Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

"Ciężko mi walczyć ze sobą i swoimi słabościami, szybko się poddaję i czuję, że tym razem też mi się nie uda...chyba jestem pesymistycznym, malkontentem." - Tak było ale zawzięłam się i staram się z całych sił utrzymywać dietę, raz wychodzi lepiej, raz gorzej (gorzej w weekendy ;)) Chcę schudnąć, dla siebie, dla swojego zdrowia, dla normalnych ubrań i dla lepszego samopoczucia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13270
Komentarzy: 242
Założony: 29 grudnia 2013
Ostatni wpis: 11 grudnia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
SeasonsOfLove

kobieta, 38 lat, Lublin

170 cm, 119.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 stycznia 2015 , Skomentuj

Ostatnio nie za bardzo pilnowaliśmy diety, głównie przez wizytę księdza, bo ksiądz co roku od lat je u nas obiad i nie wypadało nie zjeść z nimi (bo było ich 3), a było tłusto i smacznie  i było ciasto. Drugi powód to ciągły brak czasu głównie w pracy na to żeby zjeść. Wczoraj musiałam jechać na drugi koniec miasta załatwiać masę spraw i nie dało się pilnować diety, chociaż starałam się zjeść dietetycznie. Dziś już powrót na dobre tory, dobrą wiadomością jest ta, że nie przytyłam tylko waga stanęła w miejscu, więc nie jest aż tak źle.

Męczy mnie ostatnio to codzienne przygotowywanie posiłków do pracy. Nie mam już w domu na to siły ale nie poddaję się, jak już naprawdę widzę, że nie dam rady to mąż przygotowuje posiłki wg moich wskazówek. Jakoś sobie powoli radzimy, oby tak dalej :)

W pracy mam sajgon, nie wiem w co ręce włożyć, pierwszy raz odkąd tu pracuję wzięłam pracę do domu na weekend. Obiad mam ugotowany (bo po tym ks został :)) więc mogę spokojnie siedzieć nad papierami. W domu też porządek po ks, wypadałoby choinkę rozebrać, ale mój M. mówi, żeby jeszcze trochę postała. Nie sypie się wcale co dziwne stoi od niedzieli przed Wigilią i zgubiła może z 50 igieł od tamtej pory, a to zwykła choineczka z sadku od sąsiada, który musiał choinki trochę przerzedzić i dał nam w prezencie i stoi wytrwale, aż dziw bierze, że tak długo, no więc niech stoi bo nie mam czasu jej rozebrać :) Mąż też dziś w pracy, jutro w pracy, także może sobie spokojnie stać. 

W czasie świąt zgubił mi się diamencik od obrączki, nie wiem gdzie, nie wiem kiedy, nie wiem jak. Czy orientujecie się może czy w takiej sytuacji uznają reklamację? Ślub braliśmy w sierpniu w grudniu już nie mam diamencika coś tu jest nie tak. Oczywiście ciągły brak czasu uniemożliwia nam pojechanie do sklepu, ale może spotkałyście się z podobną sytuacją i doradzicie nam jak powinniśmy się zachować i co zrobić w tego typu sytuacji?? Bardzo bym była wdzięczna za pomoc.

Kończę pić kawkę przy muzyce:

Piękny kawałek....

Biorę się za papierzyska. Miłej sobotki życzę wszystkim ;)



12 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Mąż chudnie szybciej :(

 to niesprawiedliwie ;( 

on schudł 6kg a ja 3kg (szloch) 

a najgorsze jest to, że on ma silniejszą wolę niż ja!!!!

Mi ciężko bez słodyczy, wczoraj się złamałam i podjadłam troszkę, niedużo ale jednak słodkie, a on wrednulec jeden nic, ani grama! Trzyma się i mówi, że go nie ciągnie, kurczę żebym ja miała tyle silnej woli. Tłumaczę sobie też to tak, że ja mam pracę biurową typowo siedzącą, a mąż jest ciągle w ruchu, w pracy. Nie to żebym mu źle życzyła bo bardzo mnie cieszy jego sukces, dopina się już w kurtkę, jest zadowolony i jestem naprawdę mega dumna z niego. Tu chodzi o mnie, czemu ja nie potrafię tak jak on? Będę dalej pracowała nad sobą, nad moim słodyczanym nałogiem, najgorsze jest to, że za mądra jestem żeby siebie oszukać jakimś owocem, czy czymś dietetycznie słodkim :D Jak mi się chce czekolady(czekolada) to czekolady(czekolada)(czekolada)(czekolada) i koniec kropka nic innego mojej żądzy nie zaspokoi :)

Dziś mam wolne w pracy,uwielbiam takie poranki, mąż w pracy, cisza w domu, śniadanko, kawka i laptop. Strasznie się ostatnio rozleniwiłam, nie chce mi się sprzątać, nie chce mi się prać, prasować, (gotować mogę i lubię a zwłaszcza w nowej kuchni), ale z pozostałych rzeczy nie chce mi się nic. Nie wiem czy to jakiś rodzaj snu zimowego, czy zwyczajne moje lenistwo (skłaniam się ku temu drugiemu;)) najchętniej bym nic nie robiła i to dosłownie nic, mogę leżeć i nic nie robić, ale zmuszam się, zmuszam się i potem jakoś idzie. Najgorsze, że i w pracy nic mi się nie chce, o tam  to muszę się zmuszać podwójnie. W ogóle kto wymyślił 8 godzinny dzień w pracy? (wiem i tak mam dobrze, że pracuję tylko 8 a nie jak coniektórzy, w tym mój mąż, po 10-17 godzin), ale tak serio człowiek nie ma na nic czasu poza pracą, chyba, że ktoś spać nie może, ja muszę spać te conajmniej 7 godzin żeby normalnie w miarę funkcjonować. W pracy czasem są dni, że to co mam do zrobienia ogarnę i w 4 godziny a potem siedzę jak nie powiem kto i siedzę...nie powiem są dni, kiedy całe 8 nie mam na nic czasu, ale z reguły wyrabiam się szybciej, więc postuluję, że 6godzinny dzień w pracy byłby najlepszym rozwiązaniem, a już na pewno na wiosnę i w lecie, kiedy mnóstwo prac dookoła domu, kwiatuszki, warzywka, drzewka, piękna zieleń, wtedy już na pewno powinno się iść do domu po 6godzinach by zając się domem, czyli tym co powinno być dla  każdego najważniejsze, ale nie Ty siedzisz w pracy, siedzisz patrzysz w monitor, patrzysz na ludzi za oknem, patrzysz i myślisz co byś teraz mógł w domu zrobić gdybyś nie musiał tu siedzieć. W zimie mogę pracować i 8 godzin ale wiosna, lato, jesień 6 godzin, jeśli ktoś ma moc i władzę niech wysłucha proszę mojej prośby ;) Bo jak ja z pracy wracam o 16 to pokręcę się trochę po domu, ugotuję, ogarnę dom i obowiązki i już trzeba się myć i spać. Albo jestem źle zorganizowana i leniwa, to na pewno, tylko jak to zmienić?

Dobra kończę bo jakoś tak nudno i rozlazło się zrobiło. Życzę wszystkim miłego poniedziałku :*

9 stycznia 2015 , Komentarze (4)

Muszę przyznać, że wspólne odchudzanie razem z mężem wychodzi nam całkiem nieźle. On pilnuje mnie, ja jego, ja robię nam posiłki do pracy, on wspiera mnie gdy mam ochotę na coś słodkiego. To był dobry pomysł, na wspólne odchudzanie, mam nadzieję, że wytrwamy. Mąż od 2 stycznia zgubił 4kg a ja zgubiłam 3kg. Póki co jest dobrze oboje się wzajemnie napędzamy. Wczoraj zjadłam jednego cukierka, ale tylko dlatego, że mam okres i zwyczajnie nie dało się, ale jestem dumna, że był to tylko jeden cukierek a nie cała garść :)

Dziś w pracy częstowali cukierkami, wczoraj ciastem, biorę wszystko, nie tłumaczę się biorę, a potem pakuje do torebki i oddaje w domu tacie :) Nie mam zamiaru im się tłumaczyć, że się odchudzam bo już kilka razy zaczynałam i upadałam, więc póki co przyjęłam taktykę nie chwalenia się nikomu. Pisałam już wcześniej o podejściu moich koleżanek i kolegów z pracy.

Wczoraj zjedliśmy:

I: kromka chleba graham z pastą jajeczną z szynką i natką pietruszki

II: Mały pojemniczek sałatki owocowej (banan, pomarańcza, mandarynka, jabłko i brzoskwinia)

III: tortilla z sałatą, grillowaną piersią z kurczaka, papryką i ketchupem

Obiad: Duszony schab z ziemniakami

Kolacja: Muesli z mlekiem

Nie wiem czy jest ok, na pewno się nie głodzimy, nie liczę kalorii bo tak jak pisałam nie potrafię i nie mam na to czasu. Dziś jedziemy do znajomych więc nie wiem jak będzie wyglądała kolacja, ale w planach mam:

I: Pasta z jajkiem i groszkiem zielonym

II: Sałatka owocowa

III: Kaszka kuskus, grillowana pierś z kurczaka, duszona fasolka zielona z marchewką

Obiad: Zupa krem z brokułów z grzankami czosnkowymi 

Kolacja: Bagietka pełnoziarnista zapiekana z pieczarkami

Tyle, że pewnie kolację zjemy u znajomych więc małe odstępstwo na pewno będzie.

Ogólnie ostatnio mam jakąś depresję, nie wiem czy to ta pogoda, czy ten okres poświąteczno-noworoczny, czy problemy, które się nawarstwiły ostatnimi czasy w mojej rodzinie, ale chodzę osowiała, milcząca, nie pozwalam mężowi się dotknąć biedny myśli, że zrobił coś nie tak, tłumaczę mu, mówię, że to nie jego wina ale jego dotyk mnie po prostu denerwuje, mam tak napięte mięśnie z nerwów i stresów, że po prostu denerwuje mnie to. Ostatnio relaksuję się przy układaniu puzzli, kiedyś ułożyłam 3000, które wiszą dumnie na ścianie teraz mam 1500 i pewnie niedługo ścian mi zbraknie :) bardzo lubię siedzieć i układać, tak mnie to relaksuje, ale tylko w okresie zimowym bo w lecie mam ogród, kwiaty i inne zajęcia.

Wracam do pracy bo mam sporo do nadrobienia po tym niekończącym się wolnym :)

Miłego dnia życzę Wam wszystkim :*

5 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Wracam z podkulonym ogonem, bardzo chcę schudnąć i wiem, że powinnam zacząć od odchudzania w głowie, to wszystko nie jest takie łatwe, zwłaszcza dla mnie osoby, która ma tak słomiany zapał. Zaczęłam od Nowego Roku w zasadzie zaczęliśmy wspólnie z mężem odchudzanie dokładnie 2 stycznia 2015 roku. Mąż jest otyły i ja też jestem otyła, doszliśmy do wniosku, że musimy spróbować razem, mam nadzieję, że nam się to uda. Staram się gotować dietetycznie, pięć posiłków co 3 godziny mało a często, zobaczymy jak będzie nam szło. Nasz problem tkwi w tym, że oboje bardzo się kochamy i nie przeszkadza nam na wzajem nasza otyłość a drugi i ważniejszy problem to taki, że oboje kochamy jeść, uwielbiamy słodycze, dobre jedzenie, dobre obiady, fast foody itp. Dlatego jest nam tak ciężko, M. udaje twardziela ale wiem, że podjada i że też rzuciłby się na jedzenie. Dla mnie jest o tyle trudniej, że muszę walczyć ze sobą i swoimi słabościami i jeszcze muszę pilnować męża, ale to pilnowanie wychodzi mi na dobre bo krzycząc na niego, że nie może tego jeść sama się mobilizuję, że ja też nie mogę chociażby dla przykładu (mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi). 

Mam zamiar gotować normalne posiłki tyle, że bardziej dietetyczne, np dziś dla taty zupa kapuściana normalnie na kości z zasmażką, a dla nas na piersi z kurczaka bez żadnych zasmażek, dla taty kotlet normalnie smażony w panierce a dla nas duszony, pieczony albo gotowany na parze. Podobnie ze śniadaniami i kolacjami dla nas pieczywo pełnoziarniste z masłem ( z masła nie zrezygnuję, mam swoje zdanie na ten temat), wędlina, sałata, pomidor, itp. Powiedzcie czy w taki sposób uda nam się powoli schudnąć?

Nie potrafię liczyć kalorii, zresztą nie mam na to czasu, będę gotowała intuicyjnie, dla męża 1/3 albo 1/2 posiłku więcej niż dla mnie. Nie wiem czy dobrze robię, nie chcę być na diecie tylko zmienić nasze podejście do żywienia a przy okazji powoli schudnąć. Nie potrzebujemy niewiadomo jak szybkich spadków, potrzebujemy zdrowo i powoli chudnąć.

Mam mętlik w głowie...pomózcie :(

19 listopada 2014 , Komentarze (4)

Właśnie przed chwilą moja była nauczycielka spytała czy spodziewam się dziecka.... 

Kurde aż tak się zapuściłam, że wyglądam jakbym była w ciąży, a najbardziej boli to, że nigdy w ciąży nie będę, nawet jakbym bardzo chciała ;(

A dieta leży i kwiczy, nawet nie mam nic na usprawiedliwienie, nawet nie chcę się usprawiedliwiać, po prostu nie nadaję się do niczego :(

Wrócę tu jak zmądrzeję....

4 listopada 2014 , Komentarze (2)

Nie było mnie troszkę, ale nie ma się czym chwalić zawaliłam dietę, nie wiem co się ze mną dzieje, jak mam wolny weekend to zamiast sobie dietetycznie pogotować to ja jem jak odkurzacz. Może to była wina okresu ale nie ma co się usprawiedliwiać. Czekam już na swoją kuchnię obiecuję sobie, że wtedy będę gotowała dla nas tylko dietetyczne i zdrowe potrawy, bo mąż też chciałby schudnąć nawet nakrzyczał na mnie, że ja go nie motywuję, no więc zacznę go motywować. Do mojej nowej kuchni jeszcze 2-3 tygodnie jakoś muszę się spiąć w sobie. Na tygodniu się trzymam diety, daję radę najgorsze są weekendy. Walka z samym sobą jest mega trudna, zwłaszcza gdy lubi się jeść, kocha się gotować i dobrze się gotuje. Myślę, że moja walka będzie trwała megaaaaaa dłuuuugoooo, ale nie poddam się tak łatwo, upadam to i wstać muszę, otrzepać się i iść dalej.

W weekend odpoczęliśmy na maksa tego potrzebowałam, zregenerowałam siły do działania. Dziś muszę wyprasować meeegaśną stertę prania po pracy a jutro mam zebranie więc pewnie późno wrócę z pracy i nic już nie zrobię dlatego dziś zaraz po powrocie będę goniła z robotą. Resztę liści trzeba zgrabić, resztę kwiatów poprzykrywać no i prasowanie.

Wiecie co już się nie mogę doczekać tej kuchni cały sprzęt AGD stoi w salonie i mnie dzień w dzień wnerwia już jego widok, wstyd kogoś zaprosić na kawę między piekarnikiem, okapem a mikrofalą. Już bym chciała mieć ten remont z głowy zostanie nam dokupić stół i krzesła i zrobić szybę nad szafkami, nie chcieliśmy płytek, podobają nam się szyby tylko musimy wybrać jakiś wzór, który za szybko się nie znudzi. Trzeba będzie też odłożyć kasę na tą szybę, pan który będzie nam tą szybę montował powiedział, że nie ma co się spieszyć, że dobrze jest obciążyć już szafki żeby sobie powisiały jakiś czas, "ułożyły się" i wtedy można montować szybę. I bardzo dobrze, że tak powiedział bo byśmy poszli z torbami :) ale kuchnie będę miała przepiękną, mężowi też się podoba zresztą połowę rzeczy on wybrał albo zaproponował, kuchnia to takie serce domu i ja czekam na to nasze serce z ogromną niecierpliwością, dziwne bo nawet na swój ślub tak nie czekałam :)

Wracając do diety i odchudzania potrzebuję mega kopa w tyłencję, nawet nie wiecie jak mi trudno, ja chyba uzależniona od jedzenia jestem im bardziej się staram tym mniej mi wychodzi. Kiedyś schudłam 23 kg gotowałam tacie i sobie nie ruszało mnie w ogóle jedzenie dla taty, słodycze mogły leżeć obok nie wzruszały mnie wcale, a teraz nie mogę się pohamować. Nie wiem czy wtedy byłam młodsza, czy mocniejszą motywację miałam, nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale naprawdę jest mi bardzo ciężko. Ehh jakoś muszę sobie z tym poradzić, a póki co wracam do pracy i miłego dnia życzę wszystkim :)

27 października 2014 , Komentarze (3)

Przez pierwszy tydzień diety schudłam 0,9 kg nie jest to zniewalający sukces jak na 1 tydzień, ale nie trzymałam diety do końca, musiałam trochę pokombinować z posiłkami bo źle miałam ten cały rozkład posiłków ale od tego tygodnia już zmieniłam i mam nadzieję, że będzie ok. Poprzednio chodziłam głodna co sprawiało, że podjadałam, zobaczymy co będzie teraz. Spokojnie wypracuję sobie system odpowiedni dla mnie. Dobrze, że idzie zima to może znajdę trochę czasu na ćwiczenia, póki co nie mam na to szans cały dom na mojej głowie, ogród, itp., zajmowały cały mój wolny czas, łącznie z weekendami. Dziś po pracy mam w planach pójść do ogrodu powyrywać już kwiaty bo tylko straszą po porannych przymrozkach. Pozbieram nasionka na przyszły rok a z całą resztą trzeba zrobić porządek, zagrabić resztę liści i szykować wszystko do zimy. Powinnam zająć się tym wcześniej ale remont kuchni zajął mój cały czas, który goni mnie strasznie szybko. Jeszcze powinnam do środy przejrzeć strych i piwnicę bo odbierają gabaryty więc przydałoby się pozbyć wielu pierdół, które tylko zagracają niepotrzebnie dom. I jak tu znaleźć czas na ćwiczenia? Dlatego cieszę się na zimę. Nie lubię zimy pod wieloma względami, jest zimno, samochód nie chce odpalać, jest ślisko, niewygodnie w tych kurtkach, szalikach, czapkach ledwo się ruszyć można, nie dość, że człowiek gruby to jeszcze grube ubrania i jak zawodnik sumo toczysz się po śniegu. Jedyny plus zimy to, że jest więcej czasu, wieczory długie i poza ogarnięciem domu i ugotowaniem obiadu jest sporo czasu, więc może się zmobilizuję i już mąż nie będzie na mnie krzyczał, że orbitrek stoi i robi za wieszak i że wyrzuciłam pieniądze w błoto - dzięki Bogu moje - nie jego ;)

Jak przeżyliście zmianę czasu? My wczoraj z mężem po śniadaniu i obejrzeniu paru głupot w tv poszliśmy spać, jakby nam mało było godzina snu dłużej ;) Uwielbiam niedziele pod tym względem, że mogę się bezkarnie lenić, po południu pojechaliśmy na zakupy, mężuś zrobił obiadokolację ja ogarnęłam pokoje i oglądaliśmy sobie wspólnie filmy, oj lubię, lubię takie niedziele :) najgorsze są niedzielne wieczory i świadomość, że jutro rano zryw do pracy, ale w pracy też przyjemnie jest, gdyby nie to poranne wstawanie. Na dodatek mój samochód jest u mechanika i musiałam być na łasce taty, żeby do pracy mnie zawiózł, M. pojechał o 5 do pracy, a ja nie mam żadnego autobusu do swojej pracy o takiej porze żeby być na czas, nie ma nawet bezpośredniego autobusu musiałabym z przesiadkami, czekając niewiadomo ile na busa, tak to jest żyć i mieszkać na wsi ;) dobrze, że jest tata.

Miłego dnia życzę :)

24 października 2014 , Komentarze (2)

Oglądam sobie wczoraj spokojnie jedyny serial jaki oglądam czasem, "Na wspólnej" wartka akcja, szybkie zwroty, sensacja goni sensacje, życie, a tu nagle...pączki....pyszne pączusie, duże z lukrem na barze u Marii mniam, ślinka mi cieknie i już nie wiem o czym mowa w serialu bo widzę te pączki i kuszą mnie one, co kurna najdziwniejsze JA NIE LUBIĘ PĄCZKÓW!

Nie wiem czyemu tak mi ciężko, wiele razy się odchudzałam, raz nawet schudłam pięknie i nigdy w życiu nie przytrafiło mi się coś podobnego, w zasadzie nigdy nie zwracałam uwagi na to co jedzą w filmach, serialach, nie zwracałam nawet uwagi na to, że w ogóle jedzą, a teraz nie mogę oglądać telewizji i jeszcze te reklamy co druga o jedzeniu... "nie jesteś sobą zjedz snickersa", "malagatikitakiikasztanki", "pomysł na..." i inne jednyś obsesja jakaś.

Wiecie co jest najgorsze, że ja kocham gotować i kocham jeść to co ugotuję i muszę gotować bo mam jeszcze dwóch mężczyzn na utrzymaniu i nie mogę jak im gotuje pyszne gołąbeczki z ziemniaczkamii sosikiem, a sama jem kolejny dzień kurzego cyca, albo jak smaże im schabowego zwykłego a sama jem suchą podeszew, nie, niemówcie mi, że na diecie też można jeść smacznie itp., znam to owszem można jeść i smacznie dietetyczne posiłki też potafią być dobre, ale nie aż tak jak ten gołąbeczek, albo grochóweczka, albo karkóweczka pieczona w musztardzie francuskiej, albo też ciasta, kocham piec ciasta, kocham je jeść, dlaczego, dlaczego to jest wszystko tak niesprawiedliwe, że mój tata np je wszystko co chce, w jakich tylko chce ilościach, świeży chleb ze smalcem i szczypiorkiem, schabowych 5 z kartofelkami polanymi skwarkami, mase tłuszczów, węglowodanów, cukrów i innych i jest chudy jak patyk??? Dlaczego??? Wiem bo mam geny po mamie....zawsze miałam pretensje do taty, że co lepsze cechy to zostawił sobie zamiast mi przekazać, w zamian za to dostałam pakiet jego wad gratis, zalety wykształciłam sobie sama ;)

Między innymi marudna jestem po tacie :) ale poczucie humoru też mam po nim ;) 

Nie martwcie sie tata się na mnie nie gniewa wręcz mi odgryza żeby jakby oddał to sam by nie miał więc wolał zatrzymać je dla sebie ;) Fajnego mam tatę i mimo, że wnerwia mnie czasem tak, że mam ochotę wyjść i nie wrócić to dobre mam z nim stosunki i dobry to tata jest ;)

Dobra pomarudziłam pozrzędziłam, czas na uciechy :)

Dziś jest piątek tygodnia koniec i początek, uwielbiam piątki to poczucie mega luzu po pracy, to wyczekiwanie do 15:30 i wolność na dwa dni co prawda ale cieszy jak cholera.  

Wczoraj dostałam śliczną czerwoną różyczkę od męża mego, uwielbiam dostawać kwiaty od męża :) o tak o bez okazji bo mnie kocha, miłe to bardzo z jego strony.

Kolejna miła rzecz siedzę sobie spokojnie pję herbatkę bez pośpiechu, przerwałam sprzątanie łazienki by się herbatki napić w Waszym towarzystwie, za chwilkę dokończę łazienke, mąż napali w piecu i w ciepełku po wspólnej kolacji obejrzymy razem jakiś film może. W domu czyściutko, miło i przyjemnie, kocham piątki :)

Miłego weekendu Wam życzę odpocznijcie i zregenerujcie siły na kolejny tydzień :*

23 października 2014 , Komentarze (5)

Jest godzina prawie 14:30 za godzinę kończę pracę i jestem głodna, chce mi się spać i nic poza tym mi się nie chce. Mam jabłko w torebce - eureka :)

Już mi lepiej dobre jabłuszko, choć wciąż chce mi się jeść, chyba okres się zbliża coraz większymi krokami. Dziś zostawiam mój ukochany samochód u mechanika, mąż ma po mnie przyjechać. Musi mi próg wymienić bo podrdzewiał z lekka a może nawet i bardziej niż z lekka i przy okazji już opony mi wymieni na zimowe.

Pogoda paskudna, ciemno, zimno, mokro, jesiennie. A dziś mam w planach troszkę sprzątania, na pewno muszę ogarnąć łazienkę bo już błaga o litość, muszę zająć się też trochę powoli szafami, mam zamiar zrobić generalny przegląd i powywalać trochę rzeczy, ale czy jak wrócę do domu to będzie mi się chciało? Z tym jest najgorzej bo tak jak już pisałam, nic, ale to nic mi się nie chce.

Dziś mam na obiadek mięsko z piersi z kurczaka z kaszą i czosnkiem do tego surówka pycha mniam mniam. Już się nie mogę doczekać bo wciąż jestem głodna a jeszcze ten mechanik ehhh 

To przez to, że nie wzięłam dziś wszystkiego co mam zaplanowane w diecie - skleroza nie boli musiałam improwizować. Ogólnie słabo mi idzie wciąż chcę mi się słodkiego, chyba jestem uzależniona od czekolady, nie chyba tylko na pewno, ale uwierzcie mi staram się z całych sił walczyć ze sobą i nie podjadam ale nastawienie nie to co kilka lat temu.

Może dlatego, że mam męża, który kocha mnie taką jaka jestem i ciągle mi powtarza jaka to jestem dla niego piękna i seksowna, może gdyby mówił kobieto weź się ogarnij, schudnij to byłoby łatwiej walczyć ze słabościami. Ale kochany jest i kocha mnie i to najważniejsze a ja powoli małymi kroczkami będę się zmieniała, żeby nie dostał szoku, że o tak o z dnia na dzień 20 kg zrzuciłam :)

Apropo męża pogodziliśmy się, porozmawialiśmy oboje obiecaliśmy poprawę a czas pokaże jak to wyjdzie. 

Ile kcal ma jedna czekoladka merci?? Właśnie księgowa przyniosła i częstuje....

22 października 2014 , Komentarze (3)

Dwa miesiące po ślubie a chwilami mam takie okresy, że mam go dość, mam go serdecznie dość i najchętniej bym go wyrzuciła z domu ( to mniejsze zło) bądź udusiła (to większe zło). Ogólnie mój M. jest przecudnym człowiekiem, wrażliwym na krzywdę innych, pomocnym, dobrym i naprawdę nie żałuję, że za niego wyszłam mimo chwilowych kryzysów. Taki właśnie nastał...

Mój M. to straszny bałaganiarz, po prostu nic do niego nie dociera, wiecie, że nawet ciężko jest mu po ubraniu się bądź rozebraniu zamknąć szafę...przesuwaną!

Mi się to w głowie nie mieści, szafa lekko chodzi wystarczy lekko popchnąć i sama się zamknie, ale "co mi przeszkadza otwarta szafa?" No tak to wyjmijmy z niej drzwi bo po co one są?? Ja wiem to jest szczegół ale takich szczegółów doprowadzających mnie do furii jest więcej. Gdzie stoi i się rozbiera tam rzuci ubrania. I to nie jest tak, że po ślubie zaczęliśmy ze sobą mieszkać o nie, mieszkaliśmy ponad rok razem i ja cały czas tłumaczę, non stop proszę, rozmawiam i k.r.a jak grochem o ścianę!

Do tego stał się gderliwy jak ja gdy mam okres, o co go nie poproszę to musi marudzić i gderać, że aż nie mam ochoty go o nic więcej prosić, ale wiem, że odpuścić nie mogę bo jak zacznę sama wszystko robić to się zarobię na amen, zwłaszcza, że on często podkreśla  jak to trzeba żonie pomagać w dbaniu o dom. Pomaga nie powiem ale nagada się przy tym...

Ja wiem, że ja idealna nie jestem, ja wiem, że mam mnóstwo wad i że M. ma całą masę cierpliwości do mnie. Ale wczoraj ta szafa już kolejny raz wpędziła mnie w taką furię, dostałam takiego szału, że ściągnęłam go z podwórka, odciągnęłam od grabienia liści tylko po to żeby przyszedł i zamknął szafę. Wiem może i śmieszne ale na niego nic innego nie działa. Jak rozrzucał wszędzie swoją bieliznę to jedyną metodą, która poskutkowała było zwlekanie go z łóżka żeby łaskawie zaniósł je do kosza na pranie. Teraz już nie znajduję w przypadkowych miejscach bielizny wątpliwej świeżości.

Ufff musiałam się wygadać, bo wczoraj było ostro naprawdę pokłóciliśmy się bardzo, nie lubię takich kłótni choć wiem, że są potrzebne dziś emocje mi już trochę opadły. Wiem, że i on ma trochę racji, że ja też się zmieniłam, że stałam się wredna dla niego, muszę  o tym pomyśleć. Zawsze po takich kłótniach na drugi dzień siadaliśmy już na spokojnie i rozmawialiśmy już na spokojnie o tym co nas boli i co postaramy się w sobie zmienić mam nadzieję, że i dziś tak będzie, bo mimo wszystko kocham tego mojego bałaganiarza nad życie. Poza kilkoma małymi bałaganiarsko-gderalskimi wadami to dobry mąż. Nie pije alkoholu wcale bo nie lubi, nie pali, jest domatorem, nie włóczy się z kolegami, lubi prace w ogrodzie w zasadzie dzięki niemu i ja polubiłam te prace i cieszy mnie jak kwiatek, którego razem posialiśmy wyłazi z ziemi :) 

Dietki się trzymam, staram się przynajmniej oswajać ze zmianą nawyków, czasem wskoczy mi coś ponad program ale to już nie w takich ilościach jak kiedyś, że obżerałam się póki nie poczułam, że już mi niedobrze. Myślę, że powoli, powoli będzie mi szło co raz lepiej.

Mamy już całe AGD do kuchni teraz czekamy na szafki i w końcu będę mogła gotować. 

A lodówka to cud nad cudy jest taka śliczna, że oboje ją dzień w dzień oglądamy i dotykamy, fakt, że ledwo ją wnieśli i ledwo przeszła przez drzwi :) ale warto było, jestem nią zachwycona i nie żałuję wydanych pieniędzy. Mówię Wam jak ja już nie mogę się doczekać swojej własnej pięknej kuchni :)

Tymczasem kawa się kończy czas się brać za robotę dziś już dzięki Bogu okres nudy w pracy minął i mam sporo spraw do załatwienia. Miłego dzionka życzę Wam wszystkim :)

Gosia