Bardzo chciałabym schudnąć bo z każdym kilogramem więcej źle się czuję i moja samoocena spada. Chce być szczupła jak kiedyś i cieszyć się każdą chwilą...
Marzyła mi się sobota w łóżku...ale wstałam o 7 bo musiałam wyszykować syna na 8.15 do szkoły bo jechał z chórem na konkurs. Potem trzeba było córkę na 10 zawieźć na japoński i od razu pojechać po syna i zabrać go z chóru, ponieważ na 12 ma mecz piłki nożnej. Na szczęście w tym samym miejscu gdzie córka kończy zajęcia. Na konkursie fajnie ale zostali zdyskwalifikowani za podkład muzyczny.... Mecz, odebranie córki,obiad, uśpienie Małej, odebranie syna.Ale na tym nie koniec syn ma imprezę urodzinową u koleżanki na 15. Spokój plan wykonany.....jest 16 to może basen. Tak pojechaliśmy z córkami na basen ja popływałam 40 basenów...czuję się bosko i dietę trzymam. Zawsze jestem zaskoczona że tak super się czuję po wysiłku....trzeba częściej....
W piątek trzymałam się dzielnie diety byłam z siebie dumna. Dzień zapowiadał się w miare spokojnie...ale zadzwoniła dentystka ,że zmienia termin wizyty z 18.30 na 16.45 zgodziłam się. Odebrałam syna ze szkoły o 14.30 potem szybko obiad i na 15.50 zawiozłam na angielski bo miał ustny półroczny egzamin. Dzieci miały odpowiadać po 10 minut wiec postanowiłam poczekać na parkingu. I to był błąd....okazało się po 15 minutach siedzenia, że jest spore opóźnienie więc nie ma sensu czekać i zadzwoniła też do mnie starsza córka że Mała zasnęła u niej na biurku. Wróciłam do domu zestresowana ,że Mała jak teraz poszła spać to wieczorem będzie wypoczęta, że jak mocno opóźni się angielski to nie zdążymy do dentysty. Syn wyszedł z ustnego o 16.40 biegiem do dentysty a potem biegiem do domu bo Mała jak się zbudzi i mnie nie będzie to płacz na maksa. Udało się !!! W domu zmęczona i zestresowana pocieszyłam się czekoladą i to by było na tyle jeśli chodzi o moje postępy....Nie ma jak życie z 3 dzieci...
Dzień rozpoczął się fatalnie, trochę zaspałam a potem poszło lawinowo...syn zadzwonił jak tylko dotarł do szkoły że zapomniał identyfikatora oraz rekwizytów do przedstawienia. Jako dobra matka pojechałam i dostarczyłam ciągnąc ze sobą córkę 2. Niestety w szkole okazało się że dzisiaj potrzebne są łyżwy na wf więc czekała mnie kolejna wycieczka...Dobrze że rano zdążyłam zjeść moje dietetyczne śniadanie więc się dzielnie trzymałam. Potem tylko spacer, zakupy, sala zabaw i w końcu dom. Tu błyskawicznie zupa, usypianie. Wtedy dopiero poczułam wilczy głód. Zjadłam bardzo spóźnione drugie śniadanie ale nie pomogło. Zmęczona dojadłam trochę obiadu i dopchnęłam batonikiem....rozczarowana swoim zachowaniem założyłam ten pamiętnik mając nadzieję, że coś się zmieni i wytrwam....do jutra