Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kochana, szczęśliwa, pesymistka niedoceniająca tego co ma, być może dlatego, że marzycielka, to ja! Czekam na moment sprzed lat, kiedy to zadowolenie z własnego ciała, było też zadowoleniem z życia :) Jedno z najwspanialszych uczuć świata!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 29887
Komentarzy: 378
Założony: 7 stycznia 2015
Ostatni wpis: 14 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tricked_beauty

kobieta, 34 lat, Warszawa

168 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 czerwca 2015 , Komentarze (4)

Co weekend daję ciała. Tak więc można uznać, że odchudzam się 4 dni w tygodniu - to nie było moim założeniem. W ten weekend oczywiście było podobnie. W piątek w dzień jadłam ładnie, ale za to wieczorem zjadłam chyba z 10 kromek chleba z grilla z serkiem topionym (co prawda większość z nich była razowa) i wypiłam powolutku butelkę wina :| Nie ćwiczyłam. W sobotę na śniadanie zjadłam musli, potem na obiad makaron razowy z pesto, oliwkami, mozzarellą i tuńczykiem no i... wieczorem, wypiłam wino, trochę szampana i zjadłam 2 kawałki pizzy na tortilli z salami i serem żółtym. Oczywiście na ćwiczenia też nie miałam czasu... W niedzielę równie niedobrze. Na śniadanie zjadłam 2 banany, potem kilka godzin pracy i dopiero obiad, czyli 2 kaszanki z grilla i sałata ze śmietaną... potem mała porcja lodów i duuży kawał ciepłego chleba, bo nie mogłam się oprzeć. Ćwiczeń też nie było! Sama siebie zawodzę i przerażam, ale z drugiej strony cieszę się, że nie tracę całkowicie samozaparcia, bo prawda jest taka, że jeszcze miesiąc temu, nie byłabym w stanie zrobić nawet tyle. 

Nie obżeram się fastfoodami, nie jem białego pieczywa, pizzy, spaghetti z tłustym mięsem mielonym, zamieniam piwo na wino, jem 3 godziny przed snem... W ciągu tygodnia staram się zachowywać regularność posiłków, piję minimum 2l wody dziennie i żadnych kolorowych napojów... No i w ciągu tygodnia ćwiczę. Naprawdę nie jest tak źle. Mimo to, waga stoi w miejscu. Za 11 dni minie miesiąc od kiedy wzięłam się za siebie. Cel -4 kg poszedł się... Nie wiem co się dzieje z moim organizmem. Jeszcze nie dawno wystarczało, że przestawałam obżerać się w nocy i waga leciała w dół.

Powiedzcie mi jak to w końcu jest z tymi tabletkami antykoncepcyjnymi???
Nie wiem już w którą wersję wierzyć. Tyje się przez samo ich działanie czy nie? (chodzi mi też o zbieranie wody), bo w Internecie można również znaleźć teorię, że "tycie po tabletkach", jest spowodowane wzmożonym apetytem, a taka opcja mnie nie dotyczy, bo jem mniej niż zwykle. 
Póki co nie mogę ich odstawić, bo walczę z problemami z owulacją.


Ważę najwięcej od kiedy pamiętam, a waga ani drgnie!

Wczoraj zaplanowałam, że dziś od samego rana biorę się za ćwiczenia, a wieczorem rower albo bieganie. Szczerze, średnio wierzyłam, że dam radę się zmobilizować, a jednak mimo przeziębienia (co to w ogóle ma być???), zrobiłam to! 

I dołączam kolejne postanowienie - od dziś zaczynam miesięczną walę o smukłe ręce!!!

Ćwiczyłam:
- Callanetics
- Ćwiczenia na ręce
- 10 minut pośladki z Mel B

Zjadłam:
Śniadanie: kasza manna z dżemem truskawkowym
II śniadanie: koktajl z jogurtem naturalnym i truskawkami, jabłkiem, miodem oraz bananem
Obiad: kasza gryczana i gołąbek bez zawijania
Podwieczorek: sushi, mały boxik z kauflanda
Kolacja: 2 kanapki z razowca z dżemem truskawkowym



26 czerwca 2015 , Komentarze (5)

Skusiłam się na kupno stroju kąpielowego przed uzyskaniem takiej figury jakiej bym się nie wstydziła na plaży. Cel był odwrotny - miałam kupić strój jak już będzie dobrze, ale trudno, spodobał mi się, dobrze trzyma biust i ładnie będzie podkreślał opaleniznę :)

Jestem zaniepokojona moją wagą, bo od początku odchudzania, ani drgnęła. Ciągle pokazuje 62, niezależnie od wagi (bo myślałam że to wina zepsutego sprzętu). Boję się, że to przez tabletki anty, przez które jak zwykle zbiera mi się woda... Jeśli tak, to nie wiem jaki to ma sens...

Zmierzyłam się, tu są male efekty. Widzę też po sobie, że jestem odrobine szczuplejsza.... Ale jak na to, że niedługo minie miesiąc, efekty są naprawdę nikłe. Mój plan "szczupła do sierpnia" może legnąć w gruzach :|

Talia: -1
Brzuch: -1
Udo wysoko: - 1
Udo nisko: -2
Biceps: +1

Dzisiaj chcę zaszaleć z obiadem i stworzyć roladki z piersi z kurczaka z pesto i mozzarellą + sałata z pomidorami i jakiś delikatny sos... Później postaram się wrzucić fotkę :)

25 czerwca 2015 , Komentarze (3)

Załamana moim ostatnim brakiem cwiczen i slaba dieta, postanawiam wziac sie za siebie z powrotem! Z tej okazji kupilam nowe ciuchy do cwiczen, mate do yogi i przebiaglam... 10 km!!! :) Z jedzeniem srednio, bo przyswietowalam kolacja, ale spalilam ja biegajac, a reszta nie byla taka zla. 

Poza tym wypilam drinka! Nie szlo sie oprzec, bo zaczynam zupelnie nowy etap mojego zycia. Za tydzien ruszam z wlasna dzialalnoscia, nie bede miala w co wlozyc rak i strasznie sie z tego ciesze! Mam nadzieje, ze lipiec uplynie pod znakiem sukcesow i nowej figury na nowy rok zycia :)

Zjadlam:

Śniadanie: musli, II sniadanie: kromka razowego z pastella, obiad 2 nalesniki z jogurtem naturalnym i owocami, kolacja: 2 zapiekanki z razowego z serkiem topionym i salami + duuzo wody

Cwiczylam:

10 km biegcallanetics i takie tam moje wygibasy na macie

Skusilam sie na gazete Chodakowskiej z ciekawosci i jestem mile zaskoczona :) mnostwo ciekawostek, porad, cwiczen... I przepisy na zielone koktajle :)

24 czerwca 2015 , Komentarze (3)

Dziś teoretycznie powinnam dodać wpis z dnia 16. Nie dodaję, bo ostatnie 6 dni, to nie była dieta, tylko pasmo niepowodzeń. Dałam ciała po całości...W piątek wyjechałam z rodziną, stołowałam się u babci, gdzie ciężko się oprzeć tylu niezdrowym pysznościom... Tak więc w piątek zjadłam flaki z białą bułką, kotleta schabowego z frytkami, 2 kawałki szarlotki, miseczkę lodów i kanapki z szynką... Potem jeszcze 2 piwka... Sobota nie lepsza, w niedzielę trochę przystopowałam, ale też bez szału. Nie ćwiczyłam przez wszystkie te dni. Jedynie wczoraj przebiegłam 2,5km no i zrobiłam sobie przymusowy "spacer farmera" z walizkami przez pół miasta, przez co ponaciągałam sobie mięśnie... 

Od dziś miałam wrócić do diety, nie udało mi się. Zamiast biegania przytrafiło mi się 2h zbierania truskawek (to też jakiś ruch, ale mały), a co do diety, to nie jadłam co 3 godziny. No i z jakością też średnio...

Śniadanie: musli z mlekiem
Obiad: pstrąg pieczony, pomidor, frytki
Kolacja: 3 małe kromki razowego z serkiem topionym i salami

ŻENUA.

Waga pokazała rano 61,8kg, czyli nic nie idę do przodu, mój plan leci na łeb na szyję.
Kupiłam sobie matę do Yogi i nową wagę, może w końcu będzie dobrze działać...
Zaszalałam też w weekend z zakupami. Mam strój kąpielowy na ten sezon, w którym wyglądam naprawdę grubo. Dlatego muszę zacząć ostrą pracę nad sobą... Wcisnęłam się też w ładne spodnie, ale i  tak będę musiała się do nich przekonać.

Od jutra wracam do pisania pamiętnika na pełnych obrotach, tylko to mi coś daje.

18 czerwca 2015 , Komentarze (6)

Dziś 10 dzień mojej diety. W weekend zaliczyłam wpadki alkoholowe i trochę zbyt mało ćwiczeń, ale oprócz tego naprawdę zmieniłam swój jadłospis i bardzo dużo się ruszam. Mimo to, nie zleciał ten "kilogram tygodniowo", nie czuję się ani szczuplejsza, ani bardziej jędrna, ani zadowolona... Za 4 dni według mojego planu powinnam być 2 kg lżejsza niż 10 dni temu, i co? I nic. Porażka. Chciałam zwalić to na PMS, ale policzyłam i jeszcze na niego za wcześnie... Czuję się dziś gruba, wielka i nieszczęśliwa. Ale nie poddam się, bo choć nie widzę jeszcze efektów, mam więcej energii niż wcześniej. A to dla mnie też było ważne.

Dziś powinnam odpuścić ćwiczenia, bo od poniedziałku daje sobie ostry wycisk i czuję,że coś jest nie tak z moim biodrem albo mięśniem w jego okolicach. Rano chodziłam jak kulawa... Ale jutro wyjeżdżam i na pewno nie będę miała czasu na ćwiczenia, więc chcę zrobić dziś cokolwiek. Pogoda jest dołująca, chyba nie mam energii na bieganie, więc może zmuszę się do jakichś "dywanówek" a na pewno do Callaneticsu. To już 3h :)

Z dietą lekko popłynę podczas obiadu, bo właśnie piecze się pizza. Ale na razowym spodzie, z mozzarellą, pomidorami, tuńczykiem, pieczarkami i cebulą. No i jest mała. A ja doszłam do wniosku, że jem trochę zbyt małe obiady.

Zjadłam:
Śniadanie: jajko sadzone + kromka chleba razowego z szynką + kawa 350kcal
II śniadanie: truskawki z jogurtem (koktajl) 150kcal
Obiad: Pizza na razowym spodzie 800kcal
Kolacja: jeszcze raz kawałek pizzy :|  250kcal

= 1600 kcal

Ćwiczyłam:
- 5km jazdy na rowerze
- 1km biegu
- Callanetics
- Ćwiczenia z ciężarkami na ręce
- 10 minut pośladki z Mel B
- 15 minut rozciąganio/yogo/rozluźniania by me :)

Dziś będzie 5 posiłków, bo wcześniej jem obiad :)

***

Ćwiczyłam i płakałam. Płakałam i ćwiczyłam... Wszystko mnie ostatnio drażni, denerwuje i rozbija. Obawiam się, że to wina nowych tabletek anty z wiekszą dawką hormonów... Zamiast cieszyć się (bo mam jeden pożądny powód do tego), to skupiam się na zupełnie nieważnych rzeczach, które wprowadzają mnie w furię... Nie chce być taka.


I na koniec moja nowa zajawka! Na zakończenie treningu, zamiast od razu hop na kanapę, to hop na matę i YOGA! :) Wychodzi mi to kalecznie, ale relaksuje.


18 czerwca 2015 , Komentarze (11)

Dziś opowiem Wam (a może tylko sobie) moją historię sprzed trzech lat. Pierwszy rok studiów, nowa wielka miłość, nie liczyło się nic oprócz niej. Całymi dniami leżeliśmy przed telewizorem, oglądając filmy, nigdzie się nie ruszając i jedząc wszystko to, na co mieliśmy ochotę... Pizza 2 razy w tygodniu (końskie porcje), chipsy, frytki, tosty z wielką ilością sera, makarony z sosami, piwooo... A do tego jeszcze tabletki antykoncepcyjne. Wszystko to sprawiło, że ocknęłam się po 6 miesiącach rozpusty, patrząc na swoje całkiem odmienione ciało, którego nigdy nie znałam.

Zawsze byłam szczupła, można nawet powiedzieć, że chuda, a kiedy nagle, dotykając mojego brzucha, patrząc na to jak przytyły mi ręce, nogi, uda... wpadłam w panikę. Przez kilka dni płakałam kiedy kładłam się spać i brałam prysznic. Czułam się spuchnięta, brzydka i chora. Przestałam wychodzić z domu. Dodatkowo mój chłopak ciągle zapewniał mnie, że dla niego jestem najpiękniejsza (tak jest do tej pory :) ) i wcale nie było to dla mnie pocieszające, bo płakałam i krzyczałam do niego, że na pewno kłamie. Zdecydowałam się na dietę i fitness w klubie sportowym. Dietę "ułożyłam" sama. Początkowo wyeliminowałam fast foody i alkohol, przerzuciłam się na razowe pieczywo, piłam tylko wodę i czerwoną herbatę, odstawiłam antykoncepcję. Później popłynęłam...

Mogłam chodzić na fitness na tyle godzin, ile chciałam. Najpierw były to 2 godziny, np Step + cardio. Po jakichś 10 dniach zostawałam w klubie na 3 godziny zajęć i po powrocie ćwiczyłam jeszcze w domu dopóki nie położyłam się spać. W łóżku czytałam do późna historie metamorfoz i dotykałam się po ciele, sprawdzając czy przypadkiem przez jeden dzień nie zgubiłam jakiegoś kilograma... Zaniedbałam studia. Nie wychodziłam na spotkania integracyjne ze znajomymi, bo ćwiczyłam. Jedzenie ograniczyłam do minimum. Kryzysowym momentem był ten, kiedy po jakichś 3 tygodniach zjadłam pół małego kebaba bez sosów i bez bułki (czyli tak naprawdę warzywa z mięsem) i płakałam przez pół wieczora. W pewnym momencie nie jadłam nawet 1000kcal dziennie.

Wpis z 24 dnia diety:

"Śniadanie: Owsianka
II śniadanie: połowa małej puszki sałatki rybnej, paczka chipsów dietetycznych jabłkowych(80g)
Obiad: omlet z bananem, kurczakiem i curry

POSTANAWIAM: MUSZĘ MNIEJ JEŚĆ!!! :("

Wpis z 30 dnia diety:

"Śniadanie: tost z grahamki z serem camembertt
II śniadanie: jabłko
Obiad: mała miseczka zupy jarzynowej
Kolacja: micha owoców z jogurtem naturalnym i malusieńki naleśnik z łyżeczką dżemu 

= 920kcal

Wychodzi na to, ze jem mniej niz 1000 kcal?:o
nie, nie codziennie...
I wydaje mi się, że gdyby tak było, chudła bym szybciej..."

No i chudłam szybciej... Zaczynałam od 61kg.
Po 20 dniach diety: -4kg
Po 29 dniach diety: -5kg
Po 33 dniach diety: -6kg
Po 43 dniach diety: -7,5 kg

Po 43 dniach odchudzania ważyłam 53,5 kg.

Pewnie pomyślicie sobie, że to nic specjalnego, bo w sumie w 45 dni da się chyba w miarę zdrowo zrzucić te 7kg, ale ja zaczęłam robić się słaba, łamały mi się paznokcie, wypadały włosy i ciągle chciało mi się płakać albo krzyczeć... Byłam wściekła na wszystko, a w mojej głowie siedziało tylko myślenie o diecie i ćwiczeniach. Plucie sobie w brodę, wyrzuty sumienia... to zdominowało całe moje życie.

W końcu nadeszła majówka. Przyjechaliśmy z chłopakiem do rodzinnego domu, przyszły spotkania ze znajomymi, grille, piwkowanie... A ja nic na nich nie jadłam, nic nie piłam i nic mnie nie cieszyło. I właśnie podczas tej majówki mój chłopak uświadomił mi, że przesadziłam. Małymi krokami wracałam do "normalnych" ilości jedzenia, wyluzowałam, a po jakimś czasie NIESTETY zupełnie odpuściłam. Dlaczego niestety? Bo mogłam choć trochę zadbać o te nawyki, które udało mi się wyrobić, może wtedy nie byłoby JOJO. A było! I trwa do tej pory.

W każdym razie ta przygoda uświadomiła mi jaka jestem słaba. Jak potrafię rzucić wszystko żeby poddać się jednej rzeczy. Jak łatwo jest wpaść w zaburzenia odżywiania, do których bez wątpienia byłam "o krok". Jak łatwo jedna mała rzecz jest w stanie kierować moim myśleniem... Mam nauczkę. WE WSZYSTKIM ZACHOWAĆ UMIAR!

Niestety nie mam zdjęć sprzed diety. Po prostu ich sobie wtedy nie robiłam, bo nie chciałam na nie patrzeć. Te, które wstawiam nie są też do końca wyraźne, ale może choć troszkę widać różnicę.




17 czerwca 2015 , Komentarze (9)

  

Dzisiaj musiałam zaliczyć pobranie krwi w potężnej ilości w związku z czym musiałam zorganizować wyprawę do miasta na czczo. Godzina siedzenia w kolejce, pół godziny jazdy i zgłodniałam jak wilk. Ruszyłam więc w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Dookoła nie było supermarketów, tylko fast food'y i piekarnie, a ja nie wiedziałam w którą stronę się udać... Na bułki razowe oczywiście nie trafiłam, więc musiałam zapchać się połową pizzerki i nabawić się wyrzutów sumienia z powodu zaprzepaszczania diety. Trudno. Zastanawiam się tylko jak rozwiązać problem jedzenia diecie kiedy jest się zmuszonym, by zjeść coś w fast foodzie? Kebab bez sosów? Hot Dog?


Przede mną ostatnie dni stuprocentowego wolnego. Za jakieś 10 dni rozpoczynam zupełnie nowe życie. Najbliższy rok będzie rokiem największych zmian jakie do tej pory mnie spotkały. Tak bardzo bym chciała żeby były to zmiany na lepsze, żeby w końcu coś wyszło tak, jak to sobie zaplanowałam... Będzie ciężko, ale dam radę. Albo wygram w lotto i rozwiążą się wszystkie trudne sytuacje :) W każdym razie... Nowe życie - stoję u Twego progu gotowa na zmiany!!!


Pierwszy raz od bardzo dawna pojawiły się ZAKWASY! Z jednej strony uwielbiam to uczucie, z drugiej, jak same wiecie, trochę utrudnia życie. W każdym razie dobrze jest poczuć, że mięśnie pracują :) Już nie mogę doczekać się kupna nowej wagi, bo coś mi tu nie pasuje... Kilka lat temu osiągnęłam moją najwyższą wagę, z której udało się zrzucić 6kg. Ważyłam wtedy 64kg i czułam się naprawdę źle i grubo - tak też wyglądałam. Teraz co prawda też nie jest kolorowo, ale na pewno nie wyglądam tak źle jak w tamtym czasie. 

Wczoraj wstawiłam zdjęcie mojego brzucha kiedy stoje. Nie jest super, ale nie wygląda też jakoś tragicznie. Dziś udowodnię, że pozory mylą :) Mój brzuch najgorzej wygląda kiedy siedzę i stoję bokiem, bo niestety od zawsze zaczyna się on "uwypuklać" zaraz pod biustem, przez co kiedy się najem wyglądam jak balon. Było tak nawet wtedy, kiedy byłam chuda, mam to po mamie.


O fu :|


Dziś jeszcze moje cele w wersji zdjęciowej, odchodzę od komputera i biorę się za Callanetics.

1. ZMNIEJSZENIE "TŁUSTYCH MOTYLKÓW"

2. UJĘDRNIENIE, PODNIESIENIE I POZBYCIE SIĘ CELLULITU Z POŚLADKÓW

3. WYSZCZYPLENIE UD

4. "ZGUBIENIE" BRZUCHA

5. WYSZCZUPLENIE RĄK, POZBYCIE SIĘ "SKRZYDEŁ"

****************************************************************************************************************************

Zjadłam:
Śniadanie: Pół pizzerki
II śniadanie: Koktajl z truskawek z jogurtem
Obiad: Makaron razowy z sosem z pomidorów z puszki, z cebulką i odrobiną sera żółtego + mała bułka słodka z jagodami
Kolacja: trochę loda z pudełka i kanapka z bułki razowej z sałatą, serem, tuńczykiem, jajkiem i łyżeczką majonezu

Ćwiczyłam:
- Callanetics
- 30 półprzysiadów
- 100 powtórzeń na ręce
- 8km biegu!!!! :) 
- 15 minut Yoga (dla początkujących :))

Odpuściłam dzisiaj rower, bo pocisnęłam mocno z tym bieganiem, więc starczy :) Z żarciem też pocisnęłam, bo dużo słodkiego, dużo kalorii.. ale dużo też straciłam w ruchu. Chciałabym za tydzień przy mierzeniu zobaczyć chociaż o cm mniej gdziekolwiek! Żeby czuć, że mój wysiłek ma sens. No i jakiś zjazd na wadze też by się przydał ;)

16 czerwca 2015 , Komentarze (3)

♥  

Jestem z siebie dumna! Zrealizowałam swój poranny cel do potęgi :) Wczoraj wieczorem postanowiłam, że dziś rano zrobię Callanetics, bo nie mam nic innego do roboty, ale brałam na te postanowienie poprawkę, bo jak to u mnie bywa, rzadko je spełniam. A tym razem? Uhuhu! Włączyłam 2 odcinki "Gry o tron" i ćwiczyłam przez ponad godzinę. Najpierw Callanetics - z pominięciem ćwiczeń na biodra i miednicę, później 50 półprzysiadów, 100 powtórzeń na ręce, 10 minut Mel B na pośladki. To oczywiście nie koniec aktywności na dziś, bo wieczorem jeszcze bieganie i jeśli starczy siły, to rower :) Mam nadzieję, że do tego czasu mięśnie troszkę mi odpoczną.

W moim jadłospisie nie piszę nic o tym co pije, a to też bardzo ważne. Oprócz grzesznych weekendów z alkoholem :| podczas tygodnia nie piję żadnych napojów oprócz wody niegazowanej (minimum 1,5l dziennie) i co najmniej 2 herbaty, najczęściej czerwone, ale piłam też skrzyp z pokrzywą, co bardzo sprawdzało się przy moim rzadkim sikaniu ;) Niestety się skończył.

Rano waga pokazała 61,8, ale zupełnie jej nie wierzę, bo wczoraj wieczorem zrobiłam kilka testów, stawiając ją raz na panelach, raz na płytkach, raz na jeszcze innych płytkach... i za każdym razem waga radykalnie się zmieniała. Muszę zainwestować w nową. 

Najbardziej boję się najbliższego weekendu, bo nie wiem czy znajdę czas na ruch i czy znowu nie nawalę z dietą, bo zapowiada się podróż, pewnie grill, zwiedzanie... Ale postaram się nie nawalić tak jak podczas poprzedniego weekendu.

Zjadłam:
Śniadanie: 2 kromki razowego z szynką i musztardą
II śniadanie: jabłko
Obiad: mała miseczka pomidorówki z makaronem + 2 małe tortille (kurczak gyros na oliwie, ser feta, pomidor, cebulka, sałata, oliwki, tortilla z pełnego ziarna + sos z jogurtu greckiego 0% z przyprawą fit do sosów sałatkowych)
Kolacja: Radler :O

Ćwiczyłam:
- Callanetics
- 10 minut pośladków z Mel B
- 50 półprzysiadów
- 100 powtórzeń na ręce
- 1,5h gry w siatkówkę i badmintona
- 4 km biegu
- 5,5 km jazdy na rowerze


16 czerwca, 8 dzień diety, rzekome 61,8 kg.



A tak będzie wyglądał dzisiejszy obiadek! 

EDIT!

Kolejny powód do dumy (taki malutki), zjadłam 2 pewnie mega kaloryczne tortille, ale za to zamiast sosu na bazie majonezu zadowoliłam się jogurtem greckim 0% z przyprawami i całe danie smakowało jak z prawdziwego kebaba. Nawet nie jestem zła, że pochłonęłam taką wielką porcję :) Na dodatek odmówiłam zjedzenia loda, więc silna wola trwa!

Dzisiaj chyba przegięłam z wysiłkiem, z porcją obiadu i z wypiciem Radlera wieczorem... Ale bylo mi tak gorąco i byłam tak zmęczona, że potrzebowałam chwili relaksu... Policzyłam, że zjadłam dziś około 1800kcal, a podczas ćwiczeń zgubiłam 1200kcal...chociaż nie jestem dobra w liczeniu tego :) CHCĘ JUŻ PROGRES!!! I chcę być nią:

16 czerwca 2015 , Skomentuj

Bic: 26 (marzec 26, styczeń 27)
Talia: 74   (marzec 78, styczeń 76)
Biodra: 95
Udo: 56 (wysoko), 51 (nad kolanem) (styczeń 57)
Łydka: 37
Brzuch:
84 (marzec 88)

(swinia)(donut)(tort)(hamburger)(pizza)(swinia)

No i doszłam do wniosku, że nie umiem się mierzyć. Przejrzałam moje pomiary ze stycznia i marca i niemożliwe, że wszystko zmieniło się aż o tyle centymetrów (w pomiarach niektórych części ciała), coś jest nie tak. W każdym razie zapamiętam to, w jaki sposób zmierzyłam się teraz i będę to robić co 2 tygodnie :)

Nie pomyliłam się raczej w zmierzeniu talii, więc mogę powiedzieć, że od marca spadło -4cm. Tak samo z bicepsem, ale tu bez zmian. W udzie -1 i z brzucha -4cm. Ale co to jest na przestrzeni 3 miesięcy?

15 czerwca 2015 , Komentarze (2)

http://www.swiatobrazu.pl/doskonale-niedoskonalosc...

Mój zawód ma w sobie coś pięknego. Mozna dzięki niemu poruszać, wzruszać, inspirować i dawać do myślenia... Zapraszam do obejrzenia DOSKONALE NIEDOSKONAŁYCH ciałek Neely Ker-Fox :) ^^


Nawaliłam po całości. Poniosło mnie imprezowanie, tak że aż wstyd było mi tu zaglądać. W piątek oparłam się wielu pokusom. Nie pamiętam co zjadłam na śniadanie, ale później była pizzerka na razowym cieście z cukinią i mozzarellą (zjadłam jedną i zrobiłam sos bez majonezu!:)), później byłam na miejskiej imprezie, gdzie obroniłam się przed kebabem, zapiekanką i watą cukrową, zjadłam za to 3 kulki lodów owocowych, ale jakoś mnie to nie przeraża. Na kolację kilka maków z sushi no i się zaczęło... 1,5 piwka. Sportowej aktywności nie było, ale cały dzień dużo się ruszałam, więc nie było źle. W sobotę na śniadanie zjadłam kaszkę manną, później kanapkę z białym chlebem i dźemem truskawkowym, na obiad sałatkę z warzyw i tuńczyka, a później... kilka kromek chleba z grilla, kaszankę i chyba z 4 piwa!:O Oczywiście wszystko w nocy, bo tak się zaśpiewałam przy gitarze, że wróciłam do domu o 3.00... Ćwiczeń niestety też nie było, bo dzień zleciał jak piorun. W niedzielę popłynęłam całkowicie. Poszłam do pracy lekko skacowana, wróciłam prosto na kolejnego rodzinnego grilla, gdzie zjadłam łososia, kawałek oscypka, kaszankę i znowu piłam piwo... za to wieczorem 2 godziny ruchu - siatkówka i badmintom rulezz :) 

Dziś wracam do formy, bez alkoholu i wpadek!
Zjadłam:
Śniadanie: kaszka manna z dżemem
II śniadanie: jogobella light
Obiad: naleśnik razowy z jogurtem i owocami (mmm) no dobra i z czekoladą... ale mało!:)
Kolacja: kanapka z bułki razowej z sałatą, plastrem sera, jajkiem, tuńczykiem i odrobinką majonezu (wiem, że ostro, ale po wysiłku sobie pozwalam)

Ćwiczyłam:
- 5 km biegu
- 5 km roweru

No i planuję jeszcze poćwiczyć łapy.

Aaa... waga pokazała dziś 64 kg, czyli żal na maksa. Ale moja waga chyba lekko szwankuje :D