Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rinnelis

kobieta, 41 lat,

160 cm, 81.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 stycznia 2017 , Komentarze (3)

Bycie w domu zdecydowanie mi nie służy. Mam wrażenie jakbym puchła, ale to pewnie wina dzisiejszej zupy. Czuję się jakbym miała balon zamiast brzucha ;/

Zjadłam: serek wiejski z pomidorami i cebulą, 2 kromki chleba z musztardą i wędliną, barszcz czerwony z fasolą, bobem i pieczonymi ziemniakami (balon!!), kromkę chleba z masłem orzechowym - jakimś takim mega naturalnym, bez soli, bez cukru, bez oleju palmowego, kawałek pomelo, pół kotleta mielonego, 1/2 grześka bez czekolady. 

Upiekłam dziś pierś z kurczaka z musztardą francuską, ale jej nie zjadłam, bo zupa była o 16 i tak się nią najadłam, że już więcej nie chciałam.

Zrobiłam jeszcze dzisiaj pieczarki duszone z fasolą szparagową i koncentratem pomidorowym. Jutro to zamrożę i później będę wyciągała do pracy.

17 stycznia 2017 , Skomentuj

Wczoraj położyłam się o 21.30. Myślałam, że poczytam jeszcze książkę, bo przecież wcześnie. Po 5 minutach spałam. Obudziłam się przed 23 otumaniona jakaś taka (i głodna). Wstałam, łazienka i z powrotem do łóżka. A rano wcale nie czułam jakbym spała zbyt długo.

Dziś zjadłam: bułkę z twarożkiem i wędliną, banana, barszcz z fasolą i bobem (a bobu bez zupy to zjadłam chyba ze dwie garście) i makaron z sosem (mięso mielone, fasola, groszek zielony, marchewka, pietruszka, pomidory krojone, kukurydza, cebula, czosnek i słoik cukinii z papryką [w lecie dusiłam i w słoiki wkładałam]). Ile to może być kcal? A ja wiem, na oko wydaje mi się, że mieszczę się w 1800kcal. 

Sprawdziłam i mniej więcej mam 1600 kcal za sobą. Nie liczę tego na co dzień, bo nie mam czasu. W sumie po takim czasie walki z wagą, wiem, że pomaga mi dieta: MŻ, BS, RŻSWK (mniej żreć, bez słodkiego, ruszże się w końcu). I mogę jeść w miarę normalnie a i tak będzie spadać. Np ten mój sos dzisiejszy do makaronu, wyszło mi, że w 100g miał 70kcal - niby mięso z szynki, masła trochę, no ale dwa słoiki pomidorów krojonych i słoik lecza robią swoje. Nie dodaję żadnej mąki, śmietany, sera ani nic. Mam teraz pół gara sosu, który jutro będę zamrażała, tak żeby później tylko jakaś kaszę, makaron itp dogotować i zjeść w pracy. Jutro będę robiła następny sos, tylko jeszcze nie wiem z czego. Mam w sumie szpinak w domu mrożony, ale co do niego? Pierś z kurczaka? A może pierś, por, pieczarki? Tylko pomidory do tego nie pasują :D A pomidory robią u mnie za "sosowatość" :) Chyba, że udusić pierś z porem i pieczarkami, zamrozić a później rozmrozić i wymieszać z jogurtem i taki sos. Trzeba to przemyśleć.

16 stycznia 2017 , Komentarze (2)

Pierwszy dzień praktyk za mną. Było fajnie. Dzieci ogólnie chyba polubiłam - nie tylko te konkretne, ale ogólnie dzieci jako dzieci. 

Zjadłam dziś: bułkę wieloziarnistą z masłem i wędliną drobiową, do tego trochę sałatki ze słoika (ogórki w pomidorach), muffinkę drożdżową z serem (domowa), rosół z kaszą jaglaną, makaron pełnoziarnisty z takim jakby leczo i kawałkiem piersi z kurczaka, pomelo. 

Mało piłam.

Teraz biorę się do roboty. Odgruzować muszę pokój, bo to co się w nim dzieje to jakaś porażka :D

15 stycznia 2017 , Komentarze (5)

Ciężkie jest życie student po 30. Tym bardziej gdy student wybierze się do biblioteki i książek nabierze, które to książki mają powiększyć jego wiedzę. Na razie to mi tylko powiększały prawdopodobieństwo wypadnięcia dysku. Ja wiedziałam, że kupienie sobie dużej torebki to błąd. Bo pakuję w nią co się da a później mam wrażenie, że nie doniosę jej do domu :) No ale wiedza leży już na biurku i teraz patrzę na nią i zbieram siły by się z nią zmierzyć.

Zjadłam: kanapkę z wędliną drobiową rano, bułkę z dynią z wędliną w szkole, frytki, loda i rosół. Aha.

14 stycznia 2017 , Komentarze (3)

Padam dziś na twarz.  12h poza domem. A ja, nie wiem czemu nie mogę spać i budzę się np o 5, chociaż spokojnie do 7 mogłabym pospać. W sumie mam swoją teorię, czemu się budzę, ale nie wchodzę w ten temat.

Zjadłam dziś: plasterek kiełbasy w domu, w szkole: kanapkę ("przytulaną", więc dwie kromki) z chleba żytniego z masłem i wędliną, dwie mandarynki i batonika. Po powrocie do domu dwa kotlety mielone, 2 ziemniaki i 4 ogórki kiszone, muffinkę drożdżową i kawałek pomelo. Do tego szklanka wody, pół szklanki pepsi i teraz mam herbatę ciepłą. Mało picia. Jak wypiłam tę pepsi, to od razu zaczęła mnie skóra swędzieć i zmierzyłam sobie cukier - wywalony w kosmos. Biorę poprawkę na to, że to zaraz po obiedzie, ale pepsi raczej już wolę nie pić jak mnie tak ma swędzieć. A jak sie podrapię to wyskakują mi bąble. No nic, trzeba mieć na uwadze to, że nie robię się coraz młodsza to i problemy się zaczynają. :D

A ogólnie jest ok. Rano tak sobie leżę i staram się spać. Zajrzałam na zegarek, była 6.10. Z chwilkę słyszę, że bije zegar na wieży kościelnej w sąsiedniej wsi. Myślę: aha, 6.15, ale nie dawało mi spokoju to, że on zadzwonił dwa razy a na kwadrans po bije tylko raz. Może się przesłyszałam. W końcu czas był na wstanie, to wstałam, ubieram się i włączyłam lapka, żeby coś tam sprawdzić, ja się patrzę a tu za minutę 7!!! Nie wiem jakim cudem zegarek w telefonie sam mi się przestawił. Dobrze, że się w miarę ogarnęłam i zdążyłam na pociąg. 

Jest ok.

Jest ok.

Jest ok.

W końcu w to uwierzę.

Aha, spodnie mogę sobie ściągnąć bez rozpinania. Boję się, że to ten etap kiedy 46 są jeszcze za małe a 48 już za luźne. ;/ (jaram się jak nie wiem a przecież 46 to rozmiar wielki!!! Magda jesteś wielka.)

13 stycznia 2017 , Komentarze (3)

czyżby to piątek 13-go? Czyżby to pech? Czyżby to niewiadomoco? 

A guzik!

Waga pokazała dziś 90 kg, tak więc jakby udało mi się osiągnąć to co chciałam - na ten moment. Zastanowię się, co sobie kupię w prezencie na tę okoliczność.

I wyznaczę sobie nowy cel. I będę tuptać do niego powolutku albo szybko, jak mi będzie pasowało, byleby tylko ciągle spadała waga.

Jeszcze tylko jutro do szkoły i od poniedziałku urlop. Całe 4 dni, które spędzę w szkole podstawowej na praktykach. Ech życie studenta po 30 :D

Dziś na śniadanie zjadłam owsiankę z bananem, jabłkami, cynamonem i kefirem. Obiad w pracy to kanapki z bułki wieloziarnistej z serem żółtym i marynowane pieczarki (pyszne były, kwaśne takie ), w domu zjadłam zupę. I to raczej koniec na dziś. A jeszcze kostka czekolady gorzkiej 90%, bo uśmiechała się do mnie a taka kostka tak zalepia buzię, że więcej nie potrzeba jeść. :)

12 stycznia 2017 , Komentarze (2)

Drogi nieuczęszczane zarastają. Wczoraj odgruzowałam jedną z nich. A zarosła bo... bo tak. 

Dziś mija 4 dzień totalnej ciszy. Najgorsze są wieczory, kiedy jeszcze nie śpię a już nic nie robię. Wiem, że to wszystko bez sensu już chyba jest, ale jeszcze ostatnie niedobitki nadziei gdzieś tam podskakują. Chyba trzeba młotkiem je wybić, żeby się nie łudzić.

Jedzenie dzisiejsze nie powala: bułka z masłem, wędliną i serem, na obiad ziemniaki, duszony schab i gotowane buraczki i surówka z marchewki, batonik, 4 mandarynki (po obiedzie byłam objedzona), wróciłam do domu i zjadłam zupę a później dwa ziemniaki, pół pieczonego udka z kurczaka i surówkę z kapusty kiszonej. Zjadam dwa obiady! Albo muszę jeść w pracy tylko obiad a w domu jakąś sałatkę albo w pracy sałatkę a w domu obiad. Ale chyba lepiej w pracy obiad, żeby później w domu zjeść coś lżejszego (a jak wracam to i tak jestem głodna, że omg). I znów widzę, że mi rośnie tu i tam. Ech. Zamiast siedzieć i myśleć mogłabym sie poruszać i iść spać.

10 stycznia 2017 , Komentarze (4)

dziś krótko, bo nie ma w sumie o czym pisać. 

Jedzenie nadal nie ogarnięte. Czemuż nie mam wróżki matki chrzestnej, która by mi ugotowała dobre jedzenie a później zagoniła do ćwiczeń? Już bym patyczek była a tak to pień. Wielki gruby pniak. Ale... nie mogę tak mówić, bo trudno, taka jestem na razie - pniakowata, ale przecież jestem człowiekiem. Jak mam się nie dać innym dołować siebie, skoro ja sama tak się dołuję? Sama siebie wpędzam w złe myśli o sobie samej. A u mnie taki dołek jest zajadany, czyli powstaje błędne koło. Postanawiam, że tak powoli, małymi kroczkami zmienię myślenie o sobie (ale postaram się, by nie poszło ono w stronę poddania się tłuszczowi i zaakceptowania go i uważania za część mnie), bo pod tym tłuszczem może i jestem fajna. Może. 

9 stycznia 2017 , Komentarze (2)

Pierwszy dzień w pracy po l4 uważam za udany. Dzieci się ucieszyły, że mnie widzą - niektóre, ja się ucieszyłam, że widzę je. I tak 8h minęło jak z bicza strzelił. 

Wczoraj wieczorem już prawie spałam, ale zadzwonił kolega i tak mi godzinka pyknęła nie wiem kiedy. Boże, jak ja się cieszę, że są ludzie, którzy widzą we mnie coś więcej niż widzę ja. I którzy słownie potrząsną i nakażą ogarnięcie się. Jednocześnie rozumiejąc mój problem. Dodatkowo nie silił się na pocieszenie typu: wszystko będzie dobrze, które tak naprawdę jest najgorszym co może być, bo mi jest źle teraz, w tym momencie a nie w przyszłości. Tak podbudowana i mająca poczucie wsparcia przeżywam sobie ten dzień.

Mało tego, w ramach zmian noworocznych, których nie planowałam, nie robiłam postanowień napisałam wczoraj do koleżanki (kiedyś można było nazwać to przyjaźnią, ale ja psuję wszystkie relacje międzyludzkie na potęgę i kontakt się urwał), po jakichś 4 latach nieodzywania się. Jednak jak się zawezmę to potrafię milczeć ;)

I po prostu szczęka mi opadła. Moja droga K. jest w Chinach! Dalej nie mogła wyjechać chyba :D Ale, ale... to kolejna zmiana, jesteśmy umówione na spotkanie, bo teraz przylatuje na miesiąc. I spotkam się z nią. Bez kombinowania, szukania wymówek - bo tak własnie robiłam. Sama nie wiem czemu. A może wiem. Może to brak akceptowania siebie i kompleks tego co ludzie pomyślą o mnie zmieszany z moim przeświadczeniem, że albo dostaję wszystko albo nic. Przecież tak się nie da. Czas wyjść do ludzi. Najpierw do tych, których znam a później to się zobaczy. Nic nie planuję, samo wyjdzie. 

Przecież ja dziwadło jestem takie. Moja druga koleżanka (K i ja i ona chodziłyśmy razem do liceum a po liceum, już na studiach też widywałyśmy się często) ma już dwójkę dzieci a ja ich nawet nie widziałam, bo nie. Rozumiecie to? Bo ja już przestaję. Może ja miałam opóźniony proces dojrzewania i teraz zaczynam dopiero myśleć jak człowiek dorosły? I teraz dopiero rozumiem, ze to że czasem odwołane spotkanie nie oznacza, że ktoś już w ogóle nie chce mieć ze mną nic do czynienia, tylko po prostu tak wyszło. 

Czy ja bredzę bez ładu i składu? Tak się staram przenieść na papier swoje przemyślenia, bo jak piszę i czytam to później, to jakoś mi się to w głowie zaczyna układać. Straszne historie stają się nagle strasznymi histeriami, z których pozostaje się tylko śmiać. 

Czy dzisiaj było dietetycznie. Nie. Na śniadanie (9) zjadłam pół drożdżówki z kruszonką i taką ilością lukru, że głowa boli. Na "obiad" w pracy zjadłam bułkę z szynką wędzoną (domową) i pojemnik surówki i drugą połówkę bułki (okolice 13) i na obiad (19) michę rosołu z makaronem, paprykę ze słoika, mięso z indyka i kromkę chleba z masłem. I kawałek pomelo. Jestem dobita. Za mało konkretów w ciągu dnia, za dużo jedzenia na wieczór. Dobrze, że spać jeszcze nie idę, to może mi się to trochę ułoży wszystko. 

8 stycznia 2017 , Komentarze (5)

Wstałam. Niewyspana, bo do późna siedziałam i robiłam RZECZY. I teraz dalej je robię. 

Jak mi nie wychodzi w relacjach międzyludzkich, to może chociaż szkołę skończę. A co tam... Nauczę się jak się dziećmi zajmować. Cudzymi, skoro na własne się nie zanosi.

Ale nie wchodzę na tę drogę. Nie, nie, nie...Nie! Bo tylko postawię na niej stopę to okaże się, że oczy mi się pocą. Boże, niech to będą hormony!

Dziś na liście 24h radości/szczęscia, czyli Pharrell Williams i Happy.

Z jedzenia na śniadanie kanapka z masłem i jajkiem. Już jestem głodna, ale zaczekam na obiad. Później rosół, ziemniaki, mięso i kapusta kiszona. A później to nie wiem. Woda i energia z kosmosu. :D