Tak, jakwczesniej napisałam pierworodny dostał się na studia i w czwartek oznajmił, że ma 4 dni na złożenie dokumentów. Myślę , 4 dni... ok... A on, że 4 łącznie z sobotą i niedzielą. No to już gorzej. Szybka decyzja, jedziemy jutro! W piątek wstajemy, zbieramy się wyruszamy. U nas jest chłodno, Wrocław nie jest jakoś daleko 120 km, ale tak zawsze ciepłej, myślę będzie dobrze się jechać... Ja...zorganizowana matka, która nie zostawia niczego na ostatnią chwilę mówię do syna: ,,przygotuj wszystkie dokumenty, zgraj na pendrive'a bo może trzeba będzie coś poprawić, wszystko naszykuj i sprawdź do której jest czynny dziekanat.. bo wiesz, są wakacje, jest piątek, jest pandemia..." W piątek rano wsiadamy do samochodu i pytam ,,wszystko mamy? Dokumenty, telefony, powerbank czy ładowarka..." Tak, tak słyszę, wszystko mamy, możemy jechać. Wyruszamy... Nie mogę się skupić, myśli mi błądzą, chyba nie najlepiej wyglądam bo mąż pyta mnie kilka razy czy dobrze się czuje... Przejeżdżamy jakieś 35 km mąż pyta znowu, a ja, że tak dobrze się czuje, ale chyba napije się wody,oo czym odwracam głowę i mówię do młodszego dziecka, żeby dał mi butelkę z wodą... A on rozgląda się, potem patrzy na mnie i mówi, że nie ma wody, mąż na to, że jest w plecaku, a dziecię, że nie ma plecaka...mąż zjechal z drogi, odwraca się się i pyta, a gdzie jest plecak, a chłopcy, że z tyłu go nie ma, więc mąż patrzy na mnie i mówi, że może do bagażnika dał... Sprawdza, niestety plecaka nie ma, czyli nie ma, portfela, kart, żadnej gotówki, dokumentów. Para buchidzi mężowi z uszu, niczym Szrekowi... Więc mówię kartę mam ją, w telefonie masz aplikacje eobywatel, więc bez paniki. A mój mąż? Wracamy i w tył zwrot. Jedziemy do domu, zabieramy plecak i jedziemy znowu. Jest już gorąco, słońce świeci, że szok, tirów na autostradzie od strony Zgorzelca niezliczona ilość... dojeżdżamy na miejsce, jest dobrze po godzinie. 11 pytam syna czy daleko ten dziekanat od miejsca, gdzie zaparkowalismy, a on, że nie tylko kilka kroków więc mówię to idź, a my zaraz dojdziemy i się spotkamy... Kilka chwil i syn jest spowrotem z całą teczką druków, harmonogramów itp... i mówi ,,a wiecie, że dziekanat w piątki czynny tylko do 12? Fajnie, że zdążyliśmy 😬😬😬😬. A potem 3 godzinny spacer po mieście - żadne galerie, sklepy tylko takie dreptanie, po którym byłam zmęczona. Potem jakiś obiad w knajpce i powrót do domu. Przyjechaliśmy bardziej zmęczeni niż po Śnieżce. Nasza rodzina przez cały piątek nie wystawiła nosa z domu, z powodu zmęczenia po czwartkowej wyprawie. A my dzisiaj rano na działkę; wyrwaliśmy dwie grządki cebuli, oberwałam pół wiaderka fasoli, przerwałam marchewkę, wyplewilam troszkę w astrach, zerwałam koperek i ogórki. I przyjechaliśmy do domu. Było przed 14, powiazaliśmy cebulę do suszenia, a potem pojechaliśmy na rowery. A teraz mąż robi pizze na kolację, a on jest w tym mistrzem.
a Wam jak mija sobota?
pozdrawiam Ewa