Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kochana, szczęśliwa, pesymistka niedoceniająca tego co ma, być może dlatego, że marzycielka, to ja! Czekam na moment sprzed lat, kiedy to zadowolenie z własnego ciała, było też zadowoleniem z życia :) Jedno z najwspanialszych uczuć świata!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 29573
Komentarzy: 378
Założony: 7 stycznia 2015
Ostatni wpis: 14 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tricked_beauty

kobieta, 34 lat, Warszawa

168 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Naprawdę jest źle. Z każdym kolejnym dniem upewniam się, że wpadam w depresyjne stany. Pół dnia przespałam, olałam pracę...drugie pół dnia robiłam pizzę, trochę płakałam... coś jest ze mną nie tak. Nie wiem czy to hormony czy po prostu stres, którego mam aktualnie w nadmiarze. Jutro dzień na pełnych obrotach, pełen właśnie stresu i biegu, gdzie potrzebuje mnóstwo energii. Nie mam jej w sobie wcale. Najchętniej zaszyłabym się pod kocem i przespała te kilka miesięcy aż będzie dobrze i ciepło...

Nie ćwiczyłam, bo nie chciałam ryzykować. Cały dzień bolała mnie głowa, było mi duszno i straszliwie gorąco, a na jutro muszę być w formie. Z jedzeniem było słabo, ale dziś mi to zwisa.

Na śniadanie zjadłam kanapkę z wczorajszej kolacji, później płatki pełnoziarniste z mlekiem i miodem, a na obiad pizzę w dość dużej ilości, ale na razowym cieście, z pomidorowym sosem, serem mozzarella, kurczakiem i bananem, oscypkiem i żurawiną, szynką i papryczką peperoni (zrobiłam 3 rodzaje), sos czosnkowy z jogurtu greckiego. Nie tak źle i nie tak tłusto jak zawsze.

I wiecie co? Jedyne co mnie uspokaja to zwierzęta. Nie jestem Violettą Villas, ale mam ich sporo. Terapie, o których uczyłam się na studiach muszą być naprawdę skuteczne. Sama korzystam z felinoterapii, dogoterapii i cavioterapii :)) - szczerze polecam!

14 stycznia 2016 , Komentarze (5)

Dziś trochę się poużalam, trochę podzielę radością... Swoją drogą przez całe życie pisałam pamiętniki. No może nie przez całe życie, ale gdzieś do pierwszego roku studiów. W kwietniu je wszystkie spaliłam, a dziś pomyślałam sobie, że powylewam swoje boleści na Vitalii, niezależnie od tego czy ktoś to czyta czy nie :)
Co do diety, to zrobiłam mój mały stumilowy kroczek w dobrą stronę ( "W dobrą stronę" Dawida Podsiadło to jedna z moich ulubionych piosenek od miesiąca). Po pierwsze myślę o tym żeby regularnie jeść, po drugie łaziłam głodna po mieście i nie skusiłam się na fast-food'a, po trzecie byłam głodna w supermarkecie i kupiłam same zdrowe rzeczy, po czwarte nie chciało mi się, a zrobiłam Callanetics. I dziś tyle o diecie, na dole wstawię jadłospis dla zasady.


A teraz wspomniane żale: Czy Wy też macie czasem tak, że czujecie się...dziwne? Że coś jest z Wami nie tak? Że wszyscy są normalni, a w Waszej głowie dzieje się tyle różnych rzeczy, że macie wrażenie, że nikt tak nie ma? Obyście też tak miały, bo jeśli nie, to muszę się leczyć. Mam czasami wrażenie, że ciągle się do czegoś dostosowuję, a tak naprawdę nie mogę być sobą. Chciałabym czasem po prostu usiąść i popłakać tak, żeby ktoś to zrozumiał, niczego i nikogo nie udawać choćby przed samą sobą. Często myślę też, że coś ze mną nie tak, bo jestem zbyt wrażliwa, zbyt nerwowa...Niewiele mi trzeba żeby się rozpłakać i tyle samo żeby maksymalnie zdenerwować. Nie lubię siebie. I mam wrażenie, że to jak widzą mnie ludzie zupełnie kłóci się z tym co się dzieje w mojej głowie. Mam nadzieję, że to przejściowe.

Dziś zjadłam:
Śniadanie: płatki kukurydziane pełnoziarniste z mlekiem + herbatka Mnicha
II śniadanie: activia do picia
Obiad: miseczka zupy pomidorowej + sałatka (tuńczyk, jogurt grecki, sałata lodowa, pomidor, papryczka peperoni, cebula) z bułką razową
Kolacja: Bułka razowa duża z jajkiem, sałatą, tuńczykiem, jogurtem greckim i kiełkami rzodkiewki - nie wiem jak to możliwe, ale rozkoszowałam się nią jak mcdonalnem ;)

A! No i kolejny sukces - przekonałam się, że jajko może być przesmaczne bez grama majonezu! 

Problem pojawi się jutro, bo obiecałam rodzinie, że zrobię pizzę z oscypkiem przywiezionym z gór i na pewno sama się nie oprę, ale chcę z tego wybrnąć. Zrobię ją na razowym cieście i wymyślę dla siebie część z mozzarellą i kurczakiem, a tej z oscypkiem... skubnę, ale nie dużo :)

No i zapomniałam wspomnieć o moich postanowieniach herbaciano-witaminowych.
Dziś trzeci dzień picia:
- herbaty mnicha na odchudzanie
- pokrzywy
- kawy zbożowej z orkiszem zamiast czarnej

I łykania:
- tabletek drożdżowych ze skrzypem
- vitaminera
- vitaminy B na oczy

13 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Pod poprzednim wpisem dostałam od dwóch z Was dobrą radę - sprawić żeby jakiś sport stał się moją pasją. Strasznie bym chciała i akurat to nigdy nie sprawiało mi trudności. Całe lato biegałam, wystarczyło mi zaledwie kilka razy żeby się od tego uzależnić, ale wtedy mój biznes był w fazie zarodku, nie miałam zbyt wielu zajęć, a dodatkowo bieganie pozwalało mi na rozmyślanie nad nowymi koncepcjami.


Niestety (albo i na szczęście) wszystko ruszyło do przodu, a ja nie mam w co włozyć rąk i jestem z tym wszystkim sama. Nie pamiętam kiedy ostatnio nie miałam czegoś "z tyłu głowy". Kończę jedną rzecz, pojawia się kolejna i kolejna... Nie mogę żadnej z nich zawalić ani odpuścić. Dochodzi do tego jeszcze mój cholerny charakter, który nie pozwala mi niczego odłożyć na później :)


Ale wiem... tłumaczę się. Zapracowani ludzie też znajdują czas na siebie. Dlatego od dziś postanawiam to zmienić i wieczorem robię trening. Póki co stawiam sobie cel 30 minut dziennie, zobaczymy czy świat się zawali jak wyrwę tyle czasu z całego dnia :)

Z pewnością robię jedno - wracam na Vitalię :)
Po pierwsze Wy dajecie mi power'a, po drugie pisząc tu wiem co robię, a czego nie. Lubię takie rachunki sumienia.

Do ślubu zostało... 1 rok 7 miesięcy.
Suknię ślubną zamierzam szyć 6 miesięcy przed ślubem, dlatego też mam rok żeby dojść do idealnej wersji siebie jaką jeszcze nigdy nie byłam. Właśnie tak mam wyglądać i nie ma bata!

Wiecie jakie jest moje zdjęcie motywacyjne na I etap odchudzania?
Moje własne zdjęcie sprzed pół roku :)

Wiem przynajmniej, że nie jest to coś, czego nie jestem w stanie osiągnąć.

EDIT:

Jak powiedziałam tak zrobiłam - SKALPEL zrobiony, stan przedzawałowy zaliczony :D

11 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Dotrało do mnie, że moje odchudzanie ma wymiar walki z uzależnieniem od jedzenia.To straszne. Jem kiedy mi smutno, kiedy się stresuję, kiedy jest impreza, kiedy mi się nudzi... Czasem aż mnie trzęsie na myśl o czymś ulubionym. Nie wiem co się ze mną stało, kiedyś taki stan zupełnie mnie nie dotyczył. Jedzenie było jedzeniem, reszta była ważniejsza. Teraz bywa, że nie ma nic ważniejszego od zjedzenia kiedyś pysznego. Tylko, że przez tą chwilę "nieba w gębie" później przychodzą wyrzuty sumienia... Od wczoraj zwracam uwagę na to co jem. Na ćwiczenia jeszcze nie zebrałam sił, bo czuję się okropnie przed okresem, ale byłam na dłuższych spacerach, a to juz duzy krok.

Moja praca mnie niszczy. Mam problemy z oczami, z kręgosłupem, z tyciem... Mam już dość komputera, dość siedzenia...Szkoda tylko, że nie mogę znaleźć czasu żeby od niego odejść, a jak już odejdę, to nie mam energii na nic. Otulam się kocem na kanapie i po prostu leżę... 

Wiem tylko, że jeśli nic z tym nie zrobię, wpadnę w depresję. Znowu zaczynam nienawidzieć siebie, ubierac sie na czarno w za luzne ciuchy i dreczyc sie myslami o tym jak do tego doszlo...

Dobranoc.

6 grudnia 2015 , Komentarze (3)

Oczywiście po ostatnim wpisie został tylko...sam wpis. Żadne z postanowień nie zostało zrealizowane. Zaczęłam od dzisiaj, bez wymówek. Poszłam na siłownię, wypociłam się, poruszałam i od razu mam lepszy humor. Od rana trzymałam też dietę, wypiłam dużo wody...dziś jest dobrze :)

W ostatnim czasie zajadałam stres, tłumaczyłam sobie, że jeszcze jeden dzień obżarstwa nie zaszkodzi i nic nie zmieni...dopóki nie weszłam na wagę. 
Moja siedząca praca też nie sprzyja ani odchudzaniu, ani mojemu kręgosłupowi, więc czas coś z tym zrobić.

Husky na smycz, ja na rower i zaczynamy odchudzanie na nowy rok :)

26 października 2015 , Komentarze (9)

Szczerze mówiąc nie wiem co napisać. Wstyd mi przed samą sobą. Całe wakacje byłam na diecie, biegałam nawet 15 km, byłam z siebie taka dumna i taka szczęśliwa, że to aż nieprawdopodobne, że znowu wróciłam do poprzedniego życia, znowu się obżeram i nie ćwiczę nic a nic... 

Wszystko się jakoś rozsypuje. Nie jest oczywiście źle, bo to duże słowo, ale przeraża mnie kurczenie się pieniędzy, walka o każde zlecenie i nadmiar obowiązków... Czasami nie wiem już w co włożyć ręce, a nic z tego nie mam. To demotywujące. 

Do tego jeszcze ta jesień... Poprzedni tydzień przeleżałam w łóżku, codziennie jedząc w mcdonaldzie albo fast foodzie... A potem chce mi się na siebie plakać, patrząc w lustro. 

Od dziś wróciłam do diety. Nie zdążyłam poćwiczyc, ale jutro biorę się bez wymówek za cokolwiek, byle się poruszać.

Mam jedno życie i nie ma szans, że przez jego większą część będę niezadowolona z samej siebie.

19 sierpnia 2015 , Komentarze (19)

Już to wiem, zaręczynowy wyjazd i dieta w parze nie idą :) Ale cieszę się tak mocno, że mam wszystko gdzieś. Jadłam to, na co mieliśmy ochotę, piłam grzane wino... I nie żałuję. 

Nawet nie wiem co mam napisać. Całe moje życie wywróciło się do góry nogami w przeciągu kilku miesięcy. Rewolucja pełną parą. JESTEM NARZECZONĄ!!!! I będę żoną mężczyzny, którego nie da się nie kochać, przy którym zawsze czuję się bezpieczna, piękna i kochana. Chyba nie ma nic lepszego :) Moje serce "skacze pod sufit" i już powoli układam w głowie wszystkie moje roztrzepane marzenia dookoła ślubu. Mam niecałe 2 lata żeby to wszystko poukładać i być taką panną młodą, żeby czuć się najpiękniej i najprzyjemniej sama ze sobą :))

Dziś dzień bez jedzenia, przymusowo. Przywiozłam ze sobą nie tylko pierścionek, ale też grypę żolądkową...

6 sierpnia 2015 , Komentarze (9)

Za 5 dni miną 2 miesiące mojego odchudzania, a raczej zmiany stylu życia i sposobu odżywiania :) Może powinnam wpaść w załamanie, bo waga praktycznie się nie ruszyła, już nawet na nią nie patrzę, ale wychodzi na to, że przez te 2 miesiące schudłam jedynie 3,5 kg. A miał być kilogram tygodniowo, więc powinno być 8. Trudno.

Zamiast ważenia się postawiłam na mierzenie i nie wiem czy to dużo czy mało, ale łącznie jest mnie mniej o 23 cm.

Na chwilę obecną moje wymiary to:
Talia: 70 (-4cm)
Brzuch 77 (-7cm)
Łydka 36 (-1cm)
Biceps 27 (+1 ;o)
Udo wysoko: 53 (-3cm)
Udo nisko: 43 (-8cm)

Najbardziej wkurzają mnie moje ręce. To mój największy kompleks, bo przez nie w każdej sukience z odsłoniętymi ramionami czuję się grubo. Ćwiczę z hantlami, gubię cm po całości a na rękach nie... Kiedyś miałam łapy jak patyki, myślałam, że nie będzie ciężko pozbyć się "skrzydeł". No niestety...

Mimo braku radyklanych zmian, jestem zadowolona, ze zmienia sie we mnie cokolwiek, ze nie obzeram sie bez opamietania tak jak wczesniej, ze umiem sobie odmowic wielu niezdrowych rzeczy, ze jeszcze 2 miesiace temu nie mialam kondycji zeby przebiegnąć kilometr, a dzisiaj robię prawie 15 km... Jestem z siebie dumna. I czuję się zdrowsza. Piję dużo wody, nie zapycham się kebabami, mcdonaldem, nie piję tak często piwa, i całkiem odstawiłam kolorowe napoje. Czasami przesadzam z cheat day'ami, które potrafią trwać kilka dni, ale jakoś nie wprowadza mnie to w panikę :D


Wiecie z czego jeszcze się cieszę? 
Że nie popadłam w paranoję! Napisałyście mi jakiś czas temu, że mam w diecie za dużo tłuszczu i węglowodanów, że tak nie schudnę... Ale cm lecą, ja czuję się lepiej i dla mnie to jest najważniejsze. I mimo, że nie mam może idealnej diety, to dla mnie jest ona radyklana, bo jest całkowitą odwrotnością tego jak się odżywiałam 2 miesiące temu. Bałam się, że wpadnę w obsesję tak jak kilka lat temu i moje myślenie będzie zajmowała tylko dieta. Nie mogę sobie na to pozwolić, bo mimo wszystko uważam, że są w życiu ważniejsze rzeczy niż wygląd. Cieszę się, że się tego nauczyłam.




5 sierpnia 2015 , Komentarze (5)

Mam tendencję do narzekania i wyolbrzymiania. Zaraziłam się tym od mamy, od kiedy wróciłam do domu i boję się, że wejdzie mi to w krew na dobre. Czasem mam wszystkiego dość, tak jak dziś, kiedy nadmiar obowiązków wali mi się na głowę, nie wiem od czego zacząć, mam za dużo wydatków, a za mało pieniędzy i jeszcze ludzie dookoła robią mi przykrość, a nie potrafią się przyznać do błędu...

Nie mam ciężkiej sytuacji w domu. Nie jest rewelacyjnie, ale z pewnością nie mogę powiedzieć, że jest źle. Ale jak w każdej rodzinie (tak mi się wydaje) zdarzają się kłótnie. I mam dość tego, że za każdym razem to ja padam ofiarą rozładowania wszystkich emocji, wyżycia się, wykrzyczenia na mnie, przy okazji sprawienia mi przykrości, tylko dlatego, że jestem pod ręką, bo pracuję w domu. 

Wkurza mnie strasznie, jeśli ktoś myśli, że praca w domu, przy komputerze, to nie praca, że mama ma do mnie pretensje, że "ciągle nie mam czasu", a przecież "tylko siedzę" przed monitorem... rozkręcam swój biznes, na razie wszystko idzie pod górkę, mam ogromnie dużo pracy i mało czasu... Przecież nie zadowolę wszystkich... Ale piętna "czarnej owcy" w rodzinie, widocznie nie da się zmyć.

CEL: wyprowadzka
Szkoda tylko, że póki co nie zapowiada się na finansowe szaleństwo w ciągu przyszłego roku...będzie ciężko. Mam nadzieję, że ryzyko popłaci.



Co do odchudzania, to tak jak już pisałam, zeszło na drugi plan, ale to nie znaczy, że wracam do obżerania się. Dzisiaj wygrałam bitwę z głodem i wielką chęcią na kebaba. Potulnie wróciłam do domu i zjadłam kurczaka z pomidorem.

Przez ten niemiłosierny upał wybrałam się biegać, dopiero po 20.00 i wracałam po ciemku na szczęście nie sama... po drodze zatrzymała nas policja, akurat wtedy jak kawałek biegłyśmy po niewłaściwej stronie, potem uciekałysmy przed dzikimi zwierzętami, które potencjalnie mogły się pojawić :D Bądź co bądź, z wielkim bólem udało się zrobić 12 km w 1h 20 min.

A za tydzień... jadę na kilka dni w góóóóry! Będę pewnie trochę dietetycznie grzeszyć, ale i dużo chodzić :)

3 sierpnia 2015 , Komentarze (3)

No prawie :D W każdym razie pocisnęłam dziś 15 km na rowerze i 5 km biegu. Padam na twarz...ale jestem zadwolona. Do września musi być idealnie i już.