Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

*Jak raz, a porządnie kopnąć się w tyłek zamiast głaskać się po główce i pocieszać, że jesteś super bez względu na rozmiar?
*Jak
przestać dołować się porównywaniem z innymi kobietami i wpędzać w jeszcze większe kompleksy?
*Jak
skutecznie zakończyć wieloletni, toksyczny związek z czekoladą i znaleźć znacznie lepszą partię do schrupania? :) Pogromca Kompleksów - Patron od przypadków beznadziejnych i zakompleksionych przybywa z odsieczą!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9801
Komentarzy: 49
Założony: 29 października 2015
Ostatni wpis: 31 maja 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PogromcaKompleksow

kobieta, 35 lat, Nowy Sącz

164 cm, 56.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

15 grudnia 2015 , Skomentuj

źródło: https://www.pinterest.com/pin/99149629270258773/

Czasem od samego rana wiadomo, że będzie cholernie ciężko wytrwać przy swoich zdrowych postanowieniach. Zaczyna się już przy śniadaniu, kiedy zamiast posłodzić herbatę łyżeczką miodu nie możesz się oderwać od słoika i 5 łyżek później czujesz, że schrzaniłaś sprawę.


Ale może się pojawić dopiero po obiedzie, gdy – zwiedziona złudnym poczuciem dobrze wykonanego dietetycznego obowiązku – dajesz sobie przyzwolenie na „nagrodę” w postaci czegokolwiek, czego z pewnością jeszcze rano nie było w Twoim planie.


W każdym razie – widmo pokusy wisi nad Tobą nieustannie, tylko w zależności od  nastroju i warunków meteorologicznych (jak w moim przypadku) albo te pokusy zaczną Ci wiercić dziurę w brzuchu, albo łaskawie nie zaczną. Do czasu.


Przyzwalając na to, by aura pogodowa (niskie ciśnienie!) miała co kilka dni wpływ Twój nastrój, apetyt i odporność na pokusy równie dobrze już teraz możesz położyć się na stercie czekolad i czekać, aż nadprogramowe 20 kg samo do Ciebie przyjdzie i już zostanie z Tobą na wieki.

Dlatego czas zaopatrzyć się w narzędzia do walki z denną pogodą i równie dennym nastrojem!


Po co czekać, czy ten dzień okaże się kiepski, czy jednak nie? Każdego dnia wstawaj z mocnym postanowieniem, że to będzie dobry dzień, bo TY GO UCZYNISZ DOBRYM DNIEM!


Pogoda już od rana jest do dupy?  Z jeszcze większym samozaparciem uruchom wszystkie możliwe poprawiacze nastroju! Wyposażona w dwie wielkie szklanki wody z cytryną, miodem i imbirem już z rana zgaś w zarodku pragnienie, by napchać się czymś słodkim.


Nie pomogło? Do śniadania przygotuj mini zestaw tzw. „umilacz”, składający się np. z dodatkowej porcji bakalii, połówki banana i kostki gorzkiej czekolady + aromatyczna herbata lub kakao. Jeśli to oznacza 200 kalorii więcej, no to trudno. Ważne, żebyś przez resztę dnia miała spokój, a tą nadwyżkę spalisz na skakance w ciągu dnia! (A przy okazji to też poprawi Ci humor).

Skoro już czujesz się zmuszona, by się takim umilaczem pożywić, niech każdy kęs będzie najbardziej świadomie przeżytym kęsem tego dnia. Wgryzając się w słodycz rodzynek lub czekolady (gorzkiej!) powtarzaj sobie w myślach: „Tak, to jest TEN MOMENT, kiedy zaspokajam swoją żądzę słodyczy. Robiąc to teraz, z samego rana – przez resztę dnia nie będę już miała wymówki by powtórzyć tą ucztę.”


Taka chwila dzisiaj już się nie powtórzy (bo przecież nie jesteś rozkapryszonym bachorem, który nie przeżyje bez czekolady, prawda?), więc ciesz się tym wszystkimi zmysłami, oglądaj ze wszystkich stron te drobne (ale w miarę zdrowe!) pyszności które zaraz wpakujesz sobie do ust. Niech do Twojego mózgu dotrze wyraźny komunikat: „Dostałeś to co chciałeś, nie waż się marudzić przez resztę dnia, bo to ja decyduję, czym Cię nakarmię.”

(W sumie to trochę bez sensu, bo wszystkie procesy myślowe i tak zachodzą w mózgu, a bez sprawnego mózgu guzik byś zdecydowała, no ale mniejsza o to  :D)

A może ktoś z Was ma jeszcze lepszy pomysł na dobre rozpoczęcie kiepskiego dnia?

10 grudnia 2015 , Komentarze (4)

Obrazek - źródło: http://www.avlplasticsurgery.com/articleviewer.asp...

Przestań definiować swoją wartość przez pryzmat tego, jak wypadasz na tle innych kobiet.


Myśląc w ten sposób zakładasz jednocześnie, że mężczyźni większość mężczyzn uznaje tamte kobiety za ładniejsze, atrakcyjniejsze, LEPSZE…

Po pierwsze – zamiast zabiegać o powodzenie w oczach mężczyzn, skup się na tym, by zapracować na uznanie we WŁASNYCH OCZACH.


To TY JESTEŚ CENTRUM SWOJEGO ŚWIATA i zawsze tak będzie, bo nikomu innemu nigdy nie będzie dane  żyć w Twojej skórze.


Porównywanie się z innymi prowadzi jedynie do niepotrzebnej frustracji.

Porównując się z nimi zapewne najczęściej bierzesz pod uwagę: wygląd, karierę i szczęście w związku.

A skąd wiesz, jaka historia się kryje za tą otoczką? Skąd wiesz, czy zgrabna sylwetka daje tej kobiecie szczęście? Jaką ma samoocenę? Z jakimi problemami zmaga się na co dzień? Co z tego, że jest zgrabna i piękna, jeśli jej facet po 15 latach małżeństwa okaże się dupkiem i odejdzie do innej? Przecież nawet najsłodszy owoc w końcu może stracić swój smak dla kogoś, kto ma go na co dzień.

Zazdrościsz jej kariery? A skąd wiesz, czy czułabyś się szczęśliwa na jej stanowisku? Skąd wiesz, czy nie męczyłabyś się i nie umierała z nudów? A może byłoby to dla Ciebie tak męczące i stresujące, że tak naprawdę jej wysoka pensja przestałaby mieć dla Ciebie znaczenie? Skąd wiesz, ile jej stanowisko ma wspólnego z Twoimi rzeczywistymi predyspozycjami?


I wreszcie jej partner – skąd wiesz, czy ten sam facet, który przy jej boku wydaje się być takim ideałem, nie doprowadzałby Cię do szału po kilku tygodniach wspólnego mieszkania? Skąd wiesz, czy mielibyście ze sobą cokolwiek wspólnego? Przypuśćmy, że jest bardzo przystojny -skąd wiesz, czy nie miotałabyś się po nocach podczas jego służbowych wyjazdów, gryząc się z myślami: „Czy on na pewno jest mi wierny? Przecież kobiety na pewno dają mu do zrozumienia, że jest atrakcyjny. Czy kiedyś będzie chciał to wykorzystać?”.

Może odniosłaś wrażenie, że to trochę wredne podejście do kobiet – takie zakładanie, że na pewno coś tam nie gra w jej życiu. Wmawianie sobie, że mąż ją zdradzi, albo że haruje jak wół, by zarobić na cudotwórcze zabiegi SPA. Nie w tym rzecz.


 Nie chodzi mi o to, byś zaszczepiała w sobie jad wobec innych kobiet. Chodzi mi o to, byś zrozumiała, że każdy, KAŻDY – prędzej czy później, przechodzi przez własne problemy. Że zamiast zazdrościć jej figury, potraktuj ją jako INSPIRACJĘ do poprawienia swojej. Nie KOPIUJ – inspiruj się, życząc jej dalszej pomyślności, a potem nie myśl już o niej i jej „cudownym życiu”, ale zacznij opracowywać własny plan na życie – szczęśliwe życie.


Patrząc na jej figurę, wizerunek w pracy i faceta myślisz sobie: „Ależ ona musi być szczęśliwa.” A  może zazdrościsz jej właśnie tego poczucia szczęścia? Zastanów się, czy dokładnie TEGO SAMEGO POTRZEBUJESZ DO SZCZĘŚCIA? Może Twoje szczęście leży zupełnie gdzie indziej?

-„Nie obchodzi mnie to, po prostu chciałabym wyglądać jak ona.”

Nigdy nie będziesz wyglądać jak ona, bo jesteś zupełnie inną osobą. Pewnie nawet zwykłe bikini wyglądało by na Tobie inaczej, niż na niej. I wcale nie mam na myśli, że na Tobie wyglądałoby gorzej. INACZEJ.

Pamiętam, jak kiedyś koleżanka przyszła na zajęcia w nowej fryzurze. Pełna jak najlepszych chęci skomplementowałam jej nowy wygląd: „O kurcze, ścięłaś włosy! Wyglądasz tak…inaczej J!” Koleżanka na te słowa mało co się nie obraziła! Po prostu wyglądała równie dobrze, co w poprzedniej, tyle że zupełnie się zmieniła. Ale najwyraźniej użyłam nieodpowiedniego słowa. Bo INACZEJ w domyśle kojarzyło jej się z czymś gorszym. Niesłusznie.

Oswój się z tym słowem. Oswój się ze świadomością, że Twoje ciało, Twoja ścieżka zawodowa, Twoje życie – zawsze będą INNE. Po prostu. Przestań tą „inność” kojarzyć z czymś gorszym. Niech pomoże Ci się ona skoncentrować na SWOJEJ WYJĄTKOWOŚCI.

Porównuj siebie z tym, kim byłaś wcześniej, i kim jeszcze możesz się stać. Tylko to się liczy.

30 listopada 2015 , Komentarze (2)

Na wstępie radzę pogodzić się z tym, że to co szczupłe i jędrne zazwyczaj wzbudzi większe uznanie ogółu, niż lekko przysadziste,  tu i ówdzie obwisłe i przypominające raczej Wenus z paleolitu, niż z Milo.

Buntowanie się przeciw mocno zakorzenionym gustom społeczeństwa na niewiele się zda.

Zwłaszcza, że podświadomie musimy przyznać tym gustom rację. Same wolałybyśmy popatrzeć na zadbanego, dobrze ubranego faceta, niż  podchmielonego Misia z wystającym brzuszkiem i w wypłowiałym podkoszulku.

Kiedyś wspomniałam o tym, że gdy odpuścisz  sobie walkę o lepszą sylwetkę, to potem wmawiasz sobie, ze i tak jesteś zajebista, bez względu na rozmiar. Z jednej strony niby jesteś, a z drugiej… no, nie do końca.

Bo jeśli tego typu pocieszenia mają na celu zamaskować niewygodną prawdę o Tobie – o Twoim lenistwie, ciągłym odpuszczaniu w tej walce, uleganiu głupim zachciankom – no to nie jest dobrze.


Masz dwadzieścia i więcej lat. Miałaś mnóstwo czasu na to, by spróbować tych wszystkich pyszności, obżerać się późnymi wieczorami, ostro imprezować do rana, jechać tygodniami na zupkach chińskich i być może nawet nadal dobrze się czułaś i nie odbijało się to na twojej sylwetce. Ale tamte czasy dobiegają (lub już dobiegły) końca. I im bardziej ociągałaś się z porzuceniem tego beztroskiego trybu życia, tym trudniej będzie Ci zdążyć ogarnąć się, zanim te wszystkie świństwa naprawdę zaczną odbijać się na Twoim wyglądzie.


Proponuję wziąć do ręki kartkę i długopis. Spisać najpyszniejsze, a zarazem najbardziej rujnujące Twoją silną wolę produkty. Oj, ta lista będzie długa… Po kolei wyobrażaj sobie każdy z tych produktów. Na pewno potrafisz odtworzyć w pamięci jego smak i zapach.

Obejrzyj go w myślach z każdej strony.

Spójrz na tą listę.

Zatrważająca mieszanka oleju palmowego, syropu glukozowo – fruktozowego i utwardzonego oleju roślinnego! Szacun dla Twojego organizmu, ile syfu potrafi przyjąć i nie poskarżyć się ani słowem. A powinien skarżyć się za każdym razem, może wtedy byś się w końcu przestraszyła, czym tak naprawdę go karmisz.  Ciekawa jestem, jak zareagowałby na naszą dzisiejszą „dietę” organizm człowieka sprzed kilku tysięcy lat…

Przypomnij sobie, czy kiedykolwiek dobrze na tym wyszłaś. Zawsze wmawiasz sobie, że jeśli zjesz go teraz, to na długo będziesz miała spokój, poprawi Ci się humor na resztę dnia i następnym razem wymyślisz jakiś zdrowszy sposób na słodkie pocieszenie. Taaa, jasne. Ile razy łamałaś tą zasadę? Ile razy po upływie godziny od zjedzenia przykładowego batonika czułaś chęć na więcej jedzenia? Ile razy po chwilowej euforii smaku pojawiało się senne poczucie winy pt. „co mi to dało?”?


Zwróć uwagę na cenę. Zastanów się, jaką mniej więcej kwotę wydawałaś na nie wszystkie  miesięcznie. A w skali roku?! Ile świetnych kosmetyków mogłabyś za to kupić! Ile długotrwałej przyjemności ominęło Cię z powodu tych niezliczonych, ulotnych przyjemności!

Te pieniądze nie były po prostu wyrzucone w błoto. To był podwójny koszt. Nie dość, że straciłaś pieniądze, to rozregulowałaś sobie metabolizm. Przejadłaś swoją młodość. Zamiast zainwestować w silne i zdrowe ciało i młody wygląd za 10 lat, spieprzyłaś sobie te parę lat, które mogłyby spokojnie upłynąć bez rozstępów. Kupiłaś sobie cellulit. Ulokowałaś fundusze w przyspieszonym starzeniu się. Oprocentowanie wynosi +3 kg w skali roku.


Spójrz na tą listę. Pożegnaj się z każdym batonikiem z osobna. Wyzbądź się sentymentów. To tak, jakbyś rozstawała się z facetem, do którego zawsze miałaś słabość, wciąż wracałaś po to, by za każdym razem poczuć się jeszcze gorzej. Czas zamknąć ten rozdział bez żalu, bo pojawił się ktoś lepszy, komu nawet aksamitny Pan Rafaello nie dorasta do pięt…

Witajcie owoce i warzywa! :D

 

19 listopada 2015 , Skomentuj

CZY ABY NA PEWNO JESTEŚ DOBRĄ MAMĄ…

…dla swojego ciała?

 

Twoje kochane dziecko.


Chcesz, by żywiło się tylko tym, co zdrowe, co mu służy.

Jeśli nagle ciężko zachorowałoby, Twój świat by się zawalił.

Chcesz, by spędzało dużo czasu na świeżym powietrzu, zamiast siedzieć przed komputerem.

Chcesz, by cieszyło się życiem, by było silne (również psychicznie), by umiało w przyszłości sprostać wielu przeciwnościom .

To teraz pomyśl w ten sposób o swoim ciele.


Jeśli nagle poważnie zachoruje, Twój świat się zawali.

Niewykluczone, że byłaby to Twoja wina, bo nie karmiłaś go w odpowiedni sposób, nie otoczyłaś go opieką, na jaką zasługuje. Wydawało się zdrowe, więc zaniedbałaś badania kontrolne, profilaktykę i mnóstwo drobnych, codziennych starań o to, by zapobiec chorobie.

 

Nie zabierałaś go na spacer, tylko co wieczór sadzałaś w fotelu przed telewizorem, myśląc, że w ten sposób odpocznie. Że mu się należy, bo było „grzeczne” przez cały dzień. Bo nie „marudziło” kontuzjami, rewolucjami żołądkowymi, bólem kręgosłupa itp. Więc można go spokojnie ułożyć na kanapie, bo przecież wszystko jest OK. A gdy będzie smutne, na pocieszenie dasz mu czekoladkę.

 

Dopiero, gdy się rozchoruje, nieco się przestraszysz. Położysz do łóżka. Zaparzysz ziółka. Nakarmisz lekkostrawną dietą bogatą w witaminy, bo przecież musi wyzdrowieć. A jak już wyzdrowieje, to można znowu wrócić do stałej rutyny.

 

Twoje ciało jest jak dziecko. Samo się sobą nie zaopiekuje. To Ty musisz otoczyć je opieką. Nakarmić, wzmocnić, dotlenić. Im wcześniej zadbasz o jego rozwój, tym lepsza będzie Wasza relacja w przyszłości. 

 

I weź pod uwagę jeszcze jedno. Twoje ciało jest jak dziecko, ale jednocześnie jest mądrzejsze od Ciebie. Tylko Ty źle interpretujesz jego reakcje i przez to wyrabiasz sobie złe nawyki. Uproszczony przykład: Gdy jest przygnębione, pocieszasz go (się) czekoladką. Nie dziw się później, że będzie się jej domagać za każdym razem, gdy będzie miało gorszy dzień.

 

Nie pozwól, żeby Twoje głupie decyzje (nie tylko żywieniowe) zrobiły z Twojego ciała rozkapryszonego bachora, który nie wytrzyma dnia bez słodyczy i ślęczenia przy komputerze.

„Wychowaj” swoje ciało dobrze, bo to z nim spędzisz resztę swojego życia.

 

 

16 listopada 2015 , Skomentuj

Najpierw zapoznaj się z linkiem:

https://www.facebook.com/1zacnysucharmilordzie1/po...

:D

A teraz odpowiedz sobie szczerze na pytania:

•Czy zdarza Ci się, mijając witryny sklepów niespodziewanie spotkać się ze swoim odbiciem?

•Znasz to dziwne uczucie, gdy przez ułamek sekundy mózg nie rozpoznaje, ze to Ty?

•Pamiętasz to uczucie? Co sobie wtedy pomyślałaś o sobie ?

•Gdyby to była obca Ci osoba, spodobałaby Ci się? Uznałabyś ją za atrakcyjną? Za zadbaną?

•Czy jako mężczyzna – mogłabyś się zakochać w takiej kobiecie, jak Ty?

•Jeśli nie, to dlaczego? Co by Cię „odrzuciło” od takiej kobiety?

•Czy chciałabyś, żeby Twoja córka w Twoim wieku prowadziła podobny tryb życia? Dlaczego?

•Czy mając wybór spośród dwóch mężczyzn równie zabawnych i czułych, wybrałabyś tego, który dba o siebie i pracuje nad sobą, czy może nie przeszkadzałby Ci ten drugi, lekkoduch, ale za to wagi cięższej?

No to teraz wyciągnij wnioski. Chyba nie chciałabyś narobić sobie wstydu przed Robertem? :)

15 listopada 2015 , Komentarze (2)

Nie bądź Wafel, idź na spacer!

 

Potrzebujesz odstresowania? Uwierz mi, poczujesz się o niebo lepiej po półgodzinnym szybkim marszu  z ulubioną muzyką na uszach, niż kolejnej godzinnej sesji waflenia się * na portalach plotkarskich. (Swoją drogą, uważam że Facebook zasługuje na miano portalu plotkarskiego w równym stopniu, co Pudelek J.)

 


Oczywiście, lepiej by było, gdybyś zamieniła marsz na truchcik, ale nie od razu Nowy Sącz zbudowano.

 


Tu nie chodzi o sam fakt wyjścia z domu. To chodzi o radość z oddychania świeżym powietrzem, radość z  szybszego bicia serca, radość z korzystania z możliwości, jakie daje Ci Twoje ciało. 

 


MASZ SIĘ TYM CIESZYĆ. Docenić to, że żyjesz, że oddychasz, że możesz iść, gdziekolwiek zechcesz, i niech tym razem nie będzie to lodówka. Nie po to masz nogi, by ciągle siedzieć na tyłku. Ewolucja przez tysiące lat kształtowała nasze ciała nastawiając je przede wszystkim na ruch. Doceń fakt, że możesz się ruszać, bo jeśli nagle uległabyś poważnemu wypadkowi, wyłabyś z tęsknoty za samą przyjemnością i luksusem jaką daje możliwość poruszania się.

 


Nie myśl o wyjściu na spacer jako metodzie na odchudzanie, bo zaczniesz podchodzić do tego jak do ćwiczeń, czyli z niechęcią.  Nie spinaj się, czy spalisz na nim wystarczającą ilość kalorii. Potraktuj ten spacer jak nagrodę, która należy się Twojemu ciału. Twoim nogom, Twoim płucom, a chyba przede wszystkim Twojej głowie! Służą Ci cierpliwie już tyle lat, mimo iż nie zawsze o nie dbałaś. Zabierz je na spacer. Twój wewnętrzny Wafel nie ma tu nic do gadania. No dalej, przewietrz w końcu ten boczek J

 


*Waflenie się, waflunek – termin pochodzący od określenia Wafel, oznaczającego osobę spędzającą zbyt dużo czasu przed komputerem w celach jedynie rozrywkowych, nie podejmującą innych, bardziej produktywnych czynności życiowych. Długotrwały waflunek prowadzi do zaniku kontaktu z rzeczywistością, nieodwracalnej straty czasu oraz przyrostu tkanki tłuszczowej w najmniej oczekiwanych miejscach.

 

13 listopada 2015 , Komentarze (1)

Dobrze się zastanów - w momencie, gdy już

PODEJMIESZ TĄ DECYZJĘ, 


że bierzesz się za siebie, 

że kończysz z tym syfem na talerzu, 

że dostarczysz sobie codzienną dawkę ruchu, tańca i świeżego powietrza...

WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA.


Każdy posiłek jest jak decydujący milowy krok, który przybliża Cię do mety. 

Każdy spacer jest obietnicą piękniejszej cery. 

Każda szklanka wody z cytryną jest jest zajebisty strumyk, który wypłukuje to całe nagromadzone dziadostwo. 

Każdy dzień jest jak kolejny kilometr w maratonie, na końcu którego czeka Cię coś więcej niż medal i dyplomik uznania. 

CZYŻ TO NIE JEST EKSCYTUJĄCE?! :D :) :) :) 


Zamiast opierać się temu w obawie przed wyrzeczeniami, w obawie przed rozstaniem z ukochaną czekoladą itp... pomyśl:

"Przecież od tego momentu zacznie się moja zajebista przemiana!  Poczucie, że codziennie staję się lżejsza, a jednocześnie silniejsza - przecież to jest niesamowite! Czy w tej sytuacji nie jest TOTALNĄ DURNOTĄ wzdychać za tabliczką utwardzonej, słodkiej mazi, która nie jest w stanie dostarczyć mi NIC DOBREGO, poza chwilową i jakże ulotną poprawą nastroju?(dopóki nie spojrzę w lustro i nie zobaczę, jaką krzywdę mi ta słodycz wyrządziła przez ostatnich kilka lat...")


Na co Ty jeszcze czekasz?!

2 listopada 2015 , Komentarze (2)

Nie czarujmy się. Z tą wiedzą, jaką zgromadziłaś na temat odchudzania ( w końcu to żadna wielka filozofia) już dawno powinnaś dumnie obnosić się z rozmiarem 36.

Niech zgadnę…nadal się nie ogarnęłaś?........ Witaj w Klubie! 


Czemu tak cholernie trudno jest się ogarnąć?

Czemu, czując autentyczne szczęście po pierwszym treningu do którego w końcu zdołałaś się zmusić, nie wracasz do ćwiczeń?

Czemu, mimo że było tak fajnie, ciało i umysł jakby wzbraniają się przed kolejną dawką szczęścia i od lat tkwisz w tym samym miejscu, nie licząc pojedynczych zrywów motywacji, które równie szybko jak zapłonęły, tak gasną?

Czemu, po obżarciu się czekoladą do granicy mdłości, wracasz do niej następnego dnia i nie robi na Tobie wrażenia zatrważający skład większości słodyczy sprzedawanych w sklepach? Przecież wiesz, że to syf. Więc czemu ciągle do tego wracasz, jakbyś miała lat 5, a nie 25 lub więcej? 

I co ważniejsze – jak strząsnąć z siebie to głupie myślenie? 

Jak sprawić, by ta mądrzejsza i bardziej zdyscyplinowana wersja Ciebie przejęła kontrolę nad dziecinnymi zachciankami? 

Jak tą lepszą wersję siebie znaleźć? Jak ją zbudować dzień po dniu? 

Sama sobie zadaję to pytanie codziennie. I już mnie męczy szukanie odpowiedzi w gazetach poświęconych byciu FIT. Wszystkie piszą podobnie, więc pewnie mają rację. W takim razie czemu na mnie/na Ciebie to nadal nie działa? 

Nie pozostaje nam nic innego, jak wezwać na pomoc Pogromcę Kompleksów :) 

Ciągle zadaję sobie pytanie, w czym niby ta strona miałaby być lepsza od setek innych blogów motywacyjnych? Jeszcze nie wiem. Ale skoro te setki przeczytanych blogów nie pomogły mi naprawdę się zmotywować, to najwyższa pora, by zacząć tej motywacji szukać w sobie.

30 października 2015 , Komentarze (1)

źródło: http://www.wookmark.com/image/333960/marilyn-monro...

*Jeśli należysz do osób, które lubią się od czasu do czasu rozmarzyć, jaką to zajebistą przejdą przemianę (schudną, zabiorą się do nauki, przestaną odkładać ważne sprawy na później, itd.) a potem i tak po raz kolejny, i kolejny ulegają lenistwu i szlag trafia wszystkie wspaniałe plany… 

… cóż, nie Ty jedna:) 

*Jeśli jesteś kobietą, która łapie doła, mijając inne atrakcyjne kobiety na ulicy i nie może pogodzić się z faktem, że jest tyle ładniejszych i seksowniejszych kobiet, które nie kiwnęły nawet palcem, by być takie atrakcyjne, po prostu wygrały na genetycznej loterii i w związku z tym pewnie mają w życiu łatwiej… 

… witaj w Klubie!

*Jeśli o wiele bardziej bierzesz sobie do serca czyjąś krytykę pod Twoim adresem, niż komplementy - które uznajesz za mniej istotne i mniej prawdziwe… 

…zalecam regularną lekturę Pogromcy Kompleksów. 

*Jeśli nie potrafisz do końca wyluzować i zaufać swojemu facetowi, bo przecież na pewno w końcu skusi go jakaś ładniejsza/zgrabniejsza/bystrzejsza kobieta od Ciebie, 

najwyższa pora zmienić myślenie, zanim wykończysz nerwowo siebie i Twojego faceta :) 



Nieważne, ile masz lat. Zakładam, że - podobnie jak ja - masz sobie niejedno do zarzucenia. Gdyby przyszło Ci zrobić bilans własnych zalet i wad, przypuszczam że listę tych drugich wymienisz dużo szybciej i łatwiej. Zastanów się, czy to są Twoje rzeczywiste WADY, czy jedynie Twoje KOMPLEKSY? Rozumiesz różnicę, prawda?

I chociaż jestem tu po to, by "pogromić" Twoje(i moje) kompleksy, to nie oszukujmy się – gdyby nie Twoje pewne WADY, nie byłabyś taka zakompleksiona. 


Przykład: Gdyby nie Twoje lenistwo i fatalne nawyki żywieniowe, nie przejmowałabyś się dzisiaj wystającym brzuszkiem i tym, jak wizualnie wypadasz na tle innych, zgrabnych kobiet. 


Pewnie się teraz oburzasz, że co to za Pogromca Kompleksów, który ma czelność wytykać Ci Twoje błędy, zamiast wspierać i skupiać uwagę na mocnych, nie na słabych stronach.

Być może poczujesz się rozczarowana moimi słowami, ale zadaniem Pogromcy Kompleksów nie jest głaskanie po główce i pocieszanie, że jesteś cudowna właśnie taka, jaka jesteś.

Bo skoro masz kompleksy i wiesz, że nie wzięły się znikąd, to po co tracić czas na wymówki i pozwalać, by owe kompleksy psuły Ci humor na każdym kroku? 

Przyjmij na swoją kobiecą klatę piwo, którego sama sobie nawarzyłaś. Weź pod lupę swoje myślenie o sobie, o swoich nawykach, o swojej samoocenie. 


Być może będzie to gorzka refleksja, ale jeśli na spokojnie przepracujemy razem to, co da się naprawić, za parę miesięcy będziesz lżejsza nie tylko o te kilka niechcianych kilogramów, ale również zrzucisz z siebie cały dobijający ciężar kompleksów. 

Szkoda Twojego bezcennego, jedynego życia, jakie masz na: 

• dołowanie się porównywaniem z innymi kobietami, 

• zaśmiecanie swoje ciała dziadostwem, po którym wszystkiego Ci się odechciewa, 

• gdybanie i snucie fantazji o tym, jak piękną i seksowną założysz sukienkę na przyszłoroczne wesele/sylwestra – a potem odkładanie marzeń o schudnięciu, aż w końcu bierne przyzwolenie na to, by jednak odpuścić i iść na tą imprezę w przeciętnym i luźnym worku kartoflanym nadrabiając mocnym makijażem i przyklejonym uśmiechem, wmawiając sobie że i tak jesteś zajebista bez względu na rozmiar (nie jesteś, ale o tym napiszę innym razem) 

• i wiele innych tego typu myśli/zachowań, przez które ciągle tkwisz w tym samym punkcie od lat, bo albo się boisz wyrzeczeń i zmiany myślenia, albo po prostu Ci się nie chce. 


W jednym i drugim przypadku – trafiłaś pod dobry adres.