Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kochana, szczęśliwa, pesymistka niedoceniająca tego co ma, być może dlatego, że marzycielka, to ja! Czekam na moment sprzed lat, kiedy to zadowolenie z własnego ciała, było też zadowoleniem z życia :) Jedno z najwspanialszych uczuć świata!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 29883
Komentarzy: 378
Założony: 7 stycznia 2015
Ostatni wpis: 14 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tricked_beauty

kobieta, 34 lat, Warszawa

168 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 lipca 2015 , Komentarze (10)

Zdjęcie sprzed 20 dni. Jeszcze 20 dni temu wszystko było prostsze. Miałam "wolne", nie musiałam się niczym przejmować 24/h, miałam czas na gotowanie, ruszanie się, dbanie o siebie... Niby to wszystko takie proste, ale na dietę trzeba mieć czas, a moja doba jakby kurczy się z dnia na dzień. Wypisałam sobie w kalendarzu listę rzeczy, które muszę zrobić do końca następnego tygodnia. Zajęła mi 2 strony... Nie wiem w co włożyć ręce, oczy wychodzą mi z orbit. Ledwo co się wszystko zaczęło, a ja już jestem tak tym zmęczona, że tracę zapał.

Od niedzieli z jedzeniem idzie mi ładnie. Wczoraj godzina na siłowni, dziś niestety tylko Callanetics,w przerwie między tym wszystkim... 
Jutro służbowy wyjazd aż do soboty, ćwiczyć nie będę na pewno, ale zrobię wszystko żeby nie zawalić diety.

No to teraz fotka z 10 lipca: (teraz ważę mniej, ale czuję się o wiele większym słoniem niż wtedy, może przez zbliżającą się @, albo tydzień przerwy w diecie :D)

27 lipca 2015 , Komentarze (3)

Ostatnio straciłam wenę do pisania tu... Wczoraj coś naskrobałam, rozłączył mi się Internet w trakcie dodawania wpisu i wszystko się skasowało, więc odpuściłam sobie powtórkę. Dzisiaj postanowiłam zajrzeć tu choćby dla relaksu, poczytać Waszych pamiętników... 
Dieta w tamtym tygodniu zeszła na drugi plan, jadłam dużo rzeczy "na szybko", dużo niezdrowych, a waga? -0,5 kg :) Nie wiem jakim cudem, ale się cieszę.
Od wczoraj wróciłam do zdrowego odżywiania, dziś też bez grzeszków. Za to dziś bez ćwiczeń z braku czasu i siły, a wczoraj 8,5 km biegu. Jutro mam czas żeby się poruszać i na pewno go wykorzystam.

Czuję się lepiej ze sobą :) Już 3 razy usłyszałam, że schudłam, ciuchy robią się luźniejsze... jest ok :)

17 lipca 2015 , Komentarze (9)

Inaczej sobie to wszystko wyobrażałam. Zgodnie z moimi załozeniami powinnam byc chudsza o 5 kg. Jestem o kilogram... Nie wiem o co chodzi, nie wiem co mam z tym zrobić... Podejrzewam, że może być to wina faszerowania się tabletkami anty, może tej tarczycy... to okaże się w poniedziałek. Zmienilam całkowicie mój tryb życia. Jeszcze miesiąc temu nie przeszłoby mi przez myśl, że nie będę jeść fast-foodów 2 razy w tygodniu, że nie będę piła żadnych kolorowych napojów, piwa co drugi dzień, że przebiegnę 12km... A tak właśnie jest. Pomijając cheat day'e, które czasem trwają cały weekend. Ale nie chce popadać w paranoje. Co prawda czuję się szczuplejsza, ale nie tak, jak przy poprzednim odchudzaniu. Wtedy po miesiącu czułam się IDEALNIE.

Wczoraj przebiegłam kolejny raz 12 km.Przed wczoraj zasłabłam. Chyba mam za mało jakichś minerałów... Dzisiaj będzie delikatniej, bo mam dużo pracy, ale liczę, że uda mi się zrobić 10 km roweru i z pół godziny siłowni.

                                                 

13 lipca 2015 , Skomentuj

Nawaliłam w weekend jak zawsze. W piątek może nie tak bardzo, bo dużo się ruszałam, ale w nocy wypiłam wino i drinka... W sobotę cudny dzień z kochaną osobą i założenie z góry, że "dziś szaleję", więc zaszalałam po całości z fast foodem, sushi, lodami itd... Ale jakoś mnie to nie bolało, bo są rzeczy ważne i ważniejsze, a miłość nie idzie w parze z głodzeniem się, przynajmniej w moim przypadku :) Poza tym udało mi się zaliczyć godzinkę na siłowni. Wczoraj z jedzonkiem cały dzień było ok, przebiegłam 5km, ale wieczorem zjadłam kebaba w tortilli..był maly, ale późno.

Dziś nie miałam siły wstać z łóżka, ani ochoty żeby się jakkolwiek ogarniać...cały dzień strzelił jak z bicza strzelił i dosłownie zmusiłam się do ćwiczeń. Wydawało mi się, że byłam na siłowni pół godziny, a było to raptem 15 minut...wsiadłam więc na rower i zrobiłam 10 km. Dobre i to. Grzeszki jedzeniowe były, ale bez szału.

Ale, ale...czuję się okropnie gruba. Tak jakby się nic nie zmieniło. Fałdy na brzuchu cudownie wróciły, ręce nadal obwisłe...nie wiem od czego to zależy. Boję się, że naprawdę znowu zatrzymuje się woda w organiźmie...

10 lipca 2015 , Komentarze (6)

Waga nie spada, ale konsekwentnie się mierzę i konsekwentnie centymetry lecą w dół :)
Na początku sierpnia chciałabym podwoić to, co straciłam do tej pory, więc biorę się ostro do roboty. Cellulit niestety rosnie... podejrzewam, ze przez tabletki. I mam nadzieję, że nie nawalę w weekend :)

(donut)

                                                             talia 71  -2

brzuch 79 -4
biodra 94  -1
łydka 36  -1
udo wysoko 54   -1
udo nisko 47   -4
bic 27 bez zmian :(

Kilka porównawczych fotek. Wiem, że nie widać prawie żadnych zmian, ale i tak będę robić takie porównania, bo ja cokolwiek widzę i to mnie motywuje :) Np w udach... Szkoda tylko, że jeden z moich największych kompleksów, czyli ręce - ani rusz :(


Wczoraj ostro zaszalałam z jedzeniem... Na śniadanie musli, ale później długo nic i na obiad duuża porcja pizzy własnej roboty. Na cieście żytnio-pszennym, z koncentratem pomidorowym, pieczarkami, cebulką, pomiodorem i łososiem, z mozzarellą i sosem czosnkowym na jogurcie. Nie była to więc najbardziej kaloryczna pizza w moim życiu, ale dobrze też nie było, bo później cały dzień już nic nie jadłam przez złe samopoczucie...

WCZORAJ ĆWICZYŁAM:
- 10 km jazdy na rowerze
- Callanetics
- ćwiczenia na ręce


9 lipca 2015 , Skomentuj

Dzisiaj mija miesiąc od kiedy postanowiłam wziąć się za siebie. Celem było zgubienie 4 kg, niestety nie wyszło nawet w najmniejszym stopniu, bo waga na dziś to 61,5 kg. Mimo to, cieszę się. Mam silniejszą wolę, potrafię z dnia na dzień wrócić do diety, ćwiczenia sprawiają mi wielką przyjemność...jest lepiej. Nawet jeśli nie widać zmian w moim ciele, to czuję się lepiej psychicznie, wiedząc, że nie zalegam bezczynnie na kanapie, tylko robię coś dla siebie. Nie zaprzestaję starań, przede mną lipiec i dalszy ciąg moich nieudolnych zmagań :) Największe postanowienie na lipiec? Jeden Cheat Day w tygodniu, a nie cały weeekend!!! To mój największy problem.

Wczoraj spotkało mnie "cudowne" Cardio. Wybiegłam 2 km do przodu i rozpętała się burza w towarzystwie ogromnego deszczu, więc gaz do dechy i z powrotem do domu... Miałam deszcz w nosie, deszcz na ubraniu, we włosach i w oczach, przez co po drodze wypływały mi soczewki :| W między czasie rozcięłam sobie nogę o wystającą gałąź, ugrzałam się jak nie wiem co i nie mogłam oddychać, bo biegłam sprintem żeby jak najszybciej być w domu...

Oprócz tego zrobiłam wczoraj tysiące metrów, łażąc po marketach budowlanych przez pare dobrych godzin...

WCZORAJ

ZJADŁAM:
Śniadanie: jajeczniaca + kromka razowa z masłem i pomidorem
II śniadanie: ciastko zbożowe i pół jagodzianki
Obiad: zupa meksykańska z grzankami razowymi i masełkiem własnej roboty (roboty mamy:))
Kolacja: 2 kromki razowe z masełkiem i pomidorem

ĆWICZYŁAM:
- 4km biegu
- Callanetics
- Ćwiczenia na ręce 
- i takie tam moje dywanówki :)

Od początku lipca zrobiłam już 40km!:)

7 lipca 2015 , Skomentuj

Cze cze cześć!

Nawaliłam w weekend po całości, ale to już norma. W sumie nie w weekend, bo zaczęłam już w czwartek. Postanowiłam, że walę wszystko i robię sobie dzień relaksu z przyjaciółką. Zjadłam pizzę, potem sushi i wypiłam winko. No i skończyło się to tragicznie... Zatrułam się czymś tak bardzo, że przez całą noc nie spałam i zastanawiałam się czy nie jechać na pogotowie. Udało mi się jednak jakoś przetrwać do rana...W piątek jadłam lekko i leczyłam się ziołowymi tabletkami, ale nie miałam siły ćwiczyć. Sobota? Lekkie śniadanie, później na obiad schabowy i frytki, bo nie było innej możliwości w barze nad jeziorem, a nic ze sobą nie wzięłam. Wieczorem ognisko, więc zjadłam kiełbaską i chyba z tonę chleba z keczupem :| Nie mówiąc już o tym ile wypiłam alkoholu... No comment. Niedziela? Bez wielkich szaleństw, ale wieczorem zaszalałam maksymalnie z KFC...zjadłam twistera i 2 skrzydełka, a potem umierałam z wyrzutów sumienia. Wczoraj też nie było zbyt ciekawie z żarciem, bo jadłam nieregularnie, dużo i bez kolacji. Ale ale... przebiegłam 11 km! Po powrocie do domu czułam się jak młody Bóg :) Od dzisiaj wracam do odchudzania i wiem, że w weekend znowu nie będę miała jak ćwiczyć, ale może chociaż z dietą nie nawalę, bo przesadzam... i moja silna wola idzie...na spacer. 

Tak czy inaczej cieszy mnie to, że z dnia na dzień mogę wrócić do zdrowego odżywiania i ćwiczeń, bez wymówek.

ZJADŁAM:
Śniadanie: Smoothie z arbuza, truskawek, miodu i banana
II śniadanie: Big Milk
Obiad: kurczak w papirusie + sałatka grecka
Kolacja: kanapka z szynką + maślanka

ĆWICZYŁAM:
- 10km jazdy na rowerze
- ćwiczenia na ręce
- 300 brzuszków
- 30 minut gry w badmintona

1 lipca 2015 , Komentarze (5)

Wczorajszy refleksyjny wieczór skończył się problemami z zaśnięciem, a co za tym idzie, problem z poranną pobudką... Dzień zaczął się paskudnie. Nie mogłam założyć soczewek, czas leciał stanowczo za szybko, więc za późno wyjechałam i poczekałam sobie w kolejce do endokrynologa... 3 godziny! Nie wzięłam żadnej książki, padł mi telefon, umierałam z gorąca i ze słuchania narzekań starszych kobiet, które w wielu przypadkach, jak się domyślam, niepotrzebnie zajmują kolejkę... Akurat one, chociaż są na emeryturach, mają najmniej czasu i nie mogą czekać, ale na robienie awantur "kto był pierwszy" mają tyle siły co nikt. 

Lekarz pytał o moje zmiany w wadze, powiedziałam, że przez ostatni rok ciężko było mi schudnąć i systematycznie przybieram coraz więcej... Tarczyca jest powiększone, tsh jakieś niepewne, więc czeka mnie jeszcze USG...za 20 dni, jak to bywa z NFZem.

Później, łażąc po ciucholandach, z 10 razy się potknęłam, pot lał mi się po wszystkich częściach ciała, wjechałam na skrzyżowanie pod prąd, nie zauważyłam innego samochodu podczas zmiany pasa, więc mnie strąbił i na koniec przywaliłam na parkingu w samochód kobiety... Ona dzięki Bogu mi wybaczyła, ale mój tata mnie rozszarpie, wiem to. 

Ostatnio ciągle jestem jakby półprzytomna i rozkojarzona...jest mi źle. Zbliża się okres i dobija mnie stres.

Kupiłam dziś spodenki z wysokim stanem na "jak schudnę" i sukienkę, podkreślającą mój wystający brzuch, ale trudno. Będę ją nosić, bo mi się podoba. Chociaż tyle dobrego z dzisiejszego dnia...

ZJADŁAM:
Śniadanie: 2 kromki razowe z szynką
II śniadanie:gruszka + batonik z żurawiną i śliwką z rossmana
Obiad: 1,5 kebaba w tortilli własnej roboty (kurczak w przyprawie gyros, sałata, papryka, pomidor, oliwki + sos z jogurtu i keczupu)

ĆWICZYŁAM:
- 15 km jazdy na rowerze
- Callanetics
- ćwiczenia na ręce
- 10 minut pośladki z Mel B

Wyznaczam sobie cel: 100km w lipcu! Może się nie udać przez nadmiar obowiązków, ale będę się starać. No i czuję, że jest lepiej... Tyłek się zmniejsza :D


AAAA! I WAGA W KOŃCU POKAZAŁA 61,5!

1 lipca 2015 , Komentarze (3)

Wpis w "międzyczasie". Moje pomiary na dziś (20 dzień nowego stylu życia) prezentują się tak:

Talia: 73
Biodra: 95
Udo wysoko: 55
Udo nisko: 50
Łydka: 37
Brzuch: 83
Bic: 27 

Waga stoi w miejscu od samego początku, więc może będę się chociaż pocieszać pomiarami... Jakieś małe minusowe efekty już są, ale nic, z czego mogłabym być naprawdę dumna.

Nie lubię takich wieczorów jak ten. Podświadomie się czymś stresuję, sama nie wiem czym...czuję taki dziwny niepokój, niepewność... Jestem słaba. Wiem to od zawsze. Zawsze boję się nowych kroków, własnych słabości, tego że nie podołam i się załamię. Rzucam się właśnie na głęboką, życiową wodę, stawiam wszystko na jedną kartę i mam tyle lęków, tyle niepewności... Nie znoszę w sobie tego, że często sama nie wiem czego chcę.
Wiecie czego jeszcze nie znoszę? ( o ile w ogóle ktoś to czyta ). Tego, jak postrzegają mnie ludzie. Momentami chce mi się z tego śmiać, ale dziś po prostu jest mi jakoś przykro. Pierwsze wrażenie jakie robię na ludziach? Jestem pewna siebie, niemiła, może zarozumiała, przy kasie... Żadna z tych rzeczy nie jest prawdą. Jestem absolutnie niepewna siebie, właściwie zakompleksiona, za to miła zawsze i aż za często, bo to wpływa na mój brak asertywności... Nie jestem zarozumiała, bo nie uważam się za kogoś, kto mógłby być autorytetem. No i nie jestem przy kasie - to śmieszyło mnie zawsze najbardziej. Po prostu dobrze grzebie w ciucholandach i umiem oszczędzać. Tyle. Najchętniej pokazałabym to wszystkim tym, którzy wyrabiają opinię na mój temat, zanim mnie poznają.

***
PODSUMOWANIE KILOMETRÓW W TYM MIESIĄCU:

ROWER: 7+5+6+5+5+10+9= 47km
BIEGANIE: 4+9+2+8+4+5+3+4,5+3= 42,5km
ŁĄCZNIE: 89,5 km

Jestem z siebie dumna! Przez ostatni rok nie zrobiłam nawet 1/10 tego!

30 czerwca 2015 , Komentarze (4)

BE  THE BEST VERSION OF YOU!

Dzisiaj dzień pracy, ale i relaksu. To ostatnie dni kiedy jeszcze trochę mogę odpocząć, później ruszam z kopyta ze wszystkim tym, czego tak strasznie się boję, ale i jestem podekscytowana. Mój nowy etap życie to nie tylko wielkie wyzwanie, ale i realizacja jednego z moich największych marzeń. Jeśli sobie nie poradzę... trudno, przynajmniej nie będę żałować, że nie spróbowałam.


Tak więc moją dzisiejszą chwilę relaksu spędziłam na trawniku, na kocyku z nowym Cosmopolitanem i koktajlem z banana, truskawek, gruszki i nektarynek.
Nawiązując do sytuacji, w której właśnie się znajduję, podbudowałam się artykułem o wizualizacji siebie jako szczęśliwej w przyszłości. Podobno wyobrażając sobie siebie za kilka lat w szczęśliwym stanie, doświadczamy tego samego uczucia, którego będziemy doświadczać kiedyś w tej sytuacji i to sprawia, że jesteśmy szczęśliwsze. Wierzę w to i praktykuję. Od roku codziennie wgapiam się w moją mapę marzeń i czekam na cud :D

Idąc za ciosem pozytywnego nastawiania się i pracy nad własnym szczęściem, skusiłam się nawet na organizer z pięknym przesłaniem, który będzie przy mnie codziennie przez najbliższy rok.

Najbardziej rozbawił mnie jednak artykuł "10 problemów przeciętnej dziewczyny (ani grubej, ani szczupłej)", w których całkowicie odnalazłam siebie. No może pomijając punkt o przymierzaniu spodni, bo spodni nie noszę i nawet nie wiem jaki mam rozmiar ;) 

A! I uwielbiam Marcelinę Zawadzką <3

(donut)(donut)(donut)

Co do diety to nadal nie ma o czym mówić. Waga nie rusza się ani w jedną, ani w drugą i aż nie chce mi się  to wierzyć. Jutro wyczekiwana wizyta u endokrynologa, wyniki badania tarczycy...zobaczymy jak to będzie. No i zbliża się okres, akurat teraz jak będzie działo się najwięcej...

Mam nadzieję, że pogoda pozwoli mi wieczorem pobiegać i pojeździć na rowerze, tak żeby wyszło 10 km. No i na pewno Callanetics + ćwiczenia na ręce i pośladki z Mel B. To zrobie zaraz po obiedzie :)

Zjadłam:
Śniadanie: 2 jajka sadzone na oliwie + kromka razowa z szynką i musztardą
II śniadanie: koktajl z owoców
Obiad: makaron razowy ze szpinakiem, pomidorkami i krewetkami + ser

Ćwiczyłam:
- Callanetics
- Ćwiczenia na ręce
- moje pseudo rozciąganie
- 4km biegu (szybkiego!)
- 7km jazdy na rowerze

http://vitalia.pl/artykul8931_Top-10-detoksykacyjn...