Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wspólne życie = wspólne tycie. Jestem żywym przykładem tego powiedzonka. Mieszkam z moim facetem dopiero rok a już utyłam około 7 kg. Do tego dochodzi siedząca praca, mniej ruchu i tragedia murowana. Co mnie skłoniło do odchudzania? Lustro i jeansy, w które już się nie mieszczę.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5897
Komentarzy: 90
Założony: 1 kwietnia 2014
Ostatni wpis: 13 listopada 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
katarynka_89

kobieta, 35 lat, Kraków

164 cm, 70.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

100 minut na rowerku przejechane! Brzuszki zrobione, pajacyki i wymachy nogami również ;P Dieta też całkiem całkiem. We wtorek pomiary :D

5 kwietnia 2014 , Komentarze (3)

Nie wytrzymałam i zważyłam się. Waga pokazała 67,5 kg. Przesunęłam ją metr dalej (ta sama podłoga, panele) i pokazała 69 kg. Jak to interpretować? Niby miała być taka precyzyjna, pokazywać z dokładnością do 0,1 kg a tymczasem ona pokazuje co chce. Którą wagę przyjmować za prawdziwą? Zważyłam się potem jeszcze kilka razy, tańcząc z wagą po całym pokoju i pokazywała zazwyczaj 67,5/67,6 kg. No ale 69 też się trafiało. Da się taką wagę jakoś ustawić? No bo jednak prawie 2 kg robi dużą różnicę...

A poza tym męczą mnie zakwasy. Ostatnio napisałam, że idę biegać... no i poszłam. Wprawdzie nie z lubym, bo luby wymówił się oglądaniem meczu i nie na błonia a na pobliskie uliczki, ale dałam sobie wycisk. W zasadzie jestem z siebie całkiem zadowolona. Kiedy rok temu zaczynałam przygodę z bieganiem na początku byłam w stanie wytrzymać max. 5 no może 10 minut. Mialam problem z oddychaniem, za szybko rozpoczynałam bieg i trochę mi zajęło zanim mogłam biec bez przerwy przez pół godziny. Teraz wytrzymalam 20 minut spokojnego truchtu. Chyba to zasługa codziennej jazdy na rowerku :D No ale coś za coś. Kolejnego dnia miałam takie zakwasy, że ledwo wstałam z łóżka. W dodatku aby dotrzeć do pracy musiałam iść prężnie pół godziny w tenisówkach, bo odjechał mi autobus a kolejny był za niespełna godzinę. Nadal mam zakwasy, ale już mniejsze. Wczoraj już dałam radę wdrapać się na rowerek stacjonarny i spokojnie pojeździć przez godzinę na 2 i 3 obciążeniu. Dzisiaj w planach mam kolejne bieganie i rowerek.

Na śniadanie zjadłam serek wiejski z sałatą i pomidorem, na obiad kaszę gryczaną z kurczakiem i pieczarkami. Znośne. 

Wypiłam dwie kawy z cukrem :( możecie mnie łajać do woli. 

2 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

postanowiłam ograniczać, ale nie daję rady. 

2 kwietnia 2014 , Skomentuj

Odkąd wstałam mam ochotę wskoczyć na wagę - tak jakby od wczoraj miało się wiele zmienić. Mam w planie ważyć się i mierzyć raz w tygodniu... ale kusi, oj kusi. 

Na śniadanko zjadłam serek wiejski z rukolą, wkrótce będzie jabłuszko ;) A wieczorem mam nadzieję pohasać sobie na krakowskich błoniach z moim Lubym. Jemu też brzuchol rośnie, tak się nam w tej miłości powodzi. Jestem w szoku, bo zmierzyłam się w talii i mi wyszło 90 cm... wizualnie wyglądam (chyba) na trochę mniej. A jeszcze w liceum miałam 60 parę cm w talii <rozmarzona>. 

Planuję zakup hantli 1 kg albo 1,5 kg. Zastanawiam się, które lepsze... Boję się, że przy 1,5 kg wyrobię sobie bicepsiory za bardzo. Jak myślicie? Potrzebuję ich do ćwiczeń z Jilian, które sobie obejrzałam i które mi się bardzo spodobały.

1 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

01.04.2014

Mniej więcej od miesiąca jestem na diecie. Nie jem słodyczy, nie piję pepsi, ograniczam chleb... no i codziennie jeżdżę minimum 60 min. na rowerku stacjonarnym. Nie wiem, czego ja się spodziewałam... ale kiedy dzisiaj rozpakowałam moją wagę byłam na tyle pewna siebie, że wgramoliłam się na nią w grubaśnym szlafroku i równie ciężkawych spodniach od piżamy. Naiwniara. Myślałam, że zobaczę 64, no, maksymalnie 65 kg. A tu wybiło 71,5. Zeskoczyłam z wagi jak oparzona. Zrzuciłam ciuchy i spróbowałam w wersji na golasa. Lepiej - 69,1 kg. No ale i tak katastrofa. W końcu w święta Bożego Narodzenia bez diety i ćwiczeń ważyłam 65 kg. Fakt, że po świętach wstąpił we mnie demon i przez jakieś 2 miesiące pochłaniałam nieludzkie ilości pożywienia, ale i tak jestem w szoku. Przez 3 miesiące przytyłam prawie 5 kg. Dość tego. 

90 minut na rowerku, brzuszki różnorakie i rozciąganie

Mam nadzieję, że jutro wybiorę się w końcu biegać.