Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rinnelis

kobieta, 41 lat,

160 cm, 81.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 stycznia 2017 , Komentarze (6)

Sobota i po sobocie. Miałam tyle zrobić, ostatecznie rozgrzebałam jedną rzecz i teraz leży na podłodze i szczerzy na mnie kły a ja powtarzam sobie ciągle, że później, później, mam czas. Na wszystko mam czas. Akurat. :)

Dziś na tapecie cały dzień Myslovitz, raczej starszy niż teraźniejszy. Och jak to pomaga, rozdrapywać rany, taplać się w nieszczęściu swoim, oblewać się polewą depresji i doła. 

Tak do mnie dotarło, że to już 7 lat minęło od ostatniej takiej akcji. Takiej akcji, czyli utraty przeze mnie czujności i zaufaniu, że nie stanie mi się krzywda. No i proszę, takie moje siedmiolatki. Wychodzi na to, że teraz przez jakieś dwa lata będę przeżuwać swoje nieszczęście a później to już jakoś będzie. 

A jak czasu będę miała więcej to bajkę napiszę, "Bajka o ostatniej głupiej".

Wiem, że smęcę, że powinnam się skupić na tym w jaki sposób pozbywam się kilogramów nadprogramowych. Przyznaję się, nie pozbywam się ich w sposób aktywny. A dziś to nawet w sposób nieaktywny też nie. Słodkie zjadam aż mi niemiło. Czy to poprawia mi nastrój? Na chwilę. 

Od poniedziałku praca, więc nie będę miała czasu na myślenie zbyt intensywne.

6 stycznia 2017 , Komentarze (1)

a na dobicie się dzisiejszego wieczoru dj ja zorganizował wieczór smętnych piosenek. Same dołujące hity.

6 stycznia 2017 , Komentarze (2)

Coś mnie nienawidzi na tym świecie. I to mocno. No bo jak to może być, dopadłą mnie zaraza, bolał mnie żołądek przez kilka dni i jak już myślałam, że koniec, to dziś nadeszła @. Bez przytupów i orkiestry, ale za to z macicą gimnastyczką. Ja nie ćwiczę, to chociaż moje narządy wewnętrzne. ;)

I w sumie już wiem skąd parcie na czekoladę, której nie wolno mi było jeść i ogólny nastrój "jestem do bani" i galopująca pryszczyca. Nadal jestem do bani, ale czekolady już mi się nie chce :D Pryszcze zostały.

W nocy nie spałam, bo czytałam książkę. "Dożywocie" Marty Kisiel. W końcu na siłę odstawiłam i poszłam spać, bo nie mogłam pohamować śmiechu. Jak ktoś chce się oderwać i coś przyjemnego przeczytać to polecam - chociaż jak wiadomo, co podoba się jednemu, niekoniecznie podpasuje drugiemu :)

Podsumowując dzisiejszy dzień: nie jest mi dobrze, zasadniczo to jest mi źle. Robię rzeczy do szkoły, przynajmniej staram się robić ale gdzieś tam ciągle czekam i czekam. I nic. 

5 stycznia 2017 , Komentarze (2)

Problemy z żołądkiem i przyległościami minęły. Chociaż dzisiaj w nocy nie było dobrze, bo wieczorem byłam już taka głodna, że zjadłam miskę zupy (barszcz biały z torebki, z jajkiem, ziemniakami, kiełbasą wędzoną - ja jadłam bez kiełbasy, ale przecież to wszystko przeszło do zupy) i była ona raczej za ciężka dla mojego biednego żołądka. 

Ostatni dzień zwolnienia dzisiaj. Mam masakrę w szkole, nie wiem w co mam wsadzić ręce, więc... NIE ROBIĘ NIC. Będzie płacz.

Tak się zastanawiam, gdzie podziała się harda ja? Ta, która na słowo "upierdliwa" zareagowałaby krótkim (i brzydkim) s.....j (normalnie jestem kobieta spokojna i nie używająca słów brzydkich, jak się chcę wyrazić dosadnie to wtedy się pojawiają słowa takie), ta, która otrzymawszy odpowiedź: "wdupizm pełną gębą" zareagowałaby krótkim s....j? Co się ze mną stało? Kiedy zrobiłam się taka rozmemłana i bojąca się odejścia ludzi? Nie chcesz , to nie. I już. Idź sobie, nie psuj mi nastroju, skoro teraz właśnie wszystko zaczęło ci przeszkadzać.

A ja się zastanawiam, myślę (na szczęście nie piszę) i zaczynam obwiniać siebie, że to ze mną jest coś nie tak. Jasne, że nie mam najłatwiejszego charakteru i bywam przykra, ale staram się poprawić, ciężko to idzie a czasami w ogóle nie wychodzi. 

Może powinnam zacząć myśleć, że nikt tu nie jest winny, tylko tak czasem jest.

3 stycznia 2017 , Komentarze (1)

I nie mówiłam, że to dieta cud? Dziś na wadze 89,9kg. No cud! 

Rano obudziłam się z wielką pustką w żołądku. Bardzo było tam pusto. Ale w sumie w nocy większych rewelacji nie było.  I dobrze. Wykupiłam przepisane przez lekarza środki.

Wypiłam pierwszy. JESTEM ZDROWA! Piję drugi. WIĘCEJ CHOROWAĆ NIE BĘDĘ!!! Jakie to wszystko okropne. Piłam to wszystko w wc, żeby w razie czego... I patrzyłam w lustro i w końcu powiedziałam: 5 miliardów bakterii nie może się mylić i wypiłam. Lekarstwa nie mogą być smaczne, bo za często byśmy je brali. Ale błagam...

Kiedyś była taka witamina C w żółtych skorupkach, takich błyszczących. Nigdy długo w domu nie poleżała, bo zawsze wyjedliśmy. Zewnętrzna warstwa była słodka a środek taki kwaśny... może dlatego nie mogę znaleźć teraz takiej witaminy, bo bym ją wyjadła^^

Dostałam dziś maila od babeczki ze szkoły w sprawie zaliczenia przedmiotu: praca na MINIMUM 5 stron czcionką 12. Ja chyba za głupia jestem na tę szkołę. Książki z podanej literatury po 400 stron. Nie zna mnie a już mnie chyba nienawidzi :D

Zjadłam dziś rogala na śniadanie, chrupki, paluszki, pepsi i trochę rosołu z kaszą jaglaną. Żyję, czyli nie było źle. 

2 stycznia 2017 , Komentarze (2)

UWAGA UWAGA!!

Oto moja recepta na trzymanie diety - zaszczep sobie rotawirusa i odechce ci się jeść. Przetestowane.

Od dziś mam l4, bo dopadł mnie paradoks - będę obrzydliwa teraz - i często i rzadko.

Leżę teraz w łóżku, oglądam filmy jakie są. Trochę poryczałam (mam serce złamane, przez kogoś, kogo tak naprawdę nie znałam, ale jednak 8 lat wirtualnej znajomości wytworzyło pewną więź. Nic to, trzeba będzie to przeżyć i iść dalej). Zjadłam trochę paluszków, chrupkę kukurydzianą, wypiłam pepsi, zjadłam tabletki i czekam aż mi się wszystko uspokoi. Nawet termofor sobie wzięłam, bo mam wrażenie, że jak sobie brzuch ogrzeję, to mniej boli (a może smalec się wytopi? ^^)

Zrobię sobie ciepłej herbaty, zjem resztę tabletek i zobaczymy co będzie.

Oczywiście nie namawiam do robienia głupich rzeczy, wystarczy się ogarnąć :)

1 stycznia 2017 , Komentarze (6)

W dniu tak wspaniałym nie sposób podjąć próby ogarnięcia roku, który się skończył.

Czego nie udało mi się zrobić:

- nie schudłam do moich wymarzonych 60kg

- nie znalazłam kandydata na męża

- nie wyszłam za mąż

- nie mam dzieci

- słyszę jak tyka mi zegar i tyka i tyka...coraz głośniej

Co udało mi się zrobić:

- schudłam - niby 12,5kg - to różnica między wagą wyjściową a obecną a w międzyczasie waga rosła i spadała i rosła, więc kilogramów z którymi walczyłam było więcej.

- poszłam do szkoły

- znalazłam "etatową" pracę

- odkryłam, że samo jedzenie bez ruchu to nic - niby to wiedziałam, ale teraz to widzę i nie są to ćwiczenia, to po prostu wyjście z domu

Co zaplanowałam: jak napiszę, że nic, to skłamię. Ale umyśliłam sobie, że nauczę się tańczyć walca (najpierw przestanę być kulą :D ), za każdym razem jak słyszę walca to mi się marzenie takie włącza. Marzenie mam, marzenie mam... A co do innych rzeczy - pożyjemy zobaczymy :)

A ogólnie to mam dzisiaj dzień doła i będę leżeć i czekać na nic. O!

A i wagę mam najniższą od dwóch lat. 

26 listopada 2016 , Komentarze (3)

Po miesiącu waga spadła o 1,9kg. 2 kg w miesiąc jak to mało...niby... ale jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jem wszystko (czasami nawet za dużo), tylko ruszam się więcej, duuuuuuużo więcej, to jest ok. Przynajmniej dla mnie. Grunt, że spada, a, że wolno to trudno (powtarzam się). Znaczny spadek zanotowałam w rejonach: talia (5cm), brzuch (11cm), biodra (5cm) - jeszcze lepiej. W innych miejscach spadki są mniejsze, ale i tak cieszą :)

Ogólnie to nie mam czasu pisać tutaj, ale czytam :)

i tak mnie rozbawiło:

27 października 2016 , Komentarze (2)

Waga raczej spada. Powoli, ospale, jak żółw, ale spada. Muszę ogarnąć jedzenie w pracy, bo zjadam np bułkę z jogurtem i grześka, albo mam obiad z domu i grześka. Albo 3bita, w każdym bądź razie muszę mieć coś słodkiego, bo nie wytrzymam.

A teraz wróciłam do domu, później niż powinnam, bo w wyniku spóźnienia autobusu (15minut) spóźniłam się na pociąg i godzinę kwitłam na stacji bez poczekalni i było zimno. Jak było zimno. A jak wróciłam to zjadłam makaron z sosem, ryż z sosem a resztę zapakowałam na jutro na obiad. 

Grunt, że waga spada. Ruch mam, jedzenie jako takie jest. Teraz maraton, bo praca, w weekend szkoła, w poniedziałek do pracy. Dobrze, ze chociaż wtorek wolny a później tylko 3 dni i znów weekend. :)

23 października 2016 , Komentarze (1)

Podjaranie lekko spadło w niedzielę rano ;) Bo waga nie pokazała tego, co pokazała w czwartek (92,8), tylko równe 94 kg. Ale dlaczego? Dlaczego? Bo tak! I nie ma co płakać, tylko powoli i spokojnie, z głową i bez nerwów powoli zdążać do celu. Teraz moim celem jest 90kg. Tak sobie ustawiam to co 5, żeby się nie dołować, że to jeszcze tyyyyyyyyyyle. 

Z obwodów to spadło mi w talii (mierzę w najwęższym miejscu a zaraz poniżej tego miejsca mam WAŁ!!! - śmiesznie to wygląda), w brzuchu (ale i tak za mało, mogłoby z 10cm), w biodrach  (tutaj mama już powiedziała, że widać, że mi tyłek zmalał) i uda (to widzę i ja) i łydki :D Ogólnie to -9cm (tak, ja się tym cieszę, bo mi wolno ;) )

Jem wszystko, jem mniej, mam więcej ruchu (do samej pracy żeby dojść to km w jedną stronę, później spacer z dziećmi, zabawy itp - albo się łudzę :D )

Podsumowując: nie wiem jaki prezent sobie sprawię za osiągnięcie sukcesu. Pomyślimy, wymyślimy :)