Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam na imię Jagoda, a większość znajomych mówi do mnie "Jagódka"!!! Trochę mnie to śmieszy bo "Jagódką" to ja byłam w przedszkolu na i ewentualnie tak do 16 roku życia,choć wzrost ponad 170cm już raczej nie kwalifikuje do zdrobnień. No ale wtedy byłam strasznie chuda wiec moze z tego wzgledu. Teraz postanowiłam dogonić to imię i zrzucic to czego mam za duzo. Moje dane:(lipiec 2006) *wzrost-176cm(t
en
pomiar jest stały już ponad 10lat hehe) *obw.talii-92
cm(na
wysokości pępka) *obw.bioder-
103cm WAGA-80kg
Pażdziernik 2006: *Waga- 78 kg *obw.pasa- 88cm *obw.bioder- 100cm +/-2cm Jeszcze trochę przede mną.... No to do roboty!!!!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 145054
Komentarzy: 312
Założony: 23 maja 2006
Ostatni wpis: 23 lipca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jadziulka

kobieta, 51 lat, Leszno

176 cm, 100.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: dotrzeć wreszcie do 70 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 maja 2011 , Skomentuj

Tak mi się cały czas nasuwa taki tytuł ponieważ przebywam aktualnie w Świebodzinie, czyli pod największą figurą Jezusa... Kiedyś, kiedyś w telewizji na jakimś kanale był program "Pod auspicjami Pana Boga" i moje wielce inteligentne dziecko zadało mi wielce inteligene pytanie- "co to są auspicje".. No i wymyśl tu człowieku na poczekaniu bez zaglądania w google lub inną wikipedię... No to dziewczyny ( a może i chłopaki) konkursik dla Was! co to znaczy "pod auspicjami".. w nagrodę widoczek z figurą Jezusa ze Świebodzina :)

czekam na odpowiedzi i ciekawe czy ktoś wymyśli taką odpowiedź jaką ja udzieliłam mojemu dziecku

6 marca 2011 , Komentarze (2)

Nie przepraszam , nie lamentuję, nie kajam się i nie wyznaję że odchodzę..

Te wszystkie wpisy : odchodzę, zawiodłam, nie będę pisać...to takie pożegnania  samobójców... Podobno każdy samobójca przed popełnieniem takiego czynu wysyła sygnały do najbliższych...

A ja ostatnio ile razy tu wchodzę to widzę jak zrozpaczone Vitalijki żegnają się a potem to chyba rzucają się na lodówkę-no po prostu samobójstwo dietetyczne...

Kiedy widzę że dieta mi nie idzie to z reguły biorę się w milczeniu za siebie... No może nie zawsze biorę się za siebie, ale jakoś nie czuję potrzeby przy każdym przestoju żegnać sie z Vitalią lub "przepraszać że dawno nie pisałam".. Moj pamiętnik więc piszę kiedy mam potrzebę.. A jak nie mam potrzeby to nie piszę  O.o

 Zresztą czy ktoś kto nawet czyta moje sporadyczne wpisy czuje się urażony moim niepisaniem? Jakoś nie wydaje mnię się

A ponieważ wpisy zwykle dodaję w godzinach mocno niepopularnych, fanek wielu nie mam..Poza tym moje pisanie nie zawsze jest ciekawe- dla Was- zaś dla mnie to po prostu sposób wylania swych myśli (czasem mi przychodzą do głowy )

W każdym razie samobójcą nie mam zamiaru zostać więc nie przepraszam, nie lamentuję, nie kajam się i nie wyznaję że odchodzę...

Za to..........

Pozdrawiam Serdecznie

26 stycznia 2011 , Skomentuj

Poprzedniego piątku skusiłam się na wypad na piwo w towarzystwie marudnego Pana Partnera od Sylwestra..Naturalnie nie tylko w jego towarzystwie...Oprócz znajomych obecnych i poznanych na balu sylwestrowym był też kolega M. No i tak mi jego wizerunek zapadł w myśli... Tak mi jakoś przyjemnie było kiedy siedziałam koło niego... I tak mnie igiełka zazdrości zakłuła jak rozmawiał z koleżanką..eeeehhhh głupia ja... ale w piątek chyba znów pójdę na piwo..tylko Pan Maruda bedzie przekonany że przyszlam spotkac sie z nim... yygghhhh... A w horoskopie przeczytalam zebym nie flirtowala wsrod przyjaciol bo to zrodzi klotnie.. no to chyba oczywiste... Wiec bede sie starac nie wywolywac klotni...

25 stycznia 2011 , Skomentuj

Leżę sobie dziś błogo w łóżeczko oglądając jakiś tam poranny programik, kiedy do pokoju wpada Niedoszła Teściowa.. No może nie wpada..Po prostu weszła "kurtularnie" (bo bez pukania) z taką propzycją dla mnie żeby z nią pójść na prezentację, bo dostała zaproszenie, samej jej się nie chce, a dzionek piękny, więc spacerek można zrobić... No oczywiście stwierdziłam że co mi tam, mogę zobaczyć wreszcie z bliska jak wygląda to naciąganie staruszek...

Spacerek był niezgorszy, choć na moje to tempo zbyt wolne, ale nie będę kobity ciągnąć za uszy żeby na pokazie nie sapała jak kowal miechem :)

Do salki weszłyśmy jako ostatnie, ale siedziałyśmy w pierwszym rzędzie- po prosti miejsca VIPowskie hehe.. No i faktycznie ludzie na salce to średnia chyba 70 lat - nie licząc nas bo ja to w ogóle przedszkole...No był jeszcze jeden mlody gostek, ale było widać ze robił tylko za kierowcę i specjalnie nie był zainteresowany co się wyprawia wokół niego..

Pan prowadzący pokaz opowiadał o wszystkim badzo ładnie, bez zająknięcia, podejmował dialog czasem, rzucał pytaniami... Do mnie to średnio przemawiało, bo też nie było to kierowane do mojej przestrzeni wiekowej... W miedzyczasie można było wypróbować poduszki masujące..Skusiłam się nawet 2 razy :) a co tam..

Uczestnictwo w tym pokazie gwarantowało nagrodę dla każdego kto przyszedł z zaproszeniem, a dla osoby/osób towarzyszacych mały upominek..

Nagroda to był ciśnieniomierz... Baaardzo fajny...ZABYTEK :) hehe jak to stwierdziłyśmy już w domu z Niedoszłą Teściową, więc kto może niech sobie wyobrazi jaki to ciśnieniomierz...

Upominek dla mnie to...Rewelacyjna, extrawagancka, po prostu świetna... Obieraczka Do Jarzyn... :) Ale ja to przynajmniej będę używać :)

Niestety mojej NIedoszłej Teściowej nie można wpuszczać na takie prezentacje bo łyka wszystko.. Ma już garnki za jakieś tysiące, w zeszłym roku córka donosiła mi że jakieś cudne czyściki za tez tysiace kupila i teraz pościel z wełny merynosa australijskiego/wielbłąda dwugarbnego... Myślalam że ją to obejdzie i nie ruszy...No niestety ruszyło..Usiadłam z nią przy biureczku z Panem Prowadzącym..Pan zapytał o imiona nasze..A że ja mam imię rzucające się w pamięc (Jagoda) to Pan się do mnie bardzo uśmiechał mimo ze wolałam się nie wypowiadać w kwestii ewentualnego zakupu.. Niedoszła Teściowa wzięła full zestaw z wielbłąda (czyli droższe) + poduszka masująca... Oczywiście z okazji tego że pofatygowliśmy się na tą prezentację zastosowano szereg rabatów i prezentów.. Tak więc przy zakupie kompletu materac + kołdra, poduszka była w prezencie i  jako bonus jeszcze jedna koldra z ozdobnym wzorem...Niedoszła teściowa wyłudziła jeszcze jedną poduszkę... Wszystko za kwote ponad 4 tys. Oczywiscie na raty..

Jeszcze na sam koniec było losowanie niespodzianki- a byla to poduszka...

Wypelnilismy wszyscy bedacy tam takie male wizytoweczki, Pan Prowadzacy pozbieral, potasowal (ja w tym czasie lezalam i sie masowalam poduszka masujaca ;)) poczym podal pewnej starszej pani do wylosowania...

No i juz chyba wiecie w kogo ta niespodzianka trafila?!...

Ale powiem że jakoś nie wierzę w moje szczęście...Raczej Pan Prowadzący się do tego mocno przyczynił...hehehe W końcu Niedoszła Teściowa dała im nieźle zarobić :)

Cały towar i nas :) podwiózł do domu Pan Asystent Pana Prowadzącego, bardzo miły, młody i przystojny... No ale jak tu porozmawiać z takim jak się jedzie z Niedoszłą Teściową eehhhh...

Po powrocie do domu zdałam relację Niedoszłemu, wraz z uwagą, że w tej pościeli należy spać nago :) Stwierdził że jak dla nas to ok, ale te wszystkie dziadki i babcie tak na golasa.... No lepiej sobie tego nie nie wyobrazac...

 

20 stycznia 2011 , Komentarze (1)

No właśnie tak mnie dziś sczyściło ze sie zastanawiam czy to przez zielona herbate..

Jakiś czas nie miałam zielonej herbatki i musze powiedziec, że troche mi bylo nieswojo..Uzaleznilam sie czy co?? ale od zielonej herbaty? hmmmm.. Byłam przekonana ze to czerwona bardziej przeczyszcza...

Wczoraj po dluzszej przerwie napilam sie tego zielonego napoju (zakupionego w bidronce za 1,99zł aromatyzowana z trawą cytrynową-pycha), a dziś zaraz po pierwszym posilku pedzilam na kibelek...

A w czasie kiedy zielonej bylo brak wyciagalam jakies stare zapasy różnorakich ziołowych herbatek i żadna nie umiała tak zadziałać...

Więc wniosek- zielona reguluje moje wizyty w kibelku  JUUPIII

13 stycznia 2011 , Skomentuj

Jest już czwartek, więc tydzień ma się ku końcowi... Ja od poniedziałku chciałam wziąć się za prasowanie, sprzątanie i takie tam... A dopiero dziś mi się to udało.. Po prostu wziął mnie taaaaki LEŃ... i tydzień zleciał mi leniwie... W zeszły weekend miałam spięcie z moim partnerem z sylwestra..heh.. No i wreszcie mam spokój od jego smsów i wiecznych pytań "jak się masz?" A wszystko poszło o to że kiedy Pan Partner do mnie zadzwonił to mój telefon odebrał mój Niedoszły, z którym akurat siedziałam prz drinku... Później się zaczęły od Pana Partnera wiadomosci (sms i na gg) ze jak on dzwoni to ja mam odbierac, ze dlaczego nie odebralam swojego telefonu, ze dlaczego nie odpisuje... itd itp... Upierdliwy jak baba w ciąży ;)

Ogólnie wytłumaczyłam mu w końcu że troszeczke przesadza i ma wyluzować i podejść inaczej do naszej znajomości..Chyba w końcu dotarło..

No i niedawno zważyłam się tak dla sprawdzenia i jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam 76,00 kg na wyświetlaczu... Czyli troche mnie jakby ubyło co u mnie zimą nigdy się nie zdarzało... może wiosną nie będę miała tak dużo do zrzucania..Właściwie to powinnam troche poćwiczyć bo dietą nie osiągnę ładnego płaskiego brzuszka... Ale ile to ja bym musiała ćwiczyć żeby mój brzuch był taki jak chcę... Chyba wieki całe..eeehhhh

3 stycznia 2011 , Skomentuj

Poszłam na bal sylwestrowy w kreacji uszytej naprędce z sukni kupionej w ciucholandzie za całe 7 zł.. Suknia ta była długa do ziemi z czerwonej satyny i miała plamy na przodzie..Odcięłam dół (był szeroki) ułożyłam w zakładeczki, na to dałam tiul czarny (dostałam od kolezanki) wszystko zamknęłam paskiem i spódnica gotowa. Do tego założyłam gorset czarny no i buciki czerwone... Muszę powiedzieć że na tej imprezie było naprawdę dużo ludzi a kobiety w długich sukniach to można było zliczyć na palcach no może obu rąk.. W planach miałam inną spódnicę- całą z tiulu, z kilku warstw, ale niestety zakupiony materiał nie dotarł i musiałam kombinować coś innego na szybko..

Co do samej zabawy...Było naprawdę sympatycznie.. Pierwszy taniec jaki zatańczyłam to był oczywiście z kolegą z którym przyszłam... Ale to nie jego tyczą się słowa w dzisiejszym tytule..

Przez przypadek jakoś zatańczyłam z jednym chłopakiem z naszego stolika i...BINGO!!! Rewelacja!!! Po prostu bosko mi się z nim tańczyło, szaleliśmy po całym parkiecie... Nie nalegałam za bardzo na taniec z nim, bo on żonaty.. Ale jak była okazja to wykorzystywałam do oporu..

Wybawiłam się i nie żałuję że poszłam, chociaż z kolegą z którym poszłam nie bawiłam się prawie wcale...

26 grudnia 2010 , Komentarze (1)

TAAAAA.... Będzie bal... Ale najpierw muszę uszyć sobie suknie na ten bal... Co prawda mam kilka sukienek z poprzednich lat i z pewnością bym się w nie zmieściła, ale oczywiście ubzdrałam sobie jak będę wyglądać na tym balu i do tego dąże... Z wagą nie ma tragedii, pomimo braku diety...A mianowicie wymyśliłam sobie długą spódnice z kilku warstw tiulu czarno-czerwoną, do tego gorset czarny i buciki czerwone na 12cm obcasie :)gorset i buciki mam, teraz tylko spodnica.. Na szczęście pod choinkę dostałam między innymi kasę więc jutro pędzę do miasta kupić tiul..

Problemem jest tylko nastawienie kolegi z którym idę na ten bal....

 A kolega M (szczegóły w poprzednim wpisie) prawie sie nie odzywa... Poza odpowiedzią na moje zaczepki i życzeniami na święta, brak kontaktu... Zabaczymy na balu - mamy siedzieć przy jednym stole... uhhhh...

Mój plan na najbliższy tydzień:

-ufarbowanie włosów

-uszycie spódnicy

-wymyślenie fryzury

-i ponowne spotkanie z kolegą(partner na sylwka) żeby omówić szczegóły...

8 grudnia 2010 , Komentarze (3)

A ja z tego powodu jestem w kropce... Bo niby mam propozycję, ale nie wiem czy z niej skorzystać... Nie mam ochoty siedzieć w domu sama, albo wciskać się znów jako samotna baba na imprezę... A propozycja..hmmm

Zacznę od początku...

Jakiś  czas temu w piątkowy wieczór bawiłam się w pubie i poznałam chłopaka "M"..Coś tam między nami zaiskrzyło, no ale wiadomo trzeźwi nie byliśmy..On coś wspominał o towarzyszeniu mu na Sylwka, ja nic nie powiedziałam na to...Zaproponowałam później spotkanie tak dla utrwalenia znajomości. Z strony M bez entuzjazmu, wręcz jakby się bał... Zaznaczył że nie chce się w nic angażować..Stwierdziłam że męża nie szukam, nie musi się mnie obawiać... Spotkaliśmy się, zaprosił mnie na kręgle.. Świetnie się bawiłam, trochę porozmawialiśmy, powiedział że Sylwestra proponuje średnio 1 dziewczynie tygodniowo, bo nie jest z nikim na stałe...Nie obiecywał że mnie zabierze, ale upewnił się czy nadal jestem zainteresowana...Oczywiście byłam zainteresowana :).. Nasze drugie spotkanie zakończyło się dłuuuuuugim pocałunkiem na dobranoc :) Tak sobie pomyślałam że zaliczyłam prawdziwą randkę :) Ale nie żebym natychmiast zakochała się po uszy i wyobrażała sobie mnie i jego przed ołtarzem heheh

Dziś z nim rozmawiałam oczywiście na temat Sylwestra... Zapytał czy nadal chcę iść, tyle tylko że jest taka opcja że nie z nim a z jego kolegą... Kolega niestety zupełnie nie w moim typie... Dostałam namiary, rozmawiałam już z kolegą i umówiłam się żeby się poznać...

Wszystko to opowiedziałam przyjaciółce i niestety nie zostawiła na M suchej nitki. Stwierdziła że postawił mnie w dziwnej sytuacji bardzo nieładnie się zachował, bo najwyraźniej ma jednak jakąś dziewczynę. Ja oczywiście stanęłam w jego obronie, bo przecież niczego mi nie obiecywał i z góry mówił jak sprawa wygląda...Wtedy to i mi się oberwało że jestem naiwna i jeszcze usprawiedliwiam jednego z drugim gnoja... No właściwie to ma rację, ale z drugiej strony faktycznie M niczego nie obiecywał...

Jak przetrwam jakoś spotkanie z kolegą i może okaze się miły z charakteru a nie jakims dzikim napaleńcem ( rozmowa dziś przeprowadzona wskazuje raczej na to drugie) to pójdę na tego Sylwka i chociaż się wytańczę... Już dawno nie byłam na takim prawdziwym balu Sylwestrowym, w wieczorowym stroju i pełnym rynsztunku fryzurowo-makijażowym...

28 września 2010 , Komentarze (2)

Szkolenie pod tytułem ...A może własna firma?...

Dziś byłam- pierwszy dzień.. Sympatycznie nawet, oprócz tego że wszystkie wypełnione przeze mnie dziś testy, samooceny i takie tam wyraźnie wskazują że do Biznes Women to mi daaaaaaleko..Raczej chyba Biznes Łomem trzeba mi z głowy wybić buhahahaha!!! Ogólnie sama wiedziałam już dawno że cech przywodczych ani kierowiczych to ja nie mam, ale może uda mi się choć trochę je wypracować... Ale co tam testy, ważne że takie szkolenie owocuje kontaktem z nowymi ludźmi i to mi się naprawdę spodobało...Spotkało się ileś tam osób, które mają jeden cel- założyć swoją firmę..Co prawda każdy co innego, ale głowny cel ten sam,  więc tematy do rozmów się znalazły ;)

Jutro kolejny dzień... Znowu drożdżówkę chyba wciągnę... Ale muszę powiedzieć że mam wielką ochotę na warzywka.. muszę zrobić klafior, brokuły, marcheweczkę zapiekane razem..mniammm