Cześć :)
Za mną (prawie) trzeci dzień liczenia kcal. Dziś chyba było najlepiej. Zapomniałam prawie o II śniadaniu. Normalnie szok! ;) Oczywiście pozytywny.
Byłam na zakupach owocowo-warzywnych. O kurczaczki! Właśnie sobie przypomniałam, że nie kupiłam soku pomidorowego. No trudno, chyba jutro sobie podskoczę po niego. Kupiłam tyle bananów, że ledwo mieściły mi się na rękach. Babeczki z warzywniaka dziwnie na mnie spoglądały. A co tam! :)
Mężulek przyniósł mi dziś z pracy kaszę jaglaną z warzywami i gotowanym kurczaczkiem. Normalnie pychota. Śmiał się, że mu to nie smakuje, a ja do niego "a wiesz dlaczego mi smakuje? Bo jestem na diecie, mi wszystko smakuje". Zaczął się śmiać. Jak dobrze, że się ze mną solidaryzuje i ogranicza słodkości. Poza tym też je mniejsze porcje. Najbardziej boję się weekendu. W tygodniu ja cię mogę, bo pracuję do 16:00, ale w weekend jak nie znajdę sobie zajęcia to będę myślała tylko o jednym... o jedzonku!
Moje kcal pozwoliły mi na zjedzenie 1 cukierka Milky Way po II śniadaniu. 1 taki cukiereczek ma, aż 31 kcal. Ile człowiek musiałby ich zjeść żeby w końcu poczuć smak. Mi dziś musiał wystarczyć 1.
Wracając do zakupów to oprócz bananów kupiłam moje ulubione kaki. Nawet nie wiedziałam, że ten owoc nazywa się też "persymona". No i oczywiście musiałam sobie na kolację przyrządzić jogurt grecki + banan + 0,5 kaki. Tylko na tyle starczyło mi kcal. Najważniejsze, że brzusio był i jest zadowolony ;)