Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem jaka jestem. Jak schudne, bede inna. Chudne, bo jestem gruba..

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 19123
Komentarzy: 482
Założony: 28 grudnia 2014
Ostatni wpis: 21 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Fedora1

kobieta, 34 lat, Ryki

167 cm, 95.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 stycznia 2015 , Komentarze (34)

Czemu powrót do przeszłości? Bo waga wróciła w górę o 0,3 kg (aktualnie jest 79,3 kg). Ale w sumie to niewiele po tym co zafundowałam mojemu żołądkowi przez ostatnie cztery dni. Serio. Żarłam i żarłam. Ja wiem, że przed okresem jestem żarłoczna, ale bez przesady... Do @ jeszcze trochę... Czy Wy też tak czasem macie, że pomimo tego, że jesteście na diecie i z całych sił próbujecie się powstrzymać, to Wasza żarłoczność bierze nad Wami górę? A potem wyrzuty sumienia i obietnica, że to już się nie powtórzy (przynajmniej w najbliższym czasie). Zresztą, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Dalej jest "7" z przodu (stara waga pokazuje nawet 78 kg), więc w ciągu dalszym jestem młoda i piękna :)

A tak poza tym, to żeby bardziej skupić się na diecie, a nie na jedzeniu, kupiłam sobie myszoskoczki. Dwie solidne sztuki. Rodzaj męski. Jestem tolerancyjna :). Co prawda, nie do końca wiem jak ma mi to pomóc, ale na pewno jakoś pomoże, bo tak sobie wymyśliłam. (I weź zrozum baby! :)) O! Choćby dlatego, że one jedzą warzywka, to ja też będę jadła ich więcej... :). Do tego jeszcze dokupiłam telewizor 40", bo, jak sobie tłumaczyłam, jest mi potrzebny do ćwiczeń. Przecież nie będę hasała na orbitreku patrząc w okno! A więc mój portfel nieco zmniejszył swoją objętość, ale to nic w porównaniu do mojego szczęścia, gdy dojdę do 65 kg. Bo kiedyś dojdę... Na pewno dojdę... I to wszystko na bank mi w tym jakoś pomoże.... :)

Boże.... dlaczego odchudzanie nie może być tak łatwe jak jedzenie czekolady? Albo w drugą stronę: Dlaczego jedzenie czekolady nie może być tak trudne jak odchudzanie? Czy słodycze nie mogą pachnieć i smakować jak wątróbka? Odrzuciłoby mnie od razu i byłoby po sprawie... Ale, nie! Ja się oczywiście muszę nawpieprzać, bo mądra Fedora po szkodzie... heh.

Ostatnio bratowa wrzuciła na swojego bloga zdjęcie swojej buźki. Tak sobie myślę, że w sumie ja też mogłabym się Wam pokazać (A co!:)). Do tego celu wybrałam zdjęcie, kiedy ważyłam najmniej w swoim pełnoletnim życiu (73 kg). A więc to ja. Taaaa daaaam:

Przymierzałam kiecuszkę rozmiar 42. Pamiętam moje szczęście, gdy udało mi się w nią wcisnąć swoje dupsko i bary... A przy moich szerokich ramionach nie było to wcale takie pewne. Niestety tylko na jedną imprezę udało mi się w niej pójść. Później musiałabym ją poszerzać :P.

Ale niedługo znów będę tak wyglądać, a za 'jeszcze trochę' będę wyglądać jeszcze lepiej :).

Dziękuję, dobranoc :):*

22 stycznia 2015 , Komentarze (26)

Ja tylko chciałam napisać, że wiedziałam, że tak będzie. Trochę stresu i moje ciało głupieje. Takie stare, a takie głupie! Wczoraj waga wskazywała 79,9 kg (poniżej dowód):

Dziś ciało zgłupiało i wskazuje.... ta daamm...:

Coś czuję, że znów, jak ostatnio, będą mi włosy lecieć..

Czyli podsumowując: Od moich urodzin (27 grudnia) schudłam 6,3 kg.

Dziękuję, dobranoc.

21 stycznia 2015 , Komentarze (13)

Zacznijmy od radosnej wiadomości: nareszcie udało mi się osiągnąć 7  z przodu. Chodzi o wagę oczywiście. 79,9 kg. Było nawet 79,6 kg, ale przed śniadaniem, więc się nie liczy. Przed chwilą się ważyłam i wykazało 79,8 kg, więc tendencja spadkowa.

Tyle, że właśnie zakończyłam ważną dla mnie znajomość, więc ta siódemka z przodu już nie cieszy tak jak rano... 

A rano w pracy powiedziałam: "Dziś będzie fajny dzień, czuję to pod skórą". O ironio...

Także mam tą siódemkę. Teraz pewnie codziennie będzie coraz mniej. Nie zdziwię się, jeśli w sobotę (dzień ważenia) będzie 78 kg. Tak mam w sytuacjach stresowych...

A więc cieszę się i nie cieszę. Jest dobrze. Będzie jeszcze lepiej. Musi być. Jest do dupy, ale cały czas mam pozytywne nastawienie. Ot, wolny elektron... Panowie, czekam na propozycje... (suchar na dziś) :P.

Mam nadzieję, że chociaż Wam, Dziewczynki i Chłopcy (chyba widziałam jeden komentarz od mężczyzny), się wiedzie. Trzymam kciuki i ściskam mocno.

PS. Przepraszam, że dziś już nie jest tak radośnie jak wczoraj, ale... taki mamy klimat :).

PS2. Załączam dowód rzeczowy z rana. Celulit i nieogarnięty pedicure nieważny. Liczą się cyferki :)

20 stycznia 2015 , Komentarze (61)

Zacznijmy od wstępu: 

Otóż, wiem, że moja rodzina jest specyficzna. Nie mówimy sobie otwarcie, że się kochamy, lubimy się czasem szturchnąć, no i to wredne, czarne poczucie humoru, które jest chyba charakterystyczne dla mojej familii... 

No, dobra, wszystko zrozumiem. Ale tata wczoraj przegiął pałę...

Już tłumaczę: Jakiś czas temu powiedziałam tacie, że się odchudzam. Niby nic w tym dziwnego, bo w sumie raz na jakiś czas tak mam, że rzucam wszystko i oficjalnie przechodzę na dietę (a później gdzieś cicho w kącie pożeram zachłannie czekoladę, rozglądając się uważnie i nasłuchując, czy nikt podejrzany nie zbliża się do miejsca mojej kryjówki). No więc radośnie obwieściłam: "Tato, przechodzę na dietę, proszę mi tu żadnych rzeczy niepowołanych (i tu wymieniłam dość obszerną listę) nie przynosić!". Tata skinął głową, uśmiechnął się, zaśmiał szyderczo, po czym wydał kilka innych dźwięków (coś na kształt: taaa, jasne...) i poszedł. Tak minęło kilka dni..

Rodziciel mój był uważnym obserwatorem tego co się dzieje... Widział jak pichcę sobie kurczaka bez tłuszczu, robię sałatki na jogurtach, jem mandarynki z kefirem. Ale kiedy przyłapał mnie na ważeniu produktów na wadze kuchennej, coś chyba drgnęło w jego psychice. Nie wiem, może się lekko skrzywiła... W każdym razie...

Wczoraj (19.01.2015r - niechaj ta data zapisze się czerwonym drukiem w kalendarzach!) wchodzę sobie swobodnie do kuchni, a tam.... (tm tam tam taaaaaaammmmm.....<- dźwięk z horroru)...

Stanęłam przed tymi ciastkami jak wryta. Zostawił je specjalnie! I to jeszcze na wpół nagie! Patrze na nie i patrze. Cała akcja rozgrywa się w mojej głowie. Kto wygra?

W końcu złapałam opakowanie, zasunęłam, położyłam na szafce. Wszystko resztkami silnej woli (która, swoją drogą, wcale taka silna nie jest). Udało się... Ufff... Myślałam, że to koniec, a  tu nagle zza rogu wylatuje mój ojciec i mówi: "No, myślałem, że się skusisz...". W tym momencie przez głowę przebiegło mi stado myśli. Większość z nich zdecydowanie na nadaje się do zapisania tutaj. Żeby własny ojciec mi takie rzeczy robił! Własnymi rękoma karmiony (to ja gotuję aktualnie w domu)! Nosz k*&#@! I jeszcze perfidnie dodał: "W sklepie byłem. Zastanawiałem się kiedy je wyjąć, bo już rano je kupiłem. Ale stwierdziłem: zgłodniejesz trochę, to je położę".

I tylko jedna myśl: Boszzzzz, kogo ja wychowałam? O.O

PS. Waga stoi na 80,3 kg i za ciula nie chce drgnąć. A więc to ten czas, gdzie ma się przestój... Nie dam się! Jakiem Fedora! Ciastkom się oparłam to i waga mnie nie złamie...

Amen.

17 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Po raz kolejny przyznam się do grzechu...Po raz kolejny - moja wina, moja wina, moja wina.... Przez kilka ostatnich dni się obżarłam. Może nie aż do porzygu, ale trzeba przyznać, że z ustaloną dietą niewiele miało to wspólnego. No na przykład pierogi (No znów te pierogi!). Mama zrobiła mi na złość i upichciła pierogi z serem. Jak ze dwa lata nie mogłam się ich doprosić, tak akurat teraz ją naszło... No i weź nie zjedz, jak się dwa lata na nie czekało! Spojrzałam na nie, one spojrzały na mnie... Mówię Wam, to była miłość od pierwszego wejrzenia! Zjadłam jednego... potem drugiego... potem kolejny tysiąc... BOŻE, JAKIE DOOOOBRE! Ale spóbujcie mnie zrozumieć: one tak na mnie patrzyły, tak pachniały, mówiły do mnie tym swoim powabnym głosikiem... Każdy sąd by mnie uniewinnił!

Ale, ale... Na szczęście okazało się, że w tym przypadku byłam bezkarna! Waga nie ruszyła nawet o 0,1kg! Tzn. ruszyła, ale na dziś (dzień ważenia) akurat opadła, więc mogę to uczcić... orbitrekiem :P. Tak więc jak było 80,5 kg, tak zostało, ale akurat w tym tygodniu się tym nie przejmuję. A teraz obiecuję sobie po raz kolejny, że biorę się za siebie i w tym tygodniu nastąpi przełom! Będzie 7 z przodu przy ważeniu! 

Tego życzę sobie i wszystkim, którzy mają powyżej 7 z przodu! Damy radę, ludziska :-*

PS. Udanego, ale niskokalorycznego weekendu życzę. 

Uważajcie na siebie :).

13 stycznia 2015 , Komentarze (4)

No lubię, no... 

Bo to było tak...

Byłam u kuzynki i ciotka zrobiła pierrrrrogi. Takie złe, niedobre, okropne, perfidne pierogi ruskie. Ale za to jakie pyszne! (ślina na brodzie...). Zjadłam 4 szt. (słownie: cztery solidne sztuki) i na Vitalii zaświeciło się na pomarańczowo. Ale że jestem w fazie  spadku, to raz w tygodniu mogę. Czyli mogłam. Czyli, że wszystko okay... Ale te wyrzuty sumienia... Ale one były takie pyszne... :P:D.

Ale nic to. Już po wszystkim. Zresztą, nadrobiłam resztą dnia, bo w sumie przez cały dzień zjadłam niecałe 1000 kcal, czyli 20,5 VP. Ja tam głodna nie jestem, czuję się dobrze... nawet lepiej niż jak się napcham byle czym (czyżby skutek uboczny diety - endorfiny i szaleństwo?!). Tak więc, dieta jest  kontynuowana, nawyk orbitreka cały czas wprowadzany - w sensie, że co wieczór tuptam 200 kcal. Nie robię więcej, bo mój orbitrek du*y nie urywa i generalnie słaby jest, więc nie ma co szaleć. Ale jeszcze na tym fitnessowym czymś tam śmigam i brzuszki ciskam, więc zawsze to jakiś ruch :).

Historia z wczoraj: Wieczór, ok godz 19.00.  Tuptam wieczorem na orbitreku, ustawiłam go koło okna i włączyłam sobie telewizor, co by raźniej mi się tuptało. Patrzę przez okno, a tu facet śmiga za oknem na świeżym powietrzu. Widziałam, że lico swe podniósł i spojrzał na moje okno. Mogę się założyć, że się śmiał, a przynajmniej uśmiechnął... No niby mogłabym pobiegać na dworze, ale tam zimno i samotno, a w domu telewizor i ciepełko...  Swego czasu z bratem robiliśmy sobie cowieczorny spacer (4 km), ale już mu się nie chce ze mną chodzić, a samej nie mam motywacji. Niby tyle grubasów wokół, a nikt nie chce ze mną śmigać na spacer. A później jęczą, że grube kości, że taki metabolizm, że nie umieją schudnąć... aż żal tyłek ściska. Nie, to nie! Będę tuptać w domu, a pan na dworze się będzie ze mnie śmiał. Niech marznie, Menda :P.

Humor mi dziś dopisuje. Sukcesy w pracy. Dostałam podwyżkę (prawie 50%), pochwalili mnie, umowę podpisałam... no i w ogóle dzień udany. Panowie w pracy (moje dzieciaczki w wieku 25 - 56) zabawiali mnie rozmowami i żartami. Gaworzyli radośnie, gdy zapowiadałam im dyktando. Aaach, perfidna ja... :). Kocham tą robotę! ^^

Trzymajcie się, Kochane :-*. 

12 stycznia 2015 , Komentarze (5)

Chciało ciało, niechaj cierpi. Weekend za mną. W sobotę odpust zupełny, znaczy urodziny Garfildusa. Wystarczy dieta imprezowa, by stwierdzić, że przedobrzyłam: dwa kawałki tortu, dwa banany, kilka zielonych oliwek, obiad (3 placuszki a'la ziemniaczane, łyżka surówki z kapusty białej, kukurydzy i chyba śmietany oraz chude mięsko z suszonymi morelami), mandarynka, szklanka soku pomarańczowego, szklanka coli zero... A przedtem jeszcze obiadek po szkole z koleżanką: trzy gałki ziemniaków, pierś z grilla i surówka z kapusty kiszonej. Aaaa... no i kuleczka rafaello wieczorkiem. Moja wina, moja wina... Teraz pokutujemy. Wczoraj już było lżej, ale dwie łyżeczki masła orzechowego zrobiło swoje... Zresztą, mój organizm już chyba nie toleruje takiej ilości tłuszczu, bo po tym maśle wczoraj tak mi było niedobrze....

Wczoraj waga wskazywała 81,5kg! OMG!!! Dziś (po żarełku) mam 81,2kg,  rano zapomniałam się zważyć. W każdym razie od dziś znów się spinamy i zrzucamy do 65kg... Moja mantra: Dam radę! Dam radę! Dam radę! A jak już będę szczuplutka, to wybiorę się na zakupy, żeby wymienić caaaaałą garderobę :). Już nie mogę się doczekać! ^^

A co u Was? Jak dieta? Jak kilogramy? Też macie problemy z utrzymaniem diety w weekendy? Ja mam już dwa dni bez wody. Dziś następuje wznowienie diety, wody, ćwiczeń... wszystkiego co dietetyczne. Dlatego powodzenia życzę zarówno Wam jak i sobie! :)

9 stycznia 2015 , Komentarze (6)

Ten tego, bo tematu brak :). Dziś praca, później korki... przez cały dzień zjadłam 22/32 VP, ale udało mi się zrealizować pełne dzienne zapotrzebowanie na składniki odżywcze. Przede mną jeszcze 1,5l wody. Nie mogłam sobie pozwolić na nie wcześniej, bo głupio byłoby latać do toalety co pięć minut podczas korepetycji :P. Ale teraz mogę. Dziś kupiłam sobie nowy sprzęt do ćwiczeń, platformę fitness. Zobaczymy jak to zda egzamin. 

W każdym razie i tak orbitrek póki co robi za mój główny punkt męczarni. Ostatnio, w związku ze stresem, chudłam szybko, ale ćwiczyłam mało. Mam wyrzuty sumienia. Dziś od nowa zaczynam bębnić nogami o pedały orbitreka aż mnie będzie na dole słychać. A co! Niech wiedzą, że mi dupsko spadło nie od patrzenia w telewizor! :)

A tak w ogóle... niby 4 kg mniej, a po spodniach już czuć. Ja zawsze najpierw zaczynam chudnąć w nogach. Trochę szkoda, bo w sumie nogi i tyłek mam fajny. Wolałabym zrzucić ramiona (które są moim kompleksem) i brzuchol, który niby nie jest aż tak zły, ale czemu nie miałby być lepszy?! :). Także od wczoraj myślę pozytywnie. Jutro praca potem szkoła... a później, jak się uda, śmigamy na urodziny do bratowej - oczywiście w pełni dietetyczne :). Tak to już jest, jak się trzy baby z Vitalii razem na jednej bibie spotkają ;). Ale kawałek sękacza musi być! Ot, tort! :)

Powodzenia Wszystkim, wspieram Was duchowo! :) Bo kto jak nie my?! :D:-*

8 stycznia 2015 , Komentarze (3)

Dziś rozpoczynam nowe życie. To będzie życie rozsądnej, baczącej na konsekwencje kobietki. Tak mi dopomóż Urząd Skarbowy, ZUS i wszystkie urzędy :).

A jeśli chodzi o wagę... W związku z tym, że ostatnio miałam duży stres, jadłam niewiele, wody też piłam niewiele, spałam niewiele... i choć wiem, że to niezdrowe... schudłam do 80.8 kg. Dziś już zaczynam odżywiać się normalnie. Zero stresów, dużo wody. 

Powiem Wam, że właściwie już nawet nie mam ochoty na słodycze. W sklepie przechodzę obok nich obojętnie. Ot, papierki z kawałkiem czekolady, która wchodzi w dupsko i tyle. Za to uwielbiam mandarynki z jogurtem :). Moje nowe ulubione danie :). Zaraz idę sobie przygotować jakiś obiad... W związku z tym, że ostatnio miałam lekkie niedobory białka i tłuszczów, za to 100% węglowodanów, planuję zjeść gotowane jajeczko, kawałek wędliny i paprykę. A na deser może marcheweczka... Zaczyna mi się to podobać, takie uważne przyglądanie się temu co kładę na talerz. Kwestia przyzwyczajenia...:)

W każdym razie, moje dupsko jest już o ponad 3kg mniejsze. Czekam na sobotni pomiar, wtedy wpiszę wszystkie dane oraz wagę... No i przechodzimy z fazy natarcia do kolejnej fazy :). W tydzień!

Życzę powodzenia wszystkim oraz dziękuję Garfildusowi. Publicznie, oficjalnie. Ta kobieta jest cudowna! Dziękuję, Śliczna :)*

5 stycznia 2015 , Komentarze (5)

Szanowni Państwo, radosną wieść niosę... Otóż, od środy zrzuciłam 2 kg, przynajmniej tako rzecze moja waga... a właściwie dwie wagi, bo dla pewności ważę się na dwóch :). Czyli brak słodyczy, w ciul wody i przestrzeganie zasad daje swoje rezultaty :). Także, już nie 84kg, tylko 82,1! (A jeszcze niedawno było 82,5kg). W każdym razie cieszę się bardzo. Skoro mi się waga ruszyła to każdemu może. Po moim ostatnim odchudzaniu wiem, że woda, to podstawa. To dzięki niej zrzuciłam 17kg w ok. 4 miesiące... Ale teraz będzie ciężej. Nie ma motywatora koło mnie, nie ma kto mi zabierać słodyczy z przed nosa, więc będę musiała to robić sama. Już dziś, dla pewności, pozbyłam się ostatnich czekoladek, które dostałam w ubiegłym tygodniu na urodziny. Są gdzieś w domu, ale nie u mnie w pokoju, więc nie wpałaszuję ich po ciemku przed telewizorem... A więc piję grzecznie 2,5l wody dziennie, spalam 200kcal na orbitreku, jem tyle ile mi każą, staram się nie jeść późno...  i wiecie co? To działa. Może dziś to ja jestem motywatorem dla kogoś :). Wysyłam Wam moje motywujące prądy, Moi Drodzy :)

PS. Chyba trzeba będzie zrobić jakąś fotkę "przed" i "po" :P