Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Czas na zmiany.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 16611
Komentarzy: 117
Założony: 5 marca 2017
Ostatni wpis: 12 stycznia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
TajemniczaHistoria77

kobieta, 32 lat,

168 cm, 65.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 października 2018 , Skomentuj

M. wraca za dwa miesiące, więc planuję zaskoczyć go podwójnie:
1) szczupłą SOBOM

oraz

2) (to już w kolejnym wpisie, co by napięcie stworzyć
...
... a tak serio, to nie mam czasu dziś tyle pisać. Poza tym... komu by się chciało tyle czytać...)

Ad. 1.
Plan prościutki niczym budowa cepa. Z obżeraniem się - BASTA. Słodzonego - NIE TYKAM, choćby skały szczały i o litość błagały. W menu głównie zupki, sałatki, wiejskie serki, owoce i kasza gryczana (ze wszystkich kasz tylko ją zdzierżę). Do tego jajka, rybka od czasu do czasu, jakiesik orzechy i inne nasiona. A i pieczywo ciemne, ale nie że ciemne, bo kakaem przyprawiane, a ciemne, bo RAZOWE, of kors.

Pracę mam siedzącą, psina jeszcze leczy swoje krocze i udaje przy tym, że zapomniał do czego służą te wszystkie cztery łapy w "skarpetkach", co dzień po oporządzeniu gospodarstwa domowego padam na mordkę, tak więc kminię jak by tu podstępem wkomponować trochę aktywności do swojego życia. Mogłabym na przykład - taka luźna sugestia - zamiast na wieczór sadzać dupsko przed komputerem i przeglądać Vitalię, Allegro, Wiadomości i te wszystkie inne pożeracze czasu, rozłożyć koc na podłodze i pomachać trochę kończynami, napinając mięśnie i robiąc ładnie wdech-wydech. Potocznie zwie się to ponoć ćwiczeniami.

Hm. Hmm, hmm, hmmmm... To może ja przyodzieję dres, znajdę jakiś koc i sprawdzę jak to działa.

14 października 2018 , Komentarze (1)

Wczoraj żartowałam. Pisząc "od jutra" miałam na myśli oczywiście "od poniedziałku". To wszystko przez te niehandlowe niedziele. Otwartego warzywniaka na osiedlu nie uświadczysz, to musisz się ratować "placówką pocztowo-spożywczą". 

Pogoda cud-malina. Niestety nie dane mi z niej korzystać, tak jak bym chciała, bo mam w mieszkaniu pod opieką czworonożnego rekonwalescenta pozbawionego swej męskości, którą to do niedawna dzierżył między nogami. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczy i pozwoli się wyspać. Dziś w nocy niestety nie było mi dane. Podstawiałam miskę z wodą pod psi nos. Głaskałam. Znosiłam na własnych rękach 14 kg psiej masy z pierwszego piętra, sterczałam w piżamie w króliki Baksy w trawie błagając, by łajza choć kropelkę wydusiła z siebie, tłumacząc, że nie zdrowo tak trzymać. Głaskałam. Próbowałam przekupić nowym posłaniem, mięskiem drobiowym, wątróbką ... NIC. NULL. ZIRO. I z powrotem na górę z psem przyozdobionym w klosz pod pachą. O 07:00 pobudka i powtórka z rozrywki nocnej: pojenie, głaskanie, pojenie i na dwór. Psina się rozłożyła, ja sterczę jak ten kołek w polu, rzucając mu wymowne spojrzenia, błagające choćby o "jedyneczkę". Chyba nie skumał, więc po kilkunastu minutach mówię: "Nie to nie. Łaski bez". Chwytam uparciucha i wtaszczam do mieszkania. Szybki prysznic, jeszcze szybszy makijaż i ahoj przygodo! szukamy otwartego spożywczaka.

Zaczęłam całkiem nieźle: serek wiejski, pomidor, srajtaśma... I naprawdę nie wiem kiedy wylądowała w moim koszyku pizza i puszka coli. Na bank samo wlazło. Ciężką nockę miałam, to nie zauważyłam. Jak wlazło, to już przygarnęłam, zapłaciłam i podreptałam w drogę powrotną.

Nie było mnie może 20, może 30 minut. Na mój widok psina aż USIADŁA na wybrakowanym zadku i popiskiwała. "Nie nabierzesz mnie tym razem. Noł łej. Może ostatnich 34.105 razy dałam się nabrać, ale już zmądrzałam" - tłumaczę łajzie, dając do zrozumienia, że nie ze mną (już) takie numery, podchodzę żeby pogłaskać łebek wystający z klosza, a tu nagle... zwieracze puściły i popłynęły po kocyku i poduszce trzydniowe zapasy moczu tak uparcie trzymane przez mojego psa przy każdym wyjściu nocnym, wczesnoporannym, porannym i każdym qwa kolejnym.

Następne dwie godziny spędziłam z książką na ławce przed blokiem i psem przy nodze, obawiając się tego, co może nastąpić po tych kliku dniach w tej GRUBSZEJ kwestii, skoro "jedynką" obdarował swoje posłanie tak hojnie i z znienacka...

Udanej niedzieli mimo wszystko (balon)

13 października 2018 , Komentarze (2)

Splwam trzy razy przez lewe ramię i biere się za siebie:<. Nie ma tak, że mówię do siebie: słuchaj no laska mnie teraz... Zero tłuszczy, zero ciasteczek, zero fryteczek, ruszasz ten (kiedyś - nie tak dawno) niezły zadeczek i heja_banana! wracasz do dbania o siebie, jak za lat dawnych. A przychodzi piątek i ... popitalam przez Market z wózkiem obciążonym słonymi orzeszkami, coca-Qwa-colą, paczką mrożonej pizzy, żółtym serem, pirncepolo, sosem czosnkowym, czipsikami i ciemnym piwkiem (lub pół-słodkim winkiem. Zależy od humoru i minionego tygodnia). Nie ma tak.

Zrozumiano?? Zrozumiano. Powiedziałaś sobie kiedyś (pierdyliard razy, ale to szczegół): będę smuklutka, będę szczuplutka, wyrzeźbiona, zdrowa, gibka, silna i piękna <3 Powiedziałaś pindko A, to powiedz i B. Co się zaczęło trzeba skończyć.

Jak żem powiedziała, tak też żem uczyniła. Znalazłam w lodówce pół butelki wina - skończyłam. Piwko mojego M., który wyruszył dziś kanałem przez morze - zaczęłam i skończyłam (a co się ma marnować i sterczeć jak widły w gnoju przez dwa miesiące), łiski, stojące w szafce od miesiąca ... noł, noł, noł. Aż tak zawzięta to ja nie jestem. Tylko jeden drink - na tyle wystarczyło mi Białej Heleny.

Sobotni wieczór. Tylko ja i pies. Pies lekko niedysponowany tuż po kastracji, z kloszem na szarawej główce, wiercący się w swoim łożu. Skubaniec, rzuca mi takie spojrzenia, jakby chciał powiedzieć: MATKA! NU POGODI ... 

Samotna, dopijająca mieszankę dżony łokera i białej helenki (alkohol)z psim bidulkiem oglądam Teorię Welkiego Podrywu i uroczyście postanawiam, że dzień dzisiejszy jest ostatnim dniem moich grzechów i przewinień dietowych i od jutra KATEGORYCZNIE rozpoczynam sparing. PROMYS!

18 sierpnia 2018 , Skomentuj

Nakreśliłam plan - taaa... Palcem po wodzie pisany, przez co lekko niewyraźny i pewnie dlatego gdzieś mi umknęło półtora roku.

Nie chce mi się.

A depresja wcale mi w tym nie pomaga.

Waga nieszczęśliwie aktualna. Cellulit - a jakże, miewa się świetnie. Centymetry - chujowo, ale stabilnie. Kondycja - równa zeru, lecz waha się niebezpiecznie ku ciemniejszej stronie mocy. Stan psychiczny - ... tutaj Hjustonie mamy problem...

5 marca 2017 , Skomentuj

Dziś żałuję, że nie zaczęłam rok temu. Jakim człowiekiem byłabym w tym momencie? Tego się już  nie dowiem, ale mogę nakreślić plan tego,jakim będę wkrótce.