Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rinnelis

kobieta, 41 lat,

160 cm, 81.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 października 2016 , Komentarze (2)

jedzenie: w domu z powodu późnego wstania nie zjadłam nic. W szkole miałam dwie kanapki z serem żółtym, grześka mega i 0,5l pepsi - kawy nie lubię a to mnie jakoś tam budzi. Ale była niedobra... normalnie jak lubię, to dzisiaj mi nie smakowała. I gdy wróciłam do domu to zjadłam dwie parówki, surówkę z kapusty wczorajszą i kromkę chleba. I to koniec. A nie, jeszcze jedna czekoladka z bombonierki. I to wsio. Mało warzyw jem. A przecież papryka teraz taka dobra. 

Na jutro przygotowałam sobie rzodkiewkę, wymieszam ją z twarożkiem, posmaruję placki tortilli i pokroję. Do tego mam paprykę i woda do picia. Wracam dużo wcześniej niż zwykle, bo zajęcia tylko do 14, więc głodna nie będę.  Muszę upiec chleb jutro i może jakaś sałatka z makaronu gryczanego, bo znalazłam ostatnio taki w szafce. Ale co do takiego makaronu?

Czasem chciałabym też być takim człowiekiem pozbawionym uczuć, któremu nie jest przykro, smutno, nie czuje się odtrącony. 

I dalej nie mam baterii do wagi kurza stopa...

30 września 2016 , Komentarze (2)

Jedzenie dziś: w domu kromka chleba z wędliną albo lepiej 1,5 kromki, później dwie kromki mojego chleba z serem żółtym i wędliną i masłem i dwie kromki kupowanego chleba orkiszowego ze słonecznikiem też z masłem, wędliną i serem - ten kupowany chleb jest po prostu słodki.

I do domu wróciłam po 20 i zjadłam 3 kawałki dorsza smażonego, 3 ziemniaki i 3 łyżki surówki z kapusty. I ożłopałam się wody, w sumie dalej ją piję, bo mam wrażenie, że wysycham.

Jestem zmęczona, chce mi się spać i w ogóle a jutro do szkoły hurraaaaa :D

29 września 2016 , Skomentuj

to jest tak. 

Jem wydaje mi się, że w normie - może chleba za dużo, bo w domu zjadam dwie kromki i w pracy później dwie podwójne, czyli omg 4 kromy! Po powrocie do domu jem jedno danie, zamiast dwóch, ale oczywiście nie jem zupy, która jest zdrowsza a łapię się za drugie danie. :) Dzisiaj były to dwa parzuchy z sosem i kawałek gotowanego kalafiora. 

Podsumowując dzień: 6 kromek chleba (pieczonego w domu z ziarnami), trochę masła, wędlina, 0,5l pepsi, jabłko, 2 parzuchy, sos - tzn polędwica wieprzowa uduszona ze śmietaną, marchewką, pietruszką i chyba selerem. Po co była mi ta pepsi? Dla szczęscia, mega zastrzyk cukru i świat jest piękniejszy.

 Ale jak wracam i myślę o sprokurowaniu jakiegoś obiadu do pracy to mi się nie chce. Może od poniedziałku się zawezmę, ale kto to wie? ;) I w weekend do szkoły - jak się człowiek nie uczył w młodości, to się uczy w "starości" ;p Semestr skończyłam posiadając dwie czwórki i 6 piątek. Brawo ja :D

Ogólnie w pracy to się wdrażam, ciężko mi zapamiętać wszystko, tzn. co kiedy kto robi, ale może w końcu się uda. I lepiej żebym zainwestowała w jakieś dobre tabletki poprawiające odporność, bo dzieci smarkają, kaszlą kichają, normalnie prosto w twarz. Ale taka praca, tak sobie wybrałam ;) I jak początkowo mało kto się odzywał gdy wysyłałam cv, to teraz codziennie dzwoni ktoś, że byłby chętny się spotkać. 

27 września 2016 , Komentarze (2)

Ostatecznie się nie ważyłam, bo padła bateria w wadze i nie miałam już na wymianę. Ale na pewno dobrze nie jest. 

Jutro zaczynam nową pracę. Trochę się boję, trochę nie. Zobaczymy jak to będzie :)

Pracę zaczynam tam, gdzie byłam na rozmowie w zeszłym tygodniu. Rozmowa poniedziałkowa była dziwna. Tzn. potencjalnemu pracodawcy nie spodobało się, że: mieszkam poza miastem i dojeżdżam pociągiem (30 min), nie mam doświadczenia, bo praca jako niania nijak nie ma się do pracy w żłobku (tutaj mogłabym się zgodzić, że jest różnica między jednym a grupą dzieci) -przecież było napisane jak byk, gdzie mieszkam i co robiłam, jeśli się nie podoba, to po co się umawiać?

Dzisiaj jadłam co było. Ale tak być nie może, bo ja się po prostu źle czuję po jedzeniu wszystkiego. Już lata nie te i podtruty, otłuszczony organizm ma dość :)

25 września 2016 , Komentarze (2)

Cały tydzień mogę podsumować jednym słowem: masakra. Jadłam byle co i byle gdzie i o byle jakich porach, nie ćwiczyłam - ale robiłam kilometry pieszo. A w sobotę wypiłam chyba 3/4 butelki wina i byłam bardzo wesoła, po czym rano dałam popis babskiej głupoty i ciche dni gotowe. Albo lata.No życie po prostu :)

Jutro znów jadę na rozmowę - i bardzo bym chciała żeby się udało akurat w tym miejscu. W sumie to wysłałam cv ot tak, żeby nie było, że nie próbuję. Może akurat podpasuję :)

I mam się ważyć jutro? Aha, pięknie. Nic to wezmę na klatę wynik na wadze. :)

22 września 2016 , Skomentuj

Jedzenie dzisiaj także kiepsko - miałam rano rozmowę o pracę i na sniadanie zjadłam pół kromki chleba z masłem i jak wróciłam do domu po 14, to wiadomo co. Zjadłam pączka, zupkę z proszku (która wydawała mi się taka pyszna - tzn wspomnienie o niej, bo jak zaczęłam jeść, to okazało się, że wcale dobra nie jest), później ziemniaki i pieczone skrzydełka i na kolację bułkę wieloziarnistą z wędliną, oliwkami i papryką. W sumie też dużo chodziłam po mieście a po powrocie do domu wytargałyśmy z mamą na balkon dywan wielki jak boisko (2,5 na 3,5m czy jakoś tak - ciężki jest że masakra) i wytrzepałam go, wyszczotkowałam i na koniec "wyprałam". Może źle nie będzie. 

Godzinę siedziałam w kolejce do spowiedzi, myślałam sobie "na bank kolejki nie będzie, w mieście? no gdzie..." GODZINA. I myślałam, że już nie zdążę, bo spowiedź od 11 do 13, ale udało się ;) Mogę zostać matką chrzestną. W ogóle po powrocie do domu zajarzyłam, że nie kupiłam żadnej pamiątki, prezentu też nie - ale to wezmę młodą na zakupy i sobie coś wybierze (moja chrześnica, to dziecko podrośnięte :) ).

Ostatecznie zakładam spódnicę i bluzkę, bo sukienka zrobiła się za krótka...jakim cudem? Nie wiem.Przetrwać te trzy dni i będzie dobrze.

21 września 2016 , Skomentuj

Wczoraj byłam na rozmowie o pracę. Jako osoba stresująca się już wcześniej zaplanowałam o której wyjadę, o której mam autobus itp. Pociąg punktualny, autobus spóźniony 5 minut, wysiadłam na złym przystanku (chociaż wg internetu był dobry a później jak sobie szłam to minęłam ten, na którym miałam wysiąść), i jakieś 1,5km z buta, bo miejsce rozmowy gdzieś daleko, na końcu małej uliczki. Leciałam jak głupia, bo spóźniać się nie lubię. Ogólnie to było źle. Ale trudno, jutro idę w inne miejsce. Może będzie lepiej ;)

No ale wczoraj już dzień rozwalony, więc po powrocie do domu zjadłam 1/4 pączka ze śliwkami i cynamonem i 3 kromki chleba ze smarowidłem babunie, czy jak to się nazywało. A i tak czułam, ze jestem bez dna. Później była zupa, ryba po grecku, kawałek bułki.

Dzisiaj przyniosło rozwiązanie problemu. Przypałętała się @ i mam już na kogo zwalać wilczy apetyt - ale może mam rację, bo normalnie to ani nie potrzebowałam słodkiego, jak zjadłam coś to się najadałam a teraz nic. 

śniadanie dzisiejsze to marchewka z ryby po grecku, która była wczoraj na obiad - samą rybę wyrzuciłam, bo po prostu wstrętna - wczoraj gdy jadłam to znalazłam w niej coś dziwnego, gumiastego takiego i mnie obrzydziło: do tego kromka chleba z masłem, 1/3 drożdżówki

II śniadanie: zupa jarzynowa

Obiad: kefir i ziemniaki z  koperkiem, cebulą i boczkiem (swinia) i 2 placki ziemniaczane

Kolacja: może mi się nie zmieści.

Umyłam okna dwa (wczoraj trzy) i tyle. Nie chce mi się nic a muszę napisać jeszcze pracę jedną zaliczeniową a nie mam pomysłu, w sumie od dwóch miesięcy nie mam na nią pomysłu wcale. ;(

19 września 2016 , Skomentuj

I spadło :D Jedna niedziela katastrofy nie czyni :) Chociaż dzisiaj zjadłam ciastko - tak mój plan odchodzenia od słodyczy padł - jedno kruche ciasteczko z kawałkami czekolady, takie malutkie i w ogóle i 90kcal a nic nie poczułam poza słodyczą. Jak zjem taką paprykę za 90 kcal to przynajmniej wiem, że coś zjadłam, bo jest tego dużo.:)

Dzisiaj:

śniadanie: bułka orkiszowa z twarożkiem i tuńczykiem, z jajkiem gotowanym i papryka

II śniadanie: rosół i kasza jaglana

obiad: ziemniaki z olejem dyniowym i sezamem, gotowana pierś kurczaka i papryka (jak były pomidory to cały czas je jadłam a teraz papryka :)

kolacja: pół bułki orkiszowej, serek wiejski, pomidor.

Jadę jutro na rozmowę o pracę. I chciałabym i boję się, czyli normalka :)

18 września 2016 , Komentarze (3)

Dzisiaj była grzeszna niedziela. Zjadłam tyle, że... że w sumie jadłam tyle, gdy mi było wszystko jedno. Dużo tego. Nie czuję się wcale dobrze, ale ok, stało się, jutro się nie stanie :)

Za tydzień mam być chrzestną i martwię się, tzn w sumie założę albo spódnicę i bluzkę albo sukienkę - najbliższa rodzina tylko będzie a chociażbym założyła sukienkę od Diora to prawie setki nie ukryję :)

Obejrzałam dzisiaj film Boska Florence - w sumie piękna opowieść o kobiecie, która mimo wszystko spełniała swoje marzenia.

Ach i jutro ważenie. Po dzisiejszym dniu to w ogóle już to widzę :)

17 września 2016 , Komentarze (2)

Dziś pierwszy dzień zjazdu. Było ciężko. Nie dlatego, że dużo zajęć itp, ale dlatego, że zajęcia były 2 po prawie 4,5h (+-, bo przerwy jeszcze). Grunt, że wysiedziałam się za wszystkie czasy na twardych, szkolnych krzesełkach. Teraz boli mnie tyłek i w sumie to padam na twarz a jutro wstaję jeszcze wcześniej, bo muszę jechać zapisać się na seminarium, na którym w sumie nie wiem czy chcę być :D Ale grupa idzie, to ja też, przecież nie pójdę jedna na zajęcia :D

Co ja też zjadłam dziś:

śniadanie:2 kromki chleba z serkiem ulubionym i tuńczykiem w oleju i pomidorem, do tego kawa inka i szklanka wody z octem jabłkowym (piję go już dłuższy czas, ale nie podgrzewam a podobno lepiej działa jak woda jest ciepła)

II śniadanie: 2 kromki chleba z ulubionym i papryką - to była gdzieś 11

długo, długo nic...

okolice 20: 2 gołąbki moje, pół bułki z dynią, z masłem i szynką, pół pączka. Miałam taką chęć nawrzucać do żołądka jeszcze dużą ilość innych rzeczy, ale wyszłam z kuchni. Wypiłam tez mało. Kończę teraz butelkę 700ml wody, do tego filiżanka inki i szklanka octowody, czyli dużo za mało. 

Niby do jedzenie miałam jeszcze serek wiejski i pomidory, ale jakoś mi było z nimi nie po drodze a gdy wróciłam do domu, okazało się, że w serku wiejskim zrobiło się masło ;) a z pomidorów zrobił się gęsty sok :D Brawo ja. Ale przynajmniej nie poszłam do sklepu i nie kupiłam 3 batonów (a zdarzało się) i ich nie pochłonęłam. Tyle dobrego.