Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 sierpnia 2021 , Komentarze (11)

Sama nie wiem czy bardziej czuję się jak Teletubiś czy Olinek Okrąglinek. Duża, napuchnięta, z brzuchem jak balon😭😭😭😭. Wczoraj pracowałam 11 godzin, prawie cały czas za biurkiem. Po pracy zrobiłam leczo taki ogromny gar i pomyslam, że będzie na 2 dni... dzisiaj nie została nawet łyżka 🤭. Dzisiaj po pracy szybko pojechałam na działkę, zebral koszyk ogórków i wiaderko fasolki, potem do domu i ...do pracy. Trzeba podgonić robotę. Nie mam ochoty na trening czy spacer. Jestem zmęczona,p ociężała i strasznie leniwa!!! Patrzę w lustro i widzę nieszczęśliwą, zdołowaną kobietę z oponą na brzuchu, smutna i przygnębioną. Dawno się tak nie czułam. Ewa wracaj!!!!!!!!! Pozdrawiam



2 sierpnia 2021 , Komentarze (8)

Po wczorajszym bólu głowy dzisiaj nie ma śladu. Super!!! Rano do pracy czyli z sypialni należy przenieść się piętro niżej i tam mam ,,moje biuro". I od rana jak dzisiaj przetrwać, co zrobić, aby wszystko było zrobione, a się nie narobić? To może na początek kawka? Świetny pomysł, więc na biurku po chwili stał kubek gorącej, pachnącej kawy☕. Do kawki przydałoby się cis słodkiego, a przecież mam jeszcze ciasto z rabarbarem... Ale nie tym razem bez ciacha. Trochę popracowałam, trochę pogadalam i jakoś dzień minął. Ale od jutra obiecuje wziąć się solennie do pracy🤭🤭🤭. Po pracy chwilkę porozmawiam z mężem i decyzja idziemy na spacer. 👏👏👏 Kije i na Górę Szybowcową. To miejsce prześliczne, z którego widać panoramę Karkonoszy i Jelenią Górę. Idziemy i tak coś czuję jakby jakąś kropla spadła... Potem druga i jak zaczęło padać... A tu schować się nie ma gdzie bo pola, a pada coraz mocniej! Wracamy do domu, deszcz sobie padał coraz mocniej i tak zostałam miss mokrego podkoszulka, ale tylko do ,,cycków"😁😁😁 bo poniżej nich koszulka suchutka. Ale przecież z cukru nie jestem, a od letniego deszczu raczej nie urosnę - chyba, że wszerz 🤭🤭. Teraz raz słońce, raz deszcz, ale mi to nie przeszkadza. Ogórki czekają, a jeszcze trzeba zrobić trening. A Wam jak mija poniedziałek?

pozdrawiam Ewa

1 sierpnia 2021 , Komentarze (13)

Tak, tak z bólem głowy i kręgosłupa. Obudziłam się nie mogłam wstać z łóżka czy  obrócić się. Po urlopie wróciłam do pracy i nie był już tak aktywnie, ale udało się iść na kije czy pojeździć na rowerze. W tygodniu wpadliśmy na działkę i szybka decyzja - w sobotę przyjeżdżamy i bierzemy się do pracy. Więc w sobotę po godz. 10 jesteśmy na naszych grządkach. Zaczęłam plewić w cukini i przy okazji zerwałam dwie okazałe sztuki, potem wyrwałam chwasty w patisonach i... narwana skrzynka tych żółtych owoców. Mąż wyrwał czosnek i skopał grządkę, abym mogła posadzić nowe sadzonki cukinii. Narwałam wiaderko fasolki szparagowej, a potem wyplewilam w astrach bo już nie bo różnicy pomiędzy kwiatkami a chwastami🤭🤭🤭. Zebrałam ogórki, tata oberwał koperek, a mąż zapytał czy mam może pomysł na rabarbar bo zdałoby się zerwać... Więc narwałam... Kilka minut przed 15 byliśmy w domu, myślę trzeba odpocząć bo na 20 byliśmy umówieni że znajomi. Myślę, zdążę jeszcze się wyszykować.😂😂😂😂. Najpierw zrobię obiad.. makaron z cukinią więc się zabieram za niego. Mąż pracuje na tarasie... Po obiedzie tylko posprzątam i może zrobię paznokcie🤔🤔🤔. Przecież mam jeszcze czas😂😂 No dobra, obieram fasolkę, trzeba ją zblanszować, ostudzić, do woreczków i zamrozić. Uff już ją zrobiłam, trzeba zabrać się za patisony. Koperek też już zrobiony, więc te większe patisony kroję i do słoików, jeszcze tylko zalewa, pogotować 5 minut i będzie koniec. Jest godz. 19, a ja mam jeszcze ogórki do zrobienia, paznokcie, a i jeszcze rabarbar bo mężowi zamarzyło się ciasto. Rabarbar i ogórki muszą poczekać na następny dzień, paznokcie nie zrobione😋😋, ale jedziemy na spotkanie. Jest super, głowa się zresetowała, ręce też...  Ale dzisiaj już wiem dlaczego się źle czuję. Cały dzień na nogach i z zajętymi dłońmi. To musiało się tak skończyć! Ogórki czekają, a ciasto z rabarbarem prawie całe zjedzone 🤭🤭🤭, ale nie to, że sama zjadłam, część oddałam tacie i bratu😁😁😁. Jutro będę myślała o planach na sierpień, teraz jeszcze próbuje odpocząć. Zmykam Was poczytać. Pozdrawiam


27 lipca 2021 , Komentarze (10)

Niestety, albo stety😁😁😁, rano wstaliśmy i od razu pojechaliśmy na działkę. W sobotę wyrwaliśmy cebulę, mąż przekopał i chciałam coś zasiać, ale nic nie miałam... Po południu pojechałam do sklepu, kupiłam nasiona i wczoraj juz mogłam coś tam posiać. Także kilka minut po godz. 6 już bawiłam się w ogrodniczkę. Potem do domu przez tv bo była siatkówka (jestem ogromną fanką tej dziedziny sportu), a potem już do pracy. Nie wiem czy też tak macie lub miałyście, że zawsze mam nerwa, jak mam wrócić po urlopie... Szefowa dała mi 2 godziny luzu na ogarnięcie się po urlopie, ale i tak po kilku godzinach źle się czułam, bolała mnie głowa i oczy. Jednak dwutygodniowy detoks od komputera zrobił swoje. Kawa nie pomogła, tabletki też nie, nawet kilka ciasteczek nie spowodowało ustąpienia bólu. Po południu zaczął padać deszcz i to tak porządnie, zaczęło błyskać, także nigdzie nie poszłam na żadne kije czy rower i ten deszcz to takie trochę usprawiedliwienie😁😁😁. W czasie urlopu zaczęłam czytać Czułą Przewodniczkę i książkę o odchudzaniu, a właściwie o zmianie nawyków żywieniowych, ale ból głowy nie pozwolił na przeczytanie żadnej linijki. Dzisiaj jest ładnie, świeci słońce, a ja za biurkiem... Zobaczę może po południu, ruszę swoje cztery litery (nogi) i pójdę zresetować ciało i głowę. Pozdrawiam Ewa

25 lipca 2021 , Komentarze (10)

Tak, tak zakończyłam dwóch tegoroczny, wypoczynkowy urlop. Urlop, na który czekałam i który minął bardzo, bardzo szybko. To był urlop podczas którego nie myłam okien, nie prałam firanek czy lambrekinów (mam tylko w salonie), nie spędzałam każdego dnia na działce, nie malowałam ścian czy robiłam remontów. Nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, ale to był dobrze spędzony czas. Taki, który mi sprawiał radość, dawał kopa do działania. Miałam  trochę niedosytu, że nie zrealizowałam mojego planu urlopowrgo, ale to była wina pogody, a nie tego, że mi się nie chciało. Bo podczas urlopu chciało mi się bardzo wykorzystywać każdą chwilę. Uwielbiam morze i było mi kilka razy smutno, że zimna, morska wodą nie obmywa mi stop, a piasek nie lwpi się do posmarowanego oliwką czy balsamem ciała, ale będzie jeszcze taki czas, że będę pląsać w wodzie niczym nimfa wodna😁😁😁😁. Podczas urlopu zrobiłam łącznie ponad 240 km i to dla mnie ogromny sukces!!!! Byłam kilka raz w górach, jeździłam na rowerze, chodziłam na kije, szalałam w basenie. Jadłam więcej owoców i warzyw: truskawki, jagody, cukinia, ogórki, pomidory gościły na moim stole bardzo często. Obiady to makarony z semoliny, różne kasze, oczywiście różne sałatki. Pizze też wpadały czy jakieś slodycze😋😋😋, ale wyrzutów sumienia nie miałam🤭🤭🤭. Ograniczyłam kawę, piłam dużo wody - jak na mnie🤭🤭🤭. Taki w skrócie był mój urlop. O pracy pomyślałam po raz pierwszy w ostatnią środę czy po jakimś tygodniu czyli naprawdę się zresetowałam. Jutro wracam do korporacyjnego kieratu, w którym trzeba szybciej i więcej. Ale zmianę nawyków, którą rozpoczęłam z pierwszym dniem urlopu chcę kontynuować. Wiem, że będzie trudniej, ale metoda małych kroczków będzie odpowiednia. Dam radę. Chcę dać radę. Pozdrawiam Was mocno i życzę dobrego tygodnia, a wypoczywającym wielu urlopowych wrażeń. Ewa



24 lipca 2021 , Komentarze (12)

Tak, jakwczesniej napisałam pierworodny dostał się na studia i w czwartek oznajmił, że ma 4 dni na złożenie dokumentów. Myślę , 4 dni... ok... A on, że 4 łącznie z sobotą i niedzielą. No to już gorzej. Szybka decyzja, jedziemy jutro! W piątek wstajemy, zbieramy się wyruszamy. U nas jest chłodno, Wrocław nie jest jakoś daleko 120 km, ale tak zawsze ciepłej, myślę będzie dobrze się jechać...  Ja...zorganizowana matka, która nie zostawia niczego na ostatnią chwilę mówię do syna: ,,przygotuj wszystkie dokumenty, zgraj na pendrive'a bo może trzeba będzie coś poprawić, wszystko naszykuj i sprawdź do której jest czynny dziekanat.. bo wiesz, są wakacje, jest piątek, jest pandemia..." W piątek rano wsiadamy do samochodu i pytam ,,wszystko mamy? Dokumenty, telefony, powerbank czy ładowarka..." Tak, tak słyszę, wszystko mamy, możemy jechać. Wyruszamy... Nie mogę się skupić, myśli mi błądzą, chyba nie najlepiej wyglądam bo mąż pyta mnie kilka razy czy dobrze się czuje...  Przejeżdżamy jakieś 35 km mąż pyta znowu, a ja, że tak dobrze się czuje, ale chyba napije się wody,oo czym odwracam głowę i mówię do młodszego dziecka, żeby dał mi butelkę z wodą... A on rozgląda się, potem patrzy na mnie i mówi, że nie ma wody, mąż na to, że jest w plecaku, a dziecię, że nie ma plecaka...mąż zjechal z drogi, odwraca się się i pyta, a gdzie jest plecak, a chłopcy, że z tyłu go nie ma, więc mąż patrzy na mnie i mówi, że może do bagażnika dał... Sprawdza, niestety plecaka nie ma, czyli nie ma, portfela, kart, żadnej gotówki, dokumentów. Para buchidzi mężowi z uszu, niczym Szrekowi... Więc mówię kartę mam ją, w telefonie masz aplikacje eobywatel, więc bez paniki. A mój mąż? Wracamy i w tył zwrot. Jedziemy do domu, zabieramy plecak i jedziemy znowu. Jest już gorąco, słońce świeci, że szok, tirów na autostradzie od strony Zgorzelca niezliczona ilość... dojeżdżamy na miejsce, jest dobrze po godzinie. 11 pytam syna czy daleko ten dziekanat od miejsca, gdzie zaparkowalismy, a on, że nie tylko kilka kroków więc mówię to idź, a my zaraz dojdziemy i się spotkamy... Kilka chwil i syn jest spowrotem z całą teczką druków, harmonogramów itp... i mówi ,,a wiecie, że dziekanat w piątki czynny tylko do 12? Fajnie, że zdążyliśmy 😬😬😬😬. A potem 3 godzinny spacer po mieście - żadne galerie, sklepy tylko takie dreptanie, po którym byłam zmęczona. Potem jakiś obiad w knajpce i powrót do domu. Przyjechaliśmy bardziej zmęczeni niż po Śnieżce. Nasza rodzina przez cały piątek nie wystawiła nosa z domu, z powodu zmęczenia po czwartkowej wyprawie. A my dzisiaj rano na działkę; wyrwaliśmy dwie grządki cebuli, oberwałam pół wiaderka fasoli, przerwałam marchewkę, wyplewilam troszkę w astrach, zerwałam koperek i ogórki. I przyjechaliśmy do domu. Było przed 14, powiazaliśmy cebulę do suszenia, a potem pojechaliśmy na rowery. A teraz mąż robi pizze na kolację, a on jest w tym mistrzem. 

a Wam jak mija sobota?

pozdrawiam Ewa

23 lipca 2021 , Komentarze (32)

tak, tak, zdobyta💪💪💪. Moc była z nami😁😁😁. Napisałam Wam wcześniej, że boje się iść, bo nie wiem czy dam radę. Inaczej idzie się w góry z mężem, który wie jak chodzisz, jakie masz tempo, jak marudzisz, a inaczej z kimś, z kim wychodzi ,,raz na ruski rok". Umówiliśmy się pod ich blokiem na godz. 9. Moja rodzina ma tendencję do notorycznego spóźniania się, a tu pierwsze zaskoczenie - wszyscy czekają przy samochodzie gotowi do wyjazdu. Przyjeżdżamy do Karpacza i wysiada kuzynka - pełna profeska- buty ulala profesjonalne trekingowe, kije, ciuchy, dodatki i ...plecak (potem okazało się, że to lodówka), jej córka i mąż firmowe, nowe ciuchy, dzieci jak z pokazu modowego. Mąż córki kuzynki plecak i to pokaznych rozmiarów i jeszcze dziecko że swoim niczego sobie plecakiem. I się zaczęło: wyciągiem, my chcemy wyciągiem! Kuzynka: absolutnie nie, idziemy pieszo, to ja nie chcę, wracajmy, ja chcę do domu.... Decyzja podjęta, idziemy pieszo! Hurra myślę sobie, ale nadal się boję. Rozumiem ich obawy: mieszkają w stolicy jednego z europejskich państw, wszędzie jeżdżą samochodem lub motorem/skuterem... po kilkudziesięciu metrach słyszę ,,a my idziemy czarnym szlakiem? Miał być żółty.."☹️. Ale idziemy, co chwila postój, narzekanie, mijamy 800 metrów mąż staje, wszyscy się schodzimy i mąż mówi: słuchajcie może się zastanówcie bo przed nami jeszcze tak ponad 2 km takiej drogi, czy wracacie do wyciągu i spotkamy się pod wyciągiem, czy idziemy pieszo"? Idziemy wszyscy dalej😁😁😁. Po jakichś 200 metrach przerwa na jedzenie i tak do zdobycia szczytu. A to kanapki, a to fanta, cola, woda, herbata, kabanosy, batoniki, cukierki, chipsy, ciasteczka, sucha kiełbasa, śliwki, winogrona, pomidorki, ogórki, ogórki kiszone itp. A my na naszą trójkę termos z herbatą, butelka wody, mała paczka kabanosów i kilka bułek. Przed samym szczytem dylemat, która drogą wchodzimy, głosowanie i decyzja podjęta wchodzimy trasą krótszą, ale bardziej stromą. Zdobyliśmy szczyt po jakichś 3,5 godzinach od momentu kiedy wyruszyliśmy. Mnie dobrze się szło, przede wszystkim bylo mało turystów, nie było słońca, nie bylo gorąco, a momentami nawet chłodno. Posiedzieliśmy na szczycie jakąś godzinę i schodzimy. Idzie się dobrze, wszyscy zadowoleni, roześmiani więc myślę, że może przejdziemy się jeszcze... Jednak wracamy na dół...wyciągiem😭😭😭😭😭. Trudno😬😬😬. Mój  młodszy syn ma lęk wysokości i wtulił się w tatę, powoli spoglądał na góry, drzewa, czasem w dół. Był bardzo dzielny!!!! Ale powiedział, że następnym razem już nie pojedzie. Synu będziemy jak chcesz💪💪. Wiatr zerwał mi z głowy nowy daszek, ale co mi tam. Kupię następny 😁😁. Kuzynka powiedziała, że nie myślała że to tak będzie i następnym razem będzie schodziła pieszo, tak jak mąż jej córki, który jak ruszył wyciąg krzyczał, że aż jego córka odpowiednio to skomentowała 🤭🤭🤭. W sumie było fajnie, choć miałam i zresztą do tej pory mam niedosyt kilometrów. A dzisiaj zamiast odpoczywać pojechaliśmy do Wrocławia, zawieść dokumenty ponieważ syn dostał się na studia na Uniwersytet. Synu starszy gratuluję. Jestem z Ciebie dumna!!!

Będąc na szczycie pomyślałam vitalijki zdobyłam mój Mont Everest i macham do Was z samego szczytu.

pozdrswiam Ewa

21 lipca 2021 , Komentarze (14)

Witajcie w środowe przedpołudnie. Leżę sobie pod kocykiem na huśtawce, cicho śpiewa Krzysztof Krawczyk o swoich marzeniach, a ja się myślę, że za kilka dni kończę urlopu wrócę do zawodowego kieratu. W sumie jest chłodno, bo 16 stopni, białe niebo nie zapowiada polepszenia pogody, choć kto wie... Wczoraj rano poszliśmy na kije i zrobiliśmy ponad 7 km- niby niedużo, niby sporo, zależy jak dla kogo. Potem pojechaliśmy do Sosnówki, zostawiliśmy auto i powędrowaliśmy do Borowic, stamtąd do Grabowca. Tam jest taki malutki kościółek św. Anny, obok którego jest źródełko, według podań jego woda ma niezwykłą moc uzdrawiającą i przede wszystkim zapewniającą szczęście w miłości. Wystarczy nabrać w usta wody ze źródła i siedem razy okrążyć kapliczkę nie połykając ani kropli. Przypomnialam sobie, jak biegałam razem  dziećmi wokół kościółka... w sumie zrobiliśmy na tym spacerze ponad 13 km. W głowie mam rozmowę z kuzynka, która mówi o zdobyciu Śnieżki w piątek.... Kilka lat temu byliśmy razem i teraz chce powtórzyć wypad. Tylko, że wtedy jak wyszliśmy na trasę przed godz 10 to wróciliśmy po 19. Wleklismy się niemilosiernie, połowę drogi mój mąż niósł jej córkę na barana, bo jej mąż nie dawał rady. Teraz mamy iść grupą 9 osobową i nie w piątek, ale jutro. I zastanawiam się czy dam radę. Niby chodzę, niby ćwiczę, ale waga robi swoje...Dzisiaj nigdzie nie idziemy, bo jak powiedział mąż: oszczędzaj siły na jutro... Więc czytam teraz książkę i odpoczywam jaki posłuszna żona🤭🤭. Pozdrawiam Ewa

19 lipca 2021 , Komentarze (6)

W niedzielę rano poszliśmy na kije, jednak nie szliśmy przez las, ponieważ wszędzie mokro. Ale udało się zrobić 6 km. Po południu pojechaliśmy na rowery i zajechaliśmy na działkę. Przez te deszcze i ciepło chwasty takie, że momentami zastanawiałam czy dana roślina to np chwast czy jakiś kwiat🤭🤭🤭. Taki ze mnie działkowiec 😋😋. Ponieważ zostało mi do wsadzenia kilka kwiatów, ustaliliśmy, że jutro pojedziemy i może coś poplewimy. Ale wieczorem prognoza pokazywała, że będzie deszcz od około 8. Więc dzisiaj o 6.15 już wsadzałam do ziemi moje kwiatki. 😃😃😃 mąż wyrwał kilka chwastów i słowo się rzekło zaczęło padać. Zerwałam jeszcze kilka ogórków i w drogę do domu. Teraz nie pada, jest 16 stopni, a ja mam takiego lenia, że głowa boli. Może jakiś kopniak na rozpoczęcie tygodnia? 

pozdrawiam Ewa

18 lipca 2021 , Komentarze (8)

Przywitała mnie chmurami, w nocy padało i tak miało padać przez cały dzień. Pobechalis.y na zakupy i śmiałam się, że idealnie się wstrzeliśmy w godzinę bez kropel. Bo jakzaczelo potem padać to padało i padało. I potem znowu padało, a potem dalej padało. I nie był to taki kapuśniaczek czy siejka tylko porządny deszcz. Z tego przymusowego siedzenia w domu, myślę zrobię trening i zaczęłam ćwiczyć zaczęło jeszcze mocniej padać. Dzwonię do taty i pytam gdzie jest, a on, że ...na działce, a teraz pada i nie na jak wrócić. Więc mówię siedź na działce zaraz po ciebie przyjadę. A tata na to, żebym wziela jakiej wysokie buty to nie przejdę... Pojechaliśmy z małżem, oczywiście w kaloszach, główną aleją na działce potok taki, że szok, woda nie miała już gdzie wsiąkać w ziemię i stała... Zawieźliśmy tatę do domu i teraz trzeba wrócić do naszego domu. Mąż mówi pojedziemy tą drogą będzie wygodniej, bo jedna już zamknięta. Więc jedziemy, patrzymy druga też. Więc wybieramy trzecią. Ledwo przejechaliśmy, woda wybijała ze studzienek, wylewała się z rowów i wprost na drogę. Po jakiej godzinie dzwoni koleżanka i mówi, że droga którą przejechaliśmy właśnie została zamknięta... Po obiedzie i krótkim leniuchowaniu zrobiłam następny trening i tak mi minęła urlopowa sobota. Dzisiaj jest słońce, jest ciepło, wieje przyjemny wiatr. Teraz mąż planuje dokąd pójść w góry, bo przecież jak on mnie pyta dokąd chce iść to niezmiennie odpowiadam: w góry i najlepiej żeby było po prostym😁😁😁. Miłej niedzielWam życzę.