Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Obiektywny opis nie istnieje.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7294
Komentarzy: 110
Założony: 6 grudnia 2015
Ostatni wpis: 4 lutego 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
niefajka

kobieta, 35 lat, wrocław

168 cm, 58.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

4 lutego 2016 , Komentarze (4)

W sumie nie lubię pączków. Chyba, że babcia usmaży to mogę się nimi zajadać jeszcze ciepłymi popijając mleczkiem. 
Niestety od lat ciężko mi wycelować z wizytą w domu na tłusty czwartek w związku z czym co roku ktoś ustawiał się w kolejce do Trumienki (kto z Wrocławia ten może kojarzy). W tym roku postanowiłam zaszaleć, ubrałam dresik i przebiegłam kilka kilometrów po pączka lwowskiego - wg przedwojennej receptury - z powidłami śliwkowymi i cynamonem. Przydreptałam z nim do domu i bezkarnie wciągnęłam. 
Daję wielki plus i za inicjatywę przywracania smaków lwowskiego Wrocławia i za samo wykonanie ;) 

Tradycji stało się zadość. 

2 lutego 2016 , Komentarze (9)

Jako młoda dziewczyna, nastolatka nigdy nie przejmowałam się wyglądem. Miałam przyjaciół, wzbudzałam zainteresowanie chłopców, byłam szczupła i miałam ładną cerę. Nie jestem typową pięknością ale w sumie niczego nie można mi zarzucić. Nigdy nie byłam lumpem, ubierałam się schludnie a mając jakieś 16-17 lat zaczęłam delikatnie się malować.

Nie wiem kiedy do mojego życia wkradły się kompleksy. Zamieszkały w mojej głowie, rozgościły się i popijając herbatkę szydziły ze mnie. A ja coraz bardziej im wierzyłam. Zawsze miałam oryginalny styl. Nie lubię ubierać się jak 90% dziewczyn na ulicy… lubię ciekawe dodatki. Jasne, czasem wezmę typową shopperkę czy ubiorę modne trampki (ale trampki to ja kocham od wczesnego gimnazjum czyli od dobrych 12 lat) ale jednak trochę się wyróżniam. Kompleksy jednak potrafiły szeptać do ucha: wyglądasz jak idiotka. Mijasz tyle ładnych dziewczyn a sama jak pokraka. Kto to widział nosić taki kuferek? 
Zamiast więc pewnie kroczyć ulicą przemykałam ze spuszczoną głową, pogrążona w lekturze albo wgapiając się w ekran telefonu. 

Jakiś czas temu powiedziałam sobie dość. Zaczęłam bardziej o siebie dbać (delikatny staranny makijaż codziennie + codziennie zadbane paznokcie), chętniej patrzę w lustro i chętniej patrzę na mijających mnie ludzi na ulicy. Z podniesioną głową z każdym krokiem zadeptywałam kompleksy.

I dziś mnie to uderzyło. Szłam uśmiechnięta, w moim rozpiętym płaszczu w pepitkę kupionym kiedyś w lumpie, w lekko męskich spodniach na kant, taszcząc książki i… jeszcze miałam czelność podśpiewywać (...jestem myśliwym, świat nie jest wcale taki zły...). I tak, ludzie się za mną oglądali ale wiecie co? W dupie mam to czy wydawałam im się śmieszna, ładna czy brzydka. Ubrana jak idiotka czy interesująco. Ja lubię te ciuchy. Są wyrazem mojej niebanalnej osobowości. 

I zwyczajnie lubię siebie. A jeśli to starość… to naprawdę cieszę się, że jestem coraz mądrzejsza. 

31 stycznia 2016 , Komentarze (9)

Piec, gotować, pichcić… Zabawne jest to, że osoba naprawdę nie lubiąca jeść uwielbia gotować. Mieszanie składników, łączenie smaków, wąchanie przypraw, wymyślanie… Ale też ubijanie piany, obieranie owoców… sprawia mi ogromną przyjemność. Ogromną przyjemność sprawia mi również dzielenie się moimi wyrobami ;)

Od kilku lat uwielbiam wegańskie przepisy, uwielbiam zdrową kuchnię. Jeśli już mam jeść słodycze to tylko takie. Do popołudniowej kawy - idealne :)

Wczoraj wieczorem, ze zwykłej nudy, postanowiłam spróbować upiec biszkopt marchewkowy. Miałam przygotowaną wcześniej grubo startą marchewkę podduszoną z migdałami i trzeba było jakoś to wykorzystać ;) W cieśnie wykorzystałam mąkę ryżową.
Wierzch posmarowałam przygotowaną dzisiaj daktellą i ozdobiłam owocem granatu, który odrobinę przełamuje smak. 

28 stycznia 2016 , Komentarze (10)

Też nienawidzicie marnować jedzenia? Ja staram się tego unikać jak mogę. Kiedy więc po otwarciu lodówki zobaczyłam, że rukola nie jest już tak świeża i jędrna jak być powinna a zaczyna robić się lekko szmaciana wymyśliłam sposób by ją jeszcze szybko wykorzystać ;)

Pesto z rukoli

  • duża garść rukoli;
  • 2-3 łyżki oleju (ja wybrałam słonecznikowy);
  • łyżka tahini;
  • ząbek czosnki;
  • szczypta curry;
  • sól himalajska do smaku.

Umieścić wszystkie składniki w kielichu blendera i zmiksować na w miarę gładką pastę. Idealnie nadaje się do makaronu posypane odrobiną startego, ostrego sera (parmezan sprawdzi się idealnie ale ja wolę sery kozie).
Świetnie komponuje się z pestkami słonecznika i suszonymi pomidorami. 

26 stycznia 2016 , Komentarze (1)

Wspominałam już (może też lekko marudziłam ale powtarzając za klasykiem oj tam, oj tam), że jestem chora. Choroba ma to do siebie, że siedzi się pod kocykiem, w grubych skarpetkach, czyta się i ma się w nosie wychodzenie z domu. 
Tak. 

Prowiant zdobywałam wysyłając na misje współlokatora (chrypiąc teatralnie wzmacniając efekt naturalny), książki spływały na kindle'a same (dziękuję Wam kochane krasnoludki) a ja spokojnie próbowałam wyzdrowieć.
I nagle on, wróg mój. Telefon. A ona tylko przejazdem, dawno się nie widziałyśmy, kawkę jakąś wypijemy. 

O, krisztianie. 

No i dobra, czas start. Tik, tak. Tik, tak. Zegar złośliwie coraz szybciej odliczał moją godzinę. 
Kawa? Jest. 
Porządek? Jest. 
Ciastka? crap. Challenge acctepted.

Dziś zatem ekstremalnie szybkie, niezbyt efektowne, ale całkiem smaczne ciastka. I zdrowe. O. 

  • 2 banany, 
  • 1 szklanka płatków owsianych, 
  • łyżka masła orzechowego, 
  • Odrobina kakao.

Banany ugnieść, wymieszać z płatkami owsianym i masłem orzechowym. Lepić ciastka i spód lekko obsypać kakao. Układać na papierze do pieczenia i piec około 15 min w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Przestudzić w oknie :D


W międzyczasie nałożyć szpachlę i ubrać się prawie wyjściowo. 

Tak, to nie jest dobra koleżanka.

23 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Czytam to forum i czytam… i tak sobie przypominam, że też kiedyś byłam uzależniona od cukru. Potrafiłam zejść w środku nocy do automatu w akademiku po batona albo udać się do żabki po czekoladę. 
Potrafiłam na raz pochłonąć tabliczkę czekolady (a gdybym miała to i dwie), paczkę ptasiego mleczka, pół słoika nutelii. 
Nie było to, bynajmniej, odświętne. Nie. Zajadałam się tak codziennie. 

Do dziś nie wiem jak to możliwe, że nigdy nie miałam nadwagi. 

Kiedyś jednak powiedziałam DOŚĆ. Zostałam wegetarianką, zaczęłam patrzeć na to co jem. W zasadzie z dnia na dzień odstawiłam słodycze i większość chemii.
Pierwszy tydzień był ciężki. Zapychałam się orzechami żeby jakoś oszukać mózg i zwykłe uzależnienie behawioralne (ręka, buzia, żucie, ręka, buzia, żucie).
Po trzech tygodniach pomyślałam a zjedz sobie kawałek czekolady, zasłużyłaś! 

Zjadłam.
I mnie zemdliło. 

Dziś z rzeczy słodkich jem:
- owoce,
- gorzką czekoladę (90% kakao).
- czasem słodki kawałek domowego ciasta (no ale jak babcia upiecze specjalnie to i mimo cukru jest dobre). 

Jeżeli mam ochotę na gorącą czekoladę biorę kakao dobrej jakości, kilka suszonych daktyli i mleko ;) Pyszne, lekko słodkie i zdrowe. 

Naprawdę nie rozumiem dlaczego jadłam tyle tego świństwa. Słodycze są zwyczajnie zamulające. 

Czasem chciałabym cofnąć się w czasie i zapytać młodszej siebie: Dziewczyno wyjaśnij mi co daje Ci jedzenie słodyczy?
Jestem szczerze ciekawa jaką odpowiedź bym uzyskała.

22 stycznia 2016 , Komentarze (13)

Rzadko mi się to zdarza. Co zabawniejsze nie tylko mi bo i mój współlokator dziś zostaje w domu. 
Moimi dzisiejszymi najlepszymi przyjaciółmi są:
- fervex, 
- miód i cytryna, 
- krople do nosa, 
- chusteczki higieniczne, 
- serial friends, 
- oraz współlokator donoszący herbatę. 

Aaaa. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego znów jestem chora. No dobra, dokładnie wiem jak to się stało ale i tak jestem wściekła. Nienawidzę mieć zapchanego nosa, nienawidzę gnić w domu, nienawidzę. 

Żeby nie było tak całkiem pesymistycznie powiem, że mój nowy znajomy z portalu randkowego również się rozchorował więc przynajmniej możemy bezkarnie pisać cały dzień. W końcu i tak oboje umieramy, nie pracujemy i mamy czas. 
Dawno nie spotkałam kogoś nowego kto ma równie zryte poczucie humoru co ja.

I jeszcze dba chłopak o formę więc sobie wymieniamy się super fit przepisami ze zdjęciami <3 gdzie się chłopie umiejący gotować takie pyszności skrywałeś przed nami, babami? Chyba, że kłamiesz :D

21 stycznia 2016 , Komentarze (2)

Korzystając z przepisu z jadłonomii przygotowałam sobie dzisiaj paprykarz szczeciński w wersji wege :)
Minimalnie go zmodyfikowałam.

Wzięłam:
- pół szklanki kaszy jaglanej,
- 5 małych marchewek, 
- kawałek selera, 
- pół niedużej czerwonej papryki, 
- cebulę,
- czubatą łyżeczkę słodkiej papryki,
- łyżeczkę ostrej papryki, 
- 3 łyżki sosu sojowego, 
- 2 łyżeczki koncentratu pomidorowego, 
- liść laurowy, 
- ziele angielskie.

Wszystko przygotowałam jak w podlinkowanym przepisie :) Jedynie wcześniej upiekłam połowę mojej papryki i dodałam ją pokrojoną na kawałki do podsmażonej marchewki. I dodałam do marchewki startego selera. Wyszło niebo w gębie. Naprawdę. 

Szczerze, szczerze polecam :)

15 stycznia 2016 , Komentarze (5)

Jaciękręcę. Z jakim ja się dziś potwornym kacem obudziłam. I mi chodzi po głowie: 


Na całe szczęście nie miałam dzisiaj żadnych spotkań z klientami. Na nieszczęście pochorował mi się kot i musiałam pilnie jechać do weterynarza. I tak się zastanawiam… czy wyczuł ode mnie intensywną wczorajszość, dostrzegł tę menelską poświatę? Mam szczerą nadzieję, że nie. 

Dziś bez fotomenu bo jadłam na mieście a robienie zdjęć w hipstawega knajpie wydawało mi się już zbyt obciachowe. Dzielnie jadłam wśród chłopców w rurkach obcisłych tak bardzo, że ledwo się poruszali.

Za to wrzucę moje cudowne kaco-śniadanie czyli zawsze jajka.
Omlet smażony z cukinią + rukola, pomidor i papryka ;)

13 stycznia 2016 , Komentarze (14)

Dziś nudno. 2 razy kanapki ale jakoś miałam ochotę na pieczywo. 

Owsianka z jabłkiem, cynamonem i żurawiną


Kanapka z rukolą, pomidorem, ogórkiem, papryką
i sosem paprykowym na bazie jogurtu koziego


Kasza bulgur w pomidorach z czarną fasolą


Kanapka jak wyżej + pół jabłka + sok pomidorowy

Ponadto wbrew własnym przekonaniom zarejestrowałam się na portalu randkowym. Nic nie tracę nie mając żadnych oczekiwań a mam szansę na dobrą zabawę. 
I wśród desperatów, wśród ludzi nudnych jak flaki z olejem przy których czuję się niczym postać grana przez Hugh w Przyjaciołach:

Wśród ludzi, którzy zadają pytania tak bezpośrednio i z grubej rury o rzeczy, których o bliskich znajomych na ogół się nie wie… Znalazłam jednego z równie zrytym poczuciem humoru jak ja. Zachowującym się jakbyśmy poznali się w barze i po prostu sobie żartujemy. Czy coś z tego będzie? Szczerze wątpię. Ale przynajmniej się śmieję. A to najważniejsze.
Coś musi kształtować moje kurze łapki.