Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Kobieta. Mądra, Piękna. Inteligentna. A co! Sobie komplementów nie będę żałować. Kocham smoki i ostatnio zaczynam się rozglądać za jakimś, Najlepiej czerwonym, bo ładniejszego koloru nie znam. Pozwalam zmianom, aby się działy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 81963
Komentarzy: 730
Założony: 22 lipca 2006
Ostatni wpis: 3 stycznia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ognisko

kobieta, 51 lat, Bochny

162 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 sierpnia 2006 , Komentarze (2)

W dwa dni straciłam 0,60 kg mimo tych lodów, a może akurat potrzebowałam odrobinkę słodyczy, aby pobudzić metabolizm. W każdym razie na początku drugiego tygodnia ja dochodzę do wagi, którą, założyłam, ze osiągnę na koniec sierpnia. Chyba nie wzięłam pod uwagę, że z większego pułapu chudnie się szybciej. Ale sympatycznie jest. Postanowiłam wprowadzić 10 stopniową skale moich poczynań.

Waga -10

Woda • 10 (dwa litry)

Chodzenie • 12 (a co poza skalę też można wyjść)

Pływanie • kraul • 10 (2 km), grzbiet minus 1, bo się uwsteczniłam, znów za bardzo się boję i pływam przy ścianie

Sprzątanie • 0,3 śmieci wyniosłam

Prasowanie- 15 • 5 godzin, ale wyprasowałam chyba wszystko, co było

Miłość własna ∞ (liczba nieskończoności)

Jedzenie • 9,5 bo te danio mogłam sobie darować

Ból kolana • 4

Ogólnie jestem zadowolona.

Żarełko:

2 kromki razowego chleba z twarogiem i rzodkiewką

1 ciemna bułeczka z wędzonym żółtym serem

1 kg sliwek

1 marchewka

3 pomidory

0,5 l coca coli light

1 talerz zupy (czerwony barszcz z kluskami)

makaron z kalafiorem i sosem pieczarkowym

5 małosolnych

1 ogórek gruntowy

1 serek danio waniliowy z rodzynkami

3 szklanki herbaty czerwonej

1 espresso z mlekiem

1 kefir 400 g

11 sierpnia 2006 , Skomentuj

 

Nie miałam dziś czasu wejść i opisać czwartku, więc od razu załatwię dwa dni. Na basenie byłam wczoraj i przepłynęłam jakieś 100 m. Odkąd pokonałam swój lęk i pływam stałam się jak to ładnie określają „ostatnią szansą”. Wiem, co to znaczy bać się wody. Na basenie krążą już legendy o moich atakach paniki. Pamiętam swoje pierwsze wejście na brodzik, gdzie woda ni sięgała mi nawet do biustu. Kurczowo trzymałam się ściany i bardzo powoli przesuwałam się do stref wód niskich. O jakiejkolwiek nauce pływania nie było wtedy mowy. Zanurzyć głowę, położyć się na wodzie? Z takimi propozycjami nawet nikt nie wyskakiwał. Przez ponad rok oswajałam się grając w koszykówkę wodną, a właściwie stałam pod koszem i czekałam na okazję. Było coraz fajniej. Pamiętam też swoją pierwszą lekcję pływania. Aby się położyć użyłam 3 makaronów (to taki długie piankowe rury), dwie deski i trenera, który z godną podziwu cierpliwością tłumaczył, że na tych 50 cm nic mi się nie stanie. Ale uczciwie wam powiem wody boję się do dziś. To nic, że umie pływać, a nawet lubię. Strach przezwyciężam, ale gdzieś tam na dnie mojej duszy on wyje.

Ale te przepłynięte kilometerki dały mi całkiem fajną sylwetkę. Pewnie, ze te kilogramiki nadwagi ciągle są, ale to wszystko nie wisi.

Dziś kupiłam sobie bluzkę w rozmiarze 42. Zawsze było 44. Moje ego bardzo, bardzo zyskało.

Dziś też zjadłam obiecywane sobie lody. Dwie gałki: capuccino i czerwoną porzeczkę. Smakowały dużo lepiej niż wtedy, gdy jadłam je prawie codziennie. Przyjemność odkładana na później to dopiero jest przyjemność.


Codzienne rozliczenia:

Czwartek

100 m kraulem

1 litr wody – 0,5 l. za mało

8000 kroków

Jedzenie;

2 kromki chleba razowego z masłem, twarogiem i rzodkiewką

2 kromki chleba żytniego ze słonecznikiem z masłem żółtym serem lub serem twarogowym z ziołami

4 pomidory

6 ogórków gruntowych

4 małosolne

3 jabłka

0,5 kg śliwek

kefir

0,5 talerza zupy

½ papryki nadziewanej ryżem

20 marchewek

garść borówki

3 szklanki herbaty czerwonej

1 espresso z mlekiem

 

Piątek

9000 kroków

1,5 l. wody (ale jeszcze piję)

jedzenie:

2 kromki chleba razowego z masłem i żółtym serem

2 gałki lodów

20 winogron

3 jabłka

0,5 kg borówki

4 małosolne

2 ogórki gruntowe

4 pomidory

10 śliwek

3 marchewki

Talerz czerwonego barszczu z makaronem

10 placuszków z cukini

3 szklanki herbaty czerwonej

10 sierpnia 2006 , Komentarze (1)

Się czuję. Nawet zaczynam lubić to urządzenie w mojej łazience. Szczególny sentyment mam do tej starej wagi. Zaniża totalnie, ale jak przyjemnie jest popatrzeć na te cyferki poniżej 80 kg. Plan nadal realizuję, ostatecznie założenia mam po to realistyczne, aby móc sobie codziennie stawiać ocenę wspaniałą. Mało, ze poprawia mi się samopoczucie, to jeszcze i centymeterków mniej. Dziś się zmierzyłam 78 w pasie i 100 w biodrach. To już brzmi.

Spowiedź moja codzienna – chociaż może nazwać by to jakoś inaczej, ostatecznie nie grzeszę, a się chwalę. Może np. chwalba moja codzienna, albo... no właśnie macie jakieś ciekawe propozycje:

- 3 litry wody niegazowanej. Pragnienie wzmaga się jak siedzę przed komputerem i czytam Wasze pamiętniki. Dziwne jakieś.

- 2 km kraulem. A miałam takiego lenia, ale wiedziałam, że dziś sobie nie popływam (jako osoba od spraw beznadziejnych przekonuję moje panie, ze one też potrafią). No to polazłam i ledwo się w czasie zmieściłam, ale plan minimum wykonałam i teraz pracuję na ocenę doskonałą,

- 7.000 kroków przelazłam

- jadłam:

3 kromki razowego chleba z żółtym serem i masłem

2 nektarynki

15 śliwek

20 winogron

6 pomidorów

10 marchewek na surowo z własnego ogródka (smak i zapach niebo w gębie)

10 ogórków gruntowych

4 papierówki

1 talerz krupniku

½ nadziewanej papryki z ryżem i żółtym serem

1 zsiadłe mleko (0,5 litra)

2 garście borówek

1 garść malin

 

Jutro jadę na obiecane lody!!!!!!!!!!!! To dopiero będzie przyjemność.

 

9 sierpnia 2006 , Komentarze (3)

Jak bardzo często zresztą. Rano wstałam uśmiechnęłam się i pomyślałam to będzie dobry dzień. Nawet na parę minut wyszło słoneczko. A poza tym lekko pochmurno. A nawet jakby popadało to nie mam nic przeciwko. Chcę iść na grzyby, a od dwóch lat u nas taka susza, że grzyba znajduje się w atlasach stanowiących dodatek do lokalnej gazety.

Ale swoją drogą odkąd kontuzja kolana skazała mnie na długie przebywanie w łóżku zaczęłam doceniać każdy dzień, kiedy wstaję i sama mogę iść. Choćby do łazienki. Punkt widzenia zawsze zależy od miejsca siedzenia.

Muszę zmodyfikować trochę sierpniowy plan. Mogę jeść (owoce, warzywa) po godz. 19.00 o ile w tym dniu pójdę na basen. Nie zamierzam się głodzić, a ostatni posiłek o 16.00 to dla mnie zdecydowanie za wcześniej. Później nie jem, bo z pełnym żołądkiem nie da się pływać. U mnie ostatnio na basen zaczęły przychodzić tłumy (promocja 1 godz • 1zł) no i chlorują znacznie więcej. A ja po wyjściu z basenu strasznie kicham i ma katar. Czy ktoś wie co z tym zrobić.

Oczywiście przepłynęłam te swoje 2km kraulem, do tego jeszcze 50 m grzbietem i do domu.

Poza tym przeszłam ponad 10.000 kroków może powinnam podwyższyć normę, ale z drugiej strony, zrobienie czegoś ponad daję większą satysfakcję.

Wypiłam ponad 2 litry wody niegazowanej.

No i jadłam, ale żadnych rzeczy zakazanych. Te lody zostawiam sobie na piątek. Odkładanie na później też ma swój smak.

v     4 kromki razowego chleba z masłem i żółtym serem

v     1 kg śliwek

v     6 pomidorów

v     3 marchewki

v     10 winogron

v     7 małosolnych

v     1,5 talerza zupy kartoflano-porowej (uwielbiam, więc te 1,5 talerza to było wyrzeczenie)

v     2 ogórki gruntowe

v     3 szklanki herbaty

v     1 filiżanka espresso z mlekiem

8 sierpnia 2006 , Komentarze (4)

Wczoraj walczyłam, aby utrzymać te 81 kg, a dziś 40 dag, bo 40 dag ale mniej. Na pływalni nie byłam, bo w ramach przerwy wakacyjnej nie czynna. Ale za to dużo chodziłam Ponad 15 tysięcy kroków. To 200 % mojej dziennej normy. Jak to byłyby czasy realne socjalizmu to zdjęcie moje powinno pojawić na co najmniej połowie budynku w moim mieście. Ale poważnie ok. 7000 kroków (moich oczywiście) to 5 km. A z tego jedną piątkę szłam z kijkami. Teraz dość modny zrobił się nordic walking (to to łażenie z kijkami). Ale efekty też są mało, że się odbywa spacer to jeszcze kalorie lecą podwójnie. A do tego ile sympatycznych osób pyta się po co i dlaczego, czy warto.

Odkąd na poważnie zabrałam się do odchudzania wypijam hektolitry wody. I to nie dlatego, że muszę, ale dlatego, ze ciągle czuję pragnienie. Podobno często jest tak, że chcemy pić a mózg wysyła sygnał głodu. Ale przynajmniej nie mogę powiedzie, że chudnę, bo tracę wodę.
Jeszcze tylko wczorajszy jedzeniowy rachunek sumienia.

- 3 kromki razowego sera z masłem i • 1 żółtym serem, 2 z twarogiem

- 1 kromka białego chleba z masłem i żółtym serem

- 2 kiszone ogórki

- 4 pomidory

- 1 kefir 400 g

- kluski ziemniaczane z twarogiem • pychota

- ponad 0,5 kg borówki amerykańskiej

- 8 ogórków zielonych (te zjadłam po 19.00 mea culpa)

- 0,5 l. coca coli light

- 4 duże szklanki czerwonej herbaty

- 1 filiżanka espresso z mlekiem nie słodzonym

7 sierpnia 2006 , Skomentuj

Dziś rano waga wskazywała ta samą liczbę, czyli wczorajsza zniżka to nie był przypadek. I bardzo się cieszę. Tym bardziej, ze wczoraj wszystko wskazywało na to, ze łapie przeziębienie. Ale nie ma to jak stare sprawdzone metody. Obrzydliwy w smaku wyciąg z grejpfruta 3 razy dziennie i katar i drapanie w gardle znikło. Założony plan wykonałam:

v    wypiłam 1,5 litra niegazowanej wody, żeby nie było, ze utrata kilogramów to tylko niedobór H2O

v    poszłam na spacer, aby mieć te 5.000 kroków, wyszło nawet 3.000 więcej więc znów mogę sobie postawić szóstkę za wykonanie ponad plan

v    na basenie nie byłam przez to choróbsko, ale planowałam 3 wyjścia w tygodniu więc powiedzmy, ze jeszcze się załapię. Dziewczyny nie zazdrośćcie pływania po prostu się wybierzcie na basen lub jezioro. I to już dziś. Rzecz, którą się odkłada ulega zapomnieniu.

v    Jedzonko:

2 tosty razowe z masłem

2 nektarynki

4 pomidory

6 ogórków zwykłych

2 ogórki małosolne

1 filiżanka kawy z mlekiem

1 talerz zupy

ryż z sosem pieczarkowym i jakiem (bo nie chciało mi się gotować niczego nowego)

1 kromka razowego chleba z masłem i żółtym serem

3 szklanki czerwonej herbaty

Acha od 13 lat nie jem mięsa, stad jego brak w jedzonku.

6 sierpnia 2006 , Komentarze (4)

Dziś stanęłam na wadzę i własnym oczom nie wierzę. Okulary ze zdziwienia przecierałam. 900 gram mniej niż wczoraj. Czyli wychodzi na to, że plan działa.

·      Ostatni posiłek jadłam o 17.00, bo później szłam na basen, a wiadomo, że z pełnym żołądkiem się nie pływa.

·      Wczoraj pobiłam swój rekord 2 km kraulem w 52 min. Absolutny odjazd. I miałam jeszcze siłę na 100 m grzbietem. A bicze wodne relaksują totalnie.

·       Przeszłam ok. 10.000 kroków – co daje podwójną wyznaczoną przeze mnie normę

·      Wypiłam ok. 2 litrów niegazowanej wody

·      Uparłam się, ze zrobię generalne porządki. Wczoraj wymyłam okno, drzwi, żyrandol. Zmieniłam pościel. Dziś zamierzam posprzątać w szafie, okurzyć. Może zdążę jeszcze wyprać wykładzinę. A swoją drogą najlepiej mi się traci kalorie przy prasowaniu. Ciekawe czy wszyscy tak mają?

·       Ach jeszcze jedzonko. Zjadłam:

- 2 kromki razowego chleba z masłem i żółtym serem

- 8 pomidorów – niskokaloryczne i przestały łapać mnie skurcze podczas pływania

- ok. 0,5 kg czereśni – bo już chyba ostatnie w tym roku

5 dużych śliwek

3 nektarynki

talerz zupy

ryż z sosem pieczarkowo- cebulowo- paprykowym

6 ogórków małosolnych – bo uwielbiam

1 jajko na twardo

a do tego 2 duże szklanki herbaty czerwonej z grejpfrutem i filiżanka espresso z mlekiem.

5 sierpnia 2006 , Komentarze (2)

Wczorajszy i dzisiejszy wieczór spędziłam czytając Wasze pamiętniki. I nie mogłam się oprzeć, aby podzielić się wielkimi przemyśleniami.

Po pierwsze kochane i kochani (no, bo na kilka męskich też trafiałam) Vitalijki i Vitalijkowcy jesteśmy szalonymi optymistami. Co rano budzimy się z nadzieją, że to początek dobrego dnia. Te drobne wyjątki potwierdzają regułę.

Po drugie kochamy ludzi i jesteśmy otwarci na innych. Nie spotkałam się ze złośliwymi komentarzami. Podpieramy na duchu tych, co mają słabszy dzień. Motywujemy i zachęcamy do dalszej walki.

Po trzecie odchudzamy się od lat i ciągle mamy nadzieję, że dieta cud rozwiąże nasze problemy. A podstawowym ideą odchudzania bez efektu jojo jest dieta, którą będzie stosować się całe życie.

Po czwarte to szczególnie odnosi się do nastolatek spożywając przez klika dni ok. 500 kalorii spowalniacie metabolizm. I kiedy później rzucacie się na jedzenie w większych ilościach Wasz organizm pracując ciągle na niskich obrotach nie daje sobie rady.

Po piąte pozwólmy sobie od czasu do czasu na małe grzeszki np. kulkę lodów. Zjedzmy je i bądźmy szczęśliwe.

Po szóste odchudzanie zaczyna się w głowie. Gdzieś przeczytałam dobra radę aby codziennnie rano stanąć przed dużym lustrem nago ewentualnie w bieliźnie i głośno trzy raz powiedzieć ja Ania, Beata, Kasia, Marek itp. Kocham siebie. Na początku to brzmi dziwnie. Ale później człowiek się przyzwyczaja i zaczyna się akceptować.

Po siódme to, że się ruszamy jakkolwiek, ale uprawiamy sport jest cudowne. Ale nagromadzony tłuszczyk zaczyna się spalać dopiero po 30 min. ćwiczeń. Więc efekt 300 brzuszków to ujędrnienie ciała, lepsza kondycja mięsni ale tłuszczyk ciągle czeka.

Po ósme i to chyba ostatnie dla tych którym brak motywacji, chęci do ruszania się zapraszam do pójścia na imprezę biegową, w której biorą udział amatorzy. Najlepiej na maraton, a poznaniacy to powinni już obowiązkowo, bo mają największy, najlepiej zorganizowany i najbardziej przyjacielski maraton w Polsce. Pokibicujcie zawodnikom, i to nie tylko tym z czołówki. Porozmawiajcie z tymi, którzy dobiegają pod koniec. Wtedy zobaczycie, że można zacząć przełamywać siebie mając lat 50, 60. Jeżeli oni potrafią to dlaczego nie ja?

Jeżeli ktoś jest zainteresowany treningiem jak z marszu przejść do ciągłego biegania to mogę poszukać.

A tak w ogóle to trzymajcie się ciepło.

4 sierpnia 2006 , Skomentuj

To były ciężkie dni. Ale mimo stresów (nowa praca, utrata psa) i całej masy imienin w tym własnych, urodziny udało mi się utrzymać wagę. Co już uważam za sukces. Ale poważnie myślę o zrzuceniu tych kilku no może kilkudziesięciu kilu.


Plan na sierpień zakłada utratę 2 kg. Ktoś powie, że mało, ale ja chcę je stracić na zawsze, a wszelkie diety cud powodują utratę paru i kilo, ale później następuje co najmniej powrót do wagi wyjściowej.

Maksimum tego co mi wolno:

- dwie porcje słodkiego w tygodniu tj. dwie gałki lodów lub 4 małe kawałeczki gorzkiej czekolady

- cztery posiłki dziennie • z przekąskami

- jedzenie do godz. 19.00

Minimum tego, co mam zrobić:

- 1,5 l. wody dziennie + herbata, kawa (oczywiście bez cukru)

- 6 km przepłynąć na basenie w ciągu tygodnia

- 5.000 kroków przejść co dziennie • w prezencie dostałam krokomierz, takie fajne urządzenie. Powinno się chodzić 10000 kroków, ale z uwagi na kontuzję zmniejszyłam sobie dawkę

Na razie nic więcej nie przychodzi mi do głowy. W każdym razie plan mam teraz tylko realizować.

23 lipca 2006 , Komentarze (4)

Do odchudzania postanowiłam podejść profesjonalnie. Zaczynam jak zwykle od poniedziałku. Zauważyliście, ze zwykle zaczyna się od poniedziałku, a najlepiej jeszcze od pierwszego. No ale kiedyś zacząć trzeba. Rzecz pierwsza do zrobienia to oczywiście zakupy.

A więc potrzebne

1. zeszyt i długopisy – to do notowania co zjadłam i ile straciłam podczas ruchu. A z nowym, pachnącym farbą zeszycikiem i pięknymi kolorowymi długopisami będzie jak podczas początku roku szkolnego, kiedy człowiek postanawiał, ze już w tym roku będzie się uczył systematycznie. Mi zapału starczało gdzieś do grudnia. Teraz jestem starsza i bardziej odpowiedzialna, więc wierzę, ze aż do tych upragnionych 55 kg

2. woda – niegazowana (bo lubię)– 3 zgrzewki. Zauważyliście, że wypuścili wody o różnych smakach, ale wszystkie niestety są dosładzane i zamiast ubywać to przybywa. Pozostaje stara wypróbowana metoda zmiana smaku wody, czyli cytrynka.

3. żel pod prysznic antycellulitowy i krem wyszczuplający – wierzyć nie wierzyć potargować można. Ostatecznie nawet, jeśli tyko skóra będzie jędrniejsza to też już coś.

Na razie nic więc mi nie przychodzi do głowy. Może Wy macie jakieś pomysły. Ach karnet na basen mam, kostium również.