem, powiem Wam, że to przyjemne szukanie, organizacja, planowanie tylko ten strach, żeby wszystko dobrze wyszło. Jeszcze tyle spraw do pozałatwiania, tylko mój M kochany się zaczyna dołować, bo jego rodzina w ogóle go nie wspiera, nie cieszą się jego szczęściem, gaszą jego entuzjazm, we wszystkim widzą problem, tak że dla nich całe to wesele jest jednym wielkim problemem i nie mówię tu o finansach.

27 stycznia 2014 , Komentarze (2)

...znów poranna kawa w pracy. Ale ten czas szybko leci.
Weekend nie był taki do końca dietowy, ale nie odbiło się to na mojej wadze, jedynymi grzeszkami były 3 drinki i pyzy z mięsem na sobotni obiad, a potem jeszcze kilka pyzów i jeszcze kilka   no ale nic dziś już mam dietetyczne śniadanko w domu czeka na mnie dietetyczny obiad.
Na śniadanie mam dziś pastę z szynki, jajka, pora i sera żółtego, na 2 śniadanie mam 3 kiwi i banana. Nie wiem czemu ale w pracy jestem ciągle głodna i ciągle mi burczy w brzuchu.
Na obiad mam ryż z pieczonym udkiem z kurczaka bez skóry i marchewkę z groszkiem. A na kolację jeszcze nie wiem.
Może dziś uda mi się poćwiczyć, chociaż mam cały dom do posprzątania i prasowanie na mnie czeka bo w weekend zajęliśmy się winietkami i 100 szt mamy już zrobione resztę zrobimy po potwierdzeniu, wieczorem wrzucę i się pochwalę, mi się bardzooooo podobają.
Teraz czas na ozdobienie torebek do baru ze słodkościami.

Z mniej przyjemnych rzeczy w piątek byłam u dentysty i wyrwano mi 8 czuje się taka mniej mądra ;) to pierwszy ząb (nie licząc mleczaków), który mi wyrwano, nic przyjemnego, mimo, ze ze znieczuleniem.
Kolejny dół - samochód mi się popsuł. Dziś mechanik ma do niego zajrzeć mam nadzieję, że nie będzie mnie to zbyt dużo kosztowało bo już 300zł dałam za nowy akumulator, a ja chcę w tym miesiącu kupić fotoksiążki dla rodziców, poduszeczkę pod obrączki i styropianowe kule na lizaki do baru ze słodkościami.
Dziś moje kochanie przywiozło mnie do pracy i ma po mnie przyjechać, jutro pewnie tak samo, a śnieg i mróz nie odpuszcza, dobrze, że już nie muszę odśnieżać bo mój M. robi to z miłością i namiętnością  a ja wtedy mogę zająć się innymi pracami domowymi, to cudowne mieszkać razem i mieć w kimś oparcie. Odkąd mieszkamy razem jest mi o niebo łatwiej z wieloma obowiązkami, jedyny minus to ciągły bałagan, bo mój M. to straaaaszny bałaganiarz, chwilami mam ochotę udusić, ale i tak kocham

Dobra kawa się skończyła czas się zabrać za robotę.

Miłego Dnia Życzę Wszystkim!!!

24 stycznia 2014 , Komentarze (1)

Powoli waga spada w dół tak bardzo się cieszę w końcu coś ruszyło i może, może do ślubu uda mi się osiągnąć nie wymarzoną ale w miarę normalną wagę.
Nie katuję się jakoś ostro staram się jeść normalnie, zdrowo, unikam słodyczy, unikam smażonego, tłustego, zmobilizowałam się żeby po pracy zrobić sobie ciepły zdrowy, obiad a nie jak poprzednio zjeść na szybko odgrzany kotlet z ziemniakami i ogórkiem konserwowym, który szykowałam dla taty dzień wcześniej. Wracam na dobre tory i cieszy mnie to dla taty gotuje normalny obiad, a sobie bardziej dietetyczny. Będzie dobrze, będzie dobrze

Jeszcze muszę się zmobilizować do ćwiczeń, wygospodarować na to czas, a z tym najtrudniej. Z pracy wracam o 16 nim przygotuję obiad, zjem i wypiję herbatę jest prawie 17, zazwyczaj jak nie ma w domu M. muszę iść napalić w piecach, ogarnąć dom, ugotować obiad dla taty na kolejny dzień, zaraz wraca M. z pracy i tata przychodzi do domu trzeba robić kolację, zmywać garnki, w międzyczasie trzeba coś wyprać, wyprasować i schodzi się do 21-22 a ja przed 23 chodzę spać, bo inaczej jestem nie do życia na następny dzień, muszę spać minimum te 8h żeby funkcjonować normalnie. Ale i z tym sobie jakoś poradzę, wiem jedno znam siebie, nic na siłę nie zrobię bo tylko się zniechęcę. Muszę o tym pomyśleć i spróbować gdzieś wcisnąć czas na ćwiczenia.

Od jutra zabieram się za robienie winietek (o ile listonosz przyniesie mi tusz do drukarki), już się nie mogę doczekać lubię takie pierdółki tworzyć. Dziś po pracy pojedziemy zareklamować odkurzacz, nie mogę znaleźć paragonu ale ponoć w media markt nie ma z tym większego problemu jak się zna datę zakupu - zobaczymy. A potem do tego dentysty ehhh nie lubię mimo, że to mój dobry znajomy to i tak nie lubię.

Kończę pić kawkę i zabieram się do pracy, dziś na 18 jadę do dentysty, wczoraj byłam u gina, Boże jaka nawiedzona kobieta, odbiorę tylko od niej wyniki cytologii i więcej się tam nie pojawię.
Jak to dobrze, że już dziś piątek
Miłego dnia życzę Wszystkim!!!

22 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Muszę przyznać, że nie zabrałam się za dietę od razu niestety moje lenistwo i czekoladoholizm wzięły górę. W zeszłym tygodniu spięłam się w sobie i trzymam się postanowień, nie powiem żebym zupełnie zrezygnowała ze słodyczy, ponieważ jeszcze nie potrafię ale ograniczyłam się do jednego cukierka czy ciastka dziennie i tylko wtedy gdy naprawdę mam na to ochotę.
Apogeum, które pokazała moja waga to 101,4 kg, dziś ta waga to już 98,6 kg a to prawie 3kg spadek. Nie poprawiałam już na pasku wagi początkowej, ważne, że ja wiem. Mój M. kochany śmieje się ze mnie, że czuje na brzuchu brak 2kg :) żartowniś...

Siedzę teraz w pracy, piję kawę i nic mi się nie chce a roboty mam sporo, ta zima tak rozleniwia, jeszcze na dodatek mam problemy z samochodem i buty do chodzenia w pracy mi się rozleciały więc zasuwam w kozakach.

Jeśli chodzi o sprawy weselne to, mam już materiały na winietki, będziemy robili je sami, czekam jeszcze tylko na tusz do drukarki i zabieramy się za cięcie i klejenie, efektem na pewno się pochwalę wkrótce. Mam już torebki do baru ze słodkościami też musimy je trochę poozdabiać dobrze, że mój M. angażuje się w pomoc przy takich rzeczach. W lutym idę na poszukiwanie sukni z dwiema najlepszymi przyjaciółkami zrobimy rozeznanie co? gdzie? jak? i za ile?
I najważniejsze mój kochany narzeczony oświadczył mi w niedziele, że chce po ślubie zabrać mnie w podróż poślubną na Bałkany i czy nie jestem zła, że zorganizował to za moimi plecami. Ja zła za taką niespodziankę?! :) Jest kochany, nie chciał mi powiedzieć gdzie jedziemy ale w końcu nie wytrzymał i jedziemy do Bułgarii !!!!!
Tak się ciesze już nie mogę się doczekać, zawsze marzyłam by wyjechać gdzieś nad piękne morze, do hotelu gdzie dadzą mi jeść i posprzątają po mnie a ja w końcu będę mogła oddać się lenistwu, zwiedzaniu, odpoczywaniu, imprezowaniu, itp. itd. :)
Muszę jeszcze tylko go podejść i spytać gdzie dokładnie jedziemy bo tajemniczy jest jak nie wiem.

Dobra ja zabieram się za pracę, albo przynajmniej poudaję, że pracuję :)

Miłego dnia życzę Wam wszystkim

6 stycznia 2014 , Skomentuj

Dzięki Bogu już koniec tych świąt, tego lenistwa, obżarstwa, nicnieróbstwa i leżenia przed telewizorem. Tak duża dawka wolnego czasu nie działa na mnie zbyt dobrze.
Wczoraj pokazaliśmy salę weselną rodzicom mojego M., później był obiad u mnie w domu, rodzice M . pogadali z moim tatą co do organizacji wesela i po raz pierwszy poczułam, że to mój ślub, moje wesele, tzn., zaczęłam panikować, okropnie panikować. Tak dużo przygotowań przed nami, tyle załatwień, uzgodnień, mamy kilka małych marzeń co do organizacji, mam nadzieję, że wszystko się uda. Mam cudowną druhnę wiem, że we wszystkim mi pomoże to dobrze bo czasem trzeba mi kogoś kto pomoże mi się ogarnąć, gdy coś zaczyna mnie przerastać.

Co do diety, to nie jest źle wczoraj kilka małych grzeszków, ale naprawdę staram się jak tylko mogę, dziś miałam dzień lenia, poćwiczyłam chwilę na orbitreku, ale odezwała się moja stara kontuzja kolana, następnym razem muszę się lepiej rozgrzać, ale nie poddałam i zrobiłam 50 brzuszków i 20 minut kręciłam hula-hopem. Muszę sobie jakoś logicznie uporządkować co i jak ćwiczę bo doskonale wiem, że takie ćwiczenia "z łapanki" nie dadzą wymiernych efektów. Dlatego właśnie cieszę się że już koniec świętowania, nareszcie wróci normalny rytm i tryb dnia.
Plan na jutro mam taki:
7:30 - śniadanie w pracy - 2 kromki chleba z sałatą, szynką i pomidorem + kawa
9:30 - jabłko
12:00 - taki sam posiłek jak na śniadanie + herbata
16:00 - obiad - udko z rosołu bez skóry z jakąś surówką + sok malinowy
19:00 - kolacja - jeszcze nie mam pomysłu

W pracy mam teraz nawał obowiązków te wszystkie sprawozdania nie napawają mnie optymizmem zwłaszcza, że boję się, że o jakimś zapomnę i kurde czemu wszystko musi być na 10 stycznia???

Wracam do domu o 16 muszę zjeść obiad, ugotować coś na kolejny dzień dla taty, cała sterta prasowania czeka na mnie na strychu więc mam masę pracy jutro i chciałabym znaleźć czas na ćwiczenia a także na organizację kilku spraw związanych z weselem, bo kilka rzeczy chcemy zrobić własnoręcznie.
Oby mój zapał znów nie okazał się słomianym!
I nie okaże się o nie tym razem do tego nie dopuszczę!
Trzymajcie za mnie kciuki!
Tymczasem uciekam spać, dobrej nocki życzę Wam wszystkim :)


2 stycznia 2014 , Komentarze (5)

...ale zawsze mogło być lepiej.
Z całych sił starałam się dziś nie jeść czekolady...niestety poległam...poległam bo nawiedziła mnie @ a wraz z nią zwiększona obsesja na czekoladę i zjadłam zjadłam wafle ryżowe w mlecznej czekoladzie wszystkie 4
Dziś się dopiero @ zaczęła, ja nie wiem jak ja przeżyję jutro. Też tak macie, że w te dni czekolada sprawia, że jesteście w stanie w miarę normalnie funkcjonować? Bo ja to przechodzę masakrycznie boleśnie, często tak mnie brzuch boli i takie mam zawroty głowy, że zwalniam się z pracy (jak dziecko ze szkoły chwilami głupio mi z tego powodu). Te dni dla mnie są masakryczne więc tłumacząc się trochę wybaczam sobie tan mały grzech, bo pozostała część dnia była jak najbardziej w porządku i dietkowo oby tak było codziennie.


30 grudnia 2013 , Komentarze (2)

Jutro Sylwester, nie, nie mam zamiaru spędzić tego dnia dietkowo niestety przykro mi ale nie będę się katowała w ostatni dzień roku, może i jestem niekonsekwentna, ale ostatni raz w tym roku coś mi się od życia należy.
Można to też potraktować symbolicznie - pożegnanie starego roku = pożegnanie starych nawyków,
podobno Nowy Rok to najlepszy czas na zmiany ;)
Wiem, wiem każda wymówka jest dobra ale cóż postanowiłam, a że jestem głupio uparta to tak zostanie.
Sylwestra spędzam w domu z moim ukochanym postanowiliśmy w tym roku nigdzie nie iść bo wesele niestety kosztuje... dlatego też zapowiada się miły wieczór przed telewizorem oboje nie jesteśmy typami wielkich imprezowiczów dlatego nie ubolewamy zbytnio nad Sylwestrem w domu.

ALE miałam opisać mój plan działania.
Jak już wiecie wielki start planuję na 1 stycznia 2014 roku, póki co zamierzam:
1. Zrezygnować ze słodyczy, słodkich napojów, ciastek, czekolady (Boże z czekolady ), słonych przekąsek itp.
2. Zamierzam po zrzuceniu zbędnych kg nie płakać za czekoladą ;)
3. Żadnych fast food, kebabów, pizzy, frytek, kotletów ociekających tłuszczem i innych tego typu rzeczy.
4. Zamierzam zacząć ćwiczyć (chciałabym się zapisać na basen marzę o tym by znaleźć na to czas), ćwiczenia nigdy nie były moją mocną stroną, nigdy ich nie lubiłam, mam nadzieję, że to się zmieni, naprawdę chciałabym czerpać przyjemność z ćwiczeń i zrobię wszystko co w mojej mocy żeby się przełamać.
5. Będę jadła mało a często, chcę się zdrowo odżywiać, planuję na początek MŻ i mam nadzieje, że przyniesie to oczekiwane przeze mnie rezultaty.

Na początek wystarczy, pewnie z biegiem czasu wiele rzeczy ulegnie zmianie, motywację mam coraz mocniejszą także myślę, że będzie dobrze.

Wiecie z czym mam problem, ja nie znoszę nabiału, z nabiału mogę zjeść tylko jajka, mleko i ser żółty. Większość diet opiera się na jogurtach naturalnych, serkach wiejskich, serach białych, itp., a ja tego do ust nie wezmę na samą myśl o jogurcie naturalnym czy kefirze, maślance itp mam odruch wymiotny. Jogurt owocowy jakoś przełknę, serek homogenizowany jakoś przełknę ale bardzo rzadko kiedy, po prostu tego nie lubię. Podobnie jest z owsianką, próbowałam kilka razy według kilku przepisów i nie zjem tego nie podchodzi mi zupełnie. Piszę o tym bo czasem ciężko znaleźć jakąś fajną potrawę na śniadanie czy II śniadanie do pracy bez zawartości w/w produktów, no ale cóż pozostają mi kanapki urozmaicone warzywami i różne sałatki.

Jutro kolejny dzień pracy, dzięki Bogu pracujemy tylko do 13 z okazji Sylwestra, strasznie się rozleniwiłam ostatnio przez te świąteczne długie weekendy, a tu już następny na horyzoncie.


Życzę Wszystkim Szampańskiej Zabawy Sylwestrowej i Szczęśliwego Nowego Roku! Oby wszystkie marzenia się spełniły i oby nadchodzący rok był lepszy od obecnego!

No i nie przesadźcie z odchudzaniem w Nowym Roku ;)