Hejka,
Dzisiaj u mnie na wadze skok 0,5 kg. Niestety owulacja i te sprawy, pewnie jeszcze trochę wzrośnie ;_; ważenie się nie przynosi mi zbyt dużej satysfakcji w tym czasie, tak samo jak bezpośrednio przed @.
Dietkę trzymam, do słodyczy nie ciągnie mnie już w ogóle.. Półmetek wyzwania Listopad bez słodyczy już za mną. Wszystko wydawałoby się idealnie, ale jednak muszę sobie ponarzekać ;p Zatem - gorzkie żale. Kto nie ma ochoty niech nie czyta dalej xD
Czuję się okrrropnie przemęczona pracą. Nie mogłam dzisiaj rano zwlec się z łóżka, wstałam dopiero o 9.30, chociaż ciągle obiecuję sobie wstawać wcześniej, najlepiej około 6-7. Wychodzę do pracy o 13 i wracam o 23, więc miałabym sporo wolnego czasu rano ale nie potrafię. Po obudzeniu jestem otępiała jakby mi ktoś przywalił cegłą w łeb, a kiedy o 7 dzwoni budzik mam wrażenie, że jest środek nocy, w dodatku ciemno za oknem..
Pobolewa mnie też kręgosłup i coś mi się stało w nadgarstek od dźwigania mebli w paczkach.. Chrupie mi przy każdym ruchu i boli przy próbie podniesienia czegoś ciężkiego. Jestem cała posiniaczona, trochę wyglądam jak dalmatyńczyk bo moja praca jest bardzo kontuzjogenna.. Walczę o moje marzenie o własnym mieszkanku, o łatwiejszy start w Polsce bez kredytów, ale dlaczego DLACZEGO to musi być okupione tak ciężką, brudną, fizyczną harówą? Życie nie jest sprawiedliwe, wielu moich znajomych ma to wszystko - i o wiele wiele więcej - za darmo, żyje sobie beztrosko..
Wiem, zazdrość i użalanie się do niczego mnie nie doprowadzi i nie warto na tym się koncentrować. Walczę dalej. Naprawdę, uważam, że dieta to pikuś przy tej codziennej walce o lepsze jutro. Wytrzymałam już rok, i jeszcze rok pozostał, a może spełni się moje marzenie o pięknym własnym gniazdku, bez obciążeń, wymarzonym.. ;-)