Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Kobieta. Mądra, Piękna. Inteligentna. A co! Sobie komplementów nie będę żałować. Kocham smoki i ostatnio zaczynam się rozglądać za jakimś, Najlepiej czerwonym, bo ładniejszego koloru nie znam. Pozwalam zmianom, aby się działy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 82224
Komentarzy: 730
Założony: 22 lipca 2006
Ostatni wpis: 3 stycznia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ognisko

kobieta, 51 lat, Bochny

162 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 października 2006 , Komentarze (2)

które ciągle muszę gonić. Ucieka cholernik, wywija się spod palców. Naprawdę próbuję. Czasem mi się nawet uda. Teraz zbuntowałam się i zmierzam coś napisać, żebyście tak kompletnie nie zapomniały o mnie. Jedzenie w normie, ale zamiast pięciu posiłków są dwa główne rano i wieczorem oraz kefir gdzieś po drodze. Ostatnio polubiłam kefir. Idę ulicą, patrzę sklep i pierwsza rzecz jaka mi przychodzi do głowy to oczywiście kefir. To już nałóg tak jak cola (light). Dzień bez kefirku to dzień stracony.

Chudnę kolejne 20 dag mniej. Ciągle ważę się po śniadaniu i w ubraniu, bo u obcych. Ale czekam na ten wielki dzień, kiedy będę miała znów wagę u siebie. Dziś pewnie zeszłoby poniżej tych 76, ale efekt będzie tym większy im dłużej na niego czekam.

Acha 3 cm mniej w talii w ciągu 14 dni a6w.

Jadłospisu nie podaję, bo się nie wyrabiam z notatkami.

Chudnijcie zdrowo

12 października 2006 , Skomentuj

kurcze a już myślałam, ze opanowałam to podwójne wciskanie. Wykasować za nic nie idzie. Trudno bądź sobie

9 października 2006 , Komentarze (2)

to się lubi co się ma. Zmęczona jestem, ale nawet nie proszę o odpoczynek. Kiedyś miałam takie marzenia, Tam na górze ktoś posłuchał i prawie przez rok się nie ruszałam. To teraz nie chcę.

Jutro jadę zawieźć rozliczenia, a przy okazji mam nadzieję uda mi się wymienić tą popsutą wagę cyfrową. Może uwzględnią reklamacje. Dziś ważyłam 20 dag mniej niż ostatnio, a to było po śniadaniu, i 0,5 litrze wody. Chciałabym zobaczyć jak to będzie wyglądać rano. Póki co rano wystarcza mi stara sprężynowa. Żebyście wiedziały jak ta lubi podtrzymywać mnie na duchu. Codziennie rano się dowartościowuje. I co z tego, ze wiem, ze trochę kłamie. Fajnie jest widzieć takie 72,5. Poza tym dziś weszłam w spodnie, które kiedyś uwielbiałam i dlatego się ostały na dnie szafy. Zapięłam się bez problemu. A jeszcze nie tak dawno przez uda nie chciały przejść.

Z dzisiejszego sprzątania oczywiście nici. Ale kiedyś się zbiorę. I wtedy będzie lśniło. Do końca tygodnia raczej się nie da. No dobra postaram się posprzątać w niedzielę.

Właśnie przeczytałam 2 strony (słownie dwie) książki. Ja pożeracz, mól książkowy, po dwie książki dziennie a tu tylko strony. Pod tym względem przyjmuje wyrazy współczucia.

Już tylko jedzonko

3 kromki chleba razowego i jedna bułka razowa z masłem żółtym serem

½ pomidora bo tylko tyle było

ryż z sosem pieczarkowo- pomidorowo-oliwkowym

1 mały kefir

2 jabłka

1 ogórek wężowy

1 ogórek kiszony

1 jabłko

15 dag ciasteczek

2 herbaty czerwone

1,5 l wody

1 espresso z mlekiem

I dużo, ogromnie dużo chodzenia. Wszystko załatwiam na piechotę. Muszę. Ale to wcale nie oznacza, ze chcę.

8 października 2006 , Komentarze (3)

Dziś krótko, bo spać mi się chce potwornie. I w końcu zamierzam się położyć przed pierwszą. A jeszcze poćwiczyć muszę. Na biegach byłam jakby inaczej. Ze sprzątania no cóż zakończyło się na dobrych zamiarach. Może dziś? Kto wie? Niezbadane są moje plany na ten dzien. Wszystko jeszcze przede mną.

Więc zacznijcie poniedziałek z uśmiechem na ustach, wiarą w sercu i ujemnym bilansem energetycznym

W niedzielę jadałam

- 5 kromek razowego z masłem, żółtym serem

- 30 dag pomidorów

- 1 ryż z sosem waniliowym

- 1 fantazja wiśniowa

- 2 jabłka

- 10 orzechów włoskich

- kartofle z sosem chrzanowym

- surówka z marchwi i jabłka

- zsiadłe mleko 400 ml

- 2 garście rodzynek

-1,5 l. wody

- 1 espresso z mlekiem

- 2 herbaty czerwone

- 1 herbata czarna

7 października 2006 , Komentarze (10)

A mi biuro pewnie zalewa, bo dach zdjęli. Ale to zmartwienie dopiero na poniedziałek. Dziś przyznaje się do popołudniowego spania. Wróciłam z biegów i po prostu padłam. Te kilka godzin snu dobrze mi zrobiło. I z nowymi siłami przystępuję do walki o lepszy świat. Znów robię się patetyczna i wielkich słów zaczęłam używać. Ciekawe czy kiedyś mi to przejdzie.

Jutro znów biegi. Na szczęście sezon powoli się kończy i jeszcze trzy imprezy i finiszujemy. Na jutro mam też wielkie palny sprzątania. I co z tego, że niedziela. Kiedyś muszę porządek zrobić. Okna myć nie będę. Bo pewnie się nie da, ze względu na deszcz, ale całej reszcie przepuścić nie zamierzam.

Mój przyjaciel wraca do zdrowia i ma coraz więcej pomysłów jak zmienić moje życie w bardziej światłe. Żeby się nie nudziła opracował mi plan treningów na basenie. Zawody już w listopadzie, a ja mam pływać na 3 dystansach. Więc, żebym nie wyszła z wprawy to na basenik tak trzy razy w tygodniu. Jak to pięknie brzmi trzy razy. Jak dwa mi się uda to szczęśliwa. Ale się postaram.

Ach jeszcze jedno bo ciągle zapominam. Jestem w11 dniu a6w. Jak po posmaruję brzuszek eveline 3 D (ostatnio kupiłam serum modelujące brzuch i pośladki) to uczucie, że posiadam jakieś mięśnie brzucha jest fantastyczne. Co do samych ćwiczeń to z całą pewnością nie jest on dla osób dopiero zaczynają ćwiczyć. Owszem same ćwiczenia mogą wykonywać, ale nie zwiększać ich w takim tempie jak jest podane. Ze słabymi mięśniami brzucha się nie wytrzyma. Więc po co się zniechęcać. Ach nie jest również to zestaw dla osób mających problemy z kręgosłupem. Dobrze i tak wiem, ze jak ktoś się uprze to żadne słowa go nie przekonają. W każdym razie ja na początek aktywności fizycznej polecam spacery, marsze i basen., a także każdy rodzaj ruchu który sprawia przyjemność. Szansa powodzenia na pierwszy rozruch jest dużo większa.

Bilansik codzienny

4 kromki razowego chleba z masłem żółtym serem

¾ bułki pszennej ze śmietaną (wiem, ze nie powinna, ale obiadu nie było a ja wróciłam tak głodna)

2 banany

1 jabłko

0,5 kg śliwek

1 kiszony ogórek

0,30 dag pomidorów

1 fantazja wiśniowa

6 orzechów włoskich

1 kiść winogron

3 szklanki herbaty czerwonej

 

6 października 2006 , Komentarze (3)

Nie pamiętam już kiedy położyłam się spać przed dwunastą. Dziś to już ewidentnie moja wina. Zachciało mi się posiedzieć przed telewizorem. Drużynę pierścienia oglądałam ale to już siła wyższa, jak ktoś kocha hobbity to kocha i już. Ile już razy słyszałam opinię, ze fantasty to nie literatura, ze szkoda czasu na te wszystkie bajki o smokach, elfach, goblinach. Zawsze nie irytuje. Bo co to znaczy literatura wyższa? Owszem czytam i Dostojewskiego i Norwida. Bo ja czytam wszystko. Czasem się śmieje, że jakby mnie zamknęli tylko z podręcznikiem fizyki kwantowej też bym przeczytała. Złościłabym się, ale przeczytała i pewnie po pewnym czasie by mnie wciągnęło. Uwielbiam słowa pisane. Choć przyznaje się ostatnio do zaniedbań. Ale czytam gdzie się da. Wyćwiczyłam nawet mycie zębów z książka na lustrze. Dzięki temu myję je znacznie dłużej.

Ale wracając do fantasty t nie tylko opowieści o stworach, ale przede wszystkim o przyjaźni i miłości. Dla mnie ogromnym przeżyciem była seria m. Lackey o królestwie Valdemaru. Uświadomiła mi moją pozorną tolerancję. Był motyw homoseksualizmu, dzięki opisowi wielki miłości dwóch mężczyzn, tego co czują, tego jak bardzo walczą o swoje uczucie i bólu po stracie ukochanej osoby przebudowałam swoją hierarchię. Każdy ma prawo do własnej drogi. Ja też. I dlatego pokochałam ludzi. Nie ma doskonałe definicji dobra i zła. I tylko nasze odczucia decydują o tym. Dlatego czasem warto zmieniać odczucia.

Dobra kończę bo filozofia się zrobiła straszliwa.

Do usłyszenia jutro

5 października 2006 , Komentarze (4)

Kurcze coraz lepsza jestem w wymyślaniu tytułów. Jeszcze trochę i na zamówienia zacznę pisać.

Ostatni ciągle nie mam czasu. Tak mi się przynajmniej wydaję. No bo ciągle gonię i gonię. A ja jestem z tych kanapowców, którzy lubią z książeczka i dobrym jedzonkiem odpocząć sobie po nic nie robieniu. Nadawałabym się na jakąś hrabiankę albo baronównę z dawnych czasów. Chociaż nie, one musiały na bale łazić, a tego też nie lubię. No trudno jakoś muszę wytrzymać. Zresztą doba Chopina, Einsteina czy Witkacego też trwała tylko 24 godziny a jakoś się w nich mieścili. Ja też tak chcę.

A czy wiecie, ze już jesień. Mnie dzisiaj rąbnął spadający kasztan to się dowiedziałam. No i pozbierałam sobie kilkanaście. Kasztany działają na złą energię, cieki wodne. Każą włożyć kilka kasztanów pod łóżko. To wkładam, co roku nowe. Do spania można mnie wynajmować, więc działają. Zresztą wysiłek prawie żaden a nadzieja na efekt jest.

Dobrze, ze mam jeszcze trochę do zrobienia to już tylko bilansik jedzeniowy

- 4 kromki razowego z masłem, żółtym serem

- 1 kefir 400 ml

- 1 danio jagodowe

- kilka winogron

- 4 włoskie orzechy

- kapusta z grzybami

- 3 jabłka

- pomidory

- 2 szklanki czerwonej herbaty

- 1 szklanka herbaty cytrynowo- lemonkowej

- 0,5 l. coli light

- 1,5 l. wody (chyba będzie)

Przeszło 10 tys. kroków i 600 m na basenie: z czego 450 grzbietem ( to sukces bo nie umiem, lubię i do tego boję się), 100  kraulem i 50 metrów bóg wie czym (miała być żabka, ale w związku z tym, ze się dopiero jej uczę było to właśnie bóg wie co).

4 października 2006 , Komentarze (6)

 

Mało mi zajęć, na pysk już padam, po sześć godzin śpię i co zgadzam się być w powiatowej komisji wyborczej. Nie mylić z okręgową, gdzie roboty jest na właściwie na 2 dniu. Ja zaczęłam już dziś. Komitety też trzeba rejestrować. Mało tego zgodziłam się pojechać na szkolenie. Głupich nie trzeba siać sami się rodzą. Ale jak powiedziałam, ze cos robię to zrobię. A cztery lata temu się zarzekałam, że więcej się już nie dam wrobić. Skąd ładnie poprosili to się zgodziłam.

No dobra pomarudziłam sobie troszeczkę. Powód zawsze można znaleźć. Ale raz w miesiącu mi wolno.

Zanim zacznę rozliczać dzień dzisiejszy dodam, ze wczoraj był jeszcze pęczek rzodkiewek i dwa włoskie orzechy. Pewnie zjadłabym więcej, ale to były ostatnie dwa.

Dziś jadłam

3 kromki razowego chleba z masłem, żółtym serem, pasztetem sojowym i serem pleśniowym

talerz zupy jarzynowej

2 budynie waniliowe

pomidor

2 jabłka

3 małosolne

1/5 banana

20 dag śliwek

600 ml kefiru

2 szklanki herbaty czerwonej

1 szklanka herbaty czarnej

1 litry coli light (wiem, ze się uzależniam, ale to jedyny rodzaj kofeiny, który mnie pobudza)

1,5 litra wody

Acha waga wciąż pokazuje te nierealne 76,80 kg. Więc chyba się zacznę przyzwyczajać.

Znów łaziłam, dziś to było z 10 km. Ciekawe jak moje kolanko długo to jeszcze zniesie?

Byle do zimy. Później już z górki.

3 października 2006 , Komentarze (9)

I właściwie to trudno mi się do tego przyzwyczaić. Dziś weszłam na wagę i zobaczyłam 76,80. I to było po śniadaniu. Bo moja waga ciągle czeka na jakąś litościwą dłoń, która ją naprawi, albo zawiezie do sklepu i zażąda wypełnienia gwarancji.

Właśnie straciłam pierwsze pięć kilo odkąd jestem na vitalii (no dobra przyznam się wcześniej bywało w porywach nawet 86, ale to wieczorem). To oznacza, że moje biedne kolanko ma ucisk o 15 kg mniejszy. Więc musi docenić moje starania i przestać się wygłupiać z tym bólem.

Acha jeszcze jedna maleńka rzecz wymiary talia 77 cm (ubyło 1), biodra 97 cm (ubyło 3) ludzie ja nie pamiętam, żebym w biodrach zeszła poniżej setki. Cud miemany. Pod biustem 78 ubyło 4, biust nadal miseczka C. No i dobrze bo akurat w tym miejscu chudnąć bym nie chciała. Udo 60 cm (ubyło 2) To jest moje najbardziej strategiczne miejsce.

Ważę się po kilkanaście razy na dzień. Ja nie mogę uwierzyć, że jest mnie mniej. Jeszcze dwa miesiące jak ktoś by mi dawał, ze będę ważyć 76,80 to popatrzyłabym jak na wariata. Ale cuda się zdarzają.

Jeśli ja mogę chudnąć nie stosując żadnych drakońskich diet, mniej jem, więcej się ruszam – spacer i basen to Wy kochane moje słoneczka możecie również. Co Wam szkodzi.

Jedzonko dzisiejsze

- 2 bułki grahamki z ziarnami, masłem żółtym serem, pasztetem sojowym (tzn jedna z tym druga z tamtym)

- 1 kefir 400 ml

- 1 fantazja wiśniowa

- zupa jarzynowa wszystko

- 2 jabłka

- 0,5 kg śliwek (węgierki o tej porze są przepyszne)

- 0,5 kg małosolnych (pewnie jedne z ostatnich tego roku)

- 2 herbaty czerwone

- 0,5 l. coli light

- 1 herbata czarna

- 1,5 l wody (mam nadzieję, że będzie)

A do tego łaziłam, łaziłam i łaziłam spokojnie będzie z 7 km

 

2 października 2006 , Komentarze (4)

Na wszystkie smutki, smuteczki, stresy i zmartwienia. Dziś udało mi się wyrwać i poszłam popływać. Te dwa kilometry kraulem były cudowne. Teraz ze spokojem myślę o nowym dniu. Uczucie jak się wychodzi po takim wysiłku z basenu jest cudowne. Z jednej strony zmęczenie, ale z drugiej energia, która człowieka rozpiera i ma on siłę góry przenosić. A do tego ta lekkość ciała i duszy. Lepsze jest tylko bieganie. No, ale w moim przypadku o tym tylko pomarzyć można.

Przyjaciel ma się na szczęście dobrze. Dziś go wypisali do domu. Jeszcze raz dzięki za słowa otuchy.

Rachuneczek sumienia

3 kromki chleba razowego ze słonecznikiem, masłem i żółtym serem (małe były i do tego bardzo cienkie)

kapusta z grzybami

1 kefir 200 ml

3 jabłka

0,5 kg śliwek

2 orzechy włoskie

20 dag rogalików z dżemem (bo to dziś mój słodki dzień)

2 szklanki herbaty czerwonej

1 kubek herbaty czarnej

1,5 litra wody

1 l coca coli light

1 filiżanka espresso z mlekiem

W sumie dużo tego nie było, ale czasu nie miałam. Ach i z 5 km na piechotę zrobiłam jak nic. Wychodzi na to, ze tylko w ramki oprawić, postawić na ołtarze i świeczki zacząć palić.

Trzymajcie się i w razie złych myśli albo na spacer, albo jeszcze lepiej na basen.