Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1966 |
Komentarzy: | 13 |
Założony: | 15 września 2015 |
Ostatni wpis: | 19 września 2016 |
Postępy w odchudzaniu
Moja aktywność - spaliłam 2 kcal
Mój trening na tydzień 5.10 - 11.10
pn | wt | śr | czw | pt | sb | nd | |
pompki | test | x | x | ||||
drążek | x | x | x | ||||
skakanka | x | x | |||||
rowerek | |||||||
brzuszki | x | x | x | ||||
inne | p,c | b | p | z | z,p,c | p,c |
W "inne" zawiera się: przysiady (p), basen (b), zumba (z), aerobik (a), marszobieg (m), ciężarki (c), rozciąganie (r), hula hop (h).
Cóż za tydzień. Wtorek, środę i piątek miałam wolne, a w poniedziałek i czwartek tylko po jedne zajęcia. Niesamowite, że na polibudzie tydzień może wyglądać tak pięknie :D, oczywiście do czasu. Kolejny tydzień będzie wyglądał już inaczej.
W czwartek najpierw nie odbyły się laboratoria bo prowadzący się pogubili i zrobiło się zamieszanie, a potem wykładowca zapomniał, że ma z nami zajęcia (oczywiście nie chciało mi się czekać na wykład więc pojechałam wcześniej do domu). No a potem będzie się dziwił, że nas nie ma. Na dodatek w czwartek była podbijana legitymacja studencka i zapomniałam ją odebrać od starosty. Zorientowałam się dopiero w pociągu przy kontroli biletów ale konduktorka się nie zorientowała. Zobaczymy czy w poniedziałek uda mi się jazda bez legitki.
Piątek, sobota i niedziela były takie przyjemne, leniwe, nie licząc momentu gdy przypominałam sobie o tym, że nadal nie wiadomo co z moją pracą inżynierską, czy jednak zrealizuję temat, który został mi przydzielony czy może będzie trzeba wymyślić jakiś inny. Zaczynam się stresować i panikować, czyli wszystko w normie. Nie dziwota, że dorobiłam się tylu zmarszczek w tak wczesnym wieku
5 październik - tak dawno mnie nie było
Zjedzone kalorie, aktywność fizyczna i poziom zmotywowania: chyba nie ma sensu abym dalej prowadziła pamiętnik w ten sposób ponieważ nie dam rady wrzucać wpisów na bieżąco. Zastanawiałam się natomiast nad tabelką pod koniec tygodnia, która pokazywałaby... a zresztą zobaczycie. Mam wizję .
No tak, zaczęła się uczelnia i już nie starcza czasu na wszystko. Dodatkowo martwię się moim projektem inżynierskim. Gościu z firmy, dla których piszę tę pracę jest chyba mało ogarnięty. Pewnie za miesiąc dowiem się, że temat, który mam nie może być zrealizowany i będzie lipa .
Zaczynam ćwiczyć! Nowa energia, nowa motywacja i nowy trening. Tym razem na pewno mi się uda ! Nie zniechęcamy się !!!
W czwartek byłam na zumbie. Jakie te zajęcia są dziwne. Dziewczyny, które chodzą tam od pół roku i dłużej znają już chyba choreografie na pamięć a my świeżaki "staramy się" to powtórzyć ale ciężko bo ta pani niczego prawie nie objaśniła tylko zaczęła tańczyć. Troszku załapałam więc może nie być tak źle .
Mój chłopak zaczął ćwiczyć, ciekawe jak długo da radę się nie poddawać. Oby jak najdłużej. Przynajmniej mam pewność (tak naprawdę nie mam ale się łudzę), ze się nie podda bo pierwszym dniu.
27 wrzesień - ostatni dzień nieodpowiedzialnego
jedzenia
Zjedzone kalorie: 2268 kcal (już troszkę lepiej)
Aktywność fizyczna: oglądanie meczu ???
Poziom zmotywowania: sama nie wiem
Kolejny dzień. Od dziś zacznę uczyć się gry na gitarze. Moim muzycznym guru został mój brat. Już udzielił mi pierwszej lekcji. Opuszki bolą i mam za długie paznokcie ale przynajmniej ten drugi czynnik można zniwelować. Strasznie mi się to podoba. Brat oglądał Chirurgów na kompie a ja "grałam" i mu to w ogóle nie przeszkadzało. Strasznie się śmialiśmy, to ze mnie to z niego. Dawno się tak nie ubawiłam .
Trzeba zjeść "resztki" pizzy (czyli tyle ile wczoraj). Oczywiście na meczu.
Myślałam, że nie wytrzymam. Gdzie podziała się polska drużyna?? Nigdy specjalnie nie interesowałam się siatkówką ale pamiętam, że kiedyś nasze siatkarki były mistrzyniami a tu pokazują wszystko co najgorsze. O dziwo mamy jeszcze szanse wejść do baraży jeżeli wygramy następny mecz ale nie wiem jak sobie poradzimy dalej .
26 wrzesień - bagietka czosnkowa, beznadziejna
silna wola
Zjedzone kalorie: 2866 kcal, aż głupio pisać
Aktywność fizyczna: obijam się do poniedziałku
Poziom zmotywowania: aż chce się płakać
Dzisiaj trzeba iść znowu do pracy. Wstaję więc z łóżka i robię sobie śniadanie do pracy, ubieram się, piję kawę, maluje. Następnie budzę brata i o godzinie 6:15 wychodzimy z domu a tu... pada. Stwierdziliśmy, że stanie na targu nie ma sensu w taką pogodę. Trzeba więc zadzwonić do tej pani co stoi ze mną ale nie znam jej numeru komórki. Trzeba więc zadzwonić do mamy, którą oczywiście obudziłam. Okazało się, że mama ma dwa numery pod tą samą nazwą i nie potrafi powiedzieć, która z tych dwóch pań to "odpowiednia" pani Ewa. No cóż napiszę wiadomość do dwóch pań obym tylko nie obudziła tej nieprawidłowej pani Ewy.
O godzinie 9:00 mój brat usiadł obok mnie i zaczął jeść bagietkę z masłem czosnkowym. Jak ona pięknie pachniała no i oczywiście też musiałam sobie taką kupić (no dobra kupiłam dwie) ale podzieliłam ją na dwie porcje (czyli cztery porcje). Wieczorem okazało się, że taka bagietka ma około 557 kcal , no ale mogłam się czegoś takiego spodziewać, przecież tam jest masło!!
Mój brat znowu mnie zaskoczył... zamówił dwie duże pizze. Jak tak można?! No i ponownie moja silna wola się złamała (powinnam raczej pisać słaba zamiast silna). Jest jednak mały plus tej sytuacji, od poniedziałku on też przechodzi na dietę więc był to posiłek po żegnający. Teraz będziemy się już na wzajem wspierać . Pizze (częściowo) zjedliśmy na meczu polskich siatkarek. Szkoda gadać, jutro gramy z Holandią, ciekawe jak nam to wyjdzie.
25 wrzesień - spotkanie z chłopakiem, miła
kasjerka i niemiła kasa
Zjedzone kalorie: 1386 kcal
Aktywność fizyczna: spacer na pkp na pociąg
Poziom zmotywowania: pnie się w górę i czeka na poniedziałek
Super dzień, super ranek! Wstałam o 6 posiedziałam przy komputerze, o 9 poszłam się kąpać a o godzinie 11:10 wyszłam na pociąg. Dzisiaj jadę do Leszczyn, już nie mogłam się doczekać. W końcu zobaczę się z chłopakiem. Strasznie się stęskniłam
Co prawda cały dzień przesiedzieliśmy na kanapie oglądając na necie stare odcinki programu mam talent i film Siedem z 1995 roku. Bardzo fajny a końcówka taka smutna. Zło zwycięża.
Wiem, że lepiej jak byśmy poszli na spacer ale pojeździli na rowerze ale pogoda nie sprzyja. Poza tym tak nie oglądam telewizji więc troszku mi się należy .
O godzinie 18:30 wyjechaliśmy z domu i pojechaliśmy do Tesco. Nie kupiłam żadnych ciasteczek mimo iż była promocja na cukierki i ciastka, np. 100 gram ptasiego mleczka kosztowało około 1,05 zł. Jestem z siebie dumna, kupiliśmy za to po paluchu z serem i bekonem . W kolejkach była duża sterta ludzi więc stwierdziliśmy, że spróbujemy tej kasy gdzie samemu sobie nabijasz produkty.
NIGDY WIĘCEJ TEGO NIE ZROBIĘ!!! Zawsze byłam temu przeciwna bo takie maszyny zabierają pracę ludziom ale poza tym to była to totalna porażka. Nie dość, że co chwila pikała i mówiła, że mamy czekać na pomoc mimo iż nic się nie działo i po chwili wyłączał się ten komunikat to nigdzie nie ma zapisane więc nie możesz tego wiedzieć czy to co kasujesz jednak jest w promocji czy nie. Dopiero jak dostajesz rachunek to pisze czy Ci odjęło te złoty coś czy nie. Oczywiście nie wiedzielibyśmy o tym gdyby nie bardzo uprzejma pani, która tam stała w razie jakby ktoś miał kłopot. Gdy doszło do płacenia to daliśmy 50 zł za zakupy ponad 20 zł. Reszty dostaliśmy 6 coś. I co dalej?? Gdzie ta maszyna podziała 20 zł?? Znowu zapytaliśmy się tamtej pani (och, jaka ona była miła ) i zaczęła walczyć z maszyną, aż na sam koniec wyciągnęła siłą (otworzyła narzędziami) nasz 2 dychy. Już zawsze będę chodzić do zwykłych kas, choćbym nie wiem co się działo i jak wielkie będą kolejki!
Ze sklepu pojechaliśmy do miejsca przy lasku, patrzeliśmy na nieliczne auta, które przejeżdżały, gadaliśmy i jedliśmy nasze paluchy z serem i boczkiem. Uwielbiam
24 wrzesień - promotor, uczelnia, gazetki
Zjedzone kalorie: 824 kcal
Aktywność fizyczna: ciągle nic
Poziom zmotywowania: yyy ciężko powiedzieć
Godzina 6:50. Trzeba wyjść z domu, trzeba iść na uczelnie. Umówiłam się z promotorem. Idę na pkp z fajną muzyką na telefonie. Droga miło mi mija. Teraz jak już jestem muszę kupić bilet do Katowic. Na szczęście mam 80% zniżki na przejazdy (mój ojciec jest kolejarzem), więc płace niecałe 5 zł w dwie strony . To teraz godzina jazdy pociągiem. Zawsze lubiłam jeździć i przy tym patrzeć co się dzieje za oknem lub czytać książkę tym bardziej, że w roku akademickim przeważnie się uczę bo co dzień trzeba coś zdawać. Ta politechnika jest wyczerpująca, naprawdę ale nie chciałabym chodzić nigdzie indziej . Wychodzę z pociągu i razem z tłumem ludzi schodzę schodami w dół gdzie każdy idzie już w swoją stronę... Zawsze mnie ciekawiło co się dzieje gdy wszyscy się rozdzielamy ale nie jest mi dane śledzić ludzi więc zostanie to odwieczną tajemnicą.
Ten widok. Uczelnia, moja uczelnia. Wchodzę i idę na pierwsze piętro szukać odpowiednich drzwi. Moje kumpele śmieją się ze mnie bo po trzech latach nie opanowałam gdzie co jest na tej uczelni. Zresztą wg mnie to wcale nie jest dziwne, numeracja jest przedziwna. Co semestr dowiadujemy się o jakiejś magicznej sali o której nigdy nikt nie słyszał. Ale jeżeli chodzi o numerację to z pewnością jeszcze o tym napiszę ale innym razem... Pukam wchodzę i ... nie było aż tak źle. Promotora mam akurat miłego i pomocnego. Ustaliliśmy, że nie mogę spełnić w pełni oczekiwań firmy dla której robię pracę ale wymyśliliśmy coś zastępczego więc teraz muszę się skonsultować z firmą i dowiedzieć się czy pasuje im nasze rozwiązanie ich problemu czy może będą próbowali wymyślić jakiś inny temat. Zobaczymy co z tego wyniknie. Wolałabym jak najszybciej zacząć robić coś w kierunku pracy inżynierskiej bo boję się, że nie zdążę, zresztą jak przy każdej kartkówce, sprawozdaniu czy projekcie. Czemu inne uczelnie mają na napisanie pracy rok a my tylko pół roku , to jest takie niesprawiedliwe. Pewnie i tak prawie nic bym nie robiła dopiero na sam koniec ale to poczucie, że ma się tyle czasu na to już poprawia samopoczucie a teraz już nie można się obijać tylko wziąć się do roboty.
Czekając na pociąg powrotny do domku kupiłam sobie gazetkę, zresztą tą co zawsze czyli women's health ale za połowę ceny bo starszy numer (z września) a nie ten nowy październikowy . W domu będzie dyskusja z bratem na temat nowego treningu od poniedziałku.
Więc ustalone mam wolne do poniedziałku a potem biorę się za siebie
23 wrzesień - targ, śliweczki, miła bibliotekarka
Zjedzone kalorie: 1176
Aktywność fizyczna: nic nie robię
Poziom zmotywowania: troszku idzie do przodu, ale tylko troszkę
Godzina 6:10, trzeba iść do pracy. Obiecałam, że pójdę to idę. Gdy przyszłam nie mogłam rozpakować towaru bo ten pan, który przynosi rzeczy z komórki nie przyniósł żelastwa na które wieszamy ciuchy. Po 30 minutach czekania, poszłam go szukać mimo iż był to jakiś inny pan niż zwykle i nie miałam pojęcia jak on wygląda. Na szczęście on mnie poznał (jakim cudem??). Poprzywoził mi resztę rzeczy i zaczęłam rozpakowywanie jednak dalej byłam zła i zestresowana (nie lubię jak coś nie jest zrobione o tej godzinie co miało być zrobione, chyba jestem zbyt punktualna ). Po 7 przyszła pani, która miała mi pomagać. Dokończyłyśmy więc rozkładania i czekałyśmy na ludzi. W końcu dzisiaj dzień targowy. Ludzie mieli jednak to za nic i nie było wielkiego ruchu, w ogóle nie było ruchu. Do godziny 11 sprzedałyśmy 4 rzeczy . Gdy skończyłyśmy pracę i się spakowałyśmy a pan pozawoził wszystkie kartony i torby do piwniczki okazało się, że sprzedałyśmy 10 rzeczy. Nie za dużo ale lepsze to niż mieli inni. jedna pani sprzedała 2 rzeczy. Nie wiem czy w ogóle coś zarobiła bo w dni, które się stoi na targu trzeba płacić opłatę targową plus dodatkowo opłatę raz w miesiącu za "twój" stragan. Więc my nie miałyśmy aż tak źle. O godzinie 13:30 było już po pracy. Pani, która za mną stała poczęstowała mnie śliweczkami, które kupiła u pani z naprzeciwka z "warzywki". Były takie słodziutkie, że aż sama się skusiłam i kupiłam kilo.
Po targu musiałam iść do biblioteki politechniki aby oddać książkę bo już zaczęli mi naliczać karę za przedłużenie. Na szczęście kara za jeden dzień wynosi 20 groszy więc pół biedy. Kiedyś mój kolega musiał zapłacić ponad 20 zł (pewnie w wakacje trzymał i zapomniał). Więc poszłam jeszcze do biblioteki. Oddaje książkę i czekam aż powie ile mam do ziszczenia a ta pani (zawsze była dla mnie miła) mówi, że 20 groszy ale poniżej 1 zł kary się nie płaci . Wiem, że mówią tak wszystkim ale mimo wszystko to był taki miły element dnia. Więc poszłam już sobie do domu z uśmiechem na twarzy, a jakże
Zjedzone kalorie: 1077 kcal
Aktywność fizyczna: nic
Poziom zmotywowania: 0
Cały dzień przeleżałam w łóżku. Mama twierdziła nawet, że mam stan podgorączkowy. Cały dzień się źle czułam i jak pomyślę, że jutro muszę iść do pracy to jeszcze bardziej zagrzebuję się w kocu. No ale muszę
21 wrzesień - film Labirynt, dziwne wybory
Zjedzone kalorie: 2064 (nie za dobrze)
Aktywność fizyczna: nic nie robiłam tylko się obijałam
Poziom zmotywowania: słabo
O tak! Kolejny fajny dzień. Wstałam szczęśliwa. Wczorajszy dzień był dla mnie zbawienny. Zresztą dzisiejszy dzień też był cudowny.
Byliśmy z chłopakiem w kinie na drugiej części filmu Labirynt. Andrzejowi bardziej się podobał niż pierwsza część a mi na odwrót. Zdecydowanie uważam, że główny bohater ma nie po kolei w głowie i zdecydowanie świra na punkcie ratowania przyjaciół. Nie chodzi mi o to, że ja bym ich zostawiła i sama uciekła ale mam wrażenie, że on podejmuje decyzje nie myśląc o konsekwencjach swoich wyborów i mam wrażenie, że przez cały film ma szczęście. Gdybym ja była główną bohaterką to pewnie nie miałabym takiego szczęście i pewnie by mnie zaraziły te Poparzeńce czy jak im tam było. Tak samo nie rozumiem czemu dać komuś pistolet żeby się zabił zamiast samemu go zabić. Przecież to był ich przyjaciel, a jakby zabrakło mu odwagi żeby się zastrzelić to mógłby tak przeleżeć jeszcze kilka dni i się tylko męczyć bo był bez jedzenia i picia na pustkowiu, na dodatek zmieniał się w jakiegoś potwora, coś w stylu zombi czy coś. Wiem, że zabicie przyjaciela byłoby ciężką decyzją ale myślę, że zrobiłabym to dla niego, dla kogoś na kim mi zależy. No cóż, kilku innych decyzji też nie zrozumiałam no ale to ja. Mimo wszystko film mi się podobał (mimo, że wkurzał mnie trochę główny bohater).
Zapomniałam dodać, że nie kupiliśmy na film popcornu ani napojów. Hura! Chociaż i tak uwielbiam karmelowy popcorn