Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Aktualnie zajmuje się współcierpiętniczym głodowaniem wraz z moja lepszą częścią - ROBALEM. Stosowana dieta to ŻRYJ MNIEJ, Oraz zdroworozsądkowe krojenie każdej kalorii na 4 części by wyłuskać sedno kaloryczności i wysłać je do krainy wiecznego niebytu. Nie bedę się zbijał, żeby schudnąć - wyznaje zasadę, że jeśli tyłem 4 lata, to tyle samo czasu mam na schudnięcie. Wtedy będę mógł powiedziec, że jestem piękny i młody. Zapewne równie piekny, jak i młody ;]

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 50147
Komentarzy: 283
Założony: 23 maja 2006
Ostatni wpis: 19 marca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
gadzinka

mężczyzna, 48 lat,

182 cm, 108.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

30 maja 2006 , Komentarze (2)

We wszystki przesada nie jest dobra. tak samo w odchudzaniu, ćwiczeniach i okolicznych imprezach. Wczoraj ROBAL wbrew zaleceniom lekarza polazł na siłownie i 1,5h siłował się sa ze sobą. Na efekty nie trzeba było długo czekać - dziś ROBAL zalał się łzami, boli tu, boli tam, boli gdzieniegdzie. I gatać tu z takim ROBALEM. Bo ROBAL chce być chudy. GÓWNO mnie interesuje, że chce być chudy, jeśli ma za to płacić problemami zdrowotnymi. Oczywiście jak to przeczyta to się ROBAL zabulgoce, jak to zwykle u ROBALA. Czy ktoś mnie zmusi, by schudnąć 20 kilo w tydzień? Zapewne się da, ale co z tego? Skoro otyłość zyskujemy przez długi czas, to moim niekoniecznie skromnym zdaniem podobny czas powinien upłynąć w drugą stronę! Zabijanie się dla kolejnego kilograma? To ja już wolę być gruby. Podobno puszyści są sympatyczniejsi. Całe szczęście, że jestem wyjątkiem od tego, bo bym się chyba załamał mając być miłym i sympatycznym. Co z tego, że zjem od czasu do czasu loda? Mam potem iść i pogadać z "wielkim uchem" żeby go oddać? Smakuje mi i będę go jadł. Przy okazji ograniczę coś innego, postaram się ruszać - efekt wagowy raczej nie jest imponujący. Ale spodnie, które kupiłem z ROBALEM jakiś czas temu, jakbym paska nie nosił, to chodziłbym jak hiphopowiec... z pasem na kostkach.
Czas skończyć marudzenie. Dziś pozbywam się ROBALA. Co prawda, mam nadzieje, ze nie definitywnie, ale ROBAL wynosi się do MAMUSI . Niech jedzie, może się nie zapłacze. Znam telefony do pizzerii i innych dostawców jedzenia na wynos, także sobie poradzę. Może nawet coś sam zrobie? Na przykład herbatę? Może nawet uda mi się jej nie przypalić? Trzymajcie kciuki.

29 maja 2006 , Komentarze (3)

Wraca człek sobie spokojnie z pracy, jak normalny, rozgarnięty ludź. W progu człeka wita ROBAL i oferuje pierś. Niestety nie swoją. Jakiejś byle kury. Z mizerią, dietetyczną. Normalnie zyć się chce. Ciekawe czemu zyć, brzmi podobnie jak wyć? intrygujące wnioski możnaby na tej podstawie wysnuć. Legł człek sobie po obiadku na łoże i nie może. W sumie nic nie może, jedyne co może to se morze w telewizorze pooglądać. ROBAL zassał się do komputera, ogląda jakąś pornograficzną kreskówkę. Chyba pornograficzną, bo po japońsku mówią. Czyli jakotako. Ogląda na słuchawkach, nie pamiętając, że od tego włosy wypadają z głowy, a pojawiają się między palcami. Podobno. Jedyne światło tego dnia to lód który mi dostarczono do łoża. ROBAL po zakończeniu uświadamiającego przekazu podprogowego w wykonaniu japońskich rysowników zarządził rodzinną rozrywkę w postaci gry w karty. W kanastę. Kartami. Zimno mi się zrobiło, deszcz się rozpadał a to indywiduum grać w karty chce. Kto gra w karty, ten ma łep obdarty, jak mówi staroindiańskie powiedzenie. Dostałem w tyłek tak, jak mało kiedy. Widać cały dzień ROBAL spędził na znaczeniu kart. Zdolna bestia. Jest mi smutno jest mi źle niech mnie ktoś przytuli. Ewentualnie może wysłać mi 1,39 PLN na loda.

29 maja 2006 , Skomentuj

szedłem tu coś napisać. Drogę miałęm krętą i wyboistą, ale dotarłem. I co? mięsko. Zapomniałem co chciałem. Chyba trzeba by poszukać diety na pamięć, a nie odchudzanie. Przez to zapomnienie, przypomniało mi się, że miałem sobie witaminki łyknąć. I przypomniało mi się, że już od jakiegoś zcasu miałęm łykać jakieś paskudztwo omega3 i zapominam. Chyba muszę kogoś wynająć do pamiętania za mnie. Tylko będę musiał pamiętać, żeby zawsze tego pamiętnika zabierać ze sobą. Mam aktualnie jakiś dziwny stan wewnętrzny. Niby jestem najedzony, a połasowałoby się coś. Ale z innej strony patrząc, niespecjalnie jest co łasować, a herbatynki ze słoika samej jeść nie będę. Napije się soku, może mi przejdzie. Tylko ciekawe na kogo.

29 maja 2006 , Skomentuj

Kurcze,musze pisac jedna reka. Dlatego nie bedzie polskich znakow. Normalnie tyle pracy, ze dopiero moge zjsc sniadanko. Jedna reka jem, jedna klikam. Dzis jest strasznie. ROBAL obudzil mnie 6:10. Na silownie marsz! Wygrzebawszy sie spod kocyka, zrobilem blagalnego zolwika i zapytalem - "muuuuuuuuusze?" ROBAL mial miekkie serce i pozwolił mi nie iść. Kochany STFORAS. Zeby nie zmienila zdania szybko wezowym ruchem wkrecilem sie pod ROBALOKOLDERKE, przytulilem sie do podusi i zabralem sie za czynnosc odpowiednia do tej godziny - spanie. Zegarek zadzwonil o 8, ale chyba go zignorowalem. Dlatego też kota wlazła na mnie w celach towarzyskich i polizala mnie po czesci twarzowej czaszki. Wystarczylo jedno spojrzenie, by kota zmienila miejsce pobytu na fotel. o 8:30 zadzwonili z pracy zapytac, czy sie laskawie pojawie. Oznajmilem, ze owszem, laskawie sie pojawie. Wstalem, zjadlem musli ktore ROBAL zrobil mi z rana i udałem sie w kierunku pracy. Po drodze zadzwonil ROBAL informujac, ze zakonczyl silownie i wraca do domu. Oznajmil mi, ze jestem Śpiun i paskuda. Nic nowego nie powiedziala...
No dobra, właśnie zakończyłęm jeść bułeczki z mięskiem i jajkiem i zmykam dalej pracować. Ale byłem cacy, obgryzłem tłuste z mięska i wyplułem! a mogłem zjeść! należy mnie pocacać.

28 maja 2006 , Komentarze (1)

dziś powinienem pisać małymi literkami. Nazbierało mi się dietetycznych przewinień. Po śniadanku standardowym ostatnio - znaczy chlebek z jajkiem majonezem i keczupościami poszliśmy z ROBALEM pograć w GRĘ. I już miało byc miło idietetycznie, kiedy wstrętne słońce wyszło zza bloku naprzeciwko i zaświeciło w nasze szyby, przebiło się przez zatłuszczone szyby, przez kilogramy sześcienne pajęczyn i dotarło leniwym blaskiem do końcówki ROBAKA. Z okazji świątecznej ROBAL wyciągnął mnie za fałdę brzuszną z domu. Do Wilanowa podobno mieliśmy jechać. Na szczęście zaraz pow yjechaniu z domu zatrzymaliśmy się w przyosiedlowej pizzerii. Jak szaleć to szaleć, robal zanabył drogą szantażu, matactwa oraz pewnej kwoty w gotówce pizze. Do pizzy była ( uwaga reklama) kokakola nie light ( koniec reklamy ) LUDZIE! co się działo. ta wstrętna dieta nie spowodowała może spadku wagi, ale unieszczęśliwiła mnie do końca mego marnego żywota! Po zjedzeniu połowy tej smaczności już więcej mi się nie mieściło! SKANDAL! normalnie to człowiek się dopiero rozpędzał, a tu taka niespodzianka. I jak tu w człowieku maja ludzkie uczucia pozostać? Po wylizaniu talerza do czysta, ROBAL wsadził mnie do samochodu na miejsce pasażera! O rany, przez całą Warszawę przejechaliśmy. Przynajmniej 300 kalorii spaliłem tym stresem. Nie, Nie to że ROBALE nie potrafią jeździć. Po prostu bez kierownicy w samochodzie jest mi smutno i źle. Dojechaliśmy pod makdonalda w Wilanowie i potupaliśmy ochoczo w strone pałacu. Odwaliliśmy godzinny spacer rodzinny i dopiero nadlatujące krople deszczu zasugerowały nam, iż powrót do domu to dobre rozwiązanie. a już tak fajnie było, co ławeczka mozna było sobie posadzić tyłek i odpocząc.... Następnie zajechaliśmy do KINA. Kina co filmy w 3 wymiarze wyświetla. patrząc na cenę biletu i czas trwania seansu, wydaje mi się, że także w czwartym i piątym wymarze. Oglądaliśmy ŻYCIE OCEANU. Ludzie wyciągali łapska usiłując złapać rybkę. Taką fajną rybke! Nie mają sumienia? Ogólnie wróciłem do domu, jest 9:30 wieczorem a ja nie jestem głodny! A, jeszcze tu wetknę zdjęcie, a co? nie mogę? macie i se popatrzcie co dziś z ROBALEMswoimi nogami profanowaliśmy.

28 maja 2006 , Komentarze (4)

Teraz, to ja mogę z głodnym porozmawiać. Chlebek z jajeczkiem majonezikiem i keczupem a do tego kawusia z mleczkiem. Normalnie czuje, że mam ciepły brzuszek. ROBAL zabrał się za oglądanie nagranego Paskala, co po prostu gotuje. Jakieś paskudztwo - tatar z ryby! Ogólnie ROBAL kazał mi zablogaskować, że ucieszył się z prezentu pierwszorocznicowego. A w prezencie odbiła ROBALOWI palma. Normalnie z doniczki. Chciała to dostała. Myślałem, że ją znajdzie wcześniej, bo to straszne grzebadło prezentowe, ale nie, nie udało się. Jak się ROBAL obudził, to palma odbijała na ławie. Dostrzegła ją już po 15 minutach od obudzenia się. jak na takiego MORŚWINA to szybko. Na razie nie byliśmy na siłowni. Dzień robi się coraz lepszy ;] Może zapomniała? Może jak się słońce przebije przez to paskudztwo chmurami zwane, to pojedziemy do jakiegoś parku? Porobiłbym zdjęcia a ROBAL pospacerowałby dookoła mnie. Dzień święty trzeba święcić.

27 maja 2006 , Komentarze (1)

Uwaga, ten wpis będzie grzeczny i stonowany. ROBAL siedzi obok i robi na drutach. Z wełny. W sumie może Jej powiem, że jak schudnie, to powinna chodzić w obcisłych latexowych ciuchach podkreślających figuę, a nie wełnianych workach. Ale może ma mnie dość i to ROBALA uspokaja. Spędzam z ROBALEM czas rodzinnie. Znaczy oglądamy TV. Znaczy TV gra, ROBAL macha drutami licząc pod nosem wystawiając końcówkę ozora, kot usiłuje wciamkać włóczkę a ja podkradłem ROBALOWI laptopa. Luuuudzie! jakby zjeść te okruchy które są w klawaturze tego laptopa, to dla człowieka z dietą 1000 kalorii starczyłoby na jakieś 4,6 dnia! O, i koło klawisza POWER kawałki soku. jakby zaać wodą to jakiś smak by sie uzyskało. Dziś odwiedzili nas GOŚCIE. Byli kretyni. Nie, nie kretyni, byli na Krecie i właśnie wrócili opowiadali co było ciekawego. A działo się, działo. To było 2 tygodnie miodowe. W każdy razie przyjechal z samolotu potfornie głodni. ROBAL był w pracy więc przebrałem się w fartuszek, zakasałem rękawy i zabrałem się za prace. Miałem 1h na stworzene czegoś jadalego. Zupka chińska z Radomia nie wchodziła w grę. ( uwaga, ROBAL robi ŁEEEEEE, bo kot obślinił włóczkę ) Wykopałem jakieś mięsko zmielone, jajo kawał chleba. Ence pence co ja dziś wykręcę. Mielone na patyku a'la szaszłyk be z boczku z pieczarką. Wyobraźcie sobie, że jak zostało wymyslone, tak zostało zrobione. Goście przyjechali, odpaliłem zelektryfikowanego grilla i zapakowałem tam e szaszłykowce. Myślałem, że po pobycie w Grecji nie będą chcieli jeść nic czosnkowego, ale mi smakue tak dip... czosnkowy... zrobiłem go prawie litr ;] RAAAAANY, jak ciamkali! chyba I smakowało, bo ledwo się załapałem na jeden szaszłykowiec. Nie oszukujmy się, jestem małym bogiem dipu czosnkowego. Nawet ludziom smakuje przynajmniej tak mówią. I to nawet Ci, którzy niemają powodu sie mnie bac ani mi podlizywać ;] No dobra, koniec skromności. Przyznam się Wam. ROBAL zrobił nam lody. SMACZNE. NIAM NIAM. nie będe jadł kolacji. Mam wrażenie, że ta dieta jakaś lewa jest, ale jak wejdę na wagę to opublikje wyniki diety lodowo smakowej. Muszę kończyć, bo ROBALOWI kończ się włóczka. O, miałem się pochwalić. Zabrałem ROBALOWI ciacho z łapy. No wyobraźcie sobie, przy mnie 2 ciacha sobie wzieła! tego z zębów nie wydłubywałem, ale jedno udało mi się uratować. Bedę miał na jutro ;] A jutro będziemy ŚWIĘTOWAĆ. Jutro mam I rocznicę ślubu. Może Was to zaskoczy, ale ROBAL też będzie świętował I rocznicę ślubu. Zastanawiające. W sumie zaproponuje Jej, żebyśmy razem świętowali to może taniej będzie? Właśnie zostało mi zakomunikowane, że postanowiliśmy jutro rano iść na siłownie. Już się ciesze na to doznanie. Jeszcze mi się poprzednie zakwasy nie skończyły. ROBAL nie ma SERCA. Może ma zamiast niego dodatkowy żołądek? Zawsze twierdzi, że ma jakąś tajemną kieszonkę na ciasto i zawsze Jej się zmieści. To by wiele wyjasniało...

27 maja 2006 , Komentarze (2)

Hi heja ho, jak mówią lokalni ziomale. Znaczy autochtony. Wczoraj nie wpisywałem się do blogaska, alebowiem pracy miałem po tąd, a nawet kawałek wyżej. W związku z tym, odchudzanie trochę straciło na impecie. No może nie straciło, a tylko lekko się wykoleiło. Bułeczki z ziarenkami i jajeczkiem i majonezikiem na śniadanko dąły mi siły na ciężką prace do godziny 19! Tak tak szanowne klikaczki i klikacze. Nawet nie miałęm czasu zjeść normalnego obiadku, pracowałem ciężko fizycznie, spociłem się jak chora norka, i ogólnie wróciłem martwy do domu. W domku czekała na mnie letnia żona i ciepłe spagetti ( albo odwrotnie, już nie pamiętam) Smaczne nawet było, z żywą, aczkolwiek lekko zwiędłą bazylią. ROBAL zrobił. Cacy ROBAL. Następnie wciamałem LODA. NIAM NIAM. Po 10 minutach zostaliśmy z robalem porwani do garażu na garażówkę. Tam zjadłem 37,5 paluszka grachamka ( zjadłbym 38 ale ROBAL mi wyrwał... ) i wypiłem CYTRYNÓWKĘ. jeden kieliszek. na 8 razy :) A i zagryzałem ogórkiem. Ale ja jestem niecacy! Po łapach mnie bić tylko, albo po czym innym. I tylko patrzeć, czy równo puchnie...

25 maja 2006 , Komentarze (4)

Wróciłem dziś z pracy później. W sensie musiałem zostać do końca pracy, co nie jest u mnie zbyt normalne. Zajechałem do sklepu, nabywając drogą szamotaniny i kupna udka kuraka. W sumie nie wiem czy udka, nie chce mi się wstawać i iść do lodówki. Takie kawałki nogi z samego końca od ziemi. O tyle fajne, że łapie się takie coś w dłoń za pałkę wbija się w to zęby ( jesli się je ma ) i ssie! Doprawiłęm jak bozia przykazała vegetami, ziołami prowincjonalnymi, się znaczy prowansalskimi i czosneczkiem. I na grila HOP! w międzyczasie rozmawiałem telefonopatycznie z ROBALEM, który nakazał mi zrobieenie sobie sałatki. Z uwagi, że była daleko, miałem pełen dostęp do lodówki. Znalzałem pomidora, kapustkę pekińską kukurydzę i cos jeszcze, zalałem sosem winegret i pilnowałem pałek. Jak zwykle wyszły mniam ( skromność nade wszystko ) Wciamkałem je z sałatką a następnie... skierowałem się na poadasiowanie pod kołderką zanim ROBAL nie przyjdzie. Na kolacje mieliśmy iść do PIZZERII. Znaczy obiecałem to ROBALOWI. Najpierw nie chciała, ale obiecałem, że idziemy na sałatki, to zrobiła się bardziej uległa. Choć raz. O 20 się MAŁPISZON przytargał z roboty z informacją, że w sumie nie jest głodna i w sumie to nie musimy iść jeść. Nie to nie, sałatki bez, będzie kiedyś chciała... Zapoznaliśmy się z jakimś bzdetnym filmem, nastała godzina 22 a ja bez kolacji. Znaczy, zostałem bezczelnie jej pozbawiony. W związku z tym, kategorycznie protestuje! za dzisiejszą kolację, wypije SOK. Jeśli jakiś w tym domu znajdę... Ponadto przyszedł sąsiad. Mówi, że jutro impreza w garażu jest, że mamy przyjść. Znaczy jutro nadrobimy z ROBALEM to, co straciliśmy przez tydzień. Nic w przyrodzie nie ginie, a kto pije nie ma robali, czy jakoś tak. Ostatnio na takiej garażowej imprezie ROBAL ze smakiem spałaszował kaszankę, czym mnie zaszokował maksymalnie. Ciekawe czym teraz mnie zaskoczy. Ide spać na głodnego, będą mi się zdechłe wróble śniły zapewne... i dmuchane borsuki...

25 maja 2006 , Komentarze (2)

Mój robal zabrał sie za czytanie mojego blogaska. Skandal i drobnomieszczaństwo. Zamiast mnie podbudowywać to chce mnie zdołować. Wyliczyła mi bezczelnie kalorie. Dobre, złe i te umiarkowanie średnie. Sugeruje mi, że dalej za dużo jem. WSTYDZ się ROBAL! A ja tu twardy jestem jak osika. znaczy się Dąb, dąb!!! Zadzwonili po mnie, żebym przyszedł do finansów. A tam ciacha. Jedz! mówią. Nie nie nie, jestem na diecie, skromnie odpowiadam. Jedz, to niskokaloryczne! Aha, już ja to widze... ciacho z galaretką z owocami, 2 litry śmietany zbitej i ufryzowanej, jakieś lukrowane cusie, jakieś torciska... A ja twardo nie! A tu ROBAL mi wpisuje takie rzeczy i nawet podlec się uśmiechnąć nie chce do MNIE! I jeszcze mówi, że mam być grzeczny, bo mnie tu jakaś poderwie. Kpi sobie dziołcha, raczej nie spotkam tu takiej, co wyrywa 100 kilo żywej wagi... a jak taką spotkam to w sumie chyba bym się bał, bo nie wiadomo gdzie odłoży. Tak więc jestem aktualnie po wypiciu litra soku. znaczy pół litra + pół litra wody, żeby kalorie miały gdzie pływać. Może jak będzie więcej wody, to się wezmą i utopią. Jak już wspominałem, wstrętnego ROBALA mam. Wiecie co ten ROBAL zrobił? swojej mamusi czytał mojego blogaska. To ja już wiem, o czym One gadają 2h dziennie przez telefon... Muszę sobie zapisać, ROBAL wymyślił zakup wagi do jedzenia... będzie mi pewnie liście sałaty ważyła przed wydaniem... Jedyny plus tej sytuacji, to to, że dziś wracam wcześniej do domu i może coś wyszperam w lodówce. A, i ROBAL twierdzi, że wcale nie ogranicza mi dostępu do lodówki. No prawie mówi prawdę... Aczkolwiek dziwne, bo w następnym zdaniu pisze, że nie wie kiedy udało mi się ananaska kawałek podkraść... permanentna inwigilacja jednak nie działa ;]