Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zainteresowania- wszechstronne;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5702
Komentarzy: 46
Założony: 19 stycznia 2014
Ostatni wpis: 10 listopada 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Valkyriaa

kobieta, 30 lat, Włocławek

163 cm, 57.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 listopada 2014 , Komentarze (6)

Witajcie kochane:* Na początku chciałam podziękować Wam za to że zaglądacie i za wszystkie ciepłe słowa, jesteście super:*!

A u mnie od wczoraj troszkę lepiej, nie wiem czy to zasługa tabletek czy mojej motywacji ale jest lepiej:) miałam w ciągu dnia parę chwil załamania i czarnych myśli ale zaraz szybko się zbierałam do kupy co mnie bardzo cieszy:) Kalorii nie liczę w ogóle zamiast tego staram skupić się na samym wyglądzie jedzenia i jego objętości a to ma na mnie bardzo dobry wpływ, dzięki temu nie czuję się tak jak bym była w niewoli. A dzisiaj kiedy wróciłam do domu od mego lubego, w kuchni stało gotowane mięso z zupy które kocham;o Normalnie to rzuciła bym się na nie od razu ale dziś je obrałam i schowałam do lodówki żeby zjeść na śniadanie;o Może to głupie ale cieszę się i jestem z siebie dumna że pierwszy raz od dawna odmówiłam jedzeniu:D! Dzięki temu optymistycznie patrzę na jutrzejszy dzień i jestem pewniejsza że jeśli będę wypierała złe myśli to jutro może być równie dobre:*!

7 listopada 2014 , Komentarze (10)

Dzisiaj wstałam o 12 godzinie dlatego że wzięłam podwójną dawkę leku. Obudziłam się ale chciałam na siłę spać dalej... Jestem załamana moim zachowaniem... Czuję się jak psychol... Wstałam i od razu poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie owsiankę z 100ml mleka i 100ml wody + 5łyżek płatków, łyżeczka kakao i łyżeczka cynamonu. Zjadłam to płacząc. Minęła godzina poszłam znowu do kuchni. Nałożyłam sobie miseczkę bigosu. Zjadłam. Potem zjadłam drugą taką samą. I teraz siedzę i płaczę. Nie chce mi się żyć. Powtarzam to codziennie od prawie roku kiedy zaczął się ten koszmar. Nienawidzę siebie. Dzisiaj przypomniał mi się mój wygląd kiedy ważyłam 61kilo. Na myśl o tym robi mi się niedobrze i momentalnie kręci mi się w głowie po prostu odlatuje w oczach ciemność i te kołatanie serca jak bym miała dostać zawału. Marnuję sobie życie na własne życzenie. Przecież to takie proste, zacząć dbać o siebie, zacząć robić jakieś ćwiczenia przecież i tak na co dzień bardzo dużo chodzę marszem czasem nawet godzinę bez przerwy, zacząć zdrowo jeść. Ale nie mogę, nie potrafię...Czuję się nikim, najgorszym gównem... Za godzinę będę miała w końcu ten Seronil, nie mogę się doczekać kiedy połknę tą tabletkę...

6 listopada 2014 , Komentarze (8)

Witajcie kochane:) Dawno już nie pisałam gdyż w moim życiu w ostatnim czasie jest wiele zawirowań niestety wszystkie na tle jedzenia... Zacznę od tego że miesiąc temu podjęłam tą decyzję i udałam się do psychiatry. Diagnoza- depresja i zaburzenia odżywiania. W sumie to każdy by to zdiagnozował nawet nie będąc lekarzem:) Dostałam tabletki- Ketrel który jest dla mnie wybawieniem od nieprzespanych nocy i Abilify ale tych nie mogłam brać ze względu na straszne skutki uboczne między innymi mega czkawkę przez którą niemal się nie wykończyłam;o Także wczoraj byłam na drugiej wizycie i dostałam Seronil który ma podobno też obniżyć mi apetyt bo ten jak wiadomo mam nieposkromiony... A propos jedzenia to od tygodnia skończyłam z dietami 1200-1300kcal. Od 6dni jadłam 1500kcal co wydawało mi się naprawdę mega dużo ale najgorsze jest to w jaki sposób to jadłam... Śniadanie normalnie zjedzone (zawsze godzina około 10) na 400kcal (zazwyczaj było 250-300)  i co? Mało. Nie czułam satysfakcji mimo pełnego żołądka więc zjadłam też od razu obiad więc w ciągu godziny jadłam jakieś 1200kcal (zaznaczę że dopiero wtedy byłam nasycona) a potem jak przychodziłam do domu to dopiero o 19godzinie te 300 kalorii w postaci pieczywa z czymś tam... A wczoraj? Byłam u faceta i do godziny 19 zjadłam 800kcal i jak weszłam do domu to się rzuciłam na lodówkę i zjadłam...kilo spaghetti!!! Tak dokładnie kilo bo ważyłam michę przed i po..;o Mam obsesję na tym punkcie i wszystko dokładnie mierzę i liczę co szczerze mówiąc jest dla mnie uciążliwe ale nie mogę z tym skończyć:/ Tak więc wczoraj wieczorem dobiłam do jakichś 2500kalorii ale no ok stwierdziłam że od rana mało jadłam więc pewnie to było normalne że się rzuciłam na to żarcie... A dzisiaj rano? Zobaczyłam w szafce ciastka których nie jadłam półtora roku (od momentu rozpoczęcia "odchudzania" kiedy jeszcze ważyłam 61kg) a mianowicie ciasteczka Belvita (te niby "zdrowe") i zjadłam ich 10sztuk:/ to już około 600kcal:/ A potem już poleciało- buła z masłem, jabłko, kawał kiełby i mnóstwo innych podjadanych po kawałku rzeczy na których miałam mega ochotę a których sobie do niedawna odmawiałam... Tak więc dzisiaj już w tym momencie dobiłam do jakichś 1600kcal, kalorycznie może nie jest to jakiś kompuls ale płaczę nad tym że zjadłam to w godzinę czasu, byle jak, byle co a przecież mogłam sobie dzisiaj na cały dzień zaplanować ekstra menu :( Chciała bym jeść 3razy dziennie bo nie lubię więcej- jak są małe posiłki to one mnie nie satysfakcjonują a poza tym jem tak całe życie więc ciężko mi by było się przyzwyczaić inaczej... No ale jak na razie to zastanawia mnie powód moich rzutów na jedzenie... Najgorsze jest to że na co dzień jestem z tym sama, rodzina mnie nie rozumie a jak by tego było mało to jeszcze mnie dobija, jedynie facet mnie wspiera ale przecież on i tak nie wie dokładnie co przeżywam bo to zrozumieć może tylko ten kto ma lub miał podobnie:(

20 września 2014 , Komentarze (9)

Hej kochani;*

Dzisiaj już drugi dzień nie liczę kalorii i powiem Wam że jest ciężko... Wczoraj było nawet ok i byłam zadowolona ale dzisiaj? Podświadomie i tak to robiłam na dodatek kiedy zjadłam śniadanie po godzinie zaczęłam podjadać... I nawet nie umiem sobie odpowiedzieć z jakiego powodu zaczęłam po prostu poczułam przymus. Śniadanie zjadłam duże i sycące- bułka z jajkiem, masłem, szynką i trochę twarogu więc na pewno nie z powodu głodu... No a potem to już zaczęłam jeść ze złości na siebie że znowu to zrobiłam;( Więc postanowiłam- idę pobiegać! Pierwsze 2minuty truchtu- myślałam że ktoś mi wbił nóż w klatkę piersiową...ale ok...zaczęłam maszerować i tak na zmianę biegałam i maszerowałam 20minut. Wrażenia? Usiadłam na przystanki i zaczęłam płakać, serio, jestem teraz bardziej zdołowana niż byłam... Endorfinki...ta...sranie w banie... na mnie to nie działa a wręcz przeciwnie... to była katorga, tortura fizyczna i psychiczna... Czuje się do niczego..:(

Pytacie czemu chcę ważyć 50kg? Po prostu kiedy tyłam po ano i jak doszłam do tej wagi to czułam się w niej dobrze a teraz z perspektywy czasu i kolejnych kilku kg myślę że idealnie. Mam bardzo dziwną budowę ciała- góra chuda czyli ręce, ramiona, talia-brzuch-biodra praktycznie tej samej szerokości;o moja miednica jest tak wąska że po prostu wygląda to wręcz karykaturalnie... Nawet jak ważyłam 62 kg to nie znałam pojęcia "boczków", cały tłuszcz idzie mi w nogi;/ przy wadze 45kilo w łydkach miałam prawie 38cm... Więc teraz kiedy ważę te prawdopodobnie 54kg mam górę ciała ok szczuplutką bardzo drobną, zero bioder(taka już miednica:( ) no i nogi jak od innego ciała zupełnie, uda szersze niż tyłek i łydki już totalnie tragedia... Dlatego chcę schudnąć, żeby zeszło mi z tych nóg:( Jak ważyłam 50kg i tak były grubsze ale z ud ładnie ubyło i było na prawdę super... No ale musiałam to spiepszyć:(

19 września 2014 , Komentarze (13)

Witajcie kochani!

Dzisiaj jestem w totalnym dołku i postanowiłam że zacznę tutaj przelewać moje frustracje, wszystkie uczucia i dobre i złe, przemyślenia i wszystko inne co do głowy przyjdzie:) Nie wiem czy ktoś będzie tu zaglądał i czytał moje wypociny ale fajnie było by mieć w kimś wsparcie:( Zacznę może od tego że powiem coś o sobie a dokładniej moim problemie z jedzeniem. 2lata temu wpadłam w anoreksje- zaczęłam się "odchudzać" z wagą 61kg przy 164cm wzrostu. Nie miałam zielonego pojęcia o odchudzaniu ale byłam już sfrustrowana moją wagą, nigdy nie byłam szczuplutka i było to moim marzeniem więc postanowiłam to spełnić. Jadłam codziennie praktycznie to samo- chleb razowy z jogurcikami owocowymi i tak w półtora miesiąca schudłam do 48kilo. Oczywiście brak miesiączki, wypadające włosy, ciągłe zmęczenie i inne objawy tego typu. W końcu po interwencji mojej rodziny, tysiącach kłótni i płaczów zmusili mnie do jedzenia i tak zaczęła się moja przygoda z kompulsami... Waga rosła w górę a ja wpadłam w depresje... Z każdym gramem przyrostu tkanki tłuszczowej byłam coraz bardziej sfrustrowana i w efekcie wpadałam w jedzenie i jadłam do bólu, do momentu w którym nie mogłam złapać oddechu, kiedy nie mogłam nawet powiedzieć słowa bo tak wszystko bolało... Powoli zaczęłam z tym walczyć i na dzień dzisiejszy po prostu nie umiem jeść. Moja waga? Nie ważyłam się już od ponad miesiąca z czystego strachu. Boje się że wejdę na wagę a tam będzie znowu więcej. Ostatnim razem kiedy się ważyłam było 52,7kg. Wiem- nie dużo, ale moim celem jest ważyć równe 50kg i ani grama więcej, i tak- mniej też nie. Nie chcę się wychudzić jak kiedyś. Chcę po prostu ważyć wymarzone 50kg... Myślę że teraz mogę ważyć koło 54 ale nie mam pojęcia i nie chcę tego sprawdzać bo się załamię... Staram się na co dzień jeść po 1400kcal i liczę każdą kalorię nawet z plasterka pomidora którego ważę i wszystko zapisuję i rozkładam na BTW. Ale przychodzą takie dni jak teraz kiedy patrzę w lustro i widzę że nie jestem taka jak bym chciała i po prostu krew mnie zalewa, wpadam w płacz i depresję i idę a raczej biegnę jeść i pochłaniam wszystko w amoku... Na szczęście umiem to jakoś przerwać i to już jest sukces. Dzisiaj zjadłam 2000kcal i mam wrażenie że już się rozrastam na boki...Staram się jak mogę dostarczyć codziennie po 50g tłuszczu i 50g białka i jakoś mi się to udaje ale ja już jestem tym zmęczona, codzienne skrupulatne liczenie kalorii już mnie przytłacza i wykańcza... Więc postanowiłam, jutro nie policzę żadnej kalorii, będę po prostu jadła na oko. Nie wiem co z tego wyjdzie ale myślę że w ten sposób nie pokryję BTW, zapewne węgli będzie najwięcej... Ale trudno po prostu muszę odpocząć bo już mnie to wykańcza, czuję się jak w klatce, jak bym była w labiryncie bez wyjścia. Więc może dzień bez żadnej cyfry z jedzenia będzie dla mnie ucieczką i może da mi to jakieś ukojenie, mam nadzieję!:(