Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam na imię Jagoda, a większość znajomych mówi do mnie "Jagódka"!!! Trochę mnie to śmieszy bo "Jagódką" to ja byłam w przedszkolu na i ewentualnie tak do 16 roku życia,choć wzrost ponad 170cm już raczej nie kwalifikuje do zdrobnień. No ale wtedy byłam strasznie chuda wiec moze z tego wzgledu. Teraz postanowiłam dogonić to imię i zrzucic to czego mam za duzo. Moje dane:(lipiec 2006) *wzrost-176cm(t
en
pomiar jest stały już ponad 10lat hehe) *obw.talii-92
cm(na
wysokości pępka) *obw.bioder-
103cm WAGA-80kg
Pażdziernik 2006: *Waga- 78 kg *obw.pasa- 88cm *obw.bioder- 100cm +/-2cm Jeszcze trochę przede mną.... No to do roboty!!!!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 145058
Komentarzy: 312
Założony: 23 maja 2006
Ostatni wpis: 23 lipca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jadziulka

kobieta, 51 lat, Leszno

176 cm, 100.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: dotrzeć wreszcie do 70 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 września 2010 , Komentarze (4)

czy ktos czytal kiedys Chmielewską? ona zawsze miala jakiegos chopla na tle blondynow...tzn tak w ksiazkach pisala/pisze.. a dla mnie blondynem mojego życia jest....

MACIEJ STUHR...

 no mam taka slabość do niego..dla mnie jest slodziakiem a jeszcze z Krakowa i juz jestem ugotowna :)

A Wy jakich macie facetów swego życia...??

24 września 2010 , Skomentuj

W latach sześćdziesiątych modelki ważyły średnio o 10 proc. mniej niż przeciętne kobiety. Obecnie ważą o 25 proc. mniej. Ogromna presja świata mody i kolorowych magazynów wpędza miliony kobiet w poczucie winy, niezadowolenie z własnego ciała i zaburzenia związane z odżywianiem. "Musisz być szczupła!" - głosi powtarzany do znudzenia komunikat popkultury. Wychudzona sylwetka jest przedstawiana jako warunek sukcesu, szczęścia i bycia atrakcyjnym.

Czytaj i oglądaj całość

 

16 września 2010 , Skomentuj

Cały czas teraz rozmyślam nad napisaniem Biznes Planu.. Jak chcę jakieś pieniądze wyciągnąć na rozruch od naszego Państwa kochanego to muszę sobie taki plan opracować..No i teraz przeglądam strony z poradami w nacie, fora i różne takie i główkuje jak to zrobić i w ogóle czym moja firma będzie się głównie zajmować...?

Hmmmm... jestem krawcową i chciałabym jakiś punkt pogotowia krawieckiego.. Ale tego od cholery i troszeczkę u nas.. No to do tego sprzedaż internetowa ciuchów- już to robiłam i przy systematyczności mozna z tego wyżyć... Zreztą mam koleżankę która się tym zajmuje i nie narzeka.. Myślałam też o samodzielnym szyciu ciuchów na sprzedaż, ale to raczej temat na przyszłość, bo sama nie dam rady wszystkiego, a póki co nie  stać mnie na pracownika...

Narazie to i tak jeszcze daleko nawet do otwarcia firmy bo nie napisałam jeszcze nic a taki biznes plan to troszke roboty jest- tak myślę...

To co Obywatele, POMOŻECIE?! hehe

P.S.

Siedzenie w domu mi nie służy.. Nie mam dokąd chodzić a na rowerek nie moogę się zmobilizować..Dziś się trochę powyginałam bo plecy mi już tak zesztywniały, że nie mogę się schylić.. Dieta..hmmm dałam sobie spokój z wymyslaniem, po prostu staram się nie jeść za dużo.. A że ostatnio nie bardzo są pieniądze na wymysły więc nawet starać się specjalnie nie muszę żeby ograniczyć jedzenie..   

14 września 2010 , Komentarze (4)

W którymś wpisie na forum któraś vitalijka dodała link do sukienki na SZAFA.PL... Weszłam i...już tam zostalam.. Założyłam profil i już mam kilka rzeczy wystawionych na sprzedaż..No właściwie to bardziej moja córcia się ucieszyła z tego profilu, bo ma mnóstwo ciuszków których już nie nosi i postanowiła zarobić parę zł na nich... Zobaczymy jak się rozwinie to szafowanie  Za Szafę w każdym bądź razie dziękuję i zapraszam !!!!!

A ja dziś biegałam po urzędach i zbierałam wnioski  na zasiłek rodzinny, na dofinansowanie działalności gospodarczej i z ZUS-u jeszcze raz wniosek który juz składałam ale oczywiście czegoś tam nie mięli, coś im tam nie grało i teraz muszę znów to samo pisać ..

A ten o środki na działalność z Urzędu Pracy to prawie książka... No ale postanowiłam zacząć działać.. Życzcie powodzenia

7 września 2010 , Komentarze (1)

...taki pomysl zeby firme zalozyc.. już kiedyś o tym myślałam ale teraz coraz częściej się zastanawiam nad tym i coraz bardziej realne się to wydaje... nawet moze się to udać.. a jak sie nie uda...hmmm..coż będę bogatsza o doświadczenie i o tyle mądrzejsza.. boję się tylko jednego.. swojego słomiango zapału.. u mnie wszystko jest super na początku.. mam wizje, chętnie zabieram ię do pracy, ale jak tej pracy zaczyna narastać to wszystko we mnie więdnie i gaśnie.. cięzko wtedy się wziąć za pracę a nie ma mnie kto motywować... Mimo wszystko jednak chyba zacznę działać w kierunku założenia tej firmy...

A waga dziś... mile mnie zaskoczyła, pokazała wreszcie 76 :)

2 września 2010 , Komentarze (1)

Dziś się zważyłam.. Ot tak sobie dla sprawdzenia bo przecież żadnej diety nie było... I co? 77,2 KG!!!!! Schudłam.... To zadziwiające jak powrót do dawnych zwyczajów pozwala też wrócić do dawnej figury.. A jakie są dawne zwyczaje? Chodzić na pieszo..Wszędzie gdzie się tylko da i jak najczęściej.. Kiedy byłam w Poznaniu jeżdziłam co prawda autobusami i tramwajami ale na przystanek było dosyć daleko... Naprawdę tyle łaziłam w tą i spowrotem że teraz w domu nie mogę usiedzieć.. Z tego wszystkiego przemeblowałam pokój dzieciaków..Sama.. Niedoszły palcem nie kiwnął i nawet go o to nie prosiłam.. Jakbym to zrobiła to bym się nasłuchała że po co i na co..

Przyszedł jak przestawiałam regał.

Spytał- Dokąd z tym lecisz?

A ja mu na to- Tak do okoła domu się z tym przelecę zeby się dobrze przewietrzyło...

Hehe..

Może chciał pomóc...?... Ale nie pomógł.. Nieważne.. Ja jestem zadowolona że zrobiłam to sama..Teraz tylko się zastanawiam gdzie wstawić ławeczkę do ćwiczeń bo wystawiłam ją tymczasaowo do kuchni tylko miejsce mi się skurczyło i nie bardzo mam ją gdzie wstawić.. Coś wykombinuję..Znów sama

A nawiązując do chodzenia.. W poprzednim wpisie napisałam że moja córcia kupiła sobie buty.. Chciałam dać fotkę ale dałam łącze do aukcji..Niestety aukcja się skończyła i nie widać jakie to buty..Postanowiłam teraz nadrobić i dać fotkę

Są bardzo ładne i bardzo...wysokie!!!! Ale ona ja je zobaczyła to się napaliła jak arab na kurs pilotażu.. Polazła w nich na rozpoczęcie roku szkolnego...Chyba była najwyższa (ok 190cm)..

 

26 sierpnia 2010 , Skomentuj

Tytuł to oczywiście sarkazm czy coś w tym stylu... Moja córcia jest już po takim zabiegu..Ma biedactwo gardło poderżnięte...Odbyło się to wczoraj ale dziś już się czuje dobrze, a jutro być może już ją wypiszą ze szpitala.. Została przyjęta do szpitala onkologicznego (dla dorosłych- po załatwianiu miliona papierków i pozwoleń) z rozpoznaniem "nowotwór złośliwy tarczycy"... Wystraszyłam się tego jak cholera.. ZŁOŚLIWY???!!! Ona ma dopiero 15 lat... Ale doktor powiedział że ten typ nowotworu nie skraca życia i po usunięciu pacjenci żyją do 100 lat... No daj Boże....
A moje dziecko z poderżniętym gardłem już kombinuje jak tu na imprezę się wyrwać, bo przecież musi lato pożegnać...
A przy poprzednim pobycie w Poznaniu córka sobie zakupiła buty - tylko z pełnym palcem i ma w nich jakies 190 cm wysokości..Twierdzi że wygodne...ja nie wiem jak szczudła mogą być wygodne...

7 sierpnia 2010 , Komentarze (5)

Widziałyście? ten film... ja właśnie obejrzałam... Obejrzałam dlatego że przeczytałam książkę i było tam napisane że na podstawie ksiażki jest film... I wiecie co? ten fim ma niewiele wspólnego z książką, a aktorzy w ogóle mi nie pasują do swoich ról... Może gdybym nie czytała najpierw książki.... No ale przeczytałam... Wiadomo że książka jest zawsze lepsza od filmu (czy ktoś spotkał się z odwrotną sytuacją), ale ten film nie powinien nosić takiego tytułu jak książka... Ciekawe czy autorka książki widziała scenariusz??...

Dziś nawiedziła nas rodzina Niedoszłego...tzn nie dokładnie nas a właściwie babcię Niedoszłego z okazji ukończenia przez babcię 97 lat... Atrakcją wizyty było dziecko kuzyna- powita przed kilkoma miesiącami Helenka... Tzn dziecko jak dziecko, natomiast mamusia, wcześniej już przez nas uznana za dziwną osobowość, teraz jeszcze do swego zachowania dołożyła zachwyty i kwilenia nad dziecięciem z łona swego ;)... wiem wiem każda pliszka swój ogon chwali... Nie mam nic przeciwko zachwycaniem się własnym dzieckiem, ale ją jest cięzko znieść w nadmiarze.... Na szczęście była też kuzynka całkiem normalna i życiowa, ze swoim mężem bardzo też wesołym i rozgadanym pozytywnie i synkiem mądralińskim, który dał nam wykład na temat chińskich zabawek...

 

No oczywiście diety z racji takiej wizyty nie było, bo przecież trzeba zjeść torta i wypić wiadro kawy :) No nie wiem jak w tych warunkach opuszczę to 77 i przejdę do innych cyferek-oczywiście niższych

6 sierpnia 2010 , Komentarze (2)

Po tygodniu w Wielkim Mieście stwierdziłam że uwielbiam komunikację miejską..Nawet jak siedziałam/stałam w autobusie i tkwiłam w korku to mi się to podobało..Czy ja jestem jakaś zboczona ...Ale fakt że jak trzeba było na jakąś konkretną godzinę zdążyć to jednak nie było już tak zabawnie..

Córcię Pan Profesor pozostawił w szpitalu na prawie tydzień i w tym czasie miała robione wszelkie USG i jakieś inne prześwietlenia, no i też biopsje- 3 nakłucia na szyi..Niestety niczego konkretnego się nie dowiedziałam, bo nie widziałam się z Profesorem, a wypis ma być wysłany pocztą...hmmmm... Po weekendzie jeszcze mam się dowiadywać o termin zabiegu - usunięcia węzła chłonnego- co do tarczycy to nie wiem czy będzie coś usuwane, czy może leczenie inne...hmmmm..Narazie nie dostałam żadnych wskazowek, recept, zaleceń... W przyszłym tygodniu wszystko powinno się wyjanić- tak myślę...

A co do Wielkiego Miasta- bałam się go, bałam się jego wielkości i tłumu ludzi... Teraz za tym tęsknię, za tym żeby czytać książkę w autobusie, albo obserwować ludzi w tramwaju, słyszeć strzępy rozmów i dorabiać historie do spotkanych ludzi... Jedno jest pewne-w Wielkim mieście trzeba mieć dużo czasu na dojazdy i o wiele więcej pieniędzy

28 lipca 2010 , Komentarze (3)

Tak tak dziewczyny..ja wiem że to najważniesze, ale żeby się tego dowiedzieć muszę najpierw do Profesora Niedzieli (jak się odmienia takie nazwiska) dotrzeć..Jeszcze do Poznania nie wyjechałam a już czuję stres.. Boję się że nie dotrę do Profesora i się nie dowiem co z tą moja "g.o.w.n.i.a.r.ą" jest.. Tak nawiasem mówiąc wczoraj w poszukiwaniu wiadomości o szpitalu natknęłam się na opinie o Profesorze Niedzieli i wynika z nich że jest nie tylko wspaniałym lekarzem ale jest po prostu ludzki. Dba o swoich pacjentów i ma fenomenalną pamięć do każdego.. Jestem bardzo ciekawa, bo ja się wystraszyłam tytułu profesorskiego

Narazie próbuje nie myśleć co może dolegać mojej córce bo takiej dawki stresu nie zniose...