O ranyyy!! Jestem podjarana jak nie wiem co :D Ale staram się uspokoić, żeby nie zapeszyć :D Więcej szczegółów wkrótce ;)
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (38)
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 31495 |
Komentarzy: | 435 |
Założony: | 10 sierpnia 2014 |
Ostatni wpis: | 24 lipca 2018 |
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
O ranyyy!! Jestem podjarana jak nie wiem co :D Ale staram się uspokoić, żeby nie zapeszyć :D Więcej szczegółów wkrótce ;)
Nie mam czasu. Mam czas na spanie, pracę i szkołę. Teraz mam na rano, więc wstaję o 5.30 i wracam po 17 (bo nie jestem w stanie wyjść o czasie i teoretycznie zdążyć na wcześniejszy pociąg). Wracam do domu, zjem coś i normalnie czuję, że już mam iść spać :D
Dzisiaj rano się ważyłam i było mnie mniej wagowo, aleee zważę się za 3 dni jak się skończy @. Może będzie jeszcze mniej. Są i nie ma powodów do radości - są, bo spodnie są luźne, nie ma, bo spodnie są luźne i trzeba będzie kupić a na razie to mnie nie stać na jakieś wielkie zakupy.
W ogóle, kupiłam sobie bluzki - wspominałam o tym i mama jedną z nich wsadziła do pralki. Już nie mam bluzki. Kolorowe cosie, które były na bluzce odbiły się na plecach i lipa wielka., bo nie da się tego sprać. Trudno, dopiszę sobie do listy zakupów następne bluzki.
Poza tym, to teraz mam chęć na słodkie i ogólnie jakieś takie jedzenie niezdrowe. A jakby mi ktoś dał frytki z maka to bym zjadła chyba z tonę ;)
Ale do maka daleko, więc się obejdę smakiem.
W szkole mam angielski. Nigdy się go nie uczyłam w szkole, tylko sama w domu. No i wychodzi na to, że zostałam zakwalifikowana do grupy A2/B1. Padnę chyba, bo muszę jeszcze zakuwać do tego ostro.
I jeszcze nadrobić tamten semestr i uczyć się na zajęcia z tego semestru.
Ale jak nie my to kto? ;)
Ja chyba za wcześnie kładę się spać :D Tzn. po 21 jestem już wykąpana i tak w okolicach 22 się kładę. I się budzę. O 5 np albo o 6. I z tego wszystkiego, tzn z wyspania pojechałam wcześniejszym pociągiem, bo miałam do załatwienia parę spraw, ale o 6.30 byłam jak skowronek (mi się to nie zdarza a przynajmniej nie zdarzało wcześniej). Gdzie te czasy gdy szłam spać o 1 itp... przeminęły, ale w sumie dobrze mi z tym. Pracę już jakoś ogarniam, dzieci lubię, z koleżankami się dogaduję, nie jest źle a przecież mogło być gorzej :)
Jedzenie: kromka chleba z masłem, w pracy makaron z mięsem mielonym i pomidorami i fasolą szparagową (miałyśmy taką przerośniętą fasolę - nie łykowata, ale z dużymi ziarnami - to jest dopiero smak fasoli, nie ta w której ziarenka są małe i jest taka młoda, tylko właśnie taka), grzesiek i princessa, sok jabłkowy, zupa ogórkowa i znów makaron z sosem. To wcale nie jest dobre, ale tak się wymarzłam na stacji czekając na pociąg do domu (na wczesnijeszy spóźniłam się 2 minuty), że objadłam się aż mi teraz w sumie niedobrze ;/
Po piątkowej "rozrywce" obudziłam się o 7.15. W sobotę. W moją wolną sobotę. I byłam wyspana - to mi się nigdy nie zdarzało :D njo to wstałam o 8 i zaczęłam się krzątać. Zrobiłam chleb, poszłam na zakupy. O 11 zjadłam śniadanie z dużą ilością czosnku, bo czułam się jakoś tak niewyraźnie. I w sumie mi ta sobota zleciała jakoś tak na niczym. Dzisiaj dalej nie bardzo się czułam, więc znów czosnek i cebula i herbata z malinami. Teraz wieczorem czuję się lepiej. Ale teraz mam parcie na jedzenie. Na bardzo, ale to bardzo niezdrowe jedzenie. Lepiej będzie jak pójdę spać.
A i było dzisiaj mierzenie i ważenie. Bateria zadziałała (ale już zamówiłam 10 nowych). Jeszcze 1,6kg i dobiję do celu. Tylko i aż. :) Z cm to ubyło mi w udach i w biodrach, czyli bardzo dobrze, bo uda i biodra mam duże, więc jest co gubić.
Dziś totalny reset.
Jedzienie: kromka chleba z masłem i miodem, kotlety z jajek, gołąbki z ziemniaków i kaszy jęczmiennej, princessa z pomarańczami.
Alkohol. Dużo. Wole nie myśleć ile. Jak się jutro wyda to będzie wstyd :) Odreagowuję stresy z całego tygodnia. :)
"Przyszły" dzisiaj moje bluzki szt 4. 3 czarne i jedna grafitowa. Rozmiar 48/50. Jeszcze tylko z 20 innych i pranie raz na miesiąc będzie można robić :D Ogólnie to mam deficyt wszystkiego. Naprawdę, w czasie "siedzenia" w domu nie potrzebowałam tyle ubrań (to też świadczy o jakości mojego życia towarzyskiego :) ) A teraz zonk :)
Muszę sobie kupić buty, bo mam jasne, w kolorze wielbłąda, i gdy teraz pada deszcz to po prostu zostały plamy. Wolę nie myśleć o tym co jeszcze potrzebuję, bo osiwieję (i wtedy nie będę miała dylematu, czy eksperymentować czy nie :D )
Jedzenie dziś: kromka chleba z masłem i miodem, później jogurt 7 zbóż (wygląda tak, jakby ktoś nasypał paszy dla kur do jogurtu, ale ogólnie był smaczny, nie bardzo słodki), bułka jakaś ciemna (ale nie dam głowy, że nie była tylko farbowana), dwa wafelki hanuta, kotlet mielony, 3 ziemniaki, surówka z czerwonej kapusty, jeden kotlet jajeczny (smażyłam sobie na jutro do pracy i spróbowałam już jednego :D ), butelka kubusia jabłkowego, szklanka wody i 2 kubki herbaty.
Jutro dzień próby - zostaję sama do końca i zamykam biznes :D Jestem zestresowana, że omg, ale w końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz :)
Wiem, że nie należy ważyć się wieczorem, ale przez tyle dni waga nie działała (z jednej strony dobrze), że musiałam wskoczyć wieczorem i sprawdzić - ale i tak dzięki za przypomnienie, bo wskakiwałabym przed pracą, po pracy i przed spaniem :D
Dzisiaj było zimno. Mam już czerwone gardło i łyknęłam 4 rutinosc, i kubek gorącej herbaty z cytryną i cukrem i zrobiło mi się cieplej.
Zjadłam tak: kromka chleba z miodem w domu, w pracy pół papryki, tortilla posmarowana twarożkiem z szynką, butelka kubusia kwaśne jabłko - niby nie ma cukru, sam sok z jabłek, przecier z antonówek i wit. C. W domu była pomidorówka z makaronem kukurydzianym (teraz nie gotuję zup, więc są podprawione mąką i śmietaną - pomidorowa była pyszna, ale jednak wolę zjeść niepodprawioną) i zjadłam kotleta mielonego, surówkę z rzepy z marchewką i jabłkiem i pestkami dyni i słonecznika oraz olejem, dwa ziemniaki i łyżkę wątróbki w śmietanie. Byłam objedzona.
A ogólnie to jest jako tako. :)
Wczoraj wieczorem nie wytrzymałam. Wyciągnęłam baterię z wagi kuchennej i wsadziłam do wagi łazienkowej - chociaż ta bateria też ledwo zipie :) Ale udało się i wieczorem załamka i szok 98,7? No jak to? Pomijając nadmiar chleba, to jem po prostu ilościowo mniej, nie jem dwóch dań tylko jedno i mam niezłą gimnastykę z dziećmi.
Rano stanęłam znów. I było 96,6. Taki wynik już lepiej rokuje na przyszłość. Jutro mają przyjść bluzki, które sobie zamówiłam. Normalnie miałam brak tiszertów i zamówiłam sobie takie za niecałe 20zł, bo po co mi lepsze, skoro i tak po jednym dniu każda bluzka wygląda jak szmata? Mam na nich wszystko. Jedzenie, picie, smarki. Ale i tak kocham dzieciaki :D Nawet jak nie chcą spać i kaczają się po leżakach i w ogóle. No chyba, że się gryzą. Ja nie pamiętam, żebym gryzła dzieci inne, ale też do żłobka nie chodziłam, to nie wiem.
Jedzenie: kromka w domu z masłem i wędliną, 4 kromki w pracy z masłem, wędliną do tego papryka i oliwki zielone i kubuś kwaśne jabłko czy coś takiego, po powrocie do domu micha rosołu z makaronem kukurydzianym i zwykłym.
Widziałam zdjęcia z chrztu. Wyglądam okropnie. Jestem okropna.
Jedzenie: tortilla posmarowana twarożkiem z rzodkiewką i papryka (dwa kawałki zjadłam w domu resztę w szkole), paczka draży kokosowych (jprdl) i butelka pepsi (raz to wypadek, dwa razy to głupota), w domu miska rosołu z makaronem i natką pietruszki (u mnie w rosole lądują 3 łyżki natki, nie jest to obecność symboliczna ;) ), jabłko, trochę pestek dyni. I tyle. Może zjem jajko wieczorem. A może pójdę spać i będę przewracać się z boku na bok i słuchać jak burczy mi w brzuchu - tak miałam tej nocy.
Jestem przerażona tym semestrem, słucham co mówią wykładowcy i nic nie rozumiem. Normalnie nic. A im dalej w las tym ciemniej.
I marzy mi się bob. Że normalnie idę do fryzjera i mnie ścina. I farbuje. I to kolejny problem. Bo farbuje mnie na siwo. Chcę mieć siwe/szare włosy. Z każdym dniem coraz bardziej się napalam na ten kolor - chociaż pewnie jak pójdę do tej mojej super fryzjerki (a nie tej zwykłej - różnica tkwi w cenie i kunszcie :D ), to mi wybije z głowy ten kolor.
A może w myśl przysłowia: głowa siwieje... ;)